sobota, 22 września 2012

Rozdział 7

Obudziłem się czując potworny ból głowy i suchość w gardle. Obróciłem się na prawy bok, a chwilę później leżałem już na podłodze z twarzą przyciśniętą do dywanu. Jęknąłem z bólu i przewróciłem się na plecy. Powoli otworzyłem jedno oko potem drugie i zobaczyłem zmartwioną twarz mojej przyjaciółki.
- Żyjesz? - spytała.
- Chyba tak. - wychrypiałem po chwili.
Dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę i pomogła mi wgramolić się z powrotem na łóżko. Leżeliśmy w ciszy dobre piętnaście minut, aż w końcu zaczęło mnie to nudzić. Odchrząknąłem i skierowałem swój wzrok na blondynkę.
- Przepraszam. - powiedziałem.
- Za co? - spytała nie patrząc na mnie.
- Za to że przeze mnie się pokłóciliśmy. To ja chciałem iść na tę głupią imprezę do Rubby, bo chciałem przez chwilę nie myśleć o problemach które czekają na mnie w domu. Nawet mi do głowy nie przyszło zapytać was o zdanie. Zachowuję się jak wasz szef, a nie jak przyjaciel..
- Już dawno mi przeszło. - powiedziała Grace zatykając mi usta. - A Scott na pewno nie żałuje że tam poszedł. - dodała z uśmiechem.
Zdjąłem jej dłoń z moich ust i splotłem swoje palce z jej. Leżeliśmy tak patrząc sobie prosto w oczy, jednak coś zaczęło mnie męczyć.
- Co się działo na tej imprezie? - wypaliłem.
Poczułem że dziewczynę przeszedł dreszcz gdy to powiedziałem. Wyrwała rękę z mojego uścisku i zerwała się z łózka, by następnie stanąć przed oknem. Co ją ugryzło? Obróciłem się na lewy bok i przyglądałem się Grace, czekając aż coś powie, ale raczej nie chciała nic mówić.
- Grace? - spytałem siadając na łóżku.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i powoli odwróciła się w moją stronę.
- Nie pamiętasz? - zapytała.
- Skoro pytam to chyba nie. - odparłem ironicznie.
- Właściwie to nic takiego. Na początku strasznie dużo piłeś i tylko obserwowałeś wszystkich, ale kiedy ze Scottem chcieliśmy się zbierać zorientowaliśmy się że ciebie nie ma. Całą trójką to znaczy ja, Scott i Alex zaczęliśmy cię szukać. Poszłam na górę i weszłam do jakiegoś pokoju a tam ty i Rubby.. - urwała zastanawiając się co powiedzieć. - Może inaczej. Gdybym wtedy nie weszła do tego pokoju zaliczyłbyś Mallory. - powiedziała w końcu.
Patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami. Ja i Rubby? Ona chyba sobie jaja ze mnie robi! W czasie kiedy ja walczyłem z myślami, Grace podeszła do łóżka i usiadła obok mnie, ponownie splatając nasze palce. Ciepła dłoń dziewczyny pozwoliła mi trochę się ogarnąć.
Spojrzałem na blondynkę szukając na jej twarzy jakichkolwiek oznak wskazujących na to że to co powiedziała nie jest prawdą, jednak niczego takiego nie znalazłem. Westchnąłem głośno zrezygnowany. No to teraz nie będę miał żadnych szans u Grace.
- Chciałeś wiedzieć. - szepnęła przyglądając mi się.
- Nie myślałem że to będzie takie straszne. - odparłem.
- Jeżeli podoba ci się Rubby to żaden problem. Ona podoba się wielu chłopakom..
- Ale nie mi! - warknąłem. - Nie znoszę pustych, wrednych idiotek myślących tylko o sobie! - dodałem zdenerwowany.
Poczułem jak blondynka kładzie dłoń na moim ramieniu. Spojrzałem najpierw na jej rękę a później na jej twarz. Wyglądała tak słodko, nawet z tymi rozczochranymi włosami. Uśmiechnąłem się delikatnie a dziewczyna odwzajemniła gest. Nagle zdałem sobie sprawę z czegoś co powiedziała wcześniej..
- Chwila. - powiedziałem. - Na imprezę przyjechałaś z Carlosem, więc czemu wracałaś z nami? - spytałem.
Zobaczyłem w oczach Grace dużo smutku. Jeżeli ta gnida coś jej zrobiła to pożałuje że przeniósł się do naszej szkoły. Przyglądałem się jej uważnie czekając aż odpowie, ale ona trochę się speszyła i chciała wstać, ale nie pozwoliłem jej i mocniej ścisnąłem jej dłoń.
- Grace jesteśmy przyjaciółmi, możesz mi powiedzieć wszystko. Chyba że coś się zmieniło. - szepnąłem.
- Nie, nic się nie zmieniło, po prostu Carlos wyszedł wcześniej, a ja chciałam jeszcze z wami pobyć i zostałam. - powiedziała takim tonem że nawet przez chwilę jej nie wierzyłem.
Patrzyłem na nią z uniesionymi brwiami, a ona westchnęła głośno.
- On mi się strasznie podoba. - szepnęła. - Jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze w towarzystwie żadnego chłopaka. - kiedy to powiedziała poczułem się urażony. Nie czuła się dobrze w moim towarzystwie? - Po co ja ci to mówię, jesteś chłopakiem, nie zrozumiesz. - z rozmyśleń wyrwał mnie jej głos.
- Ty też się mu podobasz. - powiedziałem czując ból w klatce piersiowej.
- Skąd wiesz? - spytała wyraźnie zaskoczona.
- Zaufaj mi. - powiedziałem uśmiechając się sztucznie.
