czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 14

Jechałem na deskorolce w stronę domu Bennettów rozmyślając o wszystkim i o niczym, chociaż głównie to o niedoszłym pocałunku moim i Mel. Nie wiem czemu, ale zawsze w skateparku do tego dochodzi, znaczy prawie dochodzi. Tam są chyba jakieś dziwne moce.
Wiecie, kiedy myślę o tym głębiej, to żałuję że nie doszło do tego pocałunku. Może właśnie on by coś zmienił w moich uczuciach, może zakochałbym się w Melissie, a Grace byłaby tylko moją przyjaciółką, tak jak było wcześniej. W każdym razie teraz nie dowiem się tego. Kto wie, może kiedyś.
W pewnym momencie zatrzymałem się i zdałem sobie sprawę, że nie jestem obok domu Bennettów, tylko obok swojego domu. Zauważyłem że w kuchni świeci się światło. Coś mnie podkusiło, aby podejść bliżej i sprawdzić co się tam dzieje. Zatrzymałem się obok wielkiego drzewa, które rosło za naszym płotem i skupiłem wzrok oknie.
Po chwili do kuchni weszła moja matka, a zaraz za nią wściekły Greg. Zaczęli się kłócić, jak zwykle zresztą. Nie wiem jak długo to trwało, ale z każdą sekundą ich krzyki stawały się wyraźniejsze i dało się je usłyszeć na zewnątrz. W tej chwili cieszyłem się, że obecnie mieszkamy u pani Bennett, przynajmniej Lucas nie musi tego wszystkiego oglądać.
Nagle mój ojczym zamachnął się i uderzył moją matkę z taką siłą, że ta poleciała na szafkę, a wszystkie talerze i miski, które na niej stały rozbiły się z hukiem o podłogę. Patrzyłem na to wszystko szeroko otwartymi oczami, jednocześnie drżąc ze strachu. Nie spodziewałem się, że ten dupek posunie się aż do tego stopnia.
Usłyszałem głośny trzask zamykanych drzwi, więc szybko schowałem się za drzewem. Dyskretnie spojrzałem w bok i zobaczyłem jak Greg wsiada do swojego samochodu, a następnie odjeżdża z piskiem opon. Natrętny głosik w głowie mówił mi abym wracał do domu, ale serce mówiło mi żebym sprawdził co z mamą i to właśnie jego posłuchałem.
Niepewnym krokiem wszedłem do domu, cicho zatrzaskując za sobą drzwi. Powoli skierowałem się do kuchni. Zatrzymałem się w progu i zobaczyłem całą podłogę zawaloną rozbitymi talerzami i miskami. Przeniosłem wzrok z podłogi na moją matkę, która siedziała na krześle i cicho szlochała z twarzą schowaną w dłoniach. Po chwili zauważyłem, że po jej skroni spływa krew. Skrzywiłem się na ten widok.
- Mamo? - odezwałem się cicho.
Kobieta podniosła gwałtownie głowę i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Mimo iż byłem na nią cholernie wściekły, za to że pozwala Gregowi traktować mnie i mojego brata jak wyrzutków, to było mi jej żal. W końcu jest moją matką i kocham ją mimo wszystko.
- Nathan? - była naprawdę zdziwiona. - Co ty tu robisz?
- Mamo proszę cię skończ już z tym. - powiedziałem podchodząc bliżej i kucając obok niej. - Nie widzisz jak daleko to wszystko już zaszło?  Jak możesz pozwalać mu żeby tak cię traktował? Jak śmiecia. Rozumiem, że go kochasz, nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo cię rozumiem. Sam jestem zakochany i wiem, że wybaczyłbym wszystko żeby tylko zatrzymać ją przy sobie. - trudno było mi mówić o swoich uczuciach mojej matce, ale miałem nadzieję że to coś da. - Z Lucasem nie możemy nawet mieszkać, we własnym domu. Wiesz jak to boli? - spytałem. Nie odezwała się nawet słowem. - Mamo proszę cię..- chwyciłem się ostatniej resztki nadziei. Czułem jak do moich oczu napływają łzy, ale z całych sił starałem się aby nie pozwolić im wypłynąć.
- Przepraszam. - szepnęła i zaczęła jeszcze bardziej płakać.
Spuściłem głowę w dół, zamknąłem oczy i zacisnąłem mocno zęby. Robiłem wszystko, żeby tylko nie zacząć krzyczeć i płakać. To naprawdę boli, kiedy rodzona matka woli gościa, który ją bije niż własne dzieci. Przełknąłem nerwowo ślinę i podniosłem się z podłogi, a następnie spojrzałem na mamę smutnym wzrokiem.
- W poniedziałek prawdopodobnie idziemy na policję, zgłosić moje pobicie i pobicie Lucasa. Może cię to interesuje. - mruknąłem.- Przemyśl sobie wszystko, o nic więcej nie proszę. Do zobaczenia. - szepnąłem i szybko wyszedłem.

* * *
Kiedy przyszedłem do domu Bennettów było już po dwudziestej. Bez słowa usiadłem w kuchni i wpatrywałem się w swoje dłonie. Czułem na sobie spojrzenia obydwóch kobiet, ale nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Czułem się okropnie przez co zaczynałem żałować, że wszedłem wtedy do domu.
- Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady. - odezwała się pani Lydia stawiając przede mną kubek z herbatą.
Skinąłem głową i wziąłem kubek do ręki. Upiłem łyk nadal na nikogo nie patrząc. Nagle poczułem jak ktoś mnie łapie za rękę. Spojrzałem w bok i okazało się, że tą osobą jest Grace. Splotła nasze palce i ścisnęła mocniej. Najwyraźniej musiała zauważyć, że jednak coś jest nie tak.
- To może powiedz gdzie byłeś, no i kim była ta dziewczyna, która przyszła dzisiaj do biblioteki. - moich uszu znowu doszedł głos pani Bennett.
- Koleżanka. - mruknąłem spuszczając wzrok na kubek, który trzymałem w ręce.
- Yhy. A dowiem się gdzie byłeś?
- W skateparku, a później.. w domu.
- Po co? - zdziwiła się Grace.
- Sam nie wiem, ale to była głupia decyzja. - wzruszyłem ramionami. - Przepraszam, ale chyba pójdę się położyć. - szepnąłem.
Puściłem dłoń przyjaciółki, a następnie szybko pognałem na górę, gdyż nie czułem się najlepiej. Kiedy wszedłem do pokoju zdziwiłem się trochę, że nie było tu Lucasa, ale po chwili zorientowałem się że przecież może spać w pokoju Grace. Położyłem się na łóżku i zakryłem twarz poduszką.
Tak wiem, że ostatnio często to robię, ale to zawsze mi pomaga. Nie minęło kilka minut, a już usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju. Mój gość usiadł na krawędzi łóżka i położył dłoń na moim ramieniu.
- Jest aż tak źle? - moich uszu doszedł głos Grace.
-Ten dupek uderzył dzisiaj moją matkę, ale ona i tak woli go chronić! - warknąłem odrzucając poduszkę na bok. Niezdarnie podniosłem się do pozycji siedzącej. - To boli. - szepnąłem.
Grace nic nie powiedziała tylko po prostu przytuliła mnie do siebie. Wtuliłem się w nią mocno czując jak do oczu napływają łzy. Nie chciałem rozmowy w stylu " zobaczysz wszystko będzie dobrze", potrzebowałem zwykłego przytulenia, bliskości drugiej osoby i tą osobą w tym momencie była Grace.

