piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 2.9

Obudziłem się, czując delikatne, mokre pocałunki na szyi i za uchem. Mruknąłem z zadowoleniem, przytulając się mocniej do poduszki. Czy to dziwne, że pomimo tego całego gówna, które mnie otacza, czuję się po prostu dobrze? No, jeśli nie licząc oczywiście tego, że bolały mnie praktycznie wszystkie części ciała.
- Wstawaj śpiochu. – usłyszałem cichy dziewczęcy głos tuż przy uchu.
Wymamrotałem pod nosem coś niezrozumiałego i próbowałem jeszcze zasnąć, gdyż po wczorajszych przeżyciach byłem po prostu wykończony, jednak Mia najwyraźniej nie miała zamiaru pozwolić mi spać dłużej.
- No już. – trąciła mnie lekko w ramię.
- Świat się nie skończy, jeśli pośpię kilka minut dłużej. – wymamrotałem sennie.
Nie musiałem nawet na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że właśnie przewróciła oczami. Mimo, że nie znaliśmy się zbyt długo, ja wystarczająco dobrze poznałem jej charakter.
- Jak się czujesz? – spytała.
- Bywało gorzej. – mruknąłem.
- Ale ja pytam poważnie. Martwię się o ciebie.
Słysząc słowa dziewczyny odechciało mi się spać i natychmiast otworzyłem oczy. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, poczułem jak moje ciało zalewa przyjemne ciepło. Widziałem po jej twarzy, że nie kłamie i że naprawdę się o mnie martwi.
Przewróciłem się na plecy i usiadłem powoli, przez cały czas ignorując, a raczej starając się ignorować uporczywy ból wszystkich mięśni i kończyn. Naprawdę nie czułem się tak kiepsko nawet wtedy, gdy uczyłem się dopiero jeździć na desce.
- Dzięki to miłe. – powiedziałem cicho. – Naprawdę wszystko w porządku. Jakoś sobie poradzę, jak zawsze.
- Nie mów tak, jakby to, co się wydarzyło nic cię nie obchodziło, bo wiem, że to nie prawda. – warknęła. – Wiem, jak bardzo boli cię to, czego się wczoraj dowiedziałeś. – dodała łagodniej.
Spuściłem wzrok na swoje dłonie, doskonale wiedząc, że Mia ma rację. Wiadomość o tym, że niedługo moja mama umrze.. poczułem się przez to tak, jakby ktoś wyrwał mi część serca. Może nie zawsze się dogadujemy, a raczej często kłócimy, nawet o błahostki, ale to nie zmienia faktu, że bardzo kocham mamę i chcę, żeby żyła jak najdłużej. Każde dziecko, które kocha swojego rodzica, chce tego.
- Rozumiem cię. Po tym, jak mój ojciec nas zostawił, czułam się tak samo. – powiedziała Mia, dotykając mojego ramienia. – Może i są to dwie różne sytuacje, ale to niczego nie zmienia. W takich chwilach człowiek potrzebuje mieć przy sobie kogoś, kto po prostu będzie. Kogoś, kto przytuli i powie to przereklamowane „Wszystko będzie okej.”, chociaż w większości przypadków, to zwykłe kłamstwo. Właśnie, dlatego wczoraj… ten alkohol i w ogóle. Wiedziałam, że to ci pomoże, bo wiem, co ja robiłam, gdy cierpiałam po tym, jak tato odszedł od nas.
Milczałem, nie wiedząc, co powiedzieć ani jak się zachować. Czułem się z tym wszystkim trochę dziwnie. Spoczywał na mnie za duży ciężar, zbyt wielka odpowiedzialność. Okej, skłamałbym, gdybym powiedział, że nie podobało mi się to, co wydarzyło się między mną a Mią. Podobało mi się i to bardzo. Może nawet za bardzo.
Mia to naprawdę świetna dziewczyna. Jest ładna, inteligentna, zadziorna i pyskata. To wszystko łączy się w niebezpieczną mieszankę, która cholernie mnie pociąga. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że przez to wszystko czułem się, jakbym zdradził Grace.
Wiem, że zerwaliśmy, ale wciąż ją kocham. Uczucie przecież nie znika tak z dnia na dzień. To by było nienormalne, tak po prostu zapomnieć o wszystkim, co łączyło cię z drugą osobą.
Bolało mnie to, że Grace okłamała mnie w sprawie choroby mojej mamy. Poczułem się oszukany, znamy się od dziecka i ufałem jej jak nikomu innemu, ale to, co ja zrobiłem… to chyba trochę za dużo. Cholera sam już nie wiem. Pogubiłem się w tym wszystkim.
- Nathan.
Wzdrygnąłem się zaskoczony, gdy znowu poczułem ciepłą dłoń na nagiej skórze. Zerknąłem na dziewczynę i wysiliłem się na uśmiech, jednak wyraz jej twarzy od razu powiedział mi, że go nie kupiła.
- Posłuchaj. – zaczęła. – Nie oczekuję od ciebie, że po tym, co się między nami wydarzyło staniemy się słodką parką, która wciąż trzyma się za rączki i wysyła buziaczki. – mimowolnie się zaśmiałem na jej słowa. – Zrobiłam to, żeby ci pomóc. Jedyne, czego chcę, to żebyśmy byli przyjaciółmi. Nie chcę, żebyś zaczął mnie unikać, czy coś, bo zrobi się jakoś dziwnie. – zaśmiała się.
- To chyba mogę ci obiecać. – mruknąłem niepewnie, chcąc się z nią trochę podrażnić.
Trąciła mnie ramieniem, prychając cicho pod nosem. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i przytuliłem ją mocno. Po chwili znowu wróciłem do szarej, smutnej rzeczywistości.
- Dzięki, że się starałaś jakoś mi pomóc, ale to nie ma sensu. – szepnąłem.
- Wszystko ma jakiś sens. – burknęła Mia łapiąc mnie za rękę. – Okej, twoja mama jest chora, ale przecież jeszcze nie wszystko stracone.
- Mia mówiłem ci już, że za późno na leczenie..