Grace tak się ucieszyła, że zaczęła piszczeć na cały głos. Starałem się uśmiechać przez cały czas, aby jej nie urazić, ale szło mi kiepsko, jednak ona nawet tego nie zauważyła. Spuściłem głowę i zacząłem wpatrywać się w podłogę, kiedy dziewczyna zarzuciła mi ręce na szyje i dała mi buziaka w policzek. Poczułem jak na twarz uderza mi ciepło i za nic nie potrafiłem tego ukryć. Blondynka zachichotała słodko, co jeszcze bardziej pogorszyło mój obecny stan.
Wstałem ostrożnie z łóżka i odszukałem moje Nike, a następnie założyłem je na stopy. Czułem na sobie spojrzenie dziewczyny, ale bałem się na nią spojrzeć. Nie no Nathan ogarnij się człowieku! Nie ta to inna! Pokręciłem głową i ruszyłem w kierunku drzwi jednak zatrzymał mnie głos Grace.
- Wybierasz się gdzieś? - spytała.
- Pójdę już do domu. - odparłem nie odwracając się.
- Nie ma mowy! Zostajesz u nas na śniadanie! - powiedziała.
Usłyszałem jej kroki więc się odwróciłem. Stanęła naprzeciwko mnie i patrzyła na mnie spod przymrużonych powiek. Westchnąłem głośno i wywróciłem oczami. Na twarzy dziewczyny zakwitł szeroki uśmiech, a moje serce zaczęło wariować.
Grace chwyciła moją dłoń i splotła nasze palce i pociągnęła mnie w kierunku kuchni, gdzie już krzątała się jej mama. Kiedy mnie zobaczyła trochę się zdziwiła, jednak po chwili uśmiechała się serdecznie. Usiadłem przy stole i przyglądałem się temu co robi pani Lydia. Chyba smażyła naleśniki, ale nie byłem pewny, w każdym razie zapach był nieziemski. 
Pięć minut później pani Bennett postawił przede mną talerz w górą naleśników polanych czekoladą. Dopiero wtedy zorientowałem się że Grace gdzieś wyszła. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, do kuchni weszła właśnie ona. Wyglądała cudnie. Miała na sobie krótkie dżinsowe spodenki, luźną koszulkę i do tego conversy. W sumie nie jej ubiór mnie tak zachwycił, bo ubierała się codziennie, tylko to że miała rozpuszczone włosy, co bardzo rzadko się zdarza i zrobiła sobie makijaż. Patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami i z otwartą buzią, czego się dowiedziałem parę sekund później kiedy pani Lydia do mnie podeszła i "podniosła" moją szczenę.
- Wybierasz się gdzieś? - odezwała się pani Bennett. - Jest niedziela.
- Nie będę siedziała przez cały dzień w domu. Galeria handlowa powinna być otwarta. - oznajmiła radośnie Grace klaszcząc w dłonie.
Kobieta pokręciła głową z uśmiechem na ustach i wróciła z powrotem przygotowywać śniadanie, natomiast blondynka usiadła obok mnie. Dziwnie się czułem kiedy mi się tak przyglądała. Popatrzyłem na nią marszcząc brwi a ona tylko cicho się zaśmiała.
- Idziesz ze mną na te zakupy? - spytała dziewczyna kiedy jej matka postawiła przed nią talerz z naleśnikami.
Zawahałem się przez chwilę, ale później przyszło mi na myśl: A co mi tam, zawsze to spędzę z nią trochę czasu.
- Czemu nie. - powiedziałem patrząc w talerz.
- Kocham cię! - powiedziała z uśmiechem i dała mi buziaka w policzek.
- Czy ja o czymś nie wiem? - odezwała się jej mama.
- Nie czemu? - powiedzieliśmy jednocześnie.
Zaczęliśmy się śmiać, a pani Lydia przyglądała się nam kręcąc głową. Gdy zjedliśmy śniadanie postanowiliśmy się już zbierać, bo musiałem jeszcze skoczyć do domu odświeżyć się i przebrać. W drodze dużo się śmialiśmy, gdyż musieliśmy nadrobić te kilka dni.
Dziesięć minut później byliśmy już u mnie. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w świeże ciuchy i poszliśmy do galerii handlowej. Kiedy byliśmy przed wielkim budynkiem, zauważyłem że w naszą stronę zmierza nie kto inny jak Carlos Smith. Moja przyjaciółka także go zauważyła, a na jej twarzy zakwitł przeuroczy uśmiech. Zacisnąłem dłonie w pięści by się opanować, ale szło mi marnie.
- Hej śliczna. - powiedział chłopak i pocałował MOJĄ Grace w kącik ust.
- Hej. - blondynka prawie skakała z radości.
- Wybierasz się na zakupy? - spytał.
- Tak, chciałam kupić nowe buty. - odparła.
I tak gadali przez jakiś czas, kompletnie zapominając o mojej obecności. Czułem się urażony, bo to miał być nasz dzień, ale jak zwykle ktoś musiał się wpieprzyć. Nie mogąc dłużej patrzeć na ich słodkie uśmieszki ruszyłem w kierunku galerii. Kiedy byłem już przy wejściu usłyszałem jak ktoś mnie woła, więc się odwróciłem.
- Nathan czekaj! - krzyknęła Grace.
Oparłem się o ścianę i czekałem na przyjaciółkę starając się wyglądać normalnie. Nie wiem z jakim efektem ale chyba nie było tak źle.
- Co się stało? - spytała.
- Nic. - odparłem. - Nie chciałem wam przeszkadzać. - dodałem uśmiechając się krzywo.
- Oj nie przesadzaj. Chodź. - powiedziała chwytając mnie za rękę.
Weszliśmy do budynku i od razu zaczęliśmy chodzić po wszystkich sklepach z obuwiem. Chyba każdy kto nas mijał brał nas za parę widząc że chodzimy trzymając się za ręce, ale specjalnie nie przeszkadzało mi to.
W pewnym momencie zaciągnąłem przyjaciółkę do sklepu sportowego, a ta przyglądała mi się dziwnie. Poszedłem do działu gdzie mieli deskorolki i zacząłem się im przyglądać.
- Po co ci deskorolka, przecież masz już jedną, tą co ci tata kupił. - powiedziała Grace.
