Niedzielny poranek. Uśmiechnąłem się sam do siebie, gdyż w końcu obudziłem się w swoim domu, w swoim ukochanym łóżku. Zaraz po zakończeniu rozprawy całą trójką, a właściwie czwórką pojechaliśmy do domu Bennettów, skąd ja i mój braciszek wzięliśmy swoje rzeczy, a następnie wróciliśmy z mamą do naszego domu. Resztę tego dnia spędziliśmy wszyscy razem chcąc nadrobić ten czas, który spędziliśmy osobno.
W pośpiechu założyłem dżinsy, biały podkoszulek, a na to moją ulubioną koszulę w kratę i zbiegłem na dół, do kuchni skąd wydobywały się smakowite zapachy. Gdy stanąłem w progu, zauważyłem mamę, która stała przy blacie i wyrabiała ciasto. Po cichu wszedłem w głąb pomieszczenia, a następnie wziąłem do rąk miskę z której zacząłem wyjadać krem.
- Zostaw, to do ciasta! - odezwała się moja rodzicielka i zdzieliła mnie ścierką po łapach.
- Jest jakaś specjalna okazja? - spytałem, niechętnie odkładając miskę na blat.
- Lydia ma wpaść popołudniu z Grace. - odparła wycierając ręce w fartuch.
Cały się zjeżyłem na te słowa, jednak starałem się tego nie okazywać. Nie ma mowy, przecież Grace nie przyjdzie, choćby matka ją wołami chciała zaciągnąć. Nasza ostatnia kłótnia była najpoważniejszą jaką dotychczas mieliśmy. Przyznam, że trochę żałuję iż tak na nią naskoczyłem mimo że naprawdę na to zasługiwała.
To jak zachowała się wobec Malissy było naprawdę chamskie. Rozumiałem, gdy obrażała Rubby czy Raul'a, bo w sumie wszyscy to robiliśmy, ale jej obecnego zachowania nigdy nie rozumiem. Jesteśmy przyjaciółmi na dobre i na złe, powinna szanować to, że jestem z Mel jeżeli nawet jej się to nie podoba. Powinna uszanować moją decyzję.
- Kochanie wszystko w porządku? - z rozmyśleń wyrwał mnie troskliwy głos matki.
- Co? A, tak w porządku. - uśmiechnąłem się starając się wyglądać przekonująco.
- Czy jest coś o czym powinnam wiedzieć? - spytała unosząc jedną brew.
Przełknąłem nerwowo ślinę, próbując uwolnić się od przenikliwego spojrzenia swojej matki. Jak ona u diabła to robi, że zawsze wie iż stało się coś złego lub że coś mnie gryzie. To chyba jakiś rodzicielski radar albo coś w tym stylu.
- Pokłóciłem się z Grace, albo raczej.. zakończyłem naszą przyjaźń. - powiedziałem smutnym głosem.
- Ale jak to? Zawsze byliście nierozłączni. Co się stało? - spytała siadając przy stole.
- Niedawno zacząłem spotykać się z jedną dziewczyną, Melissą. Grace stała się strasznie zazdrosna i cały czas robiła mi jakieś awantury, a ostatnio obraziła Mel. Kompletnie nie rozumiem o co jej chodzi. Jesteśmy przyjaciółmi i powinna cieszyć się moim szczęściem. - wytłumaczyłem.
Oparłem się o blat i założyłem ręce na klatce piersiowej. Kiedy powiedziałem mamie, co leży mi na sercu zrobiło mi się jakoś lepiej, jednak wciąż byłem.. smutny? Tak, to chyba dobre określenie.
Mama przez długi czas siedziała w absolutnej ciszy, jakby analizowała to co jej przed chwilą powiedziałem. Miałem nadzieję, że w choć małym stopniu mi pomoże, doradzi co mam robić. Jeżeli ktoś może wiedzieć co siedzi pod tą blond czupryną to właśnie ona. Jest kobietą i ją rozumie.
- Cóż kotek, co ja mogę powiedzieć. Zawsze byliście blisko i wszystko robiliście w trójkę, Grace musiała poczuć się odrzucona i zazdrosna.
- Kiedy ona zaczęła spotykać się z Carlosem nie byłem zazdrosny i nie robiłem jej wyrzutów. - burknąłem jednocześnie zdając sobie sprawę z tego że kłamię. Byłem zazdrosny i to cholernie, bo ten frajer zabrał dziewczynę, która jest dla mnie najważniejsza.
- Może powinniście ze sobą bardzo poważnie porozmawiać, powiedzieć sobie czego od siebie oczekujecie. - zaproponowała. - Wiem jak bardzo wam na sobie zależy. Nie możecie tak po prostu zakończyć przyjaźni, która przetrwałą już naprawdę wiele rzeczy.
- Wiem. - szepnąłem.
Mama podniosła się na równe nogi i przytuliła mnie mocno. Odwzajemniłem uścisk, jednocześnie chowając twarz w jej włosach. Naprawdę mi tego brakowało, tej miłości którą nas zawsze otacza. Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie, więc przykleiłem do twarzy sztuczny uśmiech.
- Pójdę się przejść, niedługo wrócę. - powiedziałem i wyszedłem wręcz wybiegłem z domu po drodze zabierając deskorolkę.
Gdy znalazłem się na zewnątrz wziąłem głęboki wdech, a następnie wskoczyłem na deskorolkę i w tym momencie poczułem się wolny, tak jak jeszcze nigdy wcześniej.
* * *
Wolnym krokiem zszedłem na dół, skąd dobiegały śmiechy kilku osób. Czułem jak moje serce zaczyna bić sto razy szybciej. Wiem, że to głupie, ale bałem się. Co mam jej powiedzieć kiedy staniemy twarzą w twarz? Jeżeli w ogóle będzie chciała ze mną gadać. Cóż, sądząc po tym, że ostatnio robi mi tylko awantury stwierdzam, że nawet nie będzie chciała na mnie spojrzeć.
Zatrzymałem się w progu salonu i dopiero po chwili zorientowałem się, że w pomieszczeniu znajdują się tylko trzy osoby, nie licząc mnie. Zdezorientowany obejrzałem się za siebie, mając wrażenie że może ją przeoczyłem, że może na chwilę wyszła, ale nie było jej. Wzruszyłem ramionami i wszedłem w głąb pokoju. Gdy jedna z desek skrzypnęła, cała trójka odwróciła się i spojrzała prosto na mnie. Pani Lydia uśmiechnęła się ciepło na mój widok.
- Cześć Nathan. - przywitała się wesoło.
- Dzień Dobry. - wyszczerzyłem się i przytuliłem ją na powitanie.
- Jak się czujesz? - spytała z troską.
- Dobrze, dziękuje. - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Po chwili jednak ten uśmiech przygasł, gdy postanowiłem zadać pytanie, które zaczęło krążyć po mojej głowie. - A czy przypadkiem Grace też nie miała przyjść?