- Nie mówię o tym. – pokręciła głową. – Chodzi mi o to, że zamiast siedzieć tu i użalać się, powinieneś wrócić do domu i pogadać ze swoją mamą.  Zostało wam niewiele czasu i powinniście go wykorzystać. Razem, jako rodzina.
Z jednej strony wiedziałem, że Mia ma rację, jednak z drugiej, miałem żal do mamy, że ukrywała przede mną swoją chorobę, przy okazji wciągając w to kłamstwo moją dziewczynę. Po chwili mimowolnie zacząłem się zastanawiać, czy Scott i Alex też wiedzieli przede mną.
- Nie wiem, czy dam radę. – wymamrotałem. – To wszystko jest takie dziwne. – westchnąłem.
- Musisz to zrobić, bo inaczej będziesz później cierpiał, serio tego nie rozumiesz?
 - Ale.. – zacząłem.
 - Żadnego „ale” Nathan. Zapomnij o tym, że zostałeś okłamany i myśl o tym, jak niewiele czasu z mamą ci zostało. – burknęła Mia.
 Niechętnie pokiwałem głową. Ona ma rację. Zachowuję się jak gówniarz, myśląc tylko o swojej zranionej dumie, a powinienem teraz myśleć o swojej rodzinie, która niebawem znowu zmniejszy się o jednego członka. Na samą myśl o tym, poczułem jak płacz dławi mnie w gardle.
- Dziękuje. – szepnąłem.
- Podziękujesz mi później. – mruknęła Mia, uśmiechając się lekko. – A teraz wstawaj. Zjemy jakieś śniadanie. – powiedziała. – Umieram z głodu. – dodała zeskakując z łóżka.
 Uśmiechnąłem się lekko, widząc jak podskakuje niczym mała dziewczynka kieruje się do kuchni. Czym u licha zasłużyłem sobie na kogoś takiego jak ona?

 * * * 
Po długich namowach Mii, przed południem byłem w drodze powrotnej do domu. Wciąż byłem przerażony tym wszystkim, ale wiedziałem, że prędzej czy później i tak będę musiał stawić czoło temu wszystkiemu, a zdecydowanie lepiej jest mieć wcześniej wszystko z głowy.
Długo zastanawiałem się, jak w ogóle mam zacząć tą całą rozmowę. Wiedziałem, że to będzie trudne. Gdy tylko zobaczę mamę, cała złość natychmiast do mnie powróci i nie będę nawet w stanie nad sobą zapanować, w czego efekcie zacznę krzyczeć i będziemy się kłócić, a nie chcę tego. Mia ma racę, nie wiadomo ile czasu tak naprawdę nam zostało i nie chcę go marnować na bezsensowne kłótnie. Gdyby tylko można było w stu procentach panować nad złymi emocjami.
Widząc w oddali budynek, w którym się wychowałem, poczułem ucisk w żołądku. Musiałem użyć całej swojej samokontroli, by nie wrócić z powrotem do Mii, która na pewno skopałaby mi tyłek za to.
- Dasz sobie radę. Przecież to nic takiego. – szeptałem uspokajająco sam do siebie.
Gdy przekroczyłem próg domu, w środku panowała cisza, jak makiem zasiał. Przyznam, że zaniepokoiło mnie to trochę. W niedziele o tej godzinie wszyscy powinni być w domu.
Kiedy kuśtykając wszedłem do salonu zamarłem na widok mamy, siedzącej na kanapie. W ręku miętosiła chusteczkę, którą raz po raz przyciskała do oczu, z których cały czas wypływały świeże łzy.
Kobieta podniosła się na równe nogi, gdy deska w podłodze skrzypnęła złowrogo. Gdy mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawiła się ulga i smutek jednocześnie.
- Gdzieś ty się podziewał przez całą noc? – spytała cicho. Wzruszyłem ramionami, siląc się na obojętność. - Nathan kochanie tak strasznie przepraszam. – załkała po chwili.
Na dźwięk jej słów moje oczy momentalnie wypełniły się łzami. Nie chciałem tego słuchać. Miałem ochotę wybiec z domu i ruszyć gdzieś daleko, ale coś trzymało mnie w miejscu.
- Dlaczego nic nam nie powiedziałaś? – wychrypiałem.
- Chciałam, żebyś skupił się na nauce. – szepnęła. – Niedługo masz te egzaminy.. – urwała i zaczęła szlochać. Ona również nie ruszyła się z miejsca, za co byłem jej wdzięczny.
- Mam to w dupie! – krzyknąłem. – Nie obchodzi mnie szkoła i te durne egzaminy! To rodzina jest najważniejsza, nie rozumiesz tego?
Zdenerwowany przeczesałem dłonią włosy. Naprawdę starałem się nie krzyczeć, ale to było tak potwornie trudne. Świadomość, że moja własna matka okłamywała mnie przez tyle czasu, ciążyła mi na sercu niczym ogromny kamień.
- Miałaś w ogóle zamiar nam powiedzieć? – spytałem. – A może czekałaś na moment, aż wylądujesz w szpitalu i lekarze cię w tym wyręczą?
- Oczywiście, że nie! – obruszyła się. – Powiedziałabym wam w odpowiednim czasie.
- Myślisz, że w to uwierzę? – zakpiłem.
Widziałem w jej oczach cierpienie, lecz ból, który ja sam odczuwałem, nie pozwalał mi mieć wyrzutów sumienia z powodu tego, co powiedziałem.
- Nie oczekuję, że mi teraz uwierzysz. – szepnęła, robiąc niepewny krok w moją stronę. – Po prostu nie chcę, żebyśmy przez to kłamstwo stracili kontakt, który mieliśmy.
- Też tego nie chcę… – powiedziałem cicho. - .. ale boję się, że już na to za późno.
Mama przeszła dystans, który nas dzielił i nieśmiało chwyciła moją twarz w dłonie, tym samym zmuszając mnie, abym spojrzał jej prosto w oczy. Z trudem przełknąłem gulę, która pojawiła się w moim gardle.
- Pozwól mi to naprawić. – wychrypiała. – Kocham cię Nathan i zrobię dla ciebie wszystko, wiesz o tym.
