poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 2.12

To nie tak miało być, nie teraz. To wszystko dzieje się zbyt szybko, zbyt szybko. Dlaczego do cholery? To przecież miały być miesiące, a nie dni do kurwy nędzy. To się nie dzieje naprawdę. To nie może być naprawdę!
Siedziałem w samochodzie na miejscu pasażera i drżąc na całym ciele wyglądałem przez szybę, modląc się, abyśmy jak najszybciej dojechali do tego przeklętego szpitala. Musiałem jak najprędzej dowiedzieć się, co się dzieje z moją mamą.
Na wieść, że straciła przytomność w autobusie, przez co wylądowała w szpitalu, poczułem się, jakby nagle grunt osunął mi się spod nóg. Skoro wcześniej uważałem, że nasza sytuacja jest do dupy, to co mam powiedzieć teraz?
Pani Bennett wciąż próbowała mnie uspokoić, jednak sama była bardzo zdenerwowana, więc efekt jej działań był raczej marny.
Gdy tylko dojechaliśmy do szpitala, od razu spróbowaliśmy się dowiedzieć czegoś więcej na temat stanu zdrowia mojej mamy, niestety wciąż trwały badania i byliśmy zmuszeni czekać bezczynnie pod salą. Była to najgorsza z możliwych opcji. Kiedy siedziałem tak na korytarzu, moje myśli nie dawały mi spokoju.
Najpierw dowiedziałem się o kłamstwach Mii, a teraz jeszcze to. Jeżeli dzisiejszego dnia dowiem się jeszcze, o czym nieprzyjemnym, albo jeśli wydarzy się coś złego, nie wytrzymam psychicznie i sam sobie zrobię krzywdę, byle tylko uciec od tego wszystkiego.
- Nie wytrzymam tak dłużej. – odezwałem się chodząc w tę i z powrotem po korytarzu.– Chcę się w końcu dowiedzieć, co z mamą.
- Nathan spokojnie. – powiedziała pani Lydia. – Za moment na pewno wszystkiego się dowiemy.
Nie byłem o tym do końca przekonany, ale nic nie powiedziałem, tylko nadal chodziłem w kółko, byle tylko coś zrobić. Miałem wrażenie, że za chwilę zwariuję. Z trudem powstrzymywałem się, przed wybuchnięciem płaczem. Miałem wszystkiego serdecznie dość.
Tak jak się spodziewałem, dopiero po jakichś trzydziestu minutach przyszedł do nas lekarz, który zajmował się moją mamą. Był to starszy mężczyzna przed pięćdziesiątką. Mimo, że wyglądał bardzo przyjaźnie, jakoś nie specjalnie wzbudził moje zaufanie.
 - Dzień dobry. Nazywam się Thomas Flynn. – zaczął.
- Co z moją mamą? – spytałem nie chcąc tracić czasu. Znowu zacząłem się trząść z nerwów.
- Nathan. – skarciła mnie lekko pani Bennett.
- W porządku. – powiedział mężczyzna uśmiechając się delikatnie. – Stan pani Knight jest stabilny, ale jest bardzo zmęczona.
- Dlaczego tak nagle straciła przytomność? – spytała pani Bennett.
- Było to spowodowane zbyt dużym stresem, brakiem odżywiania oraz snu. – wyjaśnił doktor. – Pani Knight teraz jest w śpiączce. Z trudem przełknąłem ślinę. Nie miałem pojęcia, że jest z nią tak źle. Wyglądała normalnie, chociaż faktycznie była trochę zmęczona i zestresowana.
- Nic jej nie będzie? – mimo że bardzo się starałem, mój głos zadrżał lekko.
- Tego niestety nie mogę obiecać. W tym etapie choroby, takie sytuacje mogą zdarzać się dużo częściej.
Pani Bennett pokiwała głową, przysłuchując się uważnie temu, co mówił mężczyzna. Ja już dłużej nie mogłem słuchać. Opadłem bezwiednie na krzesełko, które stało pod ścianą i schowałem twarz w dłoniach, oddychając ciężko.
Po krótkiej chwili poczułem na swoim ramieniu delikatny dotyk. Niepewnie uniosłem wzrok i spojrzałem na panią Bennett, która siedziała obok mnie i obejmowała mnie z czułością.
- Nie denerwuj się. Wszystko jest dobrze. – powiedziała pocierając moje ramie.
- Nie, nie jest dobrze. – szepnąłem, czując w oczach szczypiące łzy. – Nie chcę, żeby mama umarła. Nie teraz. To za wcześnie. – wychrypiałem.
- Nie płacz. – przytuliła mnie mocno. – Chodź, pójdziemy do niej.

* * *
Kiedy zobaczyłem moją mamę, śpiącą na szpitalnym łóżku, taką bladą i drobną, czułem się jeszcze gorzej. Dlaczego u licha to ona musi być chora? Czemu to nie mogłem być ja? Ona jest bardziej potrzebna na świecie. Ja zawsze wszystko tylko psuję. Pewnie nawet nikt by za mną nie tęsknił.
Siedziałem na krześle, które stało tuż obok łóżka i trzymałem jej chłodną dłoń, czując jak łzy z siłą wodospadu spływają po moich policzkach. To nie ona powinna tu leżeć. Nie zasłużyła sobie na to całe gówno. Moja mama jest dobrym człowiekiem, nigdy nikogo nie skrzywdziła. Czy na tym zasranym świecie naprawdę nie ma sprawiedliwości?
- Nie zostawiaj nas. – szepnąłem podnosząc jej dłoń do góry, by po chwili pocałować jej palce i kostki. – Potrzebujemy cię, wiesz o tym. Nie damy sobie rady bez ciebie. – głos mi się załamał.