Kobieta wyraźnie posmutniała. Od razu zacząłem się zastanawiać o co może chodzić. Tu na pewno musi chodzić o coś poważnego. Jeżeli Grace znowu wyszła z tym patałachem? Boję się, że on znowu może jej podać narkotyki i zrobić jej krzywdę, a ja nie będę mógł jej pomóc.
- Grace została w domu, źle się czuła. - powiedziała próbując mnie uspokoić. Chyba nie myślała, że odpuszczę tak łatwo.
- Co jej się stało? - spytałem trochę zbyt ostro.
- Nathan! - upomniała mnie mama.
Nawet na nią nie spojrzałem tylko przez cały czas hardo patrzyłem w oczy matki mojej przyjaciółki. Nie odpuszczę tak łatwo, nie jeśli chodzi o moich najbliższych. Może i Bennett ostatnio zachowuje się jak wariatka, jednak to nie zmienia faktu, że mi na niej zależy.
Pani Lydia westchnęła zrezygnowana, a następnie palcem wskazującym oraz kciukiem potarła czoło, jakby chciała się pozbyć bólu głowy. Obserwowałem ją bacznie, czekając aż w końcu odpowie na zadane przeze mnie pytanie.
- Jutro mamy iść do więzienia, po miesięcznej nieobecności, na widzenie z Tom'em. Grace bardzo to przeżywa. Całą wczorajszą noc przepłakała. - powiedziała smutnym głosem.
Mój oddech przyspieszył, a ręce zaczęły się trząść. Nie mogłem tak po prostu siedzieć w domu i nic nie robić, kiedy moja przyjaciółka potrzebowała teraz kogoś obok siebie. Jestem pewny w stu procentach, że Carlos nawet dupy do niej nie ruszył.
- Przepraszam. - szepnąłem i wybiegłem z domu, po drodze zabierając deskorolkę.
Jadąc chodnikiem niezdarnie wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wybrałem numer Scott'a. Cierpliwie czekałem aż odbierze, jednocześnie próbując uspokoić myśli, które huczały w mojej głowie, gryząc niczym pszczoły.
- Hej stary. Co jest? - w końcu usłyszałem mojego przyjaciela.
- Spotkajmy się za dziesięć minut u Grace. - mruknąłem zdyszanym głosem.
- Ok, ale co się stało? Scott wyraźnie się zaniepokoił.
- Wszystkiego się dowiesz jak przyjdziesz. - powiedziałem i rozłączyłem się.
* * *
Spotkałem Scott'a pod domem naszej przyjaciółki. Chłopak o nic nie pytał tylko razem ruszyliśmy do drzwi. Początkowo chcieliśmy zapukać, jednak szybko zrezygnowaliśmy z tego pomysłu i po prostu weszliśmy do środka. W cały domu panowała absolutna cisza, można by pomyśleć że nikogo nie było.
- Grace?! - krzyknął Scott rozglądając się dookoła.
Zajrzałem do salonu z nadzieją, że może tam będzie, jednak salon był pusty. Wróciłem z powrotem na korytarz, gdzie stał Craven. Chłopak spojrzał na mnie marszcząc lekko brwi. Chyba czekał, aż w końcu wytłumaczę o co w ogóle chodzi.
- Bennettowie idą jutro na widzenie. - powiedziałem cicho. - Pani Lydia powiedziała, że Grace strasznie to przeżywa.
Scott skrzywił się delikatnie. Najwyraźniej on również pamięta, jak musieliśmy pocieszać i wspierać naszą przyjaciółkę, zaraz po tym, jak jej ojciec trafił do więzienia i wszyscy zaczęli się z niej naśmiewać. To był mroczny i trudny okres dla nas wszystkich.
Ostatni raz rozejrzałem się dookoła z nadzieją, że może coś mi umknęło. Po chwili jednak westchnąłem zrezygnowany. Nagle mnie olśniło. Jej pokój!
Machnąłem ręką na Craven'a i puściłem się biegiem po schodach. Gdy tylko znalazłem się przed drzwiami jej sypialni, zacząłem się do nich dobijać, jednocześnie głośno powtarzając imię dziewczyny.
- Grace jesteś tam? - odezwał się Scott.
W odpowiedzi otrzymaliśmy stłumiony szloch należący do naszej przyjaciółki.
- Grace otwórz, proszę! - znowu zacząłem pukać do drzwi.
- Zostawcie mnie! - krzyknęła drżącym głosem.
- Wiemy co się stało. Chcemy ci pomóc. - próbował ją przekonać Scott.
Przez kilka minut nie było słychać nic poza cichym szlochaniem. Zaczynałem powoli tracić nadzieję, że w ogóle nam otworzy. Po chwili jednak naszych uszu doszedł charakterystyczny odgłos kapci szurających o podłogę. Nagle drzwi się otworzyły i naszym oczom ukazała się cała zapłakana Grace. Dziewczyna drżała na całym ciele, a po jej policzkach wciąż spływały kolejny łzy.
Bez słowa przytuliliśmy ją mocno, a ona jeszcze bardziej się rozpłakała. Łkała głośno, wtulając się w nas mocno, szukając pocieszenia. Dziwnie się czułem, kiedy tak staliśmy. Nie bardzo wiedziałem co mam robić, jednak mimo wszystko cieszyłem się, że podjąłem taką decyzję i przyszedłem tu. Nie chciałbym, żeby Grace była teraz sama.
* * *
Siedziałem razem z Scott'em na wielkiej podusze, naprzeciwko Grace, która z kolei siedziała skulona na swoim łóżku. Wpatrywałem się w nią w ciszy od dobrych dziesięciu minut, czekając aż wreszcie coś powie, jednak z każdą kolejną sekundą miałem wrażenie, że ta chwila jednak nie nastanie.
Westchnąłem cicho, czym zwróciłem uwagę mojego przyjaciela, a następnie niezdarnie podniosłem się na równe nogi i podszedłem bliżej łóżka. Kucnąłem naprzeciwko blondynki i położyłem dłonie na jej stopach. Dziewczyna wzdrygnęła się, gdyż była bardzo zamyślona i nie spodziewała się, że ktoś ją dotknie.
Spojrzała mi prosto w oczy, przygryzając nerwowo wargę. W jej błękitnych tęczówkach dostrzegłem ból, strach i niepewność.
- Boję się. - szepnęła, a po jej policzku spłynęła samotna łza. - Nawet na samym początku tak się nie czułam.
- Wszystko będzie w porządku. - powiedział Scott siadając na łóżku, obok Bennett. - Przecież to nie jest pierwszy raz.
- Wiem, ale.. - urwała i zamknęła oczy, zastanawiając się co powiedzieć. - ..nie potrafię wam tego wytłumaczyć. Po prostu w środku czuję strach, że coś pójdzie nie tak.