* * *
Siedziałem w ostatniej ławce na lekcji języka angielskiego, zawzięcie wystukując na klawiaturze mojego telefonu wiadomość do Melissy. Pisaliśmy ze sobą już od jakichś trzech godzin, a mi wciąż było mało. Mimo iż znaliśmy się bardzo krótko, gadaliśmy ze sobą jakbyśmy się znali od zawsze. Dobrze jest mieć kogoś takiego.
W końcu rozbrzmiał długo oczekiwany przez nas dzwonek. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc i zaczęli chować swoje książki, jednak przerwał nam głos naszego ukochanego nauczyciela.
- Pozwoliłem wam się pakować? Dzwonek jest dla nauczyciela. - powiedział surowym głosem.
- To niech go sobie pan kurwa weźmie! - wydarł się Scott.
Cała klasa ryknęła śmiechem, a Daniels nie wiedział co powiedzieć. Zaśmiałem się pod nosem i przybiłem kumplowi tak zwanego żółwika. Nie zwracając uwagi na nauczyciela wszyscy wyszli z klasy, nie wykluczając mnie i moich przyjaciół.
Jako że była godzinna przerwa, jak zwykle wyszliśmy na szkolny dziedziniec i usadowiliśmy się na najbardziej oddalonej od budynku szkolnego ławce. Po kilku minutach Grace ulotniła się do swojego pseudo chłopaka, co sprawiło że zostałem sam z gołąbeczkami.
Nie żeby coś, ale rzygać mi się chciało kiedy widziałem jak robią do siebie maślane oczka. Oddaliłem się szybko od nich pod byle jakim pretekstem, chociaż w sumie wydaje mi się, że nawet tego nie zauważyli.
Usiadłem na murku w cieniu drzewa i wyciągnąłem z kieszeni dżinsów papierosa. Odpaliłem go i zaciągnąłem się głęboko. Przymknąłem powieki i oparłem głowę o metalowy płot. Nagle usłyszałem głośne chrząknięcie. Lekko przestraszony otworzyłem oczy i zobaczyłem uśmiechniętą twarzyczkę Meli.
Odetchnąłem w duchu i także się do niej wyszczerzyłem. Poklepałem zachęcająco miejsce obok siebie, a dziewczyna z chęcią je zajęła.
- Nie mówiłeś że palisz. - odezwała się udając obrażoną.
- Nie ma się czym chwalić. - mruknąłem rzucając niedopałek na ziemię. - Jak tam lekcje?
-  Jakbyś nie wiedział. - zaśmiała się. - Przez ciebie Stone prawie zabrał mi komórkę! - powiedziała uderzając mnie lekko w ramię.
- Jakoś ci to wynagrodzę. - zaśmiałem się.
Siedzieliśmy tak gadając, śmiejąc się i przepychając, a tematy w ogóle się nie kończyły mimo iż miałem wrażenie że powiedzieliśmy już sobie wszystko. Uwielbiam spędzać czas w towarzystwie tej dziewczyny, ona jest naprawdę niesamowita.
W pewnym momencie zauważyłem jak w naszym kierunku zmierza mój "przyjaciel" Raul. Dawno go nie widziałem i wcale się za nim nie stęskniłem. Mimowolnie skrzywiłem się widząc go, co nie uszło uwadze Melissy.
- Knight czyżbyś wyrwał jakąś panienkę? - zaśmiał się szyderczo podchodząc do nas.
- Czego chcesz Raul? - warknąłem stając naprzeciwko niego.
- Chciałem się dowiedzieć jak ci idzie twoja misja pozbycia się Carlosa. - mruknął.
- Co cię to obchodzi? - zdziwiłem się.
- Pytam z ciekawości. - uśmiechnął się ironicznie.
Raul wychylił się lekko i spojrzał na Melissę, a następnie puścił do niej oczko. Nie wiem czemu, ale poczułem się trochę zazdrosny, głupie nie?
- Zajmij się lepiej swoimi sprawami. Grace jest MOJĄ przyjaciółką i sam załatwię tą sprawę. - mruknąłem.
- Jak chcesz, ale pamiętaj że jeśli chodzi o bezpieczeństwo Grace, to zawsze możesz na mnie liczyć. - powiedział poważnym tonem.
- Jasne. - odparłem cicho będąc w lekkim szoku.
Raul jeszcze raz zerknął na Mel i oddalił się w kierunku szkoły. Prochy chyba całkowicie wyżarły mu mózg. Gdzie się do cholery podział koleś z którym mogłem się dissować? Świat schodzi na psy. Wróciłem z powrotem na swoje miejsce, a Mel spojrzał na mnie podejrzliwie. Uśmiechnąłem się niewinnie, ale to jej najwyraźniej nie wystarczyło.
- Kto to był? - spytała.
- Nie ważne. - mruknąłem, na co odpowiedziała uniesieniem brwi. - To długa historia.
- Dobra nie naciskam. - uśmiechnęła się.
 Także się uśmiechnąłem i objąłem ją delikatnie ramieniem. Mel położyła głowę na moim ramieniu wzdychając ciężko. Spojrzałem na nią zdziwiony, ale ona tylko się uśmiechnęła. Zapewne w tym momencie wyglądaliśmy trochę jak para, ale miałem to gdzieś. Właściwie w tym momencie wszystko miałem gdzieś.