Milczałem przez chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. Po chwili w mojej głowie pojawiło się pewne pytanie.
- Lucas wie?
- Muszę go najpierw przygotować, zanim mu o tym powiem. – odparła.
Skinąłem głową i czując kolejną porcję łez automatycznie przytuliłem stojącą przede mną kobietę. Ona nie może umrzeć. Nie może zostawić nas samych.
- Tak bardzo cię kocham mamo. – wymamrotałem.
- Wiem synku.
Nie musiałem na nią patrzeć, by wiedzieć, że ona również płacze. Odsunęliśmy się od siebie, gdy do pokoju, niczym tornado, wpadł Lucas. Chłopiec zmarszczył czoło na nasz widok.
- Dlaczego płaczecie? Czemu cię wczoraj nie było? Miałeś przyprowadzić Grace! Mamo, co się dzieje? Dlaczego nic mi nie mówicie? – wyrzucał z siebie słowa niczym karabin maszynowy, a na koniec oburzony tupnął nogą.
Przełknąłem głośno ślinę słysząc jego pytania i wzmiankę o Grace. Jasna cholera. Co ja mam mu teraz powiedzieć? Że zerwałem z Grace i ona nie będzie nas odwiedzać? To przecież złamie mu serce. Lucas naprawdę ją uwielbia.
- Nic się nie dzieje. – mama uśmiechnęła się ciepło i podeszła do chłopca. – Rozmawialiśmy sobie i trochę się wzruszyliśmy. – pstryknęła go w nos, na co on zachichotał radośnie.
Wytarłem oczy wierzchem dłoni, przyglądając się tej dwójce ze słabym uśmiechem na ustach. Podziwiałem mamę, że tak dobrze potrafi ukrywać prawdziwe emocje przed Lucasem. Mnie już dawno by przejrzał na wylot. Dzieci chyba mają w sobie coś takiego, że potrafią stwierdzić, że ktoś je okłamuje. Tak przynajmniej mi się wydaje.
Po cichu wymknąłem się z salonu, kiedy mama dała mi dyskretny znak, że chce porozmawiać z Lucasem.  Strasznie bolała mnie kostka, więc od razu skierowałem się do swojego pokoju, żeby odpocząć. Byłem potwornie zmęczony tym wszystkim. Zasnąłem prawie natychmiast po tym, jak przyłożyłem głowę do poduszki.

* * *
Resztę poprzedniego dnia spędziłem w swoim pokoju. Nie miałem nawet ochoty nigdzie wychodzić. Właściwie, wszystko tak jakby straciło dla mnie sens. Ten radosny i pyskaty chłopak, którym zawsze byłem, zniknął.
Dużo myślałem o Grace. Złość na nią, trochę mi minęła i zacząłem się zastanawiać, dlaczego postąpiła w taki a nie w inny sposób. Pewnie było jej z tym wszystkim bardzo ciężko, chciała przecież dobrze.
To wszystko jednak nie zmienia faktu, że mnie okłamała. Okej, może zareagowałem za ostro, ale w tamtej chwili w ogóle nie myślałem, co robię. Zawładnęły mną zranione uczucia i słowa same wydobywały się z moich ust.
Kochałem ją i żałowałem swojej decyzji o zerwaniu, ale mimo wszystko nie byłem jeszcze w stanie wybaczyć jej tego, co zrobiła. Pozostaje tylko pytanie, czy po tym, co ja zrobiłem, można mówić o jakimkolwiek wybaczeniu. Patrząc obiektywnie na nasze czyny, to ja zachowałem się dużo gorzej. Cholera jasna, przecież ja zdradziłem Grace! Dziewczynę, którą kocham. Jestem idiotą.
Rano z wielkim trudem podniosłem się z łóżka, jednak wiedziałem, że nie powinienem teraz wagarować. Problemy, które wciąż pojawiają się w moim życiu, nie mogą wpływać na moją edukację. Muszę nauczyć się radzić sobie z przeciwnościami losu.
Kiedy kuśtykając wszedłem do kuchni, przywitał mnie przepyszny zapach tostów, jajecznicy i świeżo parzonej kawy. Od razu poczułem, jak burczy mi w brzuchu. Wczoraj nie zjadłem zbyt wiele i teraz byłem potwornie głodny.
- Cześć. – wymamrotałem, siadając przy stole.
- Hej skarbie. – mruknęła mama, nakładając mi na talerz jajecznicę. – Jak się czujesz?
- W porządku. – powiedziałem marszcząc czoło. – Gdzie Lucas? – spytałem, gdy położyła przede mną pełen talerz.
- Śpi jeszcze. – odparła siadając naprzeciwko mnie.
Milczałem chwilę i wziąłem pierwszy kęs. Humor od razu mi się poprawił, gdy poczułem przyjemne ciepło w środku.
- Powiedziałaś mu? – zapytałem spoglądając na nią znad talerza.
Kobieta skinęła głową, a jej oczy zalśniły od powstrzymywanych łez. Natychmiast pożałowałem tego pytania. Wiedziałem, że mama kiepsko sobie radzi z tą całą sytuacją. Świadomość, że wiemy… to chyba wciąż ją troszkę szokowało.
- Jak to przyjął? – wymamrotałem ostrożnie.
- Płakał dużo, ale on wciąż niczego nie rozumie. – powiedziała ze ściśniętym gardłem.
Pokiwałem głową, dając znak, że wiem, o czym mówi. Lucas to jeszcze dziecko i temat śmierci nie jest mu za bardzo znany. Owszem, wie co to znaczy, w pewnym sensie. Wie, że nasz tato zmarł i że jest teraz w niebie, ale to wszystko jest dla niego niezrozumiałe. Ale tak jest lepiej. Nie powinien jeszcze myśleć o takich rzeczach.
Siedzieliśmy w ciszy, ja zajadając jajecznicę, a mama popijając ciepłą herbatę, aż do momentu, gdy zobaczyłem na zegarze, który wisiał nad drzwiami, która jest godzina. Poderwałem się gwałtownie, krzywiąc się, kiedy poczułem ból w kostce. Chyba powinienem iść z tym do lekarza.