- Jestem przekonany, że nic złego się nie stanie. - Craven uśmiechnął się ciepło.
Milczałem, nie wiedząc co mam powiedzieć, jak mam się zachowywać.Spuściłem głowę i od jakiegoś czasu uparcie wpatrywałem się w swojej buty, jednocześnie skubiąc zębami dolną wargę. Nagle poczułem ciepłą, drobną dłoń na policzku. Machinalnie spojrzałem w górę. Grace patrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Spróbowałem się uśmiechnąć, ale raczej kiepsko mi to wyszło.
- Przepraszam Wszystko spieprzyłam. - powiedziała cicho.
- Nie da się ukryć. - mruknąłem.
- Ja po prostu.. nie chcę was stracić. Zawsze trzymaliśmy się razem, a teraz? Oddalamy się od siebie, nie podoba mi się to. - próbowała się wytłumaczyć.
- To nie tłumaczy twojego wrednego zachowania. - zauważył Scott.
- Wiem, ale.. - zaczęła.
- Ale co? - burknąłem zrywając się na równe nogi. - Grace do cholery, to ty pierwsza zaczęłaś się od nas oddalać! Odkąd spotykasz się z Carlosem nigdy nie masz dla nas czasu! Teraz próbujesz zwalić winę na nas? - przez cały czas patrzyłem jej prosto w oczy. Kątem oka widziałem jak Scott powoli kiwa głową zgadzając się ze mną. - Zastanów się o czym w ogóle mówisz.
Grace rozpłakała się niczym mała dziewczynka i schowała twarz w dłoniach. Źle się czułem patrząc na jej łzy, ale musiałem to powiedzieć. Jej tok myślenia działam mi na nerwy.
- Wiesz, że między nami już nigdy nie będzie tak samo? - spytałem cicho, wracając do poprzedniej pozycji.
- Wiem, ale chcę chociaż spróbować wszystko naprawić. Nie chcę was stracić chłopcy. - szepnęła.
- Myślisz, że my chcemy stracić ciebie? - Craven uśmiechnął się i delikatnie ścisnął dłoń dziewczyny.
Dziewczyna spojrzała najpierw na Scott'a, później na mnie, a na jej buzi zagościł uśmiech. Także się uśmiechnąłem widząc jak w jej oczach pojawiają się iskierki nadziei.
- Kocham was głupole. - powiedziała, a po chwili zaczęła się śmiać, ponieważ na mojej jak i na Scott'a twarzy pojawił się grymas.
- My ciebie też wredna małpo.- odparłem.
Całą trójką zaczęliśmy się śmiać, a po chwili zrobiliśmy "grupowy" uścisk. Byłem szczęśliwy jak dziecko. Znowu mam przy sobie moich przyjaciół. Mam nadzieję, że to się już nie zmieni. Nie chcę znowu przeżywać tego koszmaru.
* * *
Dzisiaj zaprosiłem Melissę do mnie na kolację, gdyż moja mama chciała poznać dziewczynę, która tak bardzo zawróciła w głowie jej kochanego synka. Na początku nie byłem przekonany co do tego pomysłu, właściwie byłem przerażony tą wizją. Muszę jednak przyznać, że spędziliśmy naprawdę miło czas, czego w ogóle się nie spodziewałem.
Leżałem na łóżku z moją dziewczyną uśmiechając się pod nosem. Cieszyłem się, bo moja mama bardzo polubiła Melissę, a ja liczę się z jej zdaniem, może nie w każdej sprawie, ale jednak. Nie rozmawiałem jeszcze z nią na ten temat, ale podczas kolacji dało się zauważyć ten błysk w jej oczach, gdy widziała nas razem.
Przytuliłem ją mocniej do siebie i pocałowałem w czubek głowy, a ona mruknęła z aprobatą i podniosła się, by móc spojrzeć mi w oczy, w jej własnych widziałem dużo czułości i miłości, co bardzo mi się podobało. Lubiłem kiedy tak na mnie patrzyła, wtedy po moim ciele rozlewało się przyjemne ciepło, a serce zaczynało mi bić znacznie szybciej. Niesamowite, że taka niewinna, słodka istotka tak bardzo potrafi wywrócić cały twój świat do góry nogami.
Nagle usiadła na mnie okrakiem i wpiła się w moje usta z agresją, której w ogóle się po niej nie spodziewałem. Nie żeby mi to przeszkadzało, wręcz przeciwnie, mogła tak robić częściej, ale byłem naprawdę zaskoczony. Przez cały czas uważałem ją za grzeczną dziewczynkę, a tu proszę. Prawdziwa diablica.
Kiedy po kilku minutach niechętnie oderwaliśmy się od siebie, nam obojgu ciężko było złapać oddech. Wpatrywałem się w jej oczy z łobuzerskim uśmiechem, przez co rumieńce na jej policzkach stały się jeszcze większe. Opuszkami palców dotknąłem jej zarumienionej twarzy, a następnie szybko cmoknąłem ją w same usta.
- Możesz robić tak częściej. - powiedziałem lekko zdyszanym głosem.
- Nie ma sprawy. - wydukała i przygryzła wargę w tak seksowny sposób, że poczułem jak mój krok twardnieje.
Melissa uniosła brew uśmiechając się półgębkiem, a ja zrobiłem niewinną minkę.
- Nathan! Opanowałbyś się. - mruknęła, a uśmiech wciąż nie znikał z jej twarzy.
- No co? Nad tym się nie da zapanować. - burknąłem.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zatkałem jej usta swoimi. Całowałem ją z miłością, pasją i pożądaniem, które we mnie wzbudziła. Nic nie poradzę na to, że ona tak na mnie działa. Jeszcze nigdy, przy żadnej dziewczynie tak się tak nie czułem, nawet wtedy w skateparku przy Grace. Owszem miałem "motylki" w brzuchu, moje serce biło jak oszalałe, ale nie czułem TEGO co teraz.
Nie przerywając pocałunku wsunąłem dłoń pod koszulkę dziewczyny, która po chwili rozpoczęła wędrówkę do zapięcia od jej stanika. W tym momencie Mel odsunęła się ode mnie i skarciła wzrokiem. Uśmiechnąłem się łobuzersko i znowu chciałem ją pocałować, jednak ona odsunęła się jeszcze bardziej.
- Twoja mama jest na dole. - mruknęła wciąż patrząc na mnie karcąco.
- No i? Niech wie, że się kochamy. - powiedziałem poruszając brwiami.
- Nathan! - uderzyła mnie lekko w ramię, przez co zacząłem się śmiać.
Nie zważając na jej protesty wpiłem się w jej usta i znowu spróbowałem odpiąć jej stanik. W tym momencie drzwi od mojego pokoju zaczęły się otwierać. Mel szybko położyła się obok mnie i jeszcze raz mnie uderzyła, ale tym razem w klatkę piersiową.