Puściłem jej dłoń i przeczesałem palcami włosy, próbując się uspokoić, jednak było to na nic. Zamiast tego z każdą sekundą płakałem coraz bardziej.
- Nathan?
Podniosłem gwałtownie głowę i spojrzałem na moją mamę, jednak jej oczy nadal pozostały zamknięte. Niepewnie odwróciłem głowę i zamarłem, gdy moje oczy napotkały spojrzenie niebieskich oczu Grace.
Dziewczyna stała w progu i patrzyła prosto na mnie, obejmując się ciasno ramionami, jakby odczuwała chłód. Na jej widok zabrakło mi tchu. Nie spodziewałem się, że przyjdzie. Nie po tym, co zrobiłem.
- Cześć. – przywitała się cicho, robiąc nieśmiały krok do przodu. – Moja mama do mnie dzwoniła i powiedziała mi, co się stało. Co z nią? – spytała zatrzymując się obok mnie.
- Chyba dobrze. – szepnąłem wierzchem dłoni ocierając łzy. – Lekarz powiedział, że to z powodu stresu i przemęczenia i że w tym etapie choroby, to może zdarzać się częściej. – powiedziałem nie patrząc na nią.
- Tak strasznie mi przykro. – wymamrotała kładąc dłoń na moim ramieniu.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz, kiedy mnie dotknęła.
- Mnie też. – mój głos był cichszy od szeptu.
Zacisnąłem mocno powieki, kiedy poczułem napływające do oczu świeże łzy. Tak strasznie chciałbym ją teraz przytulić i podziękować za to, że zawsze jest przy mnie, gdy jej potrzebuję, ale nie mogłem. Nie po tym, jak ją skrzywdziłem przez swój pierdolony egoizm i zwykłą głupotę.
- Wiesz, że zawsze możesz liczyć na mnie i na moją mamę. – powiedziała cicho.
Na jej słowa, poczułem potworny ucisk w piersi. Jak ona w ogóle może tak mówić?
- Nie. Nie po tym, co zrobiłem. – wychrypiałem.
- To w tej chwili nie ma znaczenia. – szepnęła.
- Mówisz tak tylko dlatego, że moja mama jest w szpitalu. – powiedziałem. – W innym wypadku nawet byś się do mnie nie odezwała. Nie potrzebuję twojej litości. – warknąłem zrywając się na równe nogi.
Stanąłem przy oknie i z kiepsko udawanym zainteresowaniem spoglądałem na okolicę. Nogi miałem jak z waty, ręce pociły się, a serce biło jak oszalałe. Z jakiegoś powodu słowa Grace cholernie mnie zabolały. „W tej chwili to nie ma znaczenia.” Moja zdrada nie ma znaczenia, bo co? Bo moja matka leży w szpitalu? To właśnie dlatego wszystkie moje winy mają tak po prostu pójść w niepamięć?
- Tu nie chodzi o litość. – mruknęła Grace, podchodząc bliżej. – Nadal jestem wściekła i upokorzona po tym, co zrobiłeś, ale to nie zmienia faktu, że cię kocham.
Zamarłem, kiedy poczułem, jak nieśmiało przytula się do mnie od tyłu, przyciskając lewą dłoń do miejsca na mojej klatce piersiowej, gdzie serce waliło mi jak oszalałe. Zamknąłem oczy, rozkoszując się znajomym dotykiem.
- Ja też cię kocham. – szepnąłem pokrywając jej dłoń swoją. – Tak strasznie cię przepraszam. Za wszystko. - łzy zaczęły spływać po mojej twarzy.
- Nie myśl o tym. – wymamrotała całując mnie w ramię. – Zapomnijmy o tym. Albo przynajmniej spróbujmy.
Powoli odwróciłem się w jej stronę, a następnie przytuliłem ją z całej siły, niemal zachłystując się jej delikatnym zapachem. Chciałbym trzymać ją tak do końca życia.
- Razem jakoś przetrwamy. – powiedziała cicho, patrząc na mnie z dołu.
Oparłem brodę na czubku jej głowy, zaciskając mocno powieki. Chciałem jej wierzyć, ale nie umiałem. Czy po czymś takim naprawdę da się wszystko naprawić?

* * *
Mama dopiero następnego dnia odzyskała przytomność. Kiedy z nią rozmawiałem, nadal wyglądała na potwornie zmęczoną. Była strasznie blada i w ogóle ledwo miała siłę mówić. Widząc ją w takim stanie, z trudem powstrzymywałem łzy.
Właśnie opowiadałem jej o tym, że pogodziłem się z Grace, kiedy niespodziewanie do moich uszu doszedł głos, który momentalnie zmroził mi krew w żyłach. Miałem nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiał do słuchać.
- Przeszkadzam?
Spojrzałem w stronę drzwi i zacisnąłem mocno zęby, widząc stojącego w progu uśmiechniętego Grega. Co u licha on tutaj robi? Nie powinien być zajęty dręczeniem jakichś biedaków albo coś w tym rodzaju?
- Tak. – warknąłem mierząc go zimnym spojrzeniem.
- Nathan. – skarciła mnie mama. – Nie przeszkadzasz. – zwróciła się do mężczyzny.
Spojrzałem na mamę z niedowierzaniem, a Greg uśmiechnął się triumfalnie pod nosem. Krew we mnie zawrzała ze złości.
- Chyba żartujesz. – powiedziałem wściekły.
- Synku proszę cię. Bądź miły. – uśmiechnęła się do mnie słabo.
- Nie mamo. – pokręciłem głową, jednocześnie podnosząc się na równe nogi. – Jeżeli on tu zostaje, ja wychodzę.
Patrzyłem na nią przez chwilę, w głębi duszy mając nadzieję, że każe mu się wynosić, jednak nie zrobiła tego. Po prostu patrzyła na mnie błagalnie. Miałem tego dość.