* * *
Za każdym razem kiedy patrzę na moich przyjaciół, mam wrażenie że miłość wyżera ludziom mózgi i to dosłownie. Zachowują się naprawdę dziwnie i jeżeli tak ma to wyglądać to sorry, ale ja chyba zrezygnuję.
Jeszcze kilkanaście dni, a Scott przestanie się zachowywać jak on, przestanie być chamski, wulgarny i tak dalej. Jeżeli tak się stanie to chyba zwariuję.
Przez ostatni tydzień moi przyjaciele totalnie mnie olewali, gdyż byli zbyt zajęci sobą i gdyby nie to że zacząłem się przyjaźnić z Mel, kompletnie nie miałbym co ze sobą zrobić. Zacząłem spędzać z nią coraz więcej czasu i jeszcze bardziej ją polubiłem, a może nawet za bardzo.
Trwało to dość długo, ale jakimś cudem udało mi się namówić Melissę, aby nie iść na pierwszą lekcję. Mel jest świetną uczennicą, więc nie chciała opuszczać zajęć, ale w końcu nie mogła się oprzeć mojemu urokowi. A tak serio obiecałem że to będzie pierwszy i ostatni raz.
Siedzieliśmy pod drzewem tam gdzie zazwyczaj, chociaż nie tyle siedzieliśmy co staliśmy. Melissa opierała się o drzewo, a ja stałem naprzeciwko niej, paląc papierosa. Dziewczyna przyglądała mi się krzywiąc się delikatnie. Nagle wyrwała mi z ręki fajkę, rzuciła na ziemię i rozdeptała go.
- Powinieneś to rzucić. - mruknęła.
- Przecież nie jestem nałogowcem, tylko czasami sobie podpalam. - odparłem.
- Nie lubię kiedy to robisz. - szepnęła spuszczając głowę w dół.
Zauważyłem jak na jej policzkach pojawiają się rumieńce. Uwielbiam te momenty, wygląda wtedy tak słodko. Chwyciłem jej podbródek i uniosłem do góry, by móc spojrzeć jej w oczy.
- To naprawdę miłe że się tak o mnie martwisz, ale nie potrzebnie. Jestem już dużym chłopcem i potrafię o siebie zadbać. - zaśmiałem się.
- Może masz rację. - powiedziała unosząc kąciki ust, jednak po chwili ten uśmiech zniknął. - Nathan ja muszę ci coś powiedzieć. - szepnęła.
Spojrzałem na nią pytająco. Mel wyraźnie zakłopotana przygryzła wargę, a po chwili przybliżyła się do mnie i musnęła moje usta. Podobno faceci nie czują motylków w brzuchu tylko ucisk w spodniach, ja nie wiem co czułem, chyba byłem.. szczęśliwy?
Melissa odsunęła się ode mnie, a w jej oczach dało się zauważyć strach, zawstydzenie, miłość i wiele innych uczuć, ale nie potrafiłem ich dokładnie określić. Staliśmy przez chwilę w ciszy nie wiedząc co powiedzieć, ale to ona pierwsza ją przerwała.
- Przepraszam, nie powinnam. - szepnęła, a po jej policzku spłynęła łza.
W tym momencie coś we mnie pękło. Chwyciłem jej twarz  w dłonie, przycisnąłem ją do drzewa i z mocą wpiłem się w jej usta. Dziewczyna przez chwilę była w lekkim szoku, jednak szybko się ocknęła i zaczęła odwzajemniać moje pocałunki. Nasze języki toczyły ze sobą zaciętą walkę, żadne z nas nie chciało się poddać. Położyłem jedną dłoń na jej talii, jednak stopniowo zjeżdżała w dół, aż do uda. Pociągnąłem jej nogę do góry, a następnie oparłem ją na swoim biodrze i przysunąłem się jeszcze bliżej niej, pogłębiając pocałunek. Melissa jęknęła cicho w moje usta, wsunęła rękę pod mój T-shirt i opuszkami palców delikatnie wodziła po moim brzuchu. Ta prosta czynność sprawiła że moje ciało zalała fala podniecenia. Boże co ta dziewczyna ze mną wyprawia.
Nagle naszych uszu doszło głośne chrząknięcie, co sprawiło że odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy nie kogo innego, jak dyrektora Hoke'a.


_________________________________________________
Jej w końcu skończyłam ;)
Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale przecież mogło być gorzej.
Nie wiem kiedy będzie następny, ale chyba nie tak szybko jak ten, chociaż może się mylę ;D
Pozdrawiam cieplutko.
@Twinkleineye

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 13

Kiedy wracałem do domu, byłem pewny że wszyscy będą spali, ale niestety spotkało mnie rozczarowanie. Już z daleka widziałem, że w kuchni świeci się światło. Czyli czeka mnie przesłuchanie jak na komisariacie. Mimo iż cholernie kocham tą rodzinę i lubię spędzać z nimi czas, to nie cierpię kiedy wypytują mnie gdzie byłem, z kim i tak dalej. Westchnąłem ciężko i ruszyłem do drzwi.
Wszedłem do środka zatrzaskując cicho drzwi i chciałem od razu udać się na górę, ale moje plany zniweczył głos pani Bennett dochodzący z kuchni. Wziąłem głęboki wdech i poszedłem do kuchni. Oparłem się o framugę i spojrzałem wyczekująco na kobietę, która siedziała przy stole.
- Gdzieś ty był? Wiesz która jest już godzina? - spytała.
- Byłem w skateparku, a poza tym wcale nie jest tak późno. - mruknąłem.
- Przecież nie masz deski, Greg rozwalił twoją. - odezwała się Grace.
Popatrzyłem na przyjaciółkę zdziwiony i wkurzony jednocześnie. Po kiego grzyba mówi o tym frajerze i jeszcze mi przypomina, że zniszczył jedyną pamiątkę jaką miałem po ojcu? To boli.
- Co z tego. - prychnąłem. - Patrzyłem jak chłopaki jeżdżą. Chociaż tyle mi zostało. - podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej butelkę wody.
- Ale czemu tak długo? - dopytywała się pani Lydia.
- Co to za przesłuchanie!? - nie wytrzymałem i podniosłem głos. - Dobrej nocy. - mruknąłem i skierowałem się na górę.
Wszedłem do pokoju i mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy zobaczyłem śpiącego na łóżku Lucasa. Zazdroszczę mu. Też bym chciał żyć tak bezproblemowo, no może nie do końca jego życie jest bez problemów, bo Greg go bił i w ogóle, ale teraz już będzie ok.
Rzuciłem plecak w kąt pokoju, a następnie usiadłem na krześle, odkręciłem butelkę, którą miałem w ręce i pociągnąłem spory łyk wody. Dopiero wtedy zauważyłem, że ręce mi się strasznie trzęsą, ale to na pewno nie z zimna. Przymknąłem powieki i wziąłem kilka głębokich wdechów, chcąc się uspokoić.
Otworzyłem oczy i wyciągnąłem z plecaka słuchawki, które następnie włożyłem do uszu i włączyłem ulubioną muzykę. Przeniosłem się na łóżko i spróbowałem zasnąć, ale w tym momencie mimo iż muzyka była naprawdę głośna moich uszu doszedł trzask zamykanych drzwi. Mimowolnie się wzdrygnąłem, ale nie otworzyłem oczu. Nagle osoba, która weszła do pokoju zaczęła mnie szturchać w ramię, a następnie wyciągnęła słuchawki z moich uszu.
- Nie udawaj że śpisz. - odezwała się Grace surowo.
Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na jej rozgniewaną twarz. O co jej chodzi? Coś czuję że to nie będzie miła rozmowa.
- Co jest? - spytałem głupio.
- Co jest? - powtórzyła zdziwiona. - Co się z tobą dzieje człowieku?  Od jakiegoś czasu zachowujesz się strasznie dziwnie i jeszcze dzisiaj naskoczyłeś na moją mamę. Ona się o ciebie martwi i w ogóle, a ty się jeszcze czepiasz..
- Nie prosiłem się o pomoc i nie chcę żeby ktoś się o mnie martwił. Potrafię sam o siebie zadbać. - mruknąłem.
- Dobra, mniejsza z tym. Nie przyszłam po to żeby prawić ci kazania. - odparła nie patrząc namnie. - Mama nie zdążyła ci powiedzieć, że jutro po szkole idziemy na komisariat złożyć zeznania przeciwko Gregowi.
- Jutro? - zdziwiłem się. -Nie można tego przełożyć? - spytałem.
- Że co? Chyba się przesłyszałam. Nathan chodzi o twoje pobicie i o pobicie Lucasa do cholery!
- Nie rozumiesz. Nie chodzi o to że nie chcę, żeby poszedł do paki, bo chcę, i to bardzo. Po prostu chodzi o to, że chcę dać czas mojej matce. Chcę, żeby pokazała że jej na nas zależy i żeby to ona pozbyła się tego gnoja i to z własnej woli. - po części nie kłamałem, naprawdę chcę żeby matka sama wywaliła Grega z domu, ale i tak bardziej chodziło mi o to że chcę się spotkać z Melissą.
Grace patrzyła na mnie przez chwilę, analizując w głowie to co powiedziałem i po chwili skinęła głową zgadzając się z tym co powiedziałem.
- Chyba masz rację. - mruknęła w końcu. - Dobrej nocy. - powiedziała po chwili ciszy.
- Dobranoc. - odparłem.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie delikatnie i wyszła z pokoju. Westchnąłem zrezygnowany, a następnie wśliznąłem się pod kołdrę i przymknąłem powieki z nadzieją, że za chwilę zasnę.