Do środka wskoczył mój kochany braciszek, który jak zwykle ma wyczucie czasu. Lucas podbiegł do łóżka, a następnie wszedł na nie, kładąc się pomiędzy mną, a moją dziewczyną. Młody uśmiechnął się wesoło i zaczął machać jakąś książką. Myślałem, że zrobię mu krzywdę, mimo iż bardzo go kocham.
- Melissa poczytasz mi bajkę? - spytał słodkim głosikiem.
- Oczywiście. - odparła dziewczyna uśmiechając się do chłopca.
Mel wzięła książeczkę od mojeg brata, który wciąż szczerzył się jak przygłup. Kiedy zaczęła czytać, spojrzałem na młodego morderczym wzrokiem, a on w odpowiedzi pokazał mi język. Melissa zaśmiała się pod nosem, kątem oka widząc całą sytuację. Westchnąłem zrezygnowany i położyłem się wygodnie na poduszkach. Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w spokojny, melodyjny głos mojej dziewczyny.
________________________________________
Dzieńdoberek kochani!
Postanowiłam wam zrobić mały prezent i napisałam rozdział. Cóż może i nie do końca jestem z niego zadowolona, ale myślę że wam się spodoba ;)
Mam do was malutką prośbę. Jeżeli ktoś chciałby być informowany o nowych rozdziałach, to chciałabym aby pod tą notką mnie o tym powiadomił, a ja zrobię specjalną zakładkę, gdzie wszystkich zapiszę.
To chyba tyle.
Pozdrawiam cieplutko
@Twinkleineye
środa, 23 stycznia 2013
wtorek, 15 stycznia 2013
Rozdział 18
Było już dawno po północy, jednak wciąż nie mogłem spać, męczyły mnie dziwne przeczucia. Przez cały czas mam wrażenie, że niedługo wydarzy się coś złego. Dziwne, co nie? Co takiego może się wydarzyć? Oprócz tego, przez cały czas myślę o mojej kolejnej kłótni z Grace. Kompletnie nie rozumiem o co jej chodzi. O to że jestem z Melissą? Przecież to chore. Jest moją przyjaciółką i powinna chcieć mojego szczęścia, a zamiast tego ciągle robi mi jakieś wyrzuty. Mam wrażenie, że ona naprawdę jest zazdrosna i że nie chodzi o to, że nic jej nie powiedziałem o moim związku.
Zdenerwowany zerwałem się z łóżka, jednocześnie starając się nie obudzić Lucasa. Zszedłem na dół przeczesując dłonią włosy i przecierając twarz. Kiedy wszedłem do kuchni zatrzymałem się jak wryty, gdy zobaczyłem panią Bennett, która siedziała przy stole i piła herbatę. Spojrzałem na nią zdziwiony, a ona w odpowiedzi westchnęła zrezygnowana i zmęczonym gestem przetarła oczy.
- Grace nie wróciła jeszcze z randki. - powiedziała cicho, a jej głos drżał lekko. Naprawdę bardzo martwiła się o córka, czemu w ogóle się nie dziwię. Grace ostatnio miewa bardzo dziwne pomysły.
- Proszę się iść położyć, ja na nią zaczekam. - zaproponowałem po raz kolejny przeczesując włosy.
- Nie. Powinieneś się wyspać, masz jutro szkołę. - próbowała mi jakoś wybić ten pomysł z głowy.
- A pani pracę. - mruknąłem unosząc brwi. - Ja mogę spać na lekcji i tak mam już przechlapane u Hoke'a, a z tego co wiem to pani nie może spać w bibliotece. - wzruszyłem ramionami.
Kobieta patrzyła na mnie przez kilka minut w milczeniu, aż w końcu zrezygnowana wstała na równe nogi. Podeszła do mnie i przytuliła mnie delikatnie. Niepewnie odwzajemniłem gest i mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem.
Pani Lydia wypuściła mnie ze swoich objęć i leniwie ruszyła schodami na górę do swojej sypialni. Zatrzymała się jednak w połowie i spojrzała na mnie troskliwie.
- To będzie pierwszy i ostatni raz. - pogroziła mi palcem, jednocześnie uśmiechając się pod nosem.- Nie chcę, żebyś miała jeszcze większe problemy w szkole. - dodała.
Machnąłem lekceważąco ręką i uśmiechnąłem się serdecznie. Pani Bennett z uśmiechem pokręciła głową i ruszyła ku górze. Kiedy moich uszu doszedł charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi skierowałem się do salonu i ułożyłem się wygodnie na kanapie.
Nie wiem jak długo leżałem wpatrując się w sufit i rozmyślając o wszystkim co się wydarzyło w ostatnim czasie. Miałem wrażenie, że trwało to kilka minut, jednak kiedy spojrzałem na zegar wiszący nad drzwiami kuchni, zorientowałem się, że minęła już godzina. Zdenerwowany zacząłem krążyć bez celu po salonie, kuchni i korytarzu, mając nadzieję że w ten sposób jakoś zabiję czas.
Zaczynałem rozumieć czemu pani Bennett była aż tak podenerwowana. Sam już zaczynałem tracić cierpliwość. Bałem się, że Grace mogło stać się coś złego. Mimo iż ona nie chce ze mną gadać, to nie zmienia faktu, że wciąż będę się o nią martwił. Może i jestem z Melissą, ale wciąż coś czuję do Grace i to się raczej nie zmieni.
Obróciłem się kilka razy wokół własnej osi i właśnie wtedy drzwi wejściowe się otworzyły. Od razu się zatrzymałem i spojrzałem w tamtym kierunku. W progu stała, ledwo stała moja przyjaciółka. Na pierwszy rzut oka wyglądała jakby była pijana. Bełkotała coś pod nosem, nogi, a także ręce jej drżały i ogólnie nie mogła utrzymać równowagi.
Kiedy potknęła się o własne nogi momentalnie do niej podbiegłem i w ostatniej chwili uratowałem przed upadkiem. Gdy była tak blisko mnie, mogłem wyczuć odór alkoholu, ale.. nie było go. Postawiłem ją szybko na równe nogi, zamknąłem dokładnie drzwi i poprowadziłem blondynkę do salonu, gdzie zapaliłem małą
lampkę, by móc się jej lepiej przyjrzeć.
Była strasznie blada, bardziej niż zwykle. Jej oczy były czerwone, załzawione i świeciły dziwnym blaskiem. Wpatrywałem się w jej twarz przez kilka sekund, aż w końcu dotarło do mnie coś co powinienem zrozumieć od razu. Ona nie była pijana, ona była pod wpływem jakiegoś narkotyku.
Zakląłem cicho pod nosem i pomogłem przyjaciółce usadowić się na kanapie. Kiedy tylko usiadła odepchnęła mnie od siebie, mamrocząc pod nosem wiązankę przekleństw. Przygryzłem wargę i pokręciłem głową, starając się zachować spokój.