- Muszę lecieć do szkoły. – bąknąłem, szybko zbierając swoje rzeczy.
Byłem już prawie przy drzwiach, gdy zatrzymał mnie głos mamy.
- Nathan? – spojrzałem na nią pytająco. – Rozmawiałam dzisiaj z Lydią. To prawda, że ty i Grace zerwaliście?
Serce zabiło mi mocniej na dźwięk tych słów. Nie spodziewałem się, że moja mama dowie się o tym tak szybko.
- Tak. – przyznałem nieśmiało.
- Nie wiń Grace. – szepnęła. – Ona naprawdę chciała, żebyś wiedział o wszystkim.
Przełknąłem głośno ślinę i odwróciłem wzrok. Dlaczego musi mi mówić o tym akurat teraz? Nie wiedząc, co powiedzieć, po prostu skinąłem głową, a następnie szybko wyszedłem z domu, w ten sposób chcąc uniknąć dalszych pytań mamy.


* * *
- Nathan!
Automatycznie odwróciłem się za siebie, słysząc, że ktoś woła mnie po imieniu. Wysiliłem się na uśmiech, kiedy zobaczyłem biegnącego w moim kierunku Scotta. Chłopak wyglądał, jakby dosłownie pięć minut temu wyskoczył z łóżka.
- Siema. – wymamrotałem, gdy zatrzymał się obok mnie.
- Co się z tobą wczoraj działo? – spytał dysząc ciężko. – Grace dzwoniła do mnie wieczorem i zdenerwowana pytała czy jesteś u mnie, a ja nawet nie wiedziałem, o co chodzi.
- Nic się nie działo. – burknąłem i ruszyłem w kierunku budynku szkolnego.
Widziałem jak chłopak marszczy czoło i zdezorientowany podąża za mną, wciąż biorąc głębokie wdechy. Daleko nie zaszliśmy, bo już po kilku krokach w oddali zobaczyłem Grace. Na jej widok zatrzymałem się gwałtownie, a Scott wpadł na mnie, tym samym popychając mnie do przodu.
- Co jest?
Z trudem przełknąłem ślinę, w duchu modląc się, by mnie nie zauważyła. Nie byłem gotowy na rozmowę z nią. Oboje potrzebowaliśmy czasu, by ochłonąć i przemyśleć sobie wszystko.
Scott spojrzał w tym samym kierunku, co ja i między jego brwiami znowu pojawiła się zmarszczka, kiedy zrozumiał, że patrzę na Grace.
 - Między waszą dwójką jest jakieś spięcie? – spytał.
Zamknąłem oczy, czując ból w klatce piersiowej. I tak prędzej czy później się dowie.
- Zerwaliśmy. – wymamrotałem.
- Co takiego!? – krzyknął zaskoczony.
Uczniowie, którzy stali na dziedzińcu momentalnie spojrzeli w naszym kierunku, spragnieni jakiejś sensacji w poniedziałkowy poranek. Moje serce zabiło mocniej, gdy zorientowałem się, że Grace również patrzy na nas. Nawet z tej odległości widziałem, że jej oczy są czerwone i opuchnięte.
- Zamknij się. – wycedziłem przez zęby.
- Cholera Nathan, chyba nie mówisz poważnie. – wymamrotał tym razem ciszej. – Przecież wy… - urwał żywo gestykulując. – Co się stało?
Odciągnąłem go na bok, aż do murku i ściszonym głosem zacząłem mu opowiadać wszystko po kolei, nie zważając na to, że właśnie zaczął dzwonić dzwonek, ogłaszający rozpoczęcie lekcji. Z każdym moim kolejnym słowem chłopak był coraz bardziej zszokowany. W swojej wypowiedzi pominąłem tylko to, co wydarzyło się między mną i Mią, gdy byliśmy pijani. Kiedy skończyłem, Scott z wrażenia przysiadł na murku.
- Jasna cholera. – wykrztusił. – Stary, przykro mi z powodu twojej mamy. – szepnął. – Kurwa.
Usiadłem obok niego, czując, że nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa. Kątem oka widziałem, jak chłopak wciąż kręci głową z niedowierzaniem.
- Nie mogę zrozumieć, dlaczego Grace nic nie powiedziała. Myślałem, że mówimy sobie o wszystkim. – mruknął. – Nawet nie dało się zauważyć, że może coś ukrywać.
- Kłamstwo i tak zawsze wychodzi na jaw. – wymamrotałem i automatycznie pomyślałem o sobie i Mii.
- Chodźmy lepiej na lekcję, bo Stone nogi z dupy nam powyrywa. – powiedział Scott podnosząc się na równe nogi.
Skinąłem głową i również się podniosłem, chociaż tak naprawdę nie miałem najmniejszej ochoty iść na lekcję. Na samą myśl, że będę musiał znosić wredne uwagi Stone’a i obecność Grace miałem mdłości.
Gdy spóźnieni weszliśmy do klasy, tak jak się spodziewałem, zostaliśmy przywitani chłodnym spojrzeniem nauczyciela, który już tłumaczył coś reszcie uczniów.
- Panie Knight, panie Craven. – nasze nazwiska powiedział z obrzydzeniem. – Nie wiem czy wiecie panowie, ale dzwonek jednak nie jest tylko dla nauczycieli. Was też on obowiązuje.
- Co pan nie powie. – burknął Scott pod nosem, kiedy siadaliśmy na naszych stałych miejscach.
Spojrzałem na niego, uśmiechając się lekko. Widziałem po wyrazie jego twarzy, że ledwo hamuje się przed rzuceniem jakąś naprawdę złośliwą uwagą.
- Po lekcji zgłosicie się do dyrektora. – warknął Stone. – Mam was już serdecznie dość gówniarze.
- I vice versa. – wymamrotałem bawiąc się długopisem.
- Słyszałem to. – burknął odwracając się do tablicy.
- Czyli to jednak plotka, że jest pan głuchym starym dziadem. – odgryzł się Scott.
Widziałem, jak mężczyzna bierze głęboki uspokajający wdech, a potem jak gdyby nigdy nic zaczyna pisać na tablicy. Pokręciłem głową i spojrzałem w bok, co było błędem, bo mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem niebieskich oczu Grace. Zaskoczony omal nie zakrztusiłem się powietrzem.