- Cześć. – burknąłem, kierując się do drzwi.
Wychodząc zahaczyłem ramieniem o Grega, który wciąż uśmiechał się głupkowato, jakby właśnie wygrał jakąś pieprzoną nagrodę. Miałem go już po dziurki w nosie. Jak moja mama może być tak naiwna? Nie rozumiem.
Gdy tylko znalazłem się na świeżym powietrzu, wyciągnąłem z kieszeni dżinsów paczkę papierosów, a następnie odpaliłem jednego szluga, instynktownie kierując się w stronę skate parku, byle tylko jak najdalej stąd.
Na miejscu spotkałem kilku znajomych, co było trochę dziwne, gdyż był środek tygodnia i o tej porze trwają jeszcze lekcje, ale najwyraźniej wszyscy to olali, jak to często bywa.
Siedziałem na jednej z ławeczek i niewidzącym spojrzeniem przyglądałem się, jak inni jeżdżą na desce czy BMX’ie, jednocześnie paląc jednego papierosa za drugim. W głowie wciąż krążyło mi pytanie, dlaczego u licha moja matka nie wywaliła tego gnojka. Jak w ogóle ona może chcieć z nim rozmawiać po tym wszystkim, co zrobił naszej rodzinie? To bez sensu. Na pewno już go nie kocha, przynajmniej mam taką nadzieję. To byłoby chore.
- Cześć.
Podskoczyłem zaskoczony, gdy niespodziewanie usłyszałem już przy uchu cichy, znajomy głos. Spojrzałem w bok, wyrzucając niedopałek i zmarszczyłem czoło, widząc siedzącą obok mnie Mię. Była bardzo blada i miała podkrążone oczy, jakby nie spała od kilku dni.
- Nie powinnaś być teraz w szkole? – spytałem odpalając kolejnego papierosa.
- Jakie to ma znaczenie? – burknęła. – Jak twoja mama? Słyszałam, że leży w szpitalu.
- W porządku. – mruknąłem, wypuszczając dym z płuc.
- Wiem, że pewnie teraz nienawidzisz mnie po tym, co ci powiedziałam, ale… - zaczęła dziewczyna.
- Nie nienawidzę cię. – przerwałem jej. – Po prostu czuję się oszukany i wykorzystany. Zaufałem ci.
Mia patrzyła na mnie smutnymi oczami, raz po raz zaciskając dłonie w pięści.  W tym momencie chyba czuła się tak samo zażenowana jak ja.
- Przepraszam za to wszystko. – szepnęła. – Dałam się omamić i liczyłam na łatwą kasę. Tak strasznie mi głupio.
Spojrzałem na nią kątem oka, ale nic nie powiedziałem. Nie wiedziałem, co. Może to wredne z mojej strony, ale uważałem, że Mia również powinna cierpieć przez to, co zrobiła. Przez cały czas mnie okłamywała. To boli. Naprawdę ją lubię i ufałem jej.
- Grace i ja wróciliśmy do siebie. – powiedziałem cicho.
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, a po chwili na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który rozgrzał moje serce.
- To dobrze. – odparła. – Czułabym się jeszcze gorzej, gdyby było inaczej.
Mimowolnie zaśmiałem się pod nosem, a Mia trąciła mnie lekko ramieniem. Po chwili zmarszczyłem czoło, przypominając sobie coś, co mi wcześniej powiedziała.
- Rubby na serio jest twoją kuzynką? – spytałem.
- Tak. – westchnęła. – Przerażające, co nie? – zaśmiała się. – Tak naprawdę dowiedziałam się o tym kilka miesięcy temu. Na początku myślałam, że to są jakieś jaja, ale potem, mama rozwiała moje wątpliwości.
- Chryste.- wymamrotałem rzucając niedopałek za siebie. – Co ta dziewczyna jeszcze wymyśli, żeby zemścić się za to, że jej nie chciałem? Prawie wpakowała mnie do więzienia. Serio jej to nie wystarczy?
- Ona naprawdę jest nienormalna. – bąknęła dziewczyna.
W tym momencie poczułem wibracje w kieszeni dżinsów. Niezdarnie wygrzebałem z niej komórkę i spojrzałem na wyświetlacz. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem na nim imię Grace. Natychmiast wcisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Gdzie ty jesteś do cholery? – krzyknęła, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
- W skate parku. – mruknąłem spoglądając na Mię. – Greg przyszedł do szpitala i..
- Wracaj natychmiast. – przerwała mi.
Dopiero po krótkiej chwili zorientowałem się, że jej głos brzmi jakoś dziwnie, jakby płakała. Serce zabiło mi mocniej w piersi ze zdenerwowania.
- Co się dzieje? – spytałem głosem pełnym napięcia.
- Twoja mama.. – zaczęła, ale głos się jej załamał. – Greg on.. on wstrzyknął jej coś... – łzy momentalnie napłynęły mi do oczu, gdy usłyszałem jej szloch. - Ona nie żyje Nathan.


_________________________________________________
Cześć kochani! ;)
Zapewne nie spodziewaliście się rozdziału tak szybko. W sumie ja też nie. Byłam pewna, że uda mi się coś napisać dopiero pod koniec tygodnia, a tu proszę.
Tak więc, jest ostatni rozdział tego opowiadania, przed nami jeszcze tylko epilog. Trochę dziwnie jest mi to kończyć, ale nie mam już żadnych pomysłów na to opowiadanie, a nie chcę go ciągnąć na siłę. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe.
Epilog powinien pojawić się pod koniec tego tygodnia.
Tyle ode mnie na dzisiaj.