Blondynka zamknęła oczy i jej ciało bezwładnie opadło na kanapę. Zareagowałem od razu. Pomogłem jej z powrotem usiąść i potrząsnąłem nią delikatnie, by nie zasnęła. Musiałem się czegoś od niej dowiedzieć i to jak najszybciej.
- Grace? Grace nie zasypiaj do cholery! - warknąłem, starając się nie podnosić głosu. Nie chciałem obudzić pani Bennett i Lucasa.
- Odwal się. - burknęła niewyraźnie.
- Carlos ci coś podał? - nie mogłem po prostu odpuścić.
- Carlos to mój chłopak i nie skrzywdzi mnie w przeciwieństwie do ciebie. - stawała się coraz bardziej senna i ledwo rozumiałem co do mnie mówi.
- Kocham cię Grace i nigdy bym cię nie skrzywdził. - szepnąłem czując jak do oczu napływają mi łzy. Wiedziałem, że i tak nie będzie pamiętać tego co powiedziałem.
- Spierdalaj ode mnie. Nie jesteś moim przyjacielem. Jesteś dla mnie nikim. - warknęła i znowu mnie odepchnęła, ale tym razem znacznie mocniej, przez co wylądowałem na podłodze.
Zabolały mnie jej słowa mimo, iż nie powiedziała ich świadomie, przynajmniej tak mi się wydaje. Słowa pijanych to myśli trzeźwych. Może z narkotykami jest tak samo? Mimowolnie po moim policzku spłynęła samotna łza. Znowu okazałem się słaby.
Patrzyłem jak dziewczyna na miękkich nogach idzie na górę. Byłem przygotowany, by w razie czego pobiec do niej i pomóc dojść do pokoju, jednak nie było takiej potrzeby. Sama bardzo dobrze sobie poradziła.
Kiedy zostałem sam, nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Tak po prostu. Miałem już cholernie dość.
Wszystko co się dzieje przerasta mnie. Najgorsze jest to, że nawet nie mam się komu zwierzyć. Owszem mam Melissę, ale nie chcę jej obciążać wszystkimi moimi problemami. Poza tym, potrzebuję się wygadać przyjacielowi, takiemu jak Scott, ale niestety przez swoją głupotę go straciłem.
* * *
Stałem z moją dziewczyną na dziedzińcu szkolnym śmiejąc się i rozmawiając na przeróżne tematy. Dzięki niej choć na chwilę mogłem zapomnieć o zmartwieniach. Kiedy tylko ją widzą, od razu na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech i wszystkie problemy schodzą na dalszy plan.
Przytuliłem ją mocno do siebie i pocałowałem w usta rozkoszując się to chwilą. Nie wiem jak długo to trwało, ale w pewnej chwili naszych uszu doszło głośne chrząknięcie. Będąc pewnym, że to któryś z nauczycieli odsunąłem się szybko od dziewczyny i spojrzałem w bok. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast Hoke'a czy pani Thomas zobaczyłem.. Grace.
Blondynka patrzyła na nas z obrzydzeniem i kpiną w oczach, którą od razu zauważyłem. Złożyłem ręce na piersi, chcąc jej pokazać, że mam do niej taki sam stosunek jak ona do mnie. Źle się z tym czułem, bo środku miałem ją ochotę wyściskać i przeprosić, chociaż nie wiem nawet za co.
- Możemy pogadać? - spytała z wyraźną niechęcią.
Uniosłem brwi w zdziwieniu. O co może jej chodzić? Zapewne wszystko co miała mi do przekazania, nieświadomie powiedziała już wczoraj.
- Słucham. - burknąłem.
Grace spojrzała na Melissę i uśmiechnęła się złośliwie.
- Masz ładne nogi. Zrób z nich użytek i spierdalaj stąd. - warknęła.
Znam Grace od dziecka, ale nigdy nie pomyślałbym, że powie coś takiego i to do mojej dziewczyny. Bennett jest mi cholernie bliska, ale to było przegięcie.
- Hej! Nie masz prawa się tak do niej zwracać! - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Nathan w porządku. - odezwała się Mel, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Jeżeli w ten sposób musi wyładować emocje to niech jej będzie. - powiedziała ze spokojem.
Grace prychnęła pod nosem, ale ją zignorowałem. Jej zachowanie naprawdę zaczynało działać mi na nerwy. To co robiła nie było normalne.
- Pogadajcie sobie. Zobaczymy się później. - powiedziała cicho i chciała pójść, ale złapałem ją za rękę i z namiętnością wpiłem się w jej usta.
Kątem oka zauważyłem błysk zazdrości w oczach blondynki. Po chwili Mel odsunęła się ode mnie i z delikatnym uśmiechem na ustach ruszyła w kierunku szkoły. Z wściekłością spojrzałem na Grace, która wpatrywała się we mnie obojętnie.
- Co to miało być do cholery?! - naskoczyłem na nią. - Zaczynasz naprawdę świrować i zachowywać się jak.. Rubby, a to nie jest dobrze. - burknąłem.
- Gdybyś mnie nie okłamał..
- Skończ pierdolić! - krzyknąłem, a kilka osób spojrzało na mnie zszokowane. - Wcale nie chodzi o to, że nie powiedziałem ci o tym że spotykam się z Mel! Jesteś po prostu zazdrosna, że teraz więcej czasu spędzam z nią i nie jestem na każde twoje zawołanie! Wiesz co? To co mi wczoraj powiedziałaś jest prawdą. Nie jestem twoim przyjacielem, a ty nie jesteś moją przyjaciółką. Już nie. - widziałem w jej oczach, że nie rozumie o co mi chodzi. Nie pamięta nic z tego co się wczoraj stało. Może tak powinno być.
Wycofałem się powoli widząc jak w oczach dziewczyny pojawiają się łzy. Najwyraźniej dopiero teraz zrozumiała do czego doprowadziła. Niestety teraz jest już trochę za późno.
* * *
Zdenerwowany krążyłem po korytarzu w tę i z powrotem. Zostało już tylko kilka minut do rozpoczęcia rozprawy przeciwko Greg'owi. Bałem się tego co się za chwilę wydarzy, ale jeszcze bardziej bałem się, że nasza mama się nie pojawi, że ma mi za złe że złożyłem zeznania przeciwko jej ukochanemu. Tęsknie za nią, za wieczorami, które spędzaliśmy grając w gry czy po prostu rozmawiając. Tęsknie nawet za awanturami, które mi robiła za złe zachowanie w szkole i oceny. Mimo, że nie zawsze się dogadujemy, jest moją matką i kocham ją pomimo wszystko.
- Nathan nie denerwuj się. - powiedziała cicho pani Bennett .
- Co jeśli nie przyjdzie? - spytałem.
- Wszystko będzie w porządku, tylko musisz w to uwierzyć. - uśmiechnęła się do mnie.