Szybko odwróciłem od niej wzrok i skupiłem się na zeszycie. Cóż, miałem już zagwarantowane, że niczego pożytecznego z tej lekcji nie wyniosę.

* * *
Kiedy w końcu rozbrzmiał dzwonek, natychmiast wybiegłem na korytarz, o tyle o ile pozwalała mi boląca kostka. Scott był tuż obok mnie. Od razu zauważył, że jestem jeszcze bardziej zdenerwowany niż wtedy, gdy weszliśmy do klasy.
Kierowaliśmy się właśnie do gabinetu dyrektora, tak jak kazał nam Stone, kiedy niespodziewanie obok nas zmaterializowała się Mia. Na jej widok poczułem coś w rodzaju ulgi.
- Cześć. – powiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Cześć. - wymamrotałem
Scott pomachał do niej przyjaźnie, a ona odpowiedziała mu tym samym. Wydawało mi się, że mój kumpel zaczyna darzyć Mięczymś w rodzaju przyjaźni albo porozumienia, a to pewnie dlatego, że powiedziałem mu, że to dzięki niej jeszcze jako tako się trzymam.
- Jak tam? – spytała. – Rozmawiałeś z mamą?
- Tak, jest… jest okej.- bąknąłem. Wciąż czułem się dziwnie w jej towarzystwie po tym, co się wydarzyło. - Tak mi się wydaje. – dodałem marszcząc czoło. - Dzięki, że mnie namówiłaś.
- Od czego ma się przyjaciół. – odparła uśmiechając się lekko.
W tym momencie na korytarzu rozbrzmiał dzwonek. Cholera, mieliśmy iść do dyrektora.
- Kurczę. Mia możemy pogadać później? Ze Scottem musimy jeszcze iść do dyra. – burknąłem.
- Jasne. – mruknęła. – Chciałam się tylko dowiedzieć, czy wszystko u ciebie w porządku. – wyjaśniła. -  To do później. – pomachała nam i pobiegła w kierunku, z którego wcześniej przyszła.
- Słodka. – powiedział Scott, gdy ruszyliśmy korytarzem do gabinetu Hoke’a.
- Zamknij się. – wymamrotałem i dałem mu sójkę w bok.
Chłopak jęknął cicho i zaczął rozmasowywać „bolące” miejsce. Na szczęście nie ciągnął tego tematu, za co byłem mu cholernie wdzięczny. Za nic nie umiałbym mu wytłumaczyć, co tak właściwie jest między mną, a Mią, bo sam tego nie wiedziałem.
Kiedy weszliśmy do sekretariatu, zdziwiliśmy się, gdy nie ujrzeliśmy panny Nolan siedzącej przy biurku. Jako, że nie chciało nam się na nią czekać, by przekazać jej, że przysłał nas tu pan Stone, od razu skierowaliśmy się do gabinetu Hoke’a.
To co zobaczyliśmy, gdy przekroczyliśmy próg drzwi przekroczyło nasze wszelkie wyobrażenia. Panna Nolan leżała na biurku z wysoko podciągniętą spódnicą, a Hoke stał przed nią z opuszczonymi spodniami i wchodził z nią mocnymi pchnięciami, jęcząc przy tym głośno.  Ten widok obrzydził mi seks do końca życia.
Zszokowani spojrzeliśmy na siebie i prawie natychmiast wybiegliśmy z gabinetu, gdy ta dwójka nas ujrzała, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Kiedy znaleźliśmy się z powrotem na korytarzu, momentalnie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Po raz pierwszy, odkąd dowiedziałem się o chorobie mamy, naprawdę się śmiałem.
- Wiedziałem, że Hoke ją posuwa, ale kurwa nie chciałem tego oglądać. – wykrztusił Scott.
- Jak taka ostra laska może go chcieć? – zdziwiłem się.
- Może jest ślepa. – zaśmiał się Craven.
- Chyba mi niedobrze. – burknąłem i po chwili znowu zacząłem chichotać.
Mieliśmy właśnie iść na lekcję, kiedy z sekretariatu wybiegła zarumieniona panna Nolan. Na jej widok nie potrafiliśmy powstrzymać śmiechu. Dziewczyna chrząknęła i raz jeszcze poprawiła spódnicę.
- Dyrektor Hoke was prosi do siebie. – wymamrotała.
- Co? Nas też chce wyruchać? – wypalił Scott.
Dziewczyna odwróciła wzrok, rumieniąc się jeszcze bardziej. Craven jest po prostu bezlitosny.
- Chodź.  – klepnąłem go lekko w ramię. -  I tak mamy matmę.
Chłopak wzruszył ramionami, kiedy panna Nolan odwróciła się na pięcie i weszła do sekretariatu. Gdy usiadła przy swoim biurku, Scott zatrzymał się na moment i spojrzał jej w oczy.
- Ma pani niesamowite ciało. – mruknął. – Powinna pani być modelką.
Parsknąłem śmiechem, kiedy dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem zadowolona i zawstydzona jednocześnie. Craven puścił jej jeszcze oczko i weszliśmy do gabinetu Hoke’a.
Dyrektor siedział przy biurku, wciąż czerwony na twarzy po seksie, który właśnie odbył. Rozsiedliśmy się wygodnie ze Scottem na kanapie, cały czas patrząc na przestraszonego mężczyznę. Wiedział, że teraz mamy na niego niezłego haka.
- Czego chcecie? – spytał wprost.
- Zapomnieć to, co widzieliśmy. – mruknął Scott.
- Nie pyskuj mi tu gówniarzu…- zaczął Hoke, ale urwał widząc jak się uśmiechamy.
A to ciekawe. Dlaczego wcześniej nie wpadliśmy na to, że przyłapanie dyra z jego sekretarką może być dla nas tak bardzo korzystne?
- Panie Hoke – zacząłem. – nic nikomu nie powiemy na temat tego, co właśnie ujrzeliśmy, jeżeli da nam pan po prostu spokój. Przestanie nas pan prześladować i poniżać. To dość niska cena, nie uważa pan?