Skrzywiłem się słysząc te słowa.
- Eeee, b-bo chce mieć jeszcze jedną. - wypaliłem nie patrząc na nią.
- Nathan co jest? - spytała odwracając mnie twarzą do siebie.
- Greg rozwalił moją deskę. - powiedziałem patrząc na swoje buty.
- Jak to? Dlaczego?
- Nie wiem. Mam już tego wszystkiego serdecznie dość. - powiedziałem. - A najgorsze jest to, że co by ten dupek nie zrobił, mama i tak zawsze go będzie bronić. - poczułem jak do oczu napływają mi łzy.
Dziewczyna przygarnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. Odwzajemniłem uścisk i jakoś tak lżej na sercu mi się zrobiło. Nie wiem co bym zrobił gdyby nie było przy mnie Scotta i Grace.
Staliśmy tak z dziesięć minut w zupełnej ciszy. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, blondynka znowu chwyciła mnie za rękę i wyszliśmy ze sklepu, a następnie z budynku. Poszliśmy do jakiegoś parku i usiedliśmy na ławce.
Siedzieliśmy tak gadając o wszystkim i o niczym, kiedy moja komórka zaczęła dzwonić. Wyciągnąłem ją szybko i spojrzałem na wyświetlacz. Mama? Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Tak mamo? - spytałem.
- To ja. - usłyszałem cichy szept.
- Lucas? - zdziwiłem się. - Skąd masz telefon mamy? - zapytałem patrząc na przyjaciółkę która też była w lekkim szoku.
- Zabierz mnie stąd. - zaszlochał.
- Co? Dlaczego? Co się stało? - zdziwiłem się.
- Nathan proszę! - teraz młody płakał na całego.
- Co ty robisz gówniarzu! Oddawaj to! - usłyszałem podniesiony głos Grega, jakiś huk, płacz Lucasa a parę sekund później cisza.
- Lucas! - krzyknąłem zrywając się z ławki.
Spojrzałem na wyświetlacz, ale niestety połączenie zostało zerwane. Zacząłem kląć i chodzić w tę i z powrotem.
- Co się stało? - spytała Grace stając przede mną.
- Nie wiem. Lucas dzwonił, był przerażony i płakał, a potem Greg mu wyrwał telefon i chyba go uderzył. - nawijałem szybko i poczułem jak po policzkach spływają mi łzy.
- Hej spokojnie, nic mu nie będzie..
- To moja wina! Zamiast walczyć o to by został ze mną zostawiłem go samego! - krzyknąłem przeczesując włosy.
- Nathan przestań! To nie twoja wina! - warknęła na mnie dziewczyna.
Grace podeszła do mnie i znowu mnie przytuliła, co sprawiło że jeszcze więcej łez zaczęło wypływać z moich oczu. Przełknąłem głośno ślinę i wtuliłem się w dziewczynę jak małe dziecko.
- Jeśli coś się stało mojemu bratu, nie daruję mu tego. - powiedziałem.


____________________________________
Yeah napisałam w końcu ;D
Mam nadzieję że się wam podoba ;) Starałam się jak mogłam ^^
Pozdrawiam ;)
@Twinkleineye

środa, 12 września 2012

Rozdział 6

Otworzyłem oczy czując się jeszcze bardziej zmęczony niż wieczorem. Podniosłem się z łóżka i skierowałem się do łazienki, by wziąć zimny prysznic. Wycierając mokre włosy ręcznikiem, wróciłem do pokoju i dopiero teraz sprawdziłem na telefonie, która jest godzina.
Była za piętnaście siódma. No, dzisiaj to się na pewno nie spóźnię na moją ukochaną lekcję historii. A tak w ogóle, to co mi strzeliło do głowy, by wybierać właśnie ten przedmiot, jako przedmiot rozszerzony, którego się będę uczył? Musiałem mieć wtedy naprawdę dobry humor, albo Bennett mnie na to namówiła.
Rzuciłem ręcznik na łóżko i na luzie wyszedłem z pokoju. Moja cudna rodzinka zapewne już wyjechała, więc się nie bałem, że wpadnę na Grega. Wszedłem do kuchni, zgarnąłem jakąś miskę, wsypałem do niej moje ulubione, czekoladowe płatki i zalałem je mlekiem, a następnie usiadłem przy stole. Szczerze? Czułem się dziwnie jedząc przy stole. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio tak siedziałem, bo zawsze jadam na mieście, a jak już muszę jeść w domu, to tylko w swoim pokoju.
Dokończyłem szybko jeść śniadanie i pobiegłem do sypialni, żeby się ubrać do szkoły. Wygrzebałem z szafy jakieś dżinsy i koszulkę, a do tego wziąłem jeszcze jakąś bluzę. Przebrałem się w to, a następnie zacząłem pakować książki do szkoły. Przerzuciłem plecak przez ramię i wolnym krokiem ruszyłem na dół. Jakoś tak dziwnie cicho w tym domu, kiedy nie ma Lucasa. Kurczę, martwię się o niego. Jeśli coś mu się tam stanie, to nie daruję sobie tego. Zbyt łatwo wczoraj odpuściłem.
Stanąłem w korytarzu, ubrałem moje ulubione adidasy Nike i wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Tak mi było spieszno wydostać się z tego ponurego miejsca, że nawet nie sprawdziłem, która godzina. 
Szedłem spokojnie, słuchając swojej ulubionej muzyki, kiedy poczułem jak ktoś mnie łapie za ramię. Przestraszony wyciągnąłem słuchawki z uszu i odwróciłem się. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem ucieszoną twarz mojego przyjaciela.
- Coś ty taki markotny? - spytał 
- Starzy wyjechali. - odparłem
- Ok, chyba nie rozumiem. - powiedział drapiąc się po głowie.
- Zabrali ze sobą Lucasa. - wytłumaczyłem. - Martwię się o niego. Jeżeli ten sukinsyn coś mu zrobi to nie daruję sobie tego. Zamiast starać się namówić mamę, by został, to odpuściłem.