* * *
Staliśmy pod główną bramą i czekaliśmy aż pojawi się Scott. Przez cały czas myślałem o tym co mówiła wczoraj Grace, w sensie o tym pójściu na policję. Pani Bennett nie była zbyt zadowolona, gdy jej rano powiedziałem, że chcę z tym jeszcze poczekać. Próbowała mnie jeszcze przekonywać, ale byłem nieugięty (tą cechę odziedziczyłem po ojcu).
Nagle Grace przywaliła mi w ramię. Zdziwiony zamrugałem oczami i spojrzałem na przyjaciółkę, która przyglądała mi się z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Za co to? - spytałem rozmasowując bolące miejsce.
- Bo mnie nie słuchasz. - wystawiła mi język. - Scott i Alex idą. - dodała po chwili.
Odwróciłem się i zauważyłem naszych przyjaciół zmierzających do nas. Przywitałem się ze Scottem typowym męskim uściskiem dłoni, natomiast Alex pocałowałem w policzek, za co dostałem od przyjaciela w ramie w które wcześniej przywaliła mi Grace.
- Kurwa uparliście się, że będziecie mnie dzisiaj bić czy co? - jęknąłem.
- A temu co? - spytał Scott.
- Gówno frajerze. - mruknąłem i przywaliłem mu w ramie.
Właśnie w ten sposób zaczęliśmy się bić, ale oczywiście nie na serio. Po kilku minutach Grace rozdzieliła nas śmiejąc się, że zachowujemy się jak dzieci. Może i tak, ale już wolę zachowywać się jak dziecko niż udawać dorosłego.
W pewnej chwili zauważyłem Melissę zmierzającą do szkoły w towarzystwie swoich koleżanek. Przeprosiłem przyjaciół i szybko podbiegłem do dziewczyny.
- Hej. - uśmiechnąłem się do niej.
- O hej. - odwzajemniła gest. - Zaraz do was dołączę. - zwróciła się do koleżanek, które wchodziły już do budynku szkolnego. - Co tam? - odwróciła się z powrotem do mnie.
- Właściwie to chciałem się zapytać czy nasze spotkanie jest nadal aktualne. - przygryzłem delikatnie wargę. Nie wiem czemu, ale byłem trochę zdenerwowany.
- Tak, chyba że nie chcesz. - wyglądała na trochę smutną.
- Oczywiście że chcę, jak możesz myśleć inaczej. - uśmiechnąłem się. - To może spotkamy się w skateparku? Po lekcjach muszę jeszcze zostać w bibliotece. - mruknąłem krzywiąc się lekko.
- Jasne. - zaśmiała się. - To do zobaczenia później. - powiedziała i puściła mi oczko.
Odwróciła się z gracją i ruszyła w kierunku szkoły. Patrzyłem w ślad za nią przez kilka sekund i po chwili sam się odwróciłem. Myślałem, że dostanę zawału, kiedy przede mną nagle pojawiła się Rubby. Dziewczyna uśmiechnęła się w swoim stylu, a mnie przeszedł dreszcz i to wcale nie było przyjemne uczucie. Jak na zawołanie w mojej głowie rozbrzmiał głos Grace, która opowiadała mi co się stało w dzień imprezy u Mallory. Skrzywiłem się na samo wspomnienie tych słów.
- Hej Nathan. - odezwała się uśmiechając się przy tym zalotnie. Nigdy nie działał na mnie jej "urok".
- Hej Ruby. - uśmiechnąłem się sztucznie. - Co słychać?
- Świetnie, ale ja nie w tej sprawie. Chciałam zapytać czy nie miałbyś ochoty wyjść gdzieś ze mną. - mówiąc to przygryzła "uwodzicielsko" wargę.
- Eeee wiesz, nie bardzo. Mam ostatnio strasznie dużo na głowie i jakiekolwiek wypady odpadają. - mruknąłem i przeczesałem dłonią włosy.
Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną. Chyba po raz pierwszy ktoś dał jej kosza. Po chwili znowu się uśmiechnęła.
- No to innym razem. - wymruczała i to dosłownie, a następnie pocałowała mnie w policzek i poszła do szkoły.
Rękawem bluzy wytarłem policzek i skierowałem się z powrotem do przyjaciół. Mam nadzieję, że nie widzieli mojej krótkiej wymiany zdań z Mallory, w innym wypadku nie dadzą mi żyć. Kiedy stanąłem obok nich, trzy pary oczu momentalnie przeniosły się na mnie.
- Co to za panna była, ta do której poszedłeś? - spytał Scott.
- Melissa. Poznałem ją w skateparku. - wzruszyłem ramionami.
- Niezła jest. - stwierdził mój przyjaciel, a po chwili dostał w głowę od Alex. - No co? Powiedziałem tylko że ładna, a nie że chciał bym ją.. - nie zdążył dokończyć bo znowu dostał w tył głowy. - Dobra już się nie odzywam. - mruknął i założył ręce na piersi.
Uśmiechnąłem się szeroko widząc obrażoną minę przyjaciela i "wściekłą" minę Alex. Oni ją niemożliwi, ale właśnie dlatego tak bardzo ich lubię.