Mężczyzna milczał przez chwilę, przez cały czas mierząc nas nienawistnym spojrzeniem. Wiedziałem, że aż go skręca, by na nas nawrzeszczeć i zagrozić, że wylecimy ze szkoły.
- Niech będzie. – powiedział w końcu. – Ale jeśli piśniecie choćby słówko, zniszczę was, jasne?
- Naturalnie. – mruknął Scott z uśmiechem.
- Wynoście się stąd. – warknął.
Szybko poderwaliśmy się na równe nogi i opuściliśmy jego gabinet, a następnie sekretariat. Gdy znaleźliśmy się na pustym korytarzu, poczułem się… wolny? Tak, to chyba dobre określenie. W końcu skończą się nasze problemy z Hoke’iem.
- Ale jaja. – zaśmiał się Scott.
- Nie mów mi o jajach, bo zwymiotuję. – burknąłem.
Craven spojrzał na mnie kątem oka, a następnie zaczął się śmiać, ja razem z nim.


* * *
Kiedy ostatnia lekcja nareszcie dobiegła końca, czułem się, jakby mi urosły skrzydła. Po tym męczącym i obrzydliwym dniu, nie marzyłem o niczym innym, tylko o tym, by znaleźć się wreszcie w domu.
Szedłem właśnie w kierunku głównej bramy, kiedy przede mną, niewiadomo skąd wyrosła uśmiechnięta Mia. Serce mocno załomotało mi w piersi na jej widok.
- Hej. – powiedziała radośnie.
- Nie rób tego więcej. – wymamrotałem.
- Czego? – zdziwiła się.
- Pojawiasz się nagle, nie wiadomo skąd. To przerażające. – wyjaśniłem.
- Och to. – zachichotała. – Zobaczę, co da się zrobić. – wywróciłem oczami, a ona znowu się zaśmiała. – Jak minął dzień w szkole?
- Był dość… - zamyśliłem się, przypominając sobie wszystkie wydarzenia. – interesujący. – zakończyłem.
Dziewczyna skinęła głową, przyglądając mi się uważnie. Przyznam, że to było trochę zawstydzające. Nie lubię, kiedy ktoś mi się przygląda.
- A jak Grece? Rozmawiałeś z nią?
Spojrzałem na nią zaskoczony. Nie spodziewałem się po niej tego pytania. Myślałem, że nie lubi Grace i cieszy się z tego, że zerwaliśmy.
- Nie, jeszcze nie.
- Powinieneś to zrobić. Widzę, że cię to gryzie. – mruknęła. – Zapomnij o tym, co się między nami wydarzyło i działaj, bo stracisz dziewczynę, którą kochasz.
- Dlaczego to robisz? – spytałem zatrzymując się. – Najpierw zaciągnęłaś mnie do łóżka, bo uważałaś, że to mi pomoże, a teraz mówisz, że mam pogodzić się z Grace. Dlaczego?
Mia przygryzła wnętrze policzka i spuściła wzrok. Po raz pierwszy odkąd ją poznałem, widziałem ją tak onieśmieloną i zakłopotaną. To było dziwne doświadczenie.
- To trochę skomplikowane, ale… - urwała i przeczesała włosy dłonią. – Musisz mi zaufać. Ty i Grace musicie być razem. Pasujecie do siebie.
Zmarszczyłem czoło, nie mogąc zrozumieć jej skomplikowanego toku myślenia. A może to ja po prostu jestem jakiś zacofany, czy coś.
Od niechcenia spojrzałem za siebie i zamarłem, kiedy zobaczyłem Grace stojącą z Alex i Scottem kilka metrów od nas. Dziewczyna przyglądała się nam ze smutkiem w oczach. Z trudem przełknąłem ślinę i odwróciłem się z powrotem do Mii.
- Zrób to. – mruknęła.
- Nie mogę.
- Możesz. – warknęła. – Idzie tutaj. – dodała ciszej.
Mój żołądek skręcił się boleśnie na te słowa.
- Zostawię was samych. – wymamrotała Mia, kiedy Grace do nas podeszła.
Błagałem ją w myślach, by tego nie robiła, ale ona już ruszyła w stronę bramy. Zanim wyszła poza teren szkoły, raz jeszcze odwróciła się do nas i pokazała mi kciuk w górę.
- Możemy pogadać? – spytała Grace, gdy na nią spojrzałem.
- O czym?
- Miałam ci powiedzieć o tym w sobotę, ale ty dowiedziałeś się o swojej mamie… - urwała i spuściła wzrok, tupiąc lekko nogą.
- Miałaś mi powiedzieć, o czym? – spytałem niecierpliwie.
- Spóźnia mi się. – wymamrotała z trudem.
Patrzyłem na nią przez moment, nie rozumiejąc, o czym w ogóle mówi, jednak po chwili prawda uderzyła mnie niczym rozpędzona ciężarówka.
- Nathan, chyba jestem w ciąży. – szepnęła Grace, zanim ja zdążyłem otworzyć usta. 



_________________________________________________
Cześć kochani!
Postanowiłam zrobić wam małą niespodziankę, tak na rozpoczęcie weekendu. Przyznam, że jestem całkiem zadowolona z tego rozdziału, chociaż nie jest zbyt idealny. 
Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie za niego czy coś ;D
Chyba wszystko ode mnie. Nowy rozdział powinien być gdzieś w połowie marca, przynajmniej postaram się, by tak było.
Pozdrawiam xxx
Nowy rozdział = 15 komentarzy

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 2.8

Z nerwów, trzęsłem się na całym ciele. Nogi momentalnie odmówiły mi posłuszeństwa, przez co po chwili siedziałem na podłodze, opierając się plecami o drzwiczki szafki. Z bólem serca wpatrywałem się w jedno słowo, które sprawiało, że miałem ochotę wyć jak małe dziecko.
Białaczka.
To jest niemożliwe. Niemożliwe i tyle. Dlaczego to się dzieje akurat teraz, gdy wszystko powoli zaczyna się układać? Czemu akurat nasza rodzina musi tyle cierpieć? Nie tak dawno temu zmarł tato, a teraz się dowiaduję, że za parę miesięcy stracimy również mamę. Życie jest niesprawiedliwe.