Pozdrawiam ;)

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 2.11

Kiedy razem ze Scottem weszliśmy do gabinetu pielęgniarki, kobieta aż chwyciła się za głowę na mój widok. Miałem podpuchnięte oko i rozcięty łuk brwiowy. Z mojego nosa i z kącika ust ciekła krew. Miałem także obite żebra. Całe szczęście, że nie miałem okazji zobaczyć swojego odbicia, bo pewnie moja reakcja byłaby taka sama jak piguły.
Gdy kobieta zajmowała się moimi ranami, ja rozmyślałem nad tym wszystkim, co właśnie się wydarzyło. Z jednej strony poczułem ulgę, gdy powiedziałem Grace prawdę, ale pojawił się też ból i świadomość, że tym samym straciłem ją już na zawsze. Grace wybaczyła mi już zbyt wiele błędów.
Dlaczego tak jest, że dopiero po tym, jak zrobimy coś naprawdę głupiego, zaczynamy rozumieć, że nasze postępowanie może kogoś potwornie zranić i kompletnie zniszczyć nie tylko nasze życie, ale również życie kogoś innego, kogoś, na kim nam zależy? Ja dopiero teraz, gdy jest już za późno, zrozumiałem, że to, co zrobiła Grace jest nieważne, bo i tak kocham ją najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez niej. To jest chyba kara za to, że nie byłem dla niej wystarczająco dobry.
Nie wróciłem na lekcje. Wiedziałem, że to nie będzie najlepszy pomysł i zwolniłem się do domu. Dyrektor Hoke nie robił mi z tego powodu żadnych problemów, z wiadomych przyczyn. Przynajmniej jedna dobra wiadomość w ciągu tego beznadziejnego dnia.
Nie było jeszcze nawet trzynastej, gdy wróciłem do domu, tak więc byłem zaskoczony, gdy zastałem mamę. Siedziała na kanapie w salonie i wpatrywała się w ścianę niewidzącym wzrokiem. Żołądek skręcił mi się ciasny supeł, gdy zobaczyłem ślady łez na jej policzkach.
- Mamo, co się stało? – spytałem rzucając plecak na podłogę.
Dopiero, gdy usiadłem obok niej, spojrzała w moją stronę. Jej oczy rozszerzyły się dwukrotnie na mój widok.
- O mój Boże. Co ci się stało? – szepnęła i dotknęła mój posiniaczony policzek.
- To nic takiego. – mruknąłem chwytając jej dłoń. – Płakałaś. Co się stało?
Im dłużej milczała, tym większa stawała się moja irytacja. Naprawdę po tym wszystkim dalej próbowała mnie okłamywać?
- Mamo?
- Straciłam pracę. – wykrztusiła z trudem. – Ten dupek, po tym wszystkim, co zrobiłam dla tej firmy tak po prostu mnie zwolnił, bo dowiedział się o mojej chorobie. Chryste, jak my sobie teraz poradzimy? Nie mamy żadnych pieniędzy.
- A pieniądze na moje studia? – spytałem cicho.
Dlaczego to wszystko się dzieje? Czy moja rodzina naprawdę już nie oberwała zbyt mocno? Życie jest tak kurewsko niesprawiedliwe.
- Nawet o tym nie myśl. – skarciła mnie. – Te pieniądze będą ci potrzebne. Musisz się dalej uczyć.
- Chyba sobie żartujesz? – warknąłem i zaraz pożałowałem swojego wybuchu. – Jak niby w takiej sytuacji mam myśleć o studiach? Prędzej czy później będę musiał skończyć naukę, żeby podjąć pracę.
- Tak strasznie cię przepraszam. – szepnęła.
 Po chwili schowała twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Widząc jej ból, moje oczy również wypełniły się łzami. Miałem już dość. Wiedziałem, że już długo tak nie pociągnę. Psychicznie nie wytrzymam tej całej presji.

* * *
Była już prawie północ, jednak wciąż nie mogłem spać. Moje myśli latały po mojej głowie jak oszalałe, nie dając mi nawet chwili wytchnienia. Wciąż zastanawiałem się, co stanie się ze mną i z Lucasem po śmierci mamy. Przecież nie damy sobie sami rady. Kto niby udzieli nam jakiejkolwiek pomocy w tej sytuacji?
Przewróciłem się na plecy i spojrzałem w stronę drzwi, kiedy niespodziewanie usłyszałem nieśmiałe pukanie. Powiedziałem ciche proszę, a po chwili do środka wśliznęła się malutka postać. Moje usta wygięły się w drżącym uśmiechu, kiedy Lucas niepewnie podszedł bliżej i usiadł na łóżku.
- Czemu nie śpisz? – spytałem przyciągając go do siebie. – Jest już późno.
- Nie mogę zasnąć. – wymamrotał.
Przykryłem go szczelnie kołdrą i zgasiłem światło, mając nadzieję, że w ten sposób uda mu się jednak zasnąć. Przytuliłem go mocno i wsłuchiwałem się w jego spokojny oddech, czując, że moje powieki robią się coraz cięższe.
- Nathan? – spytał cichutko.
- Hmm?
- Dlaczego Bóg chce zabrać nam mamę? Przecież zabrał już tatę. Chce, żebyśmy zostali sami? – jego głos zrobił się płaczliwy.
- Nie wiem. – odpowiedziałem, a moje oczy wypełniły się łzami. – Ale nigdy nie zostaniemy sami, wiesz o tym? Rodzice nadal będą nad nami czuwać, tylko nie będzie ich tu z nami.
- Ale ja chcę, żeby oni byli tu z nami. – powiedział zaciskając mocno palce na mojej dłoni.
- Wiem. – szepnąłem. – Ja też tego chcę.