Nagle obok mnie przeszedł mój ojczym wraz ze swoim adwokatem. Mimowolnie przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Greg spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym, że i tak z nim nie wygram. Może i ma rację, ale i tak chcę spróbować. Dopóki walczę jestem zwycięzcą.
Początek rozprawy. Musiałem znowu opowiedzieć, jak mój ojczym znęcał się nade mną i nad moim bratem, ale też powiedziałem o tym co widziałem ostatnio, o tym jak uderzył moją matkę. Lucas został przesłuchany w obecności jakiegoś psychologa, gdyż jest jeszcze dzieckiem i niewiele rozumie z tego co się dzieje.
Greg oczywiście wszystkiemu się wypierał, twierdząc że po prostu chcę się go pozbyć, bo nie podoba mi się to, że jest z moją matką, a sprawę moje pobicia wytłumaczył, że pewnie biłem się z jakimś chłopakiem w szkole.
Powoli zaczynałem tracić nadzieję, że wygram rozprawę i że ten sukinsyn trafi wreszcie tak gdzie jego miejsce. Miałem wrażenie, że sędzia wieży w to co mówi ta gnida. Jednak właśnie w tym momencie na sali pojawiła się moja matka. Byłem pewny, że to sen, że za chwilę się obudzę w środku piekła. Nawet uszczypnąłem się w rękę.
Mama opowiedziała o wszystkim co robił nam Greg, jak nas bił i poniżał. Mówiła jak bardzo żałuje, że nie zareagowała na to wszystko dużo wcześniej. Słuchając tego, miałem ochotę się rozpłakać. Wybaczyłem jej wszystko.
Wyszedłem z sali rozpraw szczęśliwy jak małe dziecko. Greg został uznany za winnego i sąd skazał go na siedem lat więzienia, a poza tym mama postanowiła wnieść pozew o rozwód, oczywiście z winy Grega. Kiedy tylko znaleźliśmy się na korytarzu pani Bennett wyściskała mnie mocno, ciesząc się razem ze mną. Grace nawet się nie pojawiła. Niby ją rozumiem, ale mimo wszystko było mi przykro.
Gdy pani Lydia wypuściła mnie ze swoich objęć, poczułem jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Odwróciłem się lekko przestraszony, jednak szybko się ogarnąłem widząc twarz mojej rodzicielki. Uśmiechnąłem się do niej nieśmiało, a ona przytuliła mnie mocno.
- Przepraszam Nathan. Przepraszam, że byłam taka głupia. - szepnęła drżącym głosem.
- Nie ważne mamo. Liczy się to, że jesteś tu teraz. - powiedziałem ze ściśniętym gardłem.
Staliśmy tak przez kilka sekund, a gdy odsunęliśmy się od siebie zobaczyłem łzy spływające po jej policzkach. Przytuliłem ją mocno jeszcze raz i wtedy moją uwagę przykuł chłopak, który stał kilka metrów dalej i przyglądał się nam z delikatnym uśmiechem.
Przeprosiłem mamę i szybkim krokiem podszedłem do Scotta. Gdy stanąłem naprzeciwko niego, nie wiedziałem co powiedzieć. Było mi głupio, ale byłem też cholernie szczęśliwy, że mimo iż zachowałem się wobec niego jak skurwiel to on mnie nie zostawił.
- Stary przepraszam. Chciałeś mi pomóc, a ja zachowałem się jak dupek. - odezwałem się niepewnie.
- Spoko. Rozumiem to. - powiedział uśmiechając się do mnie. - Jesteś moim przyjacielem Nathan i nie zostawię cię choćby nie wiem co. Zawszę będę cię wspierał, nawet w największych głupotach. Tak jak obiecaliśmy sobie w dzieciństwie.
Uśmiechnąłem się, uświadamiając sobie, że w ostatnim czasie myśleliśmy dokładnie o tym samym. To się nazywa przyjaźń. Scott przytulił mnie, klepiąc przy tym po przyjacielsku w ramię, a ja w zamian zacząłem czochrać jego misternie ułożone włosy. Po chwili zaczęliśmy się przepychać i śmiać jak zwykle. Czyli wszystko wróciło do normy. Prawie.
________________________________________________________
Jest!!! Udało mi się napisać.
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale miałam małe problemy. Obecnie nadrabiam zaległości na blogach.
Na razie wszystko jest w normie i mam nadzieję, że uda mi się niedługo dodać kolejny rozdział. Mam nadzieje, że wybaczycie mi iż tak długo nic nie dodawałam. Ostatnio strasznie was zaniedbuję i dziwię się że jeszcze wchodzicie na tego błoga. -.-
Pozdrawiam ciepło
@Twinkleineye
Zdenerwowany zerwałem się z łóżka, jednocześnie starając się nie obudzić Lucasa. Zszedłem na dół przeczesując dłonią włosy i przecierając twarz. Kiedy wszedłem do kuchni zatrzymałem się jak wryty, gdy zobaczyłem panią Bennett, która siedziała przy stole i piła herbatę. Spojrzałem na nią zdziwiony, a ona w odpowiedzi westchnęła zrezygnowana i zmęczonym gestem przetarła oczy.
- Grace nie wróciła jeszcze z randki. - powiedziała cicho, a jej głos drżał lekko. Naprawdę bardzo martwiła się o córka, czemu w ogóle się nie dziwię. Grace ostatnio miewa bardzo dziwne pomysły.
- Proszę się iść położyć, ja na nią zaczekam. - zaproponowałem po raz kolejny przeczesując włosy.
- Nie. Powinieneś się wyspać, masz jutro szkołę. - próbowała mi jakoś wybić ten pomysł z głowy.
- A pani pracę. - mruknąłem unosząc brwi. - Ja mogę spać na lekcji i tak mam już przechlapane u Hoke'a, a z tego co wiem to pani nie może spać w bibliotece. - wzruszyłem ramionami.
Kobieta patrzyła na mnie przez kilka minut w milczeniu, aż w końcu zrezygnowana wstała na równe nogi. Podeszła do mnie i przytuliła mnie delikatnie. Niepewnie odwzajemniłem gest i mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem.
Pani Lydia wypuściła mnie ze swoich objęć i leniwie ruszyła schodami na górę do swojej sypialni. Zatrzymała się jednak w połowie i spojrzała na mnie troskliwie.
- To będzie pierwszy i ostatni raz. - pogroziła mi palcem, jednocześnie uśmiechając się pod nosem.- Nie chcę, żebyś miała jeszcze większe problemy w szkole. - dodała.
Machnąłem lekceważąco ręką i uśmiechnąłem się serdecznie. Pani Bennett z uśmiechem pokręciła głową i ruszyła ku górze. Kiedy moich uszu doszedł charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi skierowałem się do salonu i ułożyłem się wygodnie na kanapie.