- Nic mu nie będzie. Mały jest twardy. Nie da się. - powiedział obejmując mnie ramieniem.
- Mam nadzieję. - powiedziałem uśmiechając się.
Reszta drogi minęła nam szybko. Przez cały czas rozmawialiśmy na temat imprezy u Rubby. Kurczę, nadal nie mogę uwierzyć, że Grace tam idzie. Do tego nie z nami tylko z Carlosem. Mam tego kolesia już po dziurki w nosie. 
Kiedy weszliśmy na szkolny dziedziniec, od razu w oczy rzuciła mi się Bennett gadająca z nowym. Razem ze Scottem skierowaliśmy się do szkoły. Gdy przechodziliśmy obok Grace, zerknąłem na nią kątem oka, jednak dziewczyna w ogóle nas nie zauważyła. Poczułem się z tym trochę dziwnie. Osoba z którą przyjaźnię się od dziecka, nawet mnie nie zauważa. Super.
Dziesięć minut po naszym przyjściu zadzwonił dzwonek na lekcję, więc całą paczką weszliśmy do klasy. Usiadłem z Cravenem na naszym stałym miejscu i od razu zaczęliśmy nawijać o jakichś głupotach. Chwilę później do klasy wszedł pan Stone, a cała klasa ucichła. Dziwne. Od kiedy ludzie czują do niego taki respekt? Mężczyzna stanął za biurkiem i omiótł spojrzeniem wszystkich obecnych.
- Moi drodzy. Zostałem poproszony o przekazanie wam pewnej informacji. - powiedział. - W naszej szkole będzie organizowany bal zimowy..
- Zimowy?! - wydarł się na pół klasy Scott. - Przecież mamy dopiero.. - urwał i zaczął liczyć na palcach. - Nathan, co my teraz mamy? - spytał.
- Historię? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Chodzi mi o miesiąc. - wytłumaczył.
- Październik. - odparłem wywracając oczami i uśmiechając się jak idiota.
- Aaaa, no właśnie! - powiedział uradowany. - To gdzie tam do balu zimowego? - spytał patrząc na Stone'a.
Mężczyzna zrobił się cały czerwony ze złości. Miał już dość naszych wygłupów. Nagle chwycił kredę, przełamał ją na pół i rzucił w nas.
- Padnij! - krzyknąłem do Scotta i pociągnąłem go w dół.
Usłyszałem śmiech całej klasy, więc podniosłem się do poprzedniej pozycji. Odwróciłem się, by spojrzeć kto oberwał. Była to nieśmiała laska, o zajebistych niebieskich włosach i dziwnym stylu. Właściwie nie tyle oberwała, co kreda wpadła jej za dekolt. Dziewczyna była cała czerwona i patrzyła wściekła na nauczyciela.
- Sorry mała. - powiedział mój kumpel puszczając do niej oczko.
- Nie ma sprawy. - wydukała rumieniąc się jeszcze bardziej.
Odwróciliśmy się do przodu i spojrzeliśmy na Stone'a. Mężczyzna był strasznie zażenowany, jednak nadal patrzył na nas morderczym wzrokiem.
- Craven, Knight! Wynocha gówniarze! Mam was już serdecznie dość! - wrzasnął pokazując na drzwi.
Popatrzyłem na Scotta i zobaczyłem ten jego chytry uśmieszek. Błagam tylko nie to! Boże czemu mi to robisz? Chłopak wstał, a ja zaraz za nim. Wzięliśmy swoje plecaki i skierowaliśmy się do drzwi. Przy samym wyjściu szatyn odwrócił się i spojrzał na nauczyciela.
- Wybaczam panu, bo agresja i chamstwo pańskiej wypowiedzi sugerują ciężki kompleks Permanentnego Niedorżnięcia, a ludziom na to cierpiącym należy się dużo wyrozumiałości i współczucia. - powiedział z uśmiechem.
Cała klasa ryknęła śmiechem, a Stone nie wiedział co powiedzieć. Uśmiechnąłem się pod nosem i przybiłem  z przyjacielem żółwika. Spojrzeliśmy na klasę, ukłoniliśmy się lekko i dumnie wymaszerowaliśmy z klasy.
Siedzieliśmy na dziedzińcu śmiejąc się w najlepsze z naszej akcji, kiedy przyszła sekretarka i kazała nam iść do dyra. Tak jak powiedziała, tak też zrobiliśmy. Oczywiście jak to zwykle bywa musieliśmy siedzieć na tych niewygodnych krzesłach w poczekalni, bo szanowny pan dyrektor Hoke był zajęty.
Pani Bennett także została wezwana, mimo że nie ma z nami Grace. Kiedy opowiedzieliśmy jej o tym co znowu przeskrobaliśmy, pokręciła tylko głową śmiejąc się pod nosem. Pani Lydia też nie przepadała na Stone'm.
Po dwudziestu minutach czekania w końcu zostaliśmy poproszeni do gabinetu. Dyro przez jakieś pół godziny wydzierał się na nas, a my rozkoszowaliśmy się siedzeniem na wygodnej kanapie. Tylko dla tego cudeńka uwielbiam tu przychodzić. Czemu nie walną nam takich na korytarzu?
A wracając do rzeczywistości, to Hoke wymyślił sobie, że za karę przez dwa tygodnie będziemy zostawać po szkole i sprzątać bibliotekę. Jego to już całkiem pojebało. On był tam kiedyś? Tego miejsca się nie da wysprzątać nawet za milion lat. Pani Bennett próbowała wywalczyć dla nas inną karę, ale dyro był nieugięty. Jedno dobre z tego, że będziemy siedzieć w towarzystwie pani Lydii.
Kiedy wyszliśmy z gabinetu Hoke'a, pani Bennett zagroziła nam, że jeśli znowu coś wykombinujemy to ją popamiętamy. Nie wiem jak Scott, ale ja się trochę przestraszyłem, ale tylko trochę. Przez resztę zajęć mama Grace miała na nas oko.