* * *
Oparłem się o biurko i rzuciłem ścierkę na krzesło, na którym siedział Scott. Chłopak wyglądał jakby właśnie wyszedł z kopalni, a nie ścierał półki w bibliotece. Uśmiechnąłem się widząc kurz na jego twarzy. Wyglądał przekomicznie.
- Mam już dość tego sprzątania. - jęknął prostując się na krześle.
- Ty wiesz że to dopiero początek? - zaśmiałem się cicho.
- Jak mógłbym zapomnieć? Pani Bennett przypomina nam o tym co pięć minut. - mruknął.
Uśmiechnąłem się półgębkiem, a po chwili z powrotem wlazłem na drabinę i zacząłem układać książki na półce, którą wcześniej przetarłem. Tak szczerze to ja też miałem już dość zostawania po lekcjach i sprzątania w bibliotece. Zdecydowanie wolałbym jakoś inaczej spędzać ten czas. Od razu pomyślałem o Meli. Gdyby nie ta głupia kara już od godziny siedziałbym z nią w parku, a tak? Hoke i te jego słynne kary.Jeszcze kiedyś się na nim zemszczę za to wszystko, zobaczycie.
W pewnej chwili usłyszałem jak drzwi się otwierają i że ktoś wszedł do biblioteki. Będąc pewnym że to pani Bennett nawet nie zareagowałem, tylko dalej układałem książki. Po chwili jednak usłyszałem znajomy głos i o mało nie spadłem z drabiny.
- Hej Nathan.
Odwróciłem się i spojrzałem na Melissę, która przyglądała mi się z uśmiechem na ustach i uroczymi rumieńcami na policzkach. Do tego była ubrana w za dużą bluzę z kapturem i full capa. Wyglądała naprawdę słodko.
- Ty jesteś Melissa? - spytał Scott na co dziewczyna odpowiedziała skinięciem głowy. - Scott. Wiesz, chciałbym móc powiedzieć, że wiele o tobie słyszałem, ale mama mówiła że nie wolno kłamać.- podrapał się po głowie, a dziewczyna wybuchnęła śmiechem. - Nathan nic nie chciał powiedzieć na twój temat, oprócz tego że poznaliście się w skateparku.
- W sumie to nie ma co opowiadać, nie jestem ciekawą osobą. - wzruszyła ramionami.
- Bitch please, musi być w tobie coś, bo w końcu zainteresowałaś naszego Nathanka. - zaśmiał się mój przyjaciel.
Jezu zaraz mu coś zrobię i to nie będzie miłe. Zeskoczyłem zgrabnie z drabiny i szybko do nich podszedłem. Nie chciałem żeby ich rozmowa zeszła na dziwne lub niekorzystne dla mnie tematy.
- Ty nie miałeś przypadkiem wycierać półek? - spytałem kumpla. Scott zaśmiał się głośno rozumiejąc o co mi chodzi. Mrugnął do Melissy i poszedł przeglądać książki, które leżały na stoliku. Wywróciłem oczami i spojrzałem na dziewczynę.
- Co tu robisz? Umawialiśmy się w skateparku? - zdziwiłem się.
- No tak, ale zwolnili nas godzinę wcześniej i nie chciałam sama siedzieć w parku, więc przyszłam do ciebie. - uśmiechnęła się wesoło.
- To miło, ale muszę tu jeszcze trochę posiedzieć. - mruknąłem.
- Nic nie szkodzi. Posiedzę z wami, może wam pomogę. - zaśmiała się.
Także się zaśmiałem na dźwięk jej słów, w których dało się wyczuć nutkę sarkazmu. Też często w ten sposób zwracałem się do innych osób, a zwłaszcza do Scotta. Za każdym razem dowiaduję się, że ja i Mel mamy ze sobą wiele wspólnego i to jest całkiem fajne.

* * *
Szliśmy z Melissą w stronę centrum handlowego wygłupiając się i śmiejąc się na całe gardło. Postanowiliśmy że najpierw pójdziemy do sklepu sportowego, gdzie kupię sobie nową deskorolkę, a później do skateparku.
Kiedy pani Bennett zobaczyła naszą trójkę w bibliotece trochę się zdziwiła, ale i tak po chwili zaczęła się śmiać że ma jeszcze jedną osobę do sprzątania. Jednak mimo to przez cały czas dziwnie mi się przyglądała. Nie było to zbyt miłe uczucie, ale nic nie mówiłem.
Weszliśmy do sklepu z uśmiechami na twarzach. Od razu ruszyliśmy na poszukiwania odpowiedniej deski, chociaż właściwie to ja szukałem takiej żeby była podobna do tej, którą kupił mi ojciec. Wiem, że to już nie będzie to samo, ale jak się uprę to nie ma mocnych.
- A ta? - spytała Mel pokazując mi kolejną deskorolkę.
Patrzyłem na nią przez chwilę, zdając sobie sprawę że jest prawie identyczna jak moja stara deska. Uśmiechnąłem się szeroko i skinąłem głową.
- Jest idealna. - powiedziałem.
Melissa uśmiechnęła się dumnie, a ja zacząłem się śmiać. Zanim poszliśmy zapłacić za deskorolkę wziąłem jeszcze kask, który zdecydowanie się dziś przyda. Dziewczyna popatrzyła na mnie dziwnie, co sprawiło że znowu zacząłem się śmiać.
- Po co to? - spytała głupio.
- Dla twojego bezpieczeństwa. - odparłem zakładając jej kask na głowę.
- Wyglądam jak idiotka. - mruknęła zakładając ręce na piersi.
- Wyglądasz na prawdę słodko, a poza tym twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze. - uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
Dziewczyna oblała się rumieńcem i zawstydzona spuściła głowę w dół. A miałem jej więcej nie onieśmielać. Taa, no to mi się udało. Objąłem ją ramieniem i poprowadziłem w stronę kasy. Mela ściągnęła kask z głowy i podała mi go. Zapłaciliśmy za rzeczy i ruszyliśmy do skateparku.
Na miejscu nie było zbyt wiele osób, co w sumie było trochę dziwne ale dla nas lepiej, bo Melissa nie będzie musiała się wstydzić czy coś. Ponownie założyłem jej kask na głowę i zaczęliśmy naukę. Na początek utrzymywanie równowagi, później wytłumaczyłem jak skręcać i zatrzymywać się. Mel słuchała mnie uważnie i łapczywie chłonęła wszystko co mówiłem. Po około dwóch godzinach radziła sobie już całkiem nieźle. Chyba jestem niezłym nauczycielem. Znowu ta moja skromność.
W pewnej chwili Mel chciała wskoczyć na deskę, ale coś jej nie wyszło, bo deskorolka pojechała do przodu a ona prawie wylądowała na betonie. Prawie, bo w ostatniej chwili ją złapałem. Spojrzałem na jej twarz, która okazała się być bardzo blisko mojej. Czułem na szyi jej przyspieszony oddech. Przez kilkanaście sekund patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać, jednak nagle zdaliśmy sobie sprawę z tego co się dzieje i odsunęliśmy się od siebie. Pomogłem jej stanąć na równe nogi, a ona zrobiła krok do tyłu i spuściła głowę w dół. Przeczesałem włosy dłonią i przygryzłem wargę. Co się ze mną dzieje?
- Może spróbuję jeszcze raz. - mruknęłam, ale i tak dało się usłyszeć drżenie w jej głosie.
- Tak, spróbuj jeszcze raz.
Dziewczyna wzięła deskorolkę i próbowała dalej jeździć. Usiadłem na ławce i przyglądałem się jej, jednocześnie walcząc z myślami. Przecież kocham Grace, więc czemu chciałem pocałować Melissę? Lubię ją, nawet bardzo. Jest miła, zabawna i uwielbia jazdę na deskorolce, jest.. idealna, ale nie mogę z nią być. Czemu? Sam nie wiem. Przecież Grace nigdy nie będzie moja, więc dlaczego nie mogę spotykać się z kimś innym? Boże Nathan jesteś zdrowo popierdolony.
- Wszystko w porządku? - spytała Mel siadając obok mnie i ściągając z głowy kask.
- Taa, znaczy nie. Przepraszam za to co się prawie stało. - mruknąłem.
- Nie masz za co, przecież nic się nie stało. - uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
- Może masz rację. - odparłem  - Odprowadzić cię już do domu? - spytałem.
- Czemu nie. - wzruszyła ramionami. - Ale wcześniej w ramach podziękowania zapraszam cię na kawę, albo  pizzę, sama nie wiem. - powiedziała i podniosła się na równe nogi.
- Czemu nie. - zaśmiałem się.
Wziąłem deskorolkę pod pachę, a kask do ręki i ruszyliśmy w stronę najbliższej pizzerii przepychając się i żartując.