Nie wiem jak długo leżałem wpatrując się w sufit i rozmyślając o wszystkim co się wydarzyło w ostatnim czasie. Miałem wrażenie, że trwało to kilka minut, jednak kiedy spojrzałem na zegar wiszący nad drzwiami kuchni, zorientowałem się, że minęła już godzina. Zdenerwowany zacząłem krążyć bez celu po salonie, kuchni i korytarzu, mając nadzieję że w ten sposób jakoś zabiję czas.
Zaczynałem rozumieć czemu pani Bennett była aż tak podenerwowana. Sam już zaczynałem tracić cierpliwość. Bałem się, że Grace mogło stać się coś złego. Mimo iż ona nie chce ze mną gadać, to nie zmienia faktu, że wciąż będę się o nią martwił. Może i jestem z Melissą, ale wciąż coś czuję do Grace i to się raczej nie zmieni.
Obróciłem się kilka razy wokół własnej osi i właśnie wtedy drzwi wejściowe się otworzyły. Od razu się zatrzymałem i spojrzałem w tamtym kierunku. W progu stała, ledwo stała moja przyjaciółka. Na pierwszy rzut oka wyglądała jakby była pijana. Bełkotała coś pod nosem, nogi, a także ręce jej drżały i ogólnie nie mogła utrzymać równowagi.
Kiedy potknęła się o własne nogi momentalnie do niej podbiegłem i w ostatniej chwili uratowałem przed upadkiem. Gdy była tak blisko mnie, mogłem wyczuć odór alkoholu, ale.. nie było go. Postawiłem ją szybko na równe nogi, zamknąłem dokładnie drzwi i poprowadziłem blondynkę do salonu, gdzie zapaliłem małą
lampkę, by móc się jej lepiej przyjrzeć.
Była strasznie blada, bardziej niż zwykle. Jej oczy były czerwone, załzawione i świeciły dziwnym blaskiem. Wpatrywałem się w jej twarz przez kilka sekund, aż w końcu dotarło do mnie coś co powinienem zrozumieć od razu. Ona nie była pijana, ona była pod wpływem jakiegoś narkotyku.
Zakląłem cicho pod nosem i pomogłem przyjaciółce usadowić się na kanapie. Kiedy tylko usiadła odepchnęła mnie od siebie, mamrocząc pod nosem wiązankę przekleństw. Przygryzłem wargę i pokręciłem głową, starając się zachować spokój.
Blondynka zamknęła oczy i jej ciało bezwładnie opadło na kanapę. Zareagowałem od razu. Pomogłem jej z powrotem usiąść i potrząsnąłem nią delikatnie, by nie zasnęła. Musiałem się czegoś od niej dowiedzieć i to jak najszybciej.
- Grace? Grace nie zasypiaj do cholery! - warknąłem, starając się nie podnosić głosu. Nie chciałem obudzić pani Bennett i Lucasa.
- Odwal się. - burknęła niewyraźnie.
- Carlos ci coś podał? - nie mogłem po prostu odpuścić.
- Carlos to mój chłopak i nie skrzywdzi mnie w przeciwieństwie do ciebie. - stawała się coraz bardziej senna i ledwo rozumiałem co do mnie mówi.
- Kocham cię Grace i nigdy bym cię nie skrzywdził. - szepnąłem czując jak do oczu napływają mi łzy. Wiedziałem, że i tak nie będzie pamiętać tego co powiedziałem.
- Spierdalaj ode mnie. Nie jesteś moim przyjacielem. Jesteś dla mnie nikim. - warknęła i znowu mnie odepchnęła, ale tym razem znacznie mocniej, przez co wylądowałem na podłodze.
Zabolały mnie jej słowa mimo, iż nie powiedziała ich świadomie, przynajmniej tak mi się wydaje. Słowa pijanych to myśli trzeźwych. Może z narkotykami jest tak samo? Mimowolnie po moim policzku spłynęła samotna łza. Znowu okazałem się słaby.
Patrzyłem jak dziewczyna na miękkich nogach idzie na górę. Byłem przygotowany, by w razie czego pobiec do niej i pomóc dojść do pokoju, jednak nie było takiej potrzeby. Sama bardzo dobrze sobie poradziła.
Kiedy zostałem sam, nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Tak po prostu. Miałem już cholernie dość.
Wszystko co się dzieje przerasta mnie. Najgorsze jest to, że nawet nie mam się komu zwierzyć. Owszem mam Melissę, ale nie chcę jej obciążać wszystkimi moimi problemami. Poza tym, potrzebuję się wygadać przyjacielowi, takiemu jak Scott, ale niestety przez swoją głupotę go straciłem.
* * *
Stałem z moją dziewczyną na dziedzińcu szkolnym śmiejąc się i rozmawiając na przeróżne tematy. Dzięki niej choć na chwilę mogłem zapomnieć o zmartwieniach. Kiedy tylko ją widzą, od razu na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech i wszystkie problemy schodzą na dalszy plan.
Przytuliłem ją mocno do siebie i pocałowałem w usta rozkoszując się to chwilą. Nie wiem jak długo to trwało, ale w pewnej chwili naszych uszu doszło głośne chrząknięcie. Będąc pewnym, że to któryś z nauczycieli odsunąłem się szybko od dziewczyny i spojrzałem w bok. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast Hoke'a czy pani Thomas zobaczyłem.. Grace.
Blondynka patrzyła na nas z obrzydzeniem i kpiną w oczach, którą od razu zauważyłem. Złożyłem ręce na piersi, chcąc jej pokazać, że mam do niej taki sam stosunek jak ona do mnie. Źle się z tym czułem, bo środku miałem ją ochotę wyściskać i przeprosić, chociaż nie wiem nawet za co.
- Możemy pogadać? - spytała z wyraźną niechęcią.
Uniosłem brwi w zdziwieniu. O co może jej chodzić? Zapewne wszystko co miała mi do przekazania, nieświadomie powiedziała już wczoraj.
- Słucham. - burknąłem.
Grace spojrzała na Melissę i uśmiechnęła się złośliwie.
- Masz ładne nogi. Zrób z nich użytek i spierdalaj stąd. - warknęła.
Znam Grace od dziecka, ale nigdy nie pomyślałbym, że powie coś takiego i to do mojej dziewczyny. Bennett jest mi cholernie bliska, ale to było przegięcie.
- Hej! Nie masz prawa się tak do niej zwracać! - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Nathan w porządku. - odezwała się Mel, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Jeżeli w ten sposób musi wyładować emocje to niech jej będzie. - powiedziała ze spokojem.
Grace prychnęła pod nosem, ale ją zignorowałem. Jej zachowanie naprawdę zaczynało działać mi na nerwy. To co robiła nie było normalne.
- Pogadajcie sobie. Zobaczymy się później. - powiedziała cicho i chciała pójść, ale złapałem ją za rękę i z namiętnością wpiłem się w jej usta.
Kątem oka zauważyłem błysk zazdrości w oczach blondynki. Po chwili Mel odsunęła się ode mnie i z delikatnym uśmiechem na ustach ruszyła w kierunku szkoły. Z wściekłością spojrzałem na Grace, która wpatrywała się we mnie obojętnie.