W pewnym momencie miałem wrażenie, że wejdzie za mną nawet do toalety! Ucieszyłem się jak nigdy, kiedy w końcu mogliśmy pójść do domu. Dzięki Bogu kara zaczynała się od poniedziałku. Dzisiaj nie dałbym rady zostać jeszcze dwie godziny. Tak dwie godziny przez dwa tygodnie na sprzątanie biblioteki. Ja tam zwariuję. Już nigdy nie spojrzę na książki.

*Następnego dnia*
Obudziłem się o godzinie czternastej ze świadomością, że dzisiejsza impreza będzie mega odjazdowa, mimo iż odbywa się ona u Rubby. Leżałem w łóżku jeszcze z półgodziny, ale musiałem w końcu wstać, bo mój żołądek zaczął domagać się jedzenia. Założyłem czarne spodnie od dresu i skierowałem się do kuchni.
Wyciągnąłem z lodówki wszystkie potrzebne składniki i niecałe piętnaście minut później rozkoszowałem się przepysznymi tostami. Po skończonym posiłku walnąłem się na kanapę w salonie i włączyłem telewizor.
Nagle zdałem sobie sprawę, że już dawno nie było mi dane spędzać soboty właśnie w taki sposób. Kiedyś każda sobota wyglądała jak dzisiejsza, no tylko że zamiast oglądać durne filmy w TV chodziłem z tatą grać w kosza albo bejsbol. Na wspomnienie chwil spędzonych z tatą zrobiło mi się cholernie smutno. Dlaczego właśnie on musiał mieć tego przeklętego raka?
Nawet nie zauważyłem, kiedy z czternastej zrobiła się osiemnasta. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, usłyszałem głośne pukanie do drzwi. Zwlokłem się z kanapy i ruszyłem przywitać mojego gościa.
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem odpicowanego Scotta. Chłopak zmierzył mnie od stóp do głowy i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Ty jeszcze nie gotowy? - spytał wchodząc do domu.
- Impreza zaczyna się o dwudziestej, a jest osiemnasta. - powiedziałem.
- Ugh nie czepiaj się szczegółów. Wypad na górę się szykować, ja się tu rozgoszczę. - odparł i ruszył do kuchni.
Zaśmiałem się cicho i skierowałem się do swojego pokoju. Zgarnąłem z szafki jakieś bokserki i ruszyłem do łazienki, by wziąć prysznic. Stałem w strumieniach ciepłej wody dobre dwadzieścia minut. Kiedy w końcu wyszedłem, wytarłem szybko całe ciało i założyłem bokserki, a następnie wysuszyłem włosy.
Świeżutki wróciłem do pokoju i podszedłem do szafy w poszukiwaniu jakichś ubrań. Przyznam, że przez chwilę poczułem się jak baba, bo naprawdę nie wiedziałem w co się ubrać. Jako że wiedziałem, że mój przyjaciel niedługo zacznie się niecierpliwić, zdecydowałem się na ciemne dżinsy i niebieską koszulę. Ubrałem się szybko i wróciłem do łazienki zająć się swoją fryzurą. Kurdę ja naprawdę mam obsesję na punkcie swoich włosów.
Kiedy byłem już gotowy zszedłem na dół, poszedłem na korytarz i ubrałem moje Nike. Usłyszałem dźwięki telewizora, tak więc skierowałem się do salonu. Scott siedział rozwalony na kanapie i wpatrywał się w ekran przegryzając jakieś chipsy.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni, by sprawdzić godzinę. Osiemnasta pięćdziesiąt dziewięć. Kurczę, ja chyba powinienem być dziewczyną. Odchrząknąłem głośno, a mój przyjaciel odwrócił się gwałtownie.
- No w końcu. Kurwa, stary ileż można się ubierać? - spytał wywracając oczami.
- Oj wierz mi, długo. - zaśmiałem się. - To co, idziemy? - spytałem.
- Pewnie. - odparł z uśmiechem.
Szatyn zerwał się na równe nogi, wyłączył telewizor i ruszył w kierunku drzwi. Poszedłem za nim, zamknąłem dom i poszliśmy do granatowego vana. Samochód należał do ojca Cravena. Chłopak próbuje ubłagać rodziców o kupno Mustanga, ale kiepsko mu idzie. Wsiedliśmy do granatowej bestii i ruszyliśmy.
Dwadzieścia minut później byliśmy na miejscu. Mimo że do imprezy zostało jeszcze trochę czasu muzyka była tak głośna, że było ją słychać aż tu. Skierowaliśmy się do domu i pierwsze co zrobiliśmy gdy weszliśmy to odszukaliśmy stolik z alkoholem. Na wejściu walnęliśmy po kieliszku czystej wódki. Około godziny dwudziestej pierwszej zobaczyłem że przyszła Grace..z Carlosem. Aż mi się odechciało zabawy.
Stałem z boku obserwując wszystkich imprezowiczów. Ok nie wszystkich tylko Grace. Odkąd się zjawiła gadała i tańczyła tylko z Carlosem. Widząc to gdzieś tam w środku czułem dziwne kłucie.
Grace wyglądała dzisiaj cudnie. Krótka, czarna sukienka bez ramiączek idealnie podkreślała jej wydatne, kobiece kształty. Czy to możliwe, ze zakochałem się w niej tak z dnia na dzień? A może już od dawna czułem do niej coś więcej, ale tłumiłem to w sobie. Bennett zawsze była dla mnie ważna, ale raczej tak jak Lucas czy Scott, a teraz stała się centrum wszystkiego. Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane?
Oparłem się o ścianę, przymknąłem powieki i pociągnąłem łyk piwa. Potem następny i kolejny, aż w końcu butelka była już pusta. Kiedy brałem następnego browara, przy okazji strzelając sobie kieliszek jakiejś wódki, podeszła do mnie Rubby. Wyglądała trochę jak dziwka, ale teraz mnie to mało obchodziło. Mam zdecydowanie za słabą głowę.