* * *
Kolejne dni były dla mnie i mojej rodziny naprawdę ciężkie. Przez to, że mama straciła pracę, nie mieliśmy pieniędzy na podstawowe produkty, takie jak chleb czy mleko, jednak mama uparcie nie pozwalała ruszyć pieniędzy przeznaczonych na moją dalszą naukę. Wolała pożyczyć pieniądze od pani Bennett, niż zaryzykować moją przyszłość. Co za nonsens.
W szkole też szło mi nienajlepiej. Przez to, co się wydarzyło nie potrafiłem skupić się na nauce i wybuchałem przy najmniejszym niepowodzeniu. Byłem już na całkowitym wyczerpaniu. Wiedziałem, że dłużej już tak nie dam sobie rady.
Widziałem, że Scott się o mnie martwi, jednak ja cały czas uparcie twierdziłem, że wszystko jest w porządku. Nie chciałem go denerwować czy coś. Miał swoje problemy i swoje życie, nie może przez cały czas mnie niańczyć.
Grace i Raul przez cały czas unikali mnie jak ognia, ale wcale się nie dziwiłem. Zasłużyłem sobie na to. Alex natomiast tylko ze względu na Scotta starała się być dla mnie miła, ale widziałem, że jest jej trochę trudno, bo przecież przyjaźniła się również z Grace. Jej również nie mogłem za to winić.
Z Mią również nie rozmawiałem, a nawet w ogóle jej nie widywałem. Pewnie po tym, jak przed prawie całą szkołą przyznałem się do seksu z nią, wolała nie pokazywać się w szkole. Nie ma co, w ciągu chwili udało mi się zniszczyć życie kilku osób. Brawo Knight, powinieneś być z siebie dumny.
Siedziałem właśnie na murku, próbując nauczyć się czegoś na klasówkę z biologii, kiedy usłyszałem nad sobą znajomy głos.
- Musimy pogadać.
Powoli uniosłem głowę i moje oczy spotkały się ze spojrzeniem niebieskich oczu Mii, które wyglądały na naprawdę smutne. Aż poczułem zimny dreszcz przebiegający mi po kręgosłupie.
- O czym? – spytałem chowając książkę do plecaka.
- O tym, co się dzieje. – szepnęła. – Ja już tak dłużej nie mogę, rozumiesz?
- O czym ty mówisz?
Patrzyłem na nią zaskoczony. Mia wyglądała na przestraszoną i skruszoną, do tego cała się trzęsła. Wyglądała, jakby ktoś ją zastraszył. Jej zachowanie tylko wzmagało moje zdenerwowanie.
- Chodzi o to… że to wszystko nie dzieje się przez przypadek. – wymamrotała.
Zmarszczyłem czoło, nie rozumiejąc, o czym ona mówi. Co niby nie dzieje się przez przypadek? Jak na razie nic nie ma dla mnie sensu.
- Nasza znajomość… to nie był przypadek. – wyjaśniła. – Mallory to moja kuzynka… ona obiecała mi kupę kasy za pomoc. Miałam zniszczyć ci życie, tak jak ponoć ty zrujnowałeś jej. – powiedziała, a moje serce zaczęło bić coraz szybciej. - Na początku zgodziłam się na to. Pieniądze, które miałam dostać, chciałam przeznaczyć na studia. Moją rodzinę nie stać na to, więc propozycja Rubby była dla mnie w pewnym sensie zbawieniem. – pokręciła głową. – Ale kiedy cię poznałam, nie potrafiłam zrozumieć, czemu Mallory tak bardzo cię nienawidzi. Od samego początku cię polubiłam i zaczęłam się wahać. Z jednej strony potrzebowałam tych pieniędzy, ale z drugiej…
Nie wiedziałem czy mam się śmiać czy raczej płakać. Chryste. Po raz kolejny okazuje się, że osoba, której ufałem, od samego początku mnie okłamywałam. Ja pierdole. Jestem taki naiwny. Pokręciłem głową, przecierając twarz rękoma.
- Nie wzięłam od niej tych pieniędzy. – szepnęła gorączkowo. – Powiedziałam jej, że tego nie zrobię. Naprawdę cię lubię Nathan i nie mogłabym ci tego zrobić.
- Nie mogłabyś zrujnować mi życia? – zakpiłem. – Przez to, że chciałaś mnie pocieszyć, zaciągając mnie do łóżka, straciłem Grace.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak wyszło. – powiedziała cicho.
-Teraz już trochę za późno na skruchę.
Wziąłem swoje rzeczy i ruszyłem w kierunku szkoły. Z trudem łapałem powietrze. Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Czy Mia naprawdę przed chwilą powiedział to, co wydaje mi się, że usłyszałem? Przecież to wszystko nie ma najmniejszego sensu.
Kiedy tylko wszedłem do budynku, od razu na kogoś wpadłem. Zaskoczony straciłem równowagę i upadłem na twardą podłogę. Gdy po chwili uniosłem wzrok, zobaczyłem, że ktoś wyciąga do mnie rękę. Tym kimś okazał się Scott.
- Gdzieś ty był? – spytał, gdy znowu stanąłem w pionie. - Pani Bennett cię szuka. Kazała mi cię znaleźć. Podobno ma ci coś ważnego do powiedzenia.
Och, co jeszcze mnie dzisiaj czeka?
- Gdzie ona jest?
- Pewnie wróciła do biblioteki. – mruknął.
- Dzięki. – westchnąłem klepiąc go w ramię.
Natychmiast pobiegłem w stronę biblioteki. Miałem złe przeczucia, że może chodzić o moją mamę. No bo o czym pani Lydia może chcieć ze mną pogadać? Może chodzić tylko o moją mamę, albo o Grace.
Gdy tylko przekroczyłem próg biblioteki dostrzegłem panią Bennett, która nerwowo pakowała swoje rzeczy do torebki. Z trudem przełknąłem ślinę.