- Co to miało być do cholery?! - naskoczyłem na nią. - Zaczynasz naprawdę świrować i zachowywać się jak.. Rubby, a to nie jest dobrze. - burknąłem.
- Gdybyś mnie nie okłamał..
- Skończ pierdolić! - krzyknąłem, a kilka osób spojrzało na mnie zszokowane. - Wcale nie chodzi o to, że nie powiedziałem ci o tym że spotykam się z Mel! Jesteś po prostu zazdrosna, że teraz więcej czasu spędzam z nią i nie jestem na każde twoje zawołanie! Wiesz co? To co mi wczoraj powiedziałaś jest prawdą. Nie jestem twoim przyjacielem, a ty nie jesteś moją przyjaciółką. Już nie. - widziałem w jej oczach, że nie rozumie o co mi chodzi. Nie pamięta nic z tego co się wczoraj stało. Może tak powinno być.
Wycofałem się powoli widząc jak w oczach dziewczyny pojawiają się łzy. Najwyraźniej dopiero teraz zrozumiała do czego doprowadziła. Niestety teraz jest już trochę za późno.
* * *
Zdenerwowany krążyłem po korytarzu w tę i z powrotem. Zostało już tylko kilka minut do rozpoczęcia rozprawy przeciwko Greg'owi. Bałem się tego co się za chwilę wydarzy, ale jeszcze bardziej bałem się, że nasza mama się nie pojawi, że ma mi za złe że złożyłem zeznania przeciwko jej ukochanemu. Tęsknie za nią, za wieczorami, które spędzaliśmy grając w gry czy po prostu rozmawiając. Tęsknie nawet za awanturami, które mi robiła za złe zachowanie w szkole i oceny. Mimo, że nie zawsze się dogadujemy, jest moją matką i kocham ją pomimo wszystko.
- Nathan nie denerwuj się. - powiedziała cicho pani Bennett .
- Co jeśli nie przyjdzie? - spytałem.
- Wszystko będzie w porządku, tylko musisz w to uwierzyć. - uśmiechnęła się do mnie.
Nagle obok mnie przeszedł mój ojczym wraz ze swoim adwokatem. Mimowolnie przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Greg spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym, że i tak z nim nie wygram. Może i ma rację, ale i tak chcę spróbować. Dopóki walczę jestem zwycięzcą.
Początek rozprawy. Musiałem znowu opowiedzieć, jak mój ojczym znęcał się nade mną i nad moim bratem, ale też powiedziałem o tym co widziałem ostatnio, o tym jak uderzył moją matkę. Lucas został przesłuchany w obecności jakiegoś psychologa, gdyż jest jeszcze dzieckiem i niewiele rozumie z tego co się dzieje.
Greg oczywiście wszystkiemu się wypierał, twierdząc że po prostu chcę się go pozbyć, bo nie podoba mi się to, że jest z moją matką, a sprawę moje pobicia wytłumaczył, że pewnie biłem się z jakimś chłopakiem w szkole.
Powoli zaczynałem tracić nadzieję, że wygram rozprawę i że ten sukinsyn trafi wreszcie tak gdzie jego miejsce. Miałem wrażenie, że sędzia wieży w to co mówi ta gnida. Jednak właśnie w tym momencie na sali pojawiła się moja matka. Byłem pewny, że to sen, że za chwilę się obudzę w środku piekła. Nawet uszczypnąłem się w rękę.
Mama opowiedziała o wszystkim co robił nam Greg, jak nas bił i poniżał. Mówiła jak bardzo żałuje, że nie zareagowała na to wszystko dużo wcześniej. Słuchając tego, miałem ochotę się rozpłakać. Wybaczyłem jej wszystko.
Wyszedłem z sali rozpraw szczęśliwy jak małe dziecko. Greg został uznany za winnego i sąd skazał go na siedem lat więzienia, a poza tym mama postanowiła wnieść pozew o rozwód, oczywiście z winy Grega. Kiedy tylko znaleźliśmy się na korytarzu pani Bennett wyściskała mnie mocno, ciesząc się razem ze mną. Grace nawet się nie pojawiła. Niby ją rozumiem, ale mimo wszystko było mi przykro.
Gdy pani Lydia wypuściła mnie ze swoich objęć, poczułem jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Odwróciłem się lekko przestraszony, jednak szybko się ogarnąłem widząc twarz mojej rodzicielki. Uśmiechnąłem się do niej nieśmiało, a ona przytuliła mnie mocno.
- Przepraszam Nathan. Przepraszam, że byłam taka głupia. - szepnęła drżącym głosem.
- Nie ważne mamo. Liczy się to, że jesteś tu teraz. - powiedziałem ze ściśniętym gardłem.
Staliśmy tak przez kilka sekund, a gdy odsunęliśmy się od siebie zobaczyłem łzy spływające po jej policzkach. Przytuliłem ją mocno jeszcze raz i wtedy moją uwagę przykuł chłopak, który stał kilka metrów dalej i przyglądał się nam z delikatnym uśmiechem.
Przeprosiłem mamę i szybkim krokiem podszedłem do Scotta. Gdy stanąłem naprzeciwko niego, nie wiedziałem co powiedzieć. Było mi głupio, ale byłem też cholernie szczęśliwy, że mimo iż zachowałem się wobec niego jak skurwiel to on mnie nie zostawił.
- Stary przepraszam. Chciałeś mi pomóc, a ja zachowałem się jak dupek. - odezwałem się niepewnie.
- Spoko. Rozumiem to. - powiedział uśmiechając się do mnie. - Jesteś moim przyjacielem Nathan i nie zostawię cię choćby nie wiem co. Zawszę będę cię wspierał, nawet w największych głupotach. Tak jak obiecaliśmy sobie w dzieciństwie.
Uśmiechnąłem się, uświadamiając sobie, że w ostatnim czasie myśleliśmy dokładnie o tym samym. To się nazywa przyjaźń. Scott przytulił mnie, klepiąc przy tym po przyjacielsku w ramię, a ja w zamian zacząłem czochrać jego misternie ułożone włosy. Po chwili zaczęliśmy się przepychać i śmiać jak zwykle. Czyli wszystko wróciło do normy. Prawie.
________________________________________________________
Jest!!! Udało mi się napisać.
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale miałam małe problemy. Obecnie nadrabiam zaległości na blogach.
Na razie wszystko jest w normie i mam nadzieję, że uda mi się niedługo dodać kolejny rozdział. Mam nadzieje, że wybaczycie mi iż tak długo nic nie dodawałam. Ostatnio strasznie was zaniedbuję i dziwię się że jeszcze wchodzicie na tego błoga. -.-
Pozdrawiam ciepło
@Twinkleineye
Subskrybuj:
Posty (Atom)