_______________________________________________
Tęskniliście? Mam nadzieję ;D
W końcu udało mi się dokończyć  ten rozdział, myślałam że to nigdy nie nastąpi -.-
Postaram się aby następy rozdział był szybciej.
No i mam prośbę, tak jak na tamtych blogach, a mianowicie chciałabym aby każdy kto czyta te bazgroły dał pod tym rozdziałem komentarz ;)
Pozdrawiam ;*
@Twinkleineye

sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 12

Siedziałem przy stole kuchennym i znudzony dłubałem widelcem w jajecznicy. Po tym co wczoraj widziałem nawet nie miałem ochoty nic jeść. Wiem że moje zachowanie jest bez sensu, bo jeszcze niedawno twierdziłem że wystarczy mi przyjaźń z Grace i chcę żeby była szczęśliwa. Owszem chcę, ale nie z nim! Jest tylu normalnym kolesi, ale ona musiała się zakochać akurat w tym. Nie mogę jej przecież powiedzieć prawdy o tym gościu, bo.. Właśnie co wtedy? Na pewno mi nie uwierzy i znowu się pokłócimy, a tego nie chcę.
Usłyszałem charakterystyczny dźwięk odsuwanego krzesła, ale nie odważyłem się podnieść głowy. Dobra, wiem jestem idiotą, egoistą i zwykłą ciotą, ale boję się że powiedziałbym jej co czuję i że wszystko wczoraj widziałem. Grace jest szczęśliwa, a to jest najważniejsze, co nie?
- Co ty taki zmarnowany? - zwróciła się do mnie pani Bennett nalewając sok do szklanki.
- Nie wyspałem się. - mruknąłem cicho nadal wpatrując się w talerz.
Przez chwilę panowała cisza, nie licząc odgłosów smażonych jajek. Czułem się dziwnie, tak jakby to była moja wina.
- Jak było na randce? - tym razem pytanie było skierowane do Grace, ale mimo to poczułem ucisk w żołądku.
- Normalnie, jak na randce, a co byś chciała? - zaśmiała się dziewczyna.
Usłyszałem na pani Bennett mruczy pod nosem "ach te nastolatki" i mimowolnie się uśmiechnąłem. Ta kobieta ma naprawdę złote serce. Niepewnie podniosłem głowę i dyskretnie, a przynajmniej tak mi się wydaje, spojrzałem na moją przyjaciółkę. Wyglądała na zamyśloną.
Właśnie w takich momentach chciałbym mieć super moce, jak na przykład Edward ze Zmierzchu. Tak, tak ja Nathan Knight oglądałem Zmierzch, ale tylko dlatego że Grace mnie do tego zmusiła. Scotta zresztą też więc nie jestem jakiś gorszy.
Westchnąłem cicho i podniosłem się z miejsca. Wszystkie spojrzenia od razu skierowały się w moją stronę. To już nawet nie można wstać od stołu, żeby nikt się na człowieka nie gapił?
- Nie zjadłeś śniadanie. - powiedziała pani Lydia.
- Nie jestem głodny. - odparłem i wyszedłem z kuchni.
Poszedłem na górę do pokoju i zacząłem pakować książki do szkoły, gdyż wczoraj jakoś nie miałem czasu. Chowałem właśnie książkę do angielskiego, kiedy do pokoju jak burza wpadł mój młody. Wdrapał się na łózko i zaczął po nim skakać. Spojrzałem na niego marszcząc brwi, a on uśmiechnął się łobuzersko.
- Nudzi ci się? - spytałem z uśmiechem.
- Noo! - odparł nie przerywając swojej czynności.
Wywróciłem oczami, zasunąłem plecak i przerzuciłem go sobie przez ramię. Zerknąłem kątem oka  na braciszka i uśmiechnąłem się pod nosem. Po chwili złapałem go za nogi i pociągnąłem na łóżko, na co on odpowiedział krzykiem. Już po chwili w drzwiach pojawiła się moja przyjaciółka. Starałem się na nią nie patrzeć, ale szło mi ciężko.
- Co ty tak krzyczysz? - spytała podchodząc bliżej.
- Bawimy się tylko! - odparł zeskakując z łóżka.
- Niech ci będzie. - zaśmiała się. - Gotowy do przedszkola?
Młody zaczął kręcić głową na "nie" śmiejąc się przy tym, niczym jakiś stwór z horroru. Grace wskazała ręką na drzwi, tym samym każąc mu iść się przygotować. Lucasowi od razu uśmiech zniknął z twarzy, Spuścił głowę i wolnym krokiem jak na skazanie wyszedł z pokoju. Patrzyłem w ślad za nim, byle tylko nie musieć patrzeć na Grace, ale wiedziałem że to nieuniknione.
- Co ty taki nie w humorze dzisiaj? - spytała siadając obok mnie.
- Nie wyspałem się i tyle. - powiedziałem to co wcześniej jej mamie. - Jak było na randce? - wydusiłem z trudem.
- Miło. Carlos zapytał mnie czy chcę z nim chodzić. - zaśmiała się. - Poprosiłam go, żeby dał mi czas na zastanowienie się.
- Dlaczego? - zdziwiłem się szczerze.
- Podoba mi się i w ogóle, ale nie wiem czy jestem gotowa na związek. - odparła.
Zerknąłem na jej twarz, ale szybko odwróciłem wzrok. Nie chciałem tworzyć "niebezpiecznych" sytuacji, takich jak wtedy w skateparku, bo to wszystko zjebie, a nie chcę stracić tego co mi pozostało.
- Zbieramy się do szkoły? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos dziewczyny.
- Pewnie. - uśmiechnąłem się sztucznie.