Nawet nie zorientowałem się, że płaczę, aż do momentu, gdy łzy zaczęły kapać mi z brody na koszulkę i spodnie. Próbowałem je zetrzeć wierzchem dłoni, jednak z każdą chwilę było ich coraz więcej i w końcu dałem sobie z tym spokój.
Cholera jasna. Dopiero teraz słowa mamy o dojrzałości i odpowiedzialności nabrały dla mnie sensu. To dlatego była tak strasznie zła, gdy zachowywałem się jak jakiś gówniarz. „Nigdy nie wiadomo, jak się życie potoczy.”
Powinna była mi o wszystkim powiedzieć. Jak długo ma zamiar utrzymywać swoją chorobę tajemnicy? Chciała nas poinformować dopiero wtedy, gdy wylądowałaby w szpitalu? Cóż, znając mamę, właśnie taki miała zamiar.
W tym momencie do kuchni ślamazarnie wszedł Lucky. Na mój widok zaczął radośnie merdać ogonem. Podszedł bliżej i usiadł obok mnie, a następnie polizał mnie po ręce, wpatrując się we mnie tymi wielkimi ufnymi oczami.
- Cześć wierny druhu. – mruknąłem schrypniętym głosem, drapiąc go za uchem. – Powiedz mi, co mam teraz zrobić? – szepnąłem.
Lucky zamerdał ogonem, uderzając nim o podłogę, jakby próbował mi w ten sposób coś przekazać. Wziąłem drżący oddech i podniosłem się niezdarnie. Psiak odskoczył do tyłu i zawarczał radośnie, myśląc, że chcę się z nim bawić.
- Nie teraz. – wymamrotałem, a kilka łez ponownie spłynęło po mojej twarzy.
Kartkę, którą mama starała się przede mną ukryć, schowałem z powrotem do odpowiedniej szuflady. Opadłem się łokciami o blat i schowałem twarz w dłoniach, po raz kolejny wybuchając płaczem. Nie potrafiłem sobie poradzić z tą nową wiadomością.  Musiałem z kimś o tym porozmawiać i to natychmiast.
Właśnie wycierałem mokre policzki, które wcześniej opryskałem zimną wodą, gdy do kuchni wkroczył mój braciszek, ziewając głośno. Na mój widok zmarszczył czoło.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? Gdzie jest mama? – wyrzucił z siebie.
- Nic się nie stało. – mruknąłem uśmiechając się blado. – Idź się ubierz. Zaprowadzę cię do pani Turner, bo ja muszę wyjść.
- Dokąd? – spytał pozwalając mi zaprowadzić się z powrotem na górę.
Odchylił głowę do tyłu, by móc na mnie spojrzeć. Wysiliłem się na uśmiech, nie chcąc go na razie martwić. Przyjdzie czas, gdy i on się o wszystkim dowie.  
- Obiecałem Grace, że do niej przyjdę. – powiedziałem czochrając mu włosy.
Słysząc imię mojej dziewczyny, na twarzy chłopca pojawił się szeroki uśmiech. On bardzo uwielbiał Grace i tak było, zanim jeszcze staliśmy się parą.
- Ale przyjdziecie tutaj później. – spytał patrząc na mnie wielkimi oczami.
- Zobaczymy. – wymamrotałem, chcąc zakończyć ten temat.

* * *
Drżąc na całym ciele, zacząłem pukać do drzwi domu Grace. Byłem coraz bardziej zdenerwowany, a płacz wciąż dławił mnie w gardle. Nie mogłem znieść tego, że muszę udawać twardego. W tej chwili nie czułem się ani trochę silny. Byłem jak mały, zagubiony chłopiec. Taki sam, jakim byłem zaraz po śmierci taty.
Po chwili drzwi się otworzyły i przede mną stanęła Grace. Na jej widok tama puściła. Nie wytrzymałem i znowu zacząłem płakać. Miałem gdzieś to, że zachowuję się jak jakiś mięczak, ból był zbyt silny. Może inni radzą sobie w takich sytuacjach, ale ja do tych ludzi nie należę.
- Jezu, Nathan! – wciągnęła mnie do środka, a następnie przytuliła mocno. Upuściłem deskę na podłogę i wtuliłem się w nią z jeszcze większą siłą. - Co się stało?
Nie potrafiłem wykrztusić nawet słowa, chociaż próbowałem. Grace głaskała i całowała mnie po głowie, szepcząc uspokajające słowa. Drżałem w jej ramionach, łkając jak dziecko. Jeszcze nigdy nie czułem się taki bezradny jak teraz.
- Moja… moja mama …ona … umiera… ona umiera Grace. – wykrztusiłem.
- Skąd wiesz? Powiedziała ci? – spytała zaskoczona.
- Nie.  – wymamrotałem. Wziąłem głęboki wdech, próbując się uspokoić. - Podsłuchałem jej rozmowę z twoją mamą i widziałem jak chowa jakąś kartkę, którą ewidentnie próbowała przede mną ukryć. – powiedziałem z trudem.  – Kiedy wyszły, sprawdziłem, co tam jest napisane. – łzy znowu napłynęły mi do oczu. – Ona ma białaczkę Grace. A najgorsze jest to, że ona nie chce mi o tym powiedzieć, bo uważa, że powinienem skupić się na nauce.
Grace odsunęła się ode mnie, a następnie zaprowadziła mnie do salonu i posadziła na kanapie. Kiedy usiadła obok mnie, od razu położyłem głowę na jej kolanach, jednocześnie podciągając nogi pod brodę.
- Tak strasznie mi przykro Nathan. – szepnęła przeczesując moje włosy palcami.
- Nie chcę zostać sam z Lucasem. – wykrztusiłem. - Nie poradzę sobie. Nie jestem ani dojrzały ani odpowiedzialny. Już teraz sobie nie radzę. Nie chcę tak żyć, Grace. Straciłem już tatę. Nie chce stracić również mamy.