Kiedy ja opróżniałem kolejne butelki, dziewczyna wypytywała mnie o to jak się bawię i w ogóle jakieś głupoty. Ponad ramieniem Mallory zobaczyłem Scotta tańczącego z tą niebiesko włosom laską z naszej klasy. Co ona tu w ogóle robi? Przeniosłem swój wzrok z powrotem na brunetkę, ale tylko dlatego, że poczułem jak zaczęła wodzić dłonią po moim torsie. Nie powiem, to było przyjemne uczucie.
- Chodź, pokażę ci coś. - szepnęła mi uwodzicielsko do ucha.
Byłem już tak naprany, że nawet nie protestowałem kiedy chwyciła moją rękę i poprowadziła mnie w stronę schodów. Po chwili znaleźliśmy się, jak mniemam w sypialni Rubby. Dziewczyna zamknęła drzwi, odwróciła się i z figlarnym uśmieszkiem podeszła do mnie, a następnie z mocą wpiła się w moje usta.
Na początku zacząłem protestować, jednak szybko dałem sobie spokój i nawet nie zorientowałem się kiedy całowałem ją z taką samą namiętnością jak ona mnie. Nasze języki wywijały gorączkowo we wszystkie strony.
Nagle brunetka popchnęła mnie na łóżko i usiadła na mnie okrakiem. Odrzuciła włosy na prawy bok i znowu zaczęliśmy się całować. Wodziłem dłońmi po jej ciele, a chwilę później zerwałem z niej tą skąpą bluzkę, którą miała na sobie.
Dziewczyna zaczęła mruczeć jak kotka, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Rubby przeniosła swoje dłonie na moją szyję i guziczek po guziczku rozpinała moją koszulę. Czułem że jeszcze parę  sekund i się na nią rzucę. Właśnie w tym momencie drzwi od pokoju otworzyły się.
- Nathan! - usłyszałem znajomy głos.
Zrzuciłem z siebie Mallory i zobaczyłem zdenerwowaną Grace. Szybko zapiąłem guziki, które zdążyła rozpiąć Rubby i chciałem wstać, ale straciłem równowagę i zaryłem głową o podłogę.
- Co ty robisz kretynko! - krzyknęła brunetka.
- Zamknij się! - warknęła Grace. - Scott! Znalazłam go!.
Odwróciłem się na plecy i syknąłem cicho z bólu. Zobaczyłem jak Mallory ubiera się, a następnie opuszcza pokój trącając przy tym blondynkę. Chwilę później w drzwiach zjawił się Scott.
- Zajmij się swoim przyjacielem. - syknęła dziewczyna i chciała wyjść, ale Craven ją zatrzymał.
- Nie mogę go wziąć do siebie, bo ojciec mnie zabije, a samego go nie zostawię. - powiedział patrząc na nią znacząco.
Usiadłem w końcu, trzymając się za głowę. Poczułem na sobie wzrok blondynki więc skierowałem spojrzenie na nią. Skrzywiła się lekko, a na następnie spojrzała na Scotta.
- Dobra, ja się nim zajmę, ale odwieziesz nas.
- Spoko. Przy okazji weźmiemy jeszcze Alex. - powiedział chłopak.
Kto to jest Alex?  Zresztą nie ważne. Chciałem się podnieść, ale coś mi nie wyszło i znowu walnąłem twarzą o podłogę. Nagle poczułem jak ktoś mnie podnosi i przekłada moją rękę przez ramię. Był to Scott. Wolnym krokiem wyszliśmy z pokoju, a za nami człapała Grace.
Zamknąłem oczy i w tym momencie chyba na chwilę urwał mi się film, bo gdy je znowu otworzyłem byliśmy już w samochodzie, gdzie siedziała ta niebiesko włosa. Aaa to jest Alex. Widziałem, że ta trójka o czymś dyskutuje, ale nie docierały do mnie słowa. Po jakimś czasie samochód w końcu się zatrzymał. Wygramoliłem się z vana i wylądowałem na chodniku.
- Dzięki za podwózkę. - usłyszałem głos Grace.
- Nie ma sprawy. - tym razem to był Scott.
Poczułem jak dziewczyna pomaga mi wstać i tak samo jak wcześniej Craven przerzuciła moją rękę przez swoją szyję. Jakimś cudem doszliśmy do drzwi. Grace wyciągnęła klucze z torebki, otworzyła drzwi i weszliśmy do środka.
Teraz drugi problem. Schody. Trochę nam zajęło zanim udało się nam dostać na piętro, ale jakoś daliśmy radę. Skierowaliśmy się do pokoju dziewczyny i gdy już tam byliśmy, Grace rzuciła mnie na łóżko. Zbyt długo sobie nie poleżałem, bo poczułem jak robi mi się nie dobrze i pobiegłem do łazienki, gdzie zacząłem wymiotować.
Nie wiem jak długo to trwało, ale Grace przez cały czas była przy mnie pilnując abym się nie udusił. Kiedy w końcu skończyłem wypluwać sobie flaki, położyłem głowę na nogach dziewczyny i zamknąłem oczy. Parę minut później zmorzył mnie sen.


__________________________
Rozdział miał być wczoraj, ale przez szkołę niestety nie miałam czasu więc jest dopiero dzisiaj.
Taki o mi wyszedł, ale może tylko mi się tak wydaje.
Ocenę pozostawiam wam.
Pozdrawiam
@Twinkleineye

wtorek, 4 września 2012

Rozdział 5

Reszta dnia minęła całkiem szybko. Przez cały ten czas unikałem Grace jak ognia i w sumie ze wzajemnością. Bennett gadała tylko ze Scottem, dzięki czemu dowiedziałem się, że dziewczyna jednak wybiera się na imprezę do Rubby, ale idzie tylko dlatego że Mallory zaprosiła też Carlosa, a jako że ten nie chciał iść sam, to namówił Grace. Właściwie słysząc to poczułem się trochę urażony. Kiedy ja powiedziałem, że przyjdziemy na tę głupią imprezę to zrobiła wielką aferę, ale jak ten imbecyl ją poprosił, to od razu się zgodziła.