- Nathan, jesteś wreszcie. – powiedziała z ulgą, gdy mnie zobaczyła. – Musimy się pospieszyć. Już załatwiłam ci zwolnienie u Hoke’a.
- Co się stało? – spytałem drżącym głosem.
Twarz kobiety wykrzywił grymas, który tylko jeszcze bardziej mnie zdenerwował.
- Chodzi o twoją mamę. – szepnęła. – Dzwonili do mnie ze szpitala. Zasłabła w autobusie.



______________________________________
Cześć kochani! ;)
Z tego co sobie wykalkulowałam, jest to przed ostatni rozdział tego opowiadania. Oznacza to, że wielkimi krokami zbliżamy się do zakończenia historii Nathana.
Tyle ode mnie dzisiaj.
Pozdrawiam xxx

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 2.10

 Obraz przed moimi oczami zaczął się rozmazywać, a nogi drżały mi tak bardzo, że bałem się, iż za moment upadnę na chodnik, jednak w ostatniej chwili, z niewielką pomocą Grace, zdążyłem oprzeć się o murek, przy którym staliśmy.
Oddychałem z trudem, próbując za wszelką cenę przyswoić sobie to, co właśnie usłyszałem od dziewczyny. W duchu miałem nadzieję, że za moment się obudzę, a to wszystko okaże się tylko snem, zwykłem koszmarem.
- Nathan, wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona Grace.
Spojrzałem na nią i głośno przełknąłem ślinę. Fizycznie czułem się dobrze, ale za to moja psychika w ciągu kilku sekund… Mam wrażenie, że ktoś u góry uwziął się na mnie.
- Ale jak? Mówiłaś, że bierzesz tabletki. – przeczesałem dłonią włosy.
- Skończyły mi się. Nie zażywałam ich przez dwa dni i akurat wtedy my… - urwała i zacisnęła mocno powieki, jakby za moment miała się rozpłakać.
- To pewne? – spytałem tak cicho, że ledwie było mnie słychać.
- Nie wiem. – szepnęła. – Robiłam dwa testy, ale każdy pokazywał, co innego. Za godzinę mam wizytę u ginekologa i wtedy się okaże.
Skinąłem głową i po chwili schowałem twarz w dłoniach, czując, że opuszcza mnie cała energia. Miałem już serdecznie dość tego wszystkiego. Choroba mamy, kłamstwo Grace, Mia, a teraz to. To za dużo. Stanowczo za dużo.
- Jeżeli mogę coś zrobić.. –zacząłem.
Grace pokręciła przecząco głową i zrobiła krok w tył, zwiększając dystans między nami. Spojrzałem na nią zaskoczony.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać Nathan. – powiedziała. – Mówię ci o tym tylko dlatego, że masz prawo wiedzieć i nie chcę, żebyś był na mnie zły również o to. – wymamrotała.
Że co? Zmarszczyłem czoło, a po chwili poczułem, jak żołądek ściska mi się z bólu.
- Tamto… to nie ma teraz znaczenia. – wychrypiałem.
Ponownie pokręciła głową, nie zgadzając się z moimi słowami. Z każdą kolejną mijającą sekundą czułem się coraz gorzej. Czułem, że coraz bardziej oddalamy się od siebie i że między nami tworzy się gigantyczna przepaść, której lada moment nie zdołamy pokonać.
- Nie chcę, żebyś czuł się do czegoś zmuszany. – mruknęła. – Chciałam po prostu, żebyś o wszystkim wiedział, nic więcej.
- Zmuszany? – spytałem z niedowierzaniem. – Kurwa Grace! Jeżeli okaże się, że naprawdę jesteś w ciąży… siedzimy w tym razem do cholery!
Dłonie mi się trzęsły ze zdenerwowania, a serce waliło tak mocno, że miałem wrażenie, iż za moment wyrwie mi się z piersi. Nie mogłem uwierzyć, że Grace myślała, że zostawię ją samą z tym wszystkim. Jestem dupkiem, ale do cholery nie aż takim
- Nie utrudniaj mi tego, proszę. – powiedziała, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
Widok bólu w jej oczach ranił moje serce. Chciałem paść przed nią na kolana, wtulić się w nią i błagać o wybaczenie za to, co jej zrobiłem, ale było mi wstyd. Po tym, jak przespałem się z Mią, nie miałem prawa o nic błagać Grace. Ona zasługiwała na kogoś lepszego niż ja.
Kiedy nic nie odpowiedziałem, ona ruszyła w kierunku wyjścia na ulicę. Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu i nic nie mogłem na to poradzić.
- Grace! – krzyknąłem za nią.
Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na mnie przez ramię. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, jednak z mojego gardła nie wydobyło się nawet jedno słowo. Byłem jak sparaliżowany.
- Dam ci znać, gdy będę już po. – powiedziała, jakby czytając mi w myślach.
Skinąłem głową, z trudem łapiąc oddech. Było mi niedobrze, czułem się rozdarty. Kurwa, dlaczego tyle rzeczy spada na mnie jednocześnie? Co ja takiego zrobiłem, że Bóg mnie tak każe?
Kiedy Grace zniknęła za bramą szkoły, po mojej twarzy zaczęły płynąć łzy. Miałem już serdecznie dość tego wszystkiego. Czułem się wykończony psychicznie i fizycznie. A zapowiada się, że to dopiero początek.

* * *
Od prawie dwóch godzin siedziałem zamknięty w swoim pokoju jak na szpilkach. Zniecierpliwiony wciąż spoglądałem na telefon z nadzieją, że zobaczę na nim nową wiadomość od Grace, jednak ten drań uparcie milczał.