* * *
Kiedy staliśmy w czwórkę na szkolnym dziedzińcu śmiejąc się w najlepsze, podszedł do nas nie kto inny jak pan Carlos Smith, jej. Mimowolnie zacisnąłem dłonie w pięści, co poradzę że ten typek tak na mnie działa. Chłopak przytulił Grace od tyłu i pocałował ją w policzek, przez co na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce.
- Nie obrazicie się jak ją porwę? - spytał uśmiechając się do nas sztucznie.
- Nie czemu. - mruknęliśmy wszyscy cicho. Cóż, najwyraźniej nie tylko mi nie podoba się ten koleś.
- Na razie. - powiedziała Bennett i już ich nie było.
Patrzyłem w ślad za nimi czując ucisk w sercu, dokładnie ten sam co wczoraj, ale był trochę lżejszy niż tamten. Nie żebym narzekał czy coś.
- Stary masz fajki? - zwróciłem się do przyjaciela.
- Pewnie. - odparł jednocześnie wyciągając z kieszeni dżinsów paczkę papierosów.
Wziąłem jednego szluga, odpaliłem go szybko i wpuściłem dym tytoniowy do płuc. Ręce przestały mi się trząść i czułem się zrelaksowany. I pomyśleć że to tylko dzięki jednemu papierosowi.
- Grace chodzi z Carlosem? - zdziwiła się Alex.
Wzruszyłem ramionami zaciągając się po raz kolejny. Na moje nieszczęście właśnie w tym momencie ze szkoły wyszła pani Thomas. Kiedy zobaczyła mnie z papierosem, aż poczerwieniała ze złości. Zawsze uważała mnie za swojego ulubieńca i wszystko mi darowała, ale chyba już się jej odwidziało.
Podeszła do mnie, chwyciła za rękaw bluzy i zaprowadziła do dyrektora, mrucząc pod nosem bliżej nie określone słowa.
Tak więc pierwszą lekcję miałem z głowy. Oczywiście nie przeszkadzało mi to. Dużo bardziej wolę "słuchać" gadania Hoke'a niż Stone'a, plus ta wygodna kanapa. Wszystko by było super, gdyby nie wezwali pani Bennett, która znowu musiała świecić za mnie oczami.
- Nathan ty palisz? - spytała wściekła kobieta, kiedy wyszliśmy z gabinetu dyra. Wzruszyłem ramionami nie wiedząc co mam jej jeszcze powiedzieć. - Twój ojciec nie byłby zadowolony z tego co robisz. - powiedziała smutno.
No i trafiła w czuły punkt. Zawsze jak ktoś mówił że ojciec nie byłby ze mnie dumny czy zadowolony robiło mi się strasznie głupio i przede wszystkim przykro. Skąd oni w ogóle mogą wiedzieć co zrobiłby mój tata? Tak naprawdę nikt nie wie jaki on był naprawdę. Myślą że był surowy, bo tak zachowywał się przy obcych ludziach, ale naprawdę był najwspanialszym człowiekiem na świecie. Zawsze mnie rozumiał i starał się pomagać.
- Dobra idź już na lekcję. - mruknęła. - Nie zapomnij że po lekcjach macie zostać ze Scottem.
- Jak mógłbym zapomnieć. - powiedziałem cicho.
Poszedłem na drugą lekcję, matematykę. Jupi jak ja to kocham. Czuć sarkazm? No ja myślę. Wpadłem spóźniony do klasy, przeprosiłem grzecznie i usiadłem obok przyjaciela. Przez pół lekcji opowiadałem mu co gadał dyro, ale dzięki bogu nauczyciel nie zwracał na nas zbytnio uwagi.
- Dzisiaj też zostajecie po lekcjach? - spytała cicho Alex.
- No. I tak przez dwa tygodnie. - mruknął Scott przepisując jakiś wzór z tablicy.
- Nie marudź. Mnie jeszcze czeka bura od pani Bennett za palenie.
- Ja ci nie kazałem jarać na dziedzińcu szkolnym. - zaśmiał się.
- Wal się. - mruknąłem ze śmiechem.
- Przestaniecie zachowywać się jak dzieci? - spytała niebieskowłosa.
- Nathan, Scott, Alex jedynka za gadanie na lekcji. - odezwał się nauczyciel.
- Chyba pana pojebało! - naskoczył na niego Craven. - Pałe może pan nam dać za nienapisany sprawdzian, a nie za gadanie! - oburzył się.
- Craven, bo pójdziesz do dyrektora. - pogroził mu mężczyzna.
- Ładną dzisiaj mamy pogodę, czyż nie? - chłopak uśmiechnął się wesoło.
Klasa wybuchnęła śmiechem, a nauczyciel wrócił do prowadzenia lekcji. Spojrzałem na przyjaciela, który gniewnie wpatrywał się w siwiejącą głowę mężczyzny, mrucząc przy tym wiązankę przekleństw.
Uśmiechnąłem się pod nosem, a po chwili mimowolnie zerknąłem na Grace, która w najlepsze rozmawiała z Carlosem. Czyżby jednak się zgodziła? Oby nie. Nie zniósłbym tego.