Gdy wszedłem do domu, byłem tak wkurzony, że myślałem, że dzisiejszy dzień nie będzie już gorszy, jednak się myliłem. Na wejściu zobaczyłem moją deskorolkę, złamaną na pół. Od razu wiedziałem, że to ten sukinsyn.
Pozbierałem to co z niej zostało i ruszyłem do pokoju. Rzuciłem plecak i deskę gdzieś w kąt pokoju i sam walnąłem się na łóżko. Zakryłem  twarz poduszką i zacząłem kląć na całe gardło. Wiedziałem, że to bez sensu, ale nie w tym momencie nie za bardzo mnie to obchodziło.
Nagle usłyszałem jak drzwi od mojego pokoju się otwierają, a następnie rozległ się tupot nóżek i mój "gość" usiadł na łóżku obok mnie.
- Nathan wszystko dobrze? - usłyszałem głos mojego brata.
- Tak. - powiedziałem odrzucając poduszkę na bok.
Podniosłem się na łokciach i spojrzałem na Lucasa. Na pierwszy rzut oka było widać, że naprawdę się o mnie martwi. Kocham tego dzieciaka.
- Płaczesz? - spytał.
- Nie, co ty. - odparłem, jednak automatycznie przetarłem oczy, które jakimś cudem były mokre.
Szatyn usiadł bliżej i przytulił mnie mocno. Może brzmi to głupio, ale potrzebowałem tego. Już dawno nie czułem się komuś potrzebny. Także go objąłem i przytuliłem z całej siły.
- Jak było w przedszkolu? - zapytałem po chwili ciszy.
- Super! - krzyknął. - A wiesz, że mam dziewczynę?
- Naprawdę? - spytałem z uśmiechem.
- Ma na imię Stevie i jest nawet fajna jak na dziewczynę. - powiedział i skrzywił się lekko wypowiadając ostatnie słowo.
Zacząłem się głośno śmiać, za co dostałem od braciszka z pięści w ramię. Przez jakieś dwie godziny Lucas opowiadał mi o swojej koleżance. Słuchałem go z uwagą, co bardzo mu się podobało. Zawszę lubię słuchać tego co ma mi do powiedzenia, nie ważne o jak wielką głupotę chodzi.
Gdy w końcu znudziło mu się gadanie o Stevie, zapytał mnie o coś na co nie znałem odpowiedzi, a mianowicie o to, kiedy przyjdzie Grace. Co miałem mu powiedzieć? Że się z nią pokłóciłem i pewnie już tu nie przyjdzie? Chłopak by się załamał. Dosłownie. On za nią szaleje. Grace jest dla niego namiastką matki, którą stracił. Tak stracił, bo gdy w naszym domu pojawił się Greg, mama olała nas całkowicie. Mnie to nie przeszkadza, bo mam trochę więcej luzu, ale ja nie mam sześciu lat.
Nagle Lucas zaczął mi machać ręką przed twarzą. Spojrzałem na niego, nadal nie wiedząc co powiedzieć. Nie mogę go okłamać, ale wiem też, że jak powiem mu prawdę to nie zrozumie. Westchnąłem głośno i przeniosłem wzrok na okno. Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane? Młody cierpliwie czekał, aż udzielę mu odpowiedzi. W końcu zdecydowałem się powiedzieć mu prawdę. Wolę, żeby obraził się na mnie za prawdę niż żeby kochał mnie za kłamstwo.
Starałem się wyłożyć to jak najlepiej i chyba nie było tak źle. Lucas zapewnił mnie, że Grace na pewno szybko mi wybaczy i najzwyczajniej w świecie wyszedł z pokoju.
Położyłem się na łóżku i wpatrywałem się w sufit, jednocześnie pozwoliłem myślą swobodnie chodzić po mojej głowie. Nagle przypomniało mi się, że jutro jest piątek, czyli mama wyjeżdża z Gregiem do jego rodziny. Zmartwiłem się jednak, bo Lucas musi jechać razem z nimi.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i chciałam zadzwonić do Grace, ale bałem się. Właściwie nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje. Ok nie ma żadnego ostatnio, bo to zaczęło się wczoraj, kiedy ja i Bennett prawie się pocałowaliśmy. Dosyć tego! Przymknąłem powieki i parę minut później zasnąłem.
Obudziły mnie krzyki dochodzące z salonu. Otworzyłem oczy i spojrzałem na okno, za którym robiło się już ciemno. Zerknąłem na zegarek. Było już po dwudziestej. Wstałem ostrożnie z łóżka i skierowałem się do drzwi. Z każdym moim krokiem wrzaski nasilały się. Stanąłem w progu salonu  i zobaczyłem brata skulonego  obok kanapy i mamę z Gregiem, zawzięcie się kłócących.
- Co tu się dzieje!? - krzyknąłem.
Lucas zerwał się na równe nogi i podbiegł do mnie. Wziąłem go na ręce i mocno przytuliłem. Mama patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem, a ojczym jak zwykle. Odczekałem parę sekund, z nadzieją, że któreś mi odpowie, jednak się nie doczekałem. Przeniosłem swój wzrok na brata i ponowiłem pytanie.
- No, bo ja nie chcę jechać. - powiedział.
Od razu zrozumiałem o co mu chodzi. Spojrzałem na mamę, która wpatrywała się w swojego męża.
- Niby dlaczego on ma jechać z wami? Potrafię się nim zaopiekować. - powiedziałem, starając się nie podnosić tonu głosu.
Greg prychnął pod nosem i usiadł w fotelu. Patrzyłem na niego gniewnie, mając ochotę rzucić się na niego i go udusić. Mama podeszła do mnie i chciała wziąć Lucasa na ręce, ale młody wtulił się we mnie mocno.