Zaraz po tym, jak wróciłem ze szkoły, szybko przemknąłem się do swojej sypialni, tak by mama mnie nie zauważyła. Nie miałem ochoty rozmawiać z nią na ten temat. Pewnie pani Bennett i tak zrobi to za mnie.
Byłem trochę zły na Grace. Obiecała, że da mi znać, gdy wyjdzie od lekarza. Przecież taka wizyta na pewno nie trwa długo do cholery. Czy ona nie rozumie, że ja tu umieram ze zdenerwowania?
Kurwa, ale zrobił się ze mnie egoistyczny dupek. Wciąż myślę tylko o sobie. A może przez cały czas taki byłem, tylko, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi?
Podskoczyłem gwałtownie, gdy nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Głośno przełknąłem ślinę, a następnie powiedziałem ciche „proszę”. Mimowolnie odetchnąłem z ulgą, gdy do pokoju wszedł Scott.
- Cześć stary. – wymamrotałem.
- Siema. – mruknął. – Ymm, dzwoniła do mnie Grace. – powiedział. Na te słowa poderwałem się na równe nogi. – Kazała ci przekazać, że to był fałszywy alarm. Nie mam pojęcia, o co jej chodziło.
Wypuściłem powietrze z płuc i ponownie opadłem na materac. Wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że wstrzymuję oddech. Może jestem dziwny, ale wcale nie poczułem ulgi. Po pierwsze, Grace wolała zadzwonić do Scotta niż do mnie. Po drugie, może gdyby okazało się, że Grace naprawdę jest w ciąży, może to by coś między nami zmieniło. Może udałoby się nam dogadać.
- Wszystko okej? – spytał Scott podchodząc bliżej. – O co jej chodziło?
- Grace myślała, że jest w ciąży. – szepnąłem, patrząc na niego niepewnie.
Scott zamrugał kilkakrotnie, otworzył usta i natychmiast je zamknął, a po chwili usiadł obok mnie, przeczesując włosy palcami.
- Jezu stary. Wiesz, co to gumki?
Spojrzałem na niego jak na idiotę, ale on wzruszył tylko ramionami. Czasami zastanawiam się, jak doszło do tego, że w ogóle się przyjaźnimy.
- Grace bierze tabletki. – warknąłem.
- Chyba czegoś nie rozumiem. – podrapał się po głowie. - Skoro bierze tabletki to przecież nie może być w ciąży. – zmarszczył czoło.
- Scott błagam cię. – jęknąłem. – Nie mam teraz siły, żeby ci to wszystko tłumaczyć.
- Dobra jak chcesz. – mruknął. – I tak muszę już lecieć. Umówiłem się z Alex. Na razie.
Uśmiechnąłem się do niego blado, a gdy wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą cicho drzwi, opadłem na poduszki, po raz kolejny tego dnia zanosząc się cichym płaczem.

* * *
Korzystając z godzinnej przerwy na lunch, wyszedłem na dziedziniec szkolny i usadowiłem się w cieniu jednego z drzew, bardzo blisko muru, z dala od ciekawskich spojrzeń. Potrzebowałem trochę samotności, a w szkole, gdzie jest tylu uczniów, było to trochę trudne.
Próbowałem właśnie wcisnąć w siebie kanapkę, którą rano zrobiła mi mama, kiedy usłyszałem dobiegający z daleka znajomy głos.
- Knight!
Powoli uniosłem głowę i zobaczyłem zbliżającego się do mnie Raula. Chłopak wyglądał na naprawdę wkurzonego. Okej, Johanson zawsze tak wygląda, ale teraz miałem wrażenie, że jego złość jest skierowana tylko i wyłącznie na mnie, a nie na cały świat jak to zwykle bywa.
- Wstawaj. – warknął zatrzymując się parę metrów przede mną.
Spojrzałem na niego zaskoczony, jednak posłusznie zrobiłem to, co kazał. Już dawno temu nauczyłem się, że jeżeli Raul jest naprawdę wkurwiony, tak jak teraz, lepiej z nim nie zaczynać.
- O co chodzi? – spytałem przygaszonym tonem. Nie miałem ochoty na tę rozmowę.
- O to, co zrobiłeś Grace ty skurwielu. – wycedził przez zaciśnięte zęby i popchnął mnie z całej siły, przez co uderzyłem plecami o pień drzewa.
Syknąłem cicho z bólu. Serce zabiło mi mocniej w piersi. Myślałem, że już przeszła mu miłość do Grace, ale najwyraźniej się myliłem. Milczałem, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- To przez ciebie Grace cały czas płacze, a ponoć to ja jestem dupkiem bez uczuć, który tylko wykorzystuje ludzi. Cóż za ironia, prawda Knight? – zakpił.
Nagle złapał mnie za bluzę i przywalił pięścią prosto w nos. Po chwili uderzył po raz kolejny, ale znacznie mocniej. Czułem, jak pierwsze strużki krwi spływają mi po twarzy. Powinienem był się bronić, ale nie miałem na to siły. Wiedziałem, że Raul ma rację i wiedziałem również, że zasłużyłem sobie na każdy cios, który mi zadał.
Kiedy mnie puścił, zachwiałem się na nogach i upadłem na trawę. Nawet się nie zorientowałem, kiedy otrzymałem naprawdę mocnego kopniaka w żebra. Z mojego gardła wydobył się jęk bólu. Przewróciłem się na brzuch, z całych sił starając się powstrzymać łzy, które napłynęły mi do oczu. Ta sytuacja tak bardzo przypominała mi dzień, gdy Greg mnie skopał…
Byłem ledwie świadomy tego, jak Raul wrzeszczy, bym wstawał i stanął z nim do walki, a także tego, że obok nas powoli zbiera się „widownia”. Myślałem tylko o tym by zniknąć, by ten cały ból, nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny, w końcu się skończyły.