* * *
Kończyliśmy ze Scottem układać książki na półce, kiedy przyszła pani Bennett. Kobieta popatrzyła na mnie groźnie i zaczęła segregować jakieś kartki. Westchnąłem cicho i zabrałem się za ściąganie książek z kolejnej półki.
- Co robisz wieczorem? - spytał Scott.
- A co? Chcesz mnie zaprosić na randkę? - zaśmiałem się.
- Taa jasne. Grace znowu wychodzi z Carlosem. - popatrzyłem na niego zdziwiony. - Alex mi mówiła.
- Mam to gdzieś. Idę do skateparku.
- Nie masz deski. - zauważył.
Spojrzałem na niego gniewnie, a on rozłożył ręce w geście obronnym. Wywróciłem oczami i przetarłem półkę najpierw mokrą, a później suchą ściereczką. To zajęcie było tak monotonne i nudne, że miałem już dość, a to dopiero drugi dzień.
- Dobra chłopcy, na dzisiaj już wystarczy. Zmykać do domów. - kobieta uśmiechnęła się do nas ciepło. Skąd ta nagła zmiana nastroju?
Wzięliśmy swoje rzeczy i szybko wyszliśmy z biblioteki. Scott od razu zadzwonił do Alex że jest wolny i czy mogą się spotkać. Zaśmiałem się widząc jego maślane oczka. Jezu ja też tak wyglądam? Oby nie. Pożegnałem się z kumplem i ruszyłem w stronę skateparku.
Po około dwudziestu minutach byłem już na miejscu. W parku było całkiem sporo ludzi jak na tą porę dnia. Jako że nie miałem deskorolki postanowiłem, że będę się tylko przyglądał jak jeżdżą inni. Podszedłem do ławki na której siedziała jakaś dziewczyna i zająłem miejsce obok niej. Zerknąłem na nią kątem oka i zauważyłem że ona też na mnie zerka. Kiedy zorientowała się, że na nią patrzę oblała się rumieńcem i szybko odwróciła wzrok.
Skorzystałem z sytuacji i przyglądnąłem się jej dokładniej. Miała długie, brązowe włosy i także brązowe duże oczy, a także jasną cerę. Przyznam że była naprawdę ładna, a te rumieńce dodawały jej uroku.
Szatynka dyskretnie zerknęła na mnie i uśmiechnęła się nieśmiało. Odwzajemniłem ten drobny gest, a to sprawiło że dziewczyna zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Wow. Nie wiedziałem że tak działam na dziewczyny. Dobry jestem. Ta, ja i moja skromność.
- Hej, Nathan jestem. - wyciągnąłem do niej rękę i uśmiechnąłem się.
- Melissa. - uścisnęła moją dłoń i odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem.
- Jeździsz na deskorolce? - spytałem.
- Chciałabym. - zaśmiała się. Miała niesamowity głos. - Przyszłam tu z bratem, to on jeździ. Prosiłam go żeby mnie nauczył ,ale on nie chce się zgodzić. - powiedziała smutno. - A ty jeździsz?
- Od kilku lat, ale obecnie nie mam deskorolki.
Gadaliśmy tak przez jakiś czas. Tematy w ogóle się nam nie kończyły. Dowiedziałem się wielu rzeczy na temat Melissy tak samo jak ona na mój. Przy niej w ogóle nie myślałem o tym, że miłość mojego życia pewnie teraz liże się z kolesiem, którego nienawidzę najbardziej na świecie. Dobra, może trochę myślałem, ale nie było to już tak bolesne.
W pewnym momencie zauważyłem, że w naszym kierunku zmierza jakiś chłopak. Melissa też go zauważyła, co sprawiło że na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech.
- Mela zwijamy się. - odezwał się stając naprzeciwko nas.
- Jake ja chyba jeszcze zostanę. - powiedziała zerkając na mnie. - Tak w ogóle poznajcie się. Nathan to jest Jake, mój brat. Jake to jest Nathan.
Uścisnęliśmy sobie dłonie, uśmiechając się przy tym serdecznie. Muszę przyznać, że koleś sprawiał wrażenie naprawdę sympatycznego.
- Czyli zostajecie tutaj razem? - spytał.
- Tak. Chciałam jeszcze popatrzeć jak chłopaki jeżdżą. - dziewczyna uśmiechnęła się do brata.
- Mam rozumieć że odprowadzisz później moją małą siostrzyczkę? - zwrócił się do mnie.
- Oczywiście.
- To spoko. Widzimy się w domu. - Jake uśmiechnął się do siostry i poszedł sobie.
Patrzyliśmy w ślad za chłopakiem jeszcze przez kilka sekund. Zaśmiałem się pod nosem i skierowałem wzrok z powrotem na twarz dziewczyny. Nie wiem czemu, ale wyglądała na lekko zawstydzoną.
- Przepraszam za brata. On tak zawsze. - powiedziała cicho. - Troszczymy się o siebie, bo rodzice nie bardzo się nami interesują. Liczy się dla nich tylko kasa.
- Rozumiem. Ja też bardzo troszczę się o mojego brata. Po śmierci taty, mama wyszła za strasznego tyrana i teraz zawsze trzymamy się razem.
- Przykro mi z powodu twojego taty. - powiedziała cicho.
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i szybko zmieniłem temat na jakiś weselszy. Dziwnie mi się rozmawia o moim ojcu, nawet z osobami bardzo bliskimi takimi jak Scott czy Grace. Nie wiem czemu, po prostu tak mam i już, ale chyba nie ma w tym nic dziwnego, przynajmniej tak mi się wydaje.
Gadaliśmy z Melissą przez bardzo długi czas, poznając się coraz bardziej. Mimo że znałem ją tylko kilka godzin, naprawdę ją polubiłem. Na początku myślałem, że jest cicha i nieśmiała, ale okazała się strasznie rozgadaną i wesołą osobą, z pozytywnym nastawieniem. Przy niej uśmiech w ogóle nie schodził mi z twarzy. Miło spędziłem czas w jej towarzystwie.
Oderwałem wzrok od jej oczu i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jest już naprawdę późno. Sprawdziłem godzinę na telefonie. Było za pięć dziewiąta. Nieźle się zasiedzieliśmy. Wstałem z ławki i odwróciłem się twarzą do dziewczyny.
- Chyba powinniśmy już wracać. - zaśmiałem się. - Odprowadzę cię do domu.
- Nie musisz tego robić. Mieszkam kilkanaście minut drogi stąd.
- Nie rób problemów. Nie chcę, żeby coś się stało takiej uroczej dziewczynie. - uśmiechnąłem się do niej.
Dzięki światłu jakie dawała pobliska latarnia, zauważyłem rumieńce na jej twarzy. Chyba powinienem przestać ją ciągle zawstydzać. Wyciągnąłem do niej rękę, a ona z wahaniem chwyciła moją dłoń. Przez moje ciało przeszedł najpierw dreszcz zimna, gdyż jej dłoń była zimna, a po chwili zamienił się w bardzo przyjemny.
- Masz lodowate ręce. Czemu nie mówiłaś że jest ci zimno? - spytałem i dopiero teraz zauważyłem że miała na sobie koszulkę z krótkim rękawem.
Nie czekając aż coś powie ściągnąłem swoją bluzę i podałem ją jej. Dziewczyna speszyła się trochę i zaczęła się wykręcać, ale byłem nie ugięty. Po kilkuminutowej kłótni w końcu wymiękła i założyła moją bluzę, która była na nią zdecydowanie za duża, ale mimo to wyglądała w niej mega seksownie.
W drodze powrotnej przez cały czas śmialiśmy się, opowiadaliśmy żarty i różne historyjki, popychaliśmy się i ogólnie takie wygłupy. Szkoda że ten dzień był taki krótki.
- Zaraz, czyli chodzisz do tej samej szkoły co ja? - spytałem zdziwiony.
- Tak, do pierwszej klasy. - uśmiechnęła się.
- Jak to możliwe że cię nie zauważyłem?
- Najczęściej siedzę w szkole, a ty z tego co się orientuję to na dziedzińcu.
- No tak. - mruknąłem pod nosem. - Co do jazdy na desce, to może ja mógłbym cię nauczyć. - odezwałem się po chwili ciszy.
- Naprawdę? - Mela wyglądała na naprawdę szczęśliwą. - Byłoby świetnie!
- To co? Jutro w skateparku?
- Pewnie.
W tym momencie zatrzymaliśmy się pod naprawdę wielkim domem. No dobra może nie był ogromny, ale na pewno większy niż mój. Omiotłem spojrzeniem całą posesję nie mogąc wyjść z podziwu. No, ale serio, na co komu tak wielki dom? Bez sensu, przynajmniej jak dla mnie.
- Tak tu właśnie mieszkam. Wolałabym mieszkać w kartonie, ale mieć normalną rodzinę niż żyć tutaj. Same lamusy uważające się za nie wiadomo kogo.
- Nie przejmuj się. Mogło być gorzej.
- Niby tak. - westchnęła. - W każdym razie dzięki za miło spędzony czas, za oprowadzenie i za pożyczenie bluzy. - uśmiechnęła się do mnie i oddała mi moją bluzę.
- Nie ma za co. Ja też się świetnie bawiłem. - też się do niej uśmiechnąłem.
Melissa podeszła bliżej, a następnie pocałowała mnie w policzek. Mówię wam, jak ona pachniała. Niesamowite że jedna, drobna dziewczyna miała tyle plusów. Nie wiem, może mi się to wszystko śni.
- Do jutra. - powiedziała cofając się do tyłu,
- Do jutra. - powtórzyłem i puściłem jej oczko.
Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie i po chwili zniknęła za furtką.


______________________________________________________
Ania zaczęła mi się upominać o rozdział, więc jest ;)
Jak widzicie pojawiła się nowa postać, a nawet dwie. Myślicie że Melissa trochę namiesza?
Dodałam jej zdjęcie do bohaterów. Jej brat raczej rzadko będzie się pokazywał, więc jego zdjęcie nie będzie potrzebne.
Mam nadzieję że rozdział się wam podoba ;)
Pozdrawiam
@Twinkleineye