- Kochanie, wiem że potrafisz się nim zaopiekować, ale nie mogę się zgodzić. - powiedziała mama.
- Niby czemu? - spytałem mocniej przytulając brata.
- Po prostu nie i już. - odparła.
- Idźcie się leczyć. - syknąłem
Odwróciłem się na pięcie i z młodym na ręku skierowałem się na górę. Kazałem mu iść się wykąpać i umyć zęby, a sam poszedłem do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku i wyciągnąłem telefon. Wpatrywałem się w niego dobre dziesięć minut, wahając się czy zadzwonić do Grace.
Nagle obok mnie znalazł się Lucas i razem ze mną wpatrywał się w ekran komórki. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się krzywo. Mały wziął telefon do ręki, wybrał numer do mojej przyjaciółki, nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha. Parę sekund później usłyszałem jej głos.
- To ja Lucas. Nathan pożyczył mi telefon. - powiedział uśmiechając się do mnie. - Kiedy wpadniesz do nas?... Naprawdę?!.. To super! - krzyczał do telefonu.
Podniosłem się ostrożnie i wyszedłem z pokoju. Nie chciałem dalej słuchać o czym gadają, a poza tym musiałem o coś spytać mamę. Na schodach minąłem wściekłego Grega. Kiedy mnie zobaczył, myślałem że będzie chciał mnie uderzyć albo coś takiego, ale nic nie zrobił.
Gdy byłem już na dole, usłyszałem jak drzwi od ich sypialni zamykają się z trzaskiem. Pokręciłem głową i poszedłem do salonu. Mama siedziała na kanapie, szlochając cicho. Dlaczego ona nadal z nim jest? Podszedłem bliżej niej, a ona chyba dopiero teraz się zorientowała że tu jestem, bo trochę się wystraszyła.
- Nathan, coś się stało? - spytała wycierając oczy.
- Nie nic, po prostu chciałem zapytać, o której wyjeżdżacie. - odparłem chowając ręce do kieszeni dżinsów.
- Jutro z samego rana.- powiedziała uśmiechając się krzywo. - Mam nadzieję, że nie urządzisz tu żadnej imprezy.
- Nie jestem już dzieckiem. - jęknąłem. - Potrafię o siebie zadbać.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem z powrotem do swojego pokoju. Gdy stanąłem w progu, zobaczyłem że mój braciszek nadal rozmawia z Grace. Zrezygnowany poszedłem do łazienki by wziąć prysznic.
- Chcesz pogadać z Nathanem? - usłyszałem, kiedy ściągałem ubrania.
Wyleciałem z pomieszczenia i zacząłem kręcić głową, że mnie nie ma. Młody był tak wytresowany, że nawet do głowy by mu nie przyszło, by w tym momencie powiedzieć coś innego.
- Wyszedł gdzieś. - powiedział patrząc na mnie. - Ja już muszę kończyć. Papa. - dodał i rozłączył się.
Westchnąłem głośno i wróciłem do łazienki. Gdy już się umyłem, ubrany w bokserki w zielone żabki, które dostałem od Grace, wróciłem do pokoju. Mój braciszek nadal tam siedział i bawił się moją komórką.
Usiadłem obok niego i patrzyłem co robi. Grał w jakieś wyścigi. Uśmiechnąłem się pod nosem i położyłem się na łóżku.
- Przepraszam, że nie udało mi się ubłagać mamy. - powiedziałem.
- Trudno. Jakoś wytrzymam. - szepnął
Oddał mi telefon, przytulił mnie mocno i pobiegł do siebie. Pokręciłem głową i zakryłem głowę poduszką, próbując zasnąć, jednak w tym momencie moja komórka zaczęła wydzierać się na pół pokoju. Nie patrząc na wyświetlacz, nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Słucham?
- Wyszedł gdzieś, zostawiając telefon w domu? - usłyszałem po drugiej stronie.
Zerwałem się z łóżka, a moje serce zaczęło bić sto razy szybciej. Cholera jasna!
- Yyyy no ten..- zacząłem się plątać.
- Nathan co się dzieje? - spytała Grace.
- Nic. - powiedziałem automatycznie.
- Doprawdy? Chłopie, wybierasz się na imprezę do Mallory, gadałeś z Raulem i obraziłeś nauczyciela. - zaczęła wyliczać.
- Nie obraziłem! - zaprotestowałem. - Poza tym, odezwała się ta, co nie idzie na imprezę do Rubby.
- Carlos mnie..- zaczęła.
- Tylko Carlos i Carlos! Mam już tego dość. Co ten koleś ma w sobie takiego? - zapytałem retorycznie. - Kiedy ja powiedziałem, że przyjdziemy, zrobiłaś mi wielką aferę, ale jak ten ćpun cię poprosił to od razu się zgodziłaś!  - krzyknąłem i poczułem jak do oczu napływają mi łzy.
- Ćpun? - zapytała.
Kurwa! Ja i mój niewyparzony język. Zdecydowanie za dużo mówię. Ona nie miała się dowiedzieć, przynajmniej nie teraz i nie tak. Znowu westchnąłem głośno, nie mając pojęcia, jak teraz z tego wybrnąć.
- Tak mi się powiedziało. - szepnąłem w końcu.
- Jak możesz? Oskarżasz go o coś, nawet go nie znając.- powiedziała.
- To ty go bronisz, nic o nim nie wiedząc. - warknąłem. - Nasza rozmowa nie ma sensu. Na razie. - powiedziałem i rozłączyłem się.
Poczułem jak po moim policzku spływa jedna, samotna łza. Wytarłem ją szybko, czując się jak jakaś ciota. Znowu położyłem się na łóżku, zamknąłem oczy i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.


________________________________________________
Jako że zaczęła się szkoła nie wiem jak często będą rozdziały. Pewnie będę sobie w szkole pisała na lekcjach ;D Fakt faktem będę się starała regularnie dodawać coś nowego ;)
Pozdrawiam
@Twinkleineye