- Raul zostaw go do cholery! – usłyszałem dziewczęcy wrzask.
Powoli otworzyłem oczy, które przez cały czas miałem kurczowo zaciśnięte. Najpierw zobaczyłem nad sobą niebieskie niego, a po chwili poczułem, jak ktoś delikatnym gestem odgarnia mi włosy z czoło i przeciera krew z kącika ust. Jęknąłem cicho czując ból w całym ciele.
- Chryste, czyś ty do reszty oszalał?
Ponownie zamknąłem oczy, rozpoznając, do kogo należy ten głos. Grace. Żołądek ścisnął mi się w ciasny supeł.
- Zasłużył sobie na to, za to, jak cię traktuje. – warknął wściekły Raul.
- Nie jesteś żadnym sędziom, by wydawać na kogoś wyrok do jasnej cholery! – krzyknęła Grace.
Łzy, które przez cały czas uparcie starałem się powstrzymać, teraz wypłynęły z pod moich zaciśniętych powiek i wlatywały mi do uszu. Grace nigdy nie stanęłaby w mojej obronie, gdyby wiedziała, co zrobiłem.
- Ktoś musi! Ty jesteś za bardzo w nim zakochana, by widzieć, jakim tak naprawdę jest skurwielem!
Zaciskając zęby z bólu usiadłem niezdarnie i rozejrzałem się na boki. Mój wzrok prawie natychmiast wśród tłumu odnalazł Mię, która stała z boku razem z Melissą. Dziewczyny wyglądały na przerażone. Po chwili dostrzegłem również Scotta, który stał niedaleko, pilnując wzrokiem Raula, który patrzył na mnie z mordem w oczach.
- Przestań Raul. To, co się stało, to sprawa między mną, a Nathanem. – burknęła Grace. – Miał prawo być na mnie zły, po tym, co zrobiłam. Nie winię go, jasne? A tobie nic do tego i zrozum wreszcie..
- Spałem z Mią. – szepnąłem nie mogąc dłużej słuchać, jak Grace staje w mojej obronie. Nie zasługiwałem na to. Jestem zwykłym śmieciem.
- Co? – spojrzała na mnie marszcząc czoło.
Wokół nas zrobiła się dziwna cisza. Wszyscy zamarli, oczekując, co wydarzy się dalej. Zerknąłem na Grace, a potem na Mię. Dziewczyna była przerażona tym wszystkim, ale skinęła głową, tym samym dając mi znak, abym powtórzył.
- Po tym, jak się pokłóciliśmy – zacząłem zbolałym głosem. – spałem z Mią.
Nikt nie zdążył zareagować, gdy nagle Raul rzucił się do przodu, złapał mnie za bluzę i po raz kolejny przywalił mi prostu w oko. Zanim zdążył uderzyć znowu, Scott złapał go za ramię i siłą odciągnął do tyłu.
- Mówiłem, że to skurwiel! – wrzasnął Raul. – Nie ufaj mu Grace!
- Zamknij się Raul! – krzyknął Scott. – A wy, co się gapicie? Wynoście się! – warknął na grupkę uczniów.
Jęknąłem cicho i przycisnąłem dłoń do bolącego miejsca, z trudem łapiąc oddech. Spojrzałem na Grace, która patrzyła na mnie oniemiała, ze łzami w oczach.
- Przepraszam. – powiedziałem bezgłośnie.
Grace otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak natychmiast je zamknęła i po prostu pokręciła głową, przeczesując dłonią włosy. Zawsze tak robiła, gdy była zdenerwowana lub smutna. Poczułem się jeszcze gorzej.
Po chwili Grace podeszła do Raula, który próbował wyrwać się z uścisku Scotta. Kiedy dziewczyna zatrzymała się przed nim, uspokoił się prawie natychmiast.
- Jeżeli taka sytuacja powtórzy się jeszcze raz, znienawidzę cię do końca życia. – powiedziała zachrypniętym głosem.
Omal nie zakrztusiłem się własną śliną, słysząc jej słowa. Raul i Scott byli zaskoczeni równie mocno co ja. To nie możliwe, że po tym, co właśnie jej powiedziałem, ona nadal staje w mojej obranie. Boże, jestem prawdziwym idiotą.
Johanson niechętnie skinął głową, wyrwał się z żelaznego uścisku rąk Scotta i bez słowa skierował się do szkoły. Grace spojrzała na mnie przez ramię, przygryzła wargę i również ruszyła w kierunku budynku szkolnego.
- Wstawaj.
Spojrzałem w górę na Scotta, który wyciągnął w moją stronę pomocną dłoń. Chwyciłem ją niepewnie i wstałem na równe nogi, zaciskając zęby z bólu.
- A ty, co? – spytałem cicho. – Nie masz zamiaru mnie zostawić po tym, co zrobiłem?
- Jesteś moim przyjacielem Nathan. – powiedział. – Będę cię wspierać w każdej głupocie.
- Dzięki. – szepnąłem.
- Dobra, dobra. Chodź lepiej do higienistki.


____________________________________________
Rozdział miał być dopiero, gdy będzie 15 komentarzy, ale dostałam prośbę, by był wcześniej, a jako że mam dobre serduszko, zrobiłam sobie dzisiaj krótką przerwę w nauce i szybko dokończyłam ten rozdział. Przy okazji ostrzegam, że następny będzie trochę później.
Poza tym, zbliżamy się już do końca tego opowiadania. Pozostały jeszcze jakieś dwa albo trzy rozdziały i będzie to już faktyczny koniec.
To chyba tyle ode mnie na dzisiaj.
Kocham was robaczki! <3
Pozdrawiam xxx
Ps. Nowy rozdział = 5 komentarzy