- Nathan wiesz przecież, że ja i mama nigdy nie zostawimy cię z tym samego.  – mruknęła Grace i pocałowała mnie w policzek.
- Kocham cię. – wychrypiałem. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- Ciii. – szepnęła. –Spróbują zasnąć. Porozmawiamy, kiedy się uspokoisz.
Skinąłem głową i próbując zapanować nad dreszczami, zamknąłem oczy. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

* * *
Obudziłem się nagle, zalany potem i z twarzą mokrą od łez. Minęło parę sekund, zanim zorientowałem się, gdzie jestem i co się właściwie stało. 
Powoli przekręciłem się na plecy i wziąłem drżący oddech, czując dotkliwy ból w klatce piersiowej, przypominając sobie wszystko na nowo.
W głębi duszy miałem nadzieję (niewielką, ale zawsze jakąś), że to wszystko jest tylko jakimś potwornym snem, a gdy się obudzę, znowu znajdę się w swoim łóżku i wszystko będzie jak dawniej. Że wszystko będzie normalne.
Spojrzałem w bok, słysząc dziwne bębnienie. Na zewnątrz powoli robiło się ciemno, a do tego była straszna ulewa, przez co zdawało się, że jest jeszcze ciemniej.
Usiadłem niezdarnie, jednocześnie przecierając twarz, chcąc pozbyć się resztek snu i zmęczenia. Chciałem właśnie zawołać Grace, gdy nagle usłyszałem jej głos dochodzący z kuchni.
- Mamo musisz jej przemówić do rozsądku. Ona nie może już tego dłużej ukrywać.
Wstałem powoli, nie panując nad własnym ciałem. Po prostu instynktownie szedłem w kierunku, skąd dochodził znajomy głos, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.
- Już za późno mamo. Nathan wie. – zatrzymałem się raptownie. – Jest tutaj. Śpi. – zrobiłem kolejny krok, co sprawiło, że widziałem dziewczynę, która stała na środku kuchni, tyłem do mnie i rozmawiała przez telefon. – Nie mogę go już dłużej okłamywać. Nie potrafię. On już teraz tak bardzo cierpi. – głos jej zadrżał. – Jeśli się dowie, że okłamywałam go w tak ważnej sprawie, znienawidzi mnie. 
Moje serce łomotało mocno, niemal miażdżąc mi żebra, a do tego brakowało mi tchu. W mojej głowie echem odbijały się dwa słowa, które raniły niczym nóż. Okłamywałam go.
- Wiedziałaś. – powiedziałem zachrypniętym głosem, wchodząc do kuchni.
Grace upuściła telefon i odwróciła się gwałtownie. Zamarła na mój widok. Próbowała coś powiedzieć, jednak z jej gardła nie wydobywały się żadne słowa.
- Gdy ja ci się zwierzałem, ty już wcześniej o wszystkim wiedziałaś. – wymamrotałem.  – Jak mogłaś? Okłamałaś mnie. Ukrywałaś przede mną prawdę.
 - Nathan posłuchaj. – dziewczyna w końcu odzyskała głos. – Dowiedziałam się o chorobie twojej mamy przed przypadek, tak jak i ty. Chciałam ci o wszystkim powiedzieć, ale nie mogłam. Obiecałam twojej mamie, że tego nie zrobię. Ona sama chciała to zrobić, tylko nie umiała.
Pokręciłem głową, czując pod powiekami szczypiące łzy.
- Ufałem ci. – szepnąłem. – Powinnaś była mi powiedzieć.
- Obiecałam! Co niby miałam zrobić? Olać twoją mamę i pobiec do ciebie i wszystko ci powiedzieć?
- Tak! – wrzasnąłem nie panując już nad sobą. – Właśnie to powinnaś kurwa zrobić do cholery jasnej! – po mojej twarzy znowu zaczęły spływać słone łzy.
- Przepraszam! Tak strasznie cię przepraszam!
Grace podeszła do mnie i spróbowała mnie przytulić, jednak ja się uchyliłem. Nie mógłbym teraz znieść jej dotyku. Świadomość, że mnie zdradziła… to za bardzo bolało. Wolałbym, gdyby po prostu mi przywaliła.
Wyszedłem z kuchni, nie zwracając uwagi na ból, który pojawił się w oczach dziewczyny, gdy ją odtrąciłem. Szybko wsunąłem na stopy swoje adidasy, które z jakiegoś powodu znajdowały się przy drzwiach.
- Co ty wyrabiasz? – wychrypiała Grace wychodząc za mną. – Nathan do cholery! – krzyknęła, gdy nie odpowiedziałem.
Złapała mnie za ramię i odwróciła w swoją stronę. Zmierzyłem ją zimnym spojrzeniem, od którego po jej ciele przebiegł dreszcz.
- Nie dotykaj mnie. Po prostu zostaw mnie w spokoju. – szepnąłem.
- Nathan proszę cię. Jesteś zdenerwowany i nie myślisz teraz racjonalnie.
- Mam to gdzieś. – burknąłem. Wziąłem deskorolkę i chciałem wyjść, jednak zatrzymałem się jeszcze na moment. – Jak długo wiesz?
- Od kilku tygodni. – wymamrotała po długiej ciszy.
Zaśmiałem się gorzko. Ja pierdole. Jedyna osoba, której dosłownie bezgranicznie ufałem okłamywała mnie od kilku tygodni. Zapewne miałbym to gdzieś, gdyby tu nie chodziło o coś tak ważnego dla mnie i mojego młodszego brata.
Zarzuciłem kaptur na głowę i wyszedłem z domu. Zadrżałem, czując na swoim ciele chłodne powietrze. Wciąłem drżący oddech, który pomógł mi trochę oczyścić umysł.
- To koniec Grace. – powiedziałem drżącym głosem.
- Nathan. – nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że płacze.
Kochałem Grace tak mocno, jak jeszcze nikogo innego i trudno było mi wypowiedzieć te słowa, jednak po tym, co się dzisiaj wydarzyło, nie wiedziałem czy będę w stanie ponownie jej zaufać. Teraz pewnie nawet nie uwierzyłbym jej, która jest godzina.
Przełknąłem ślinę i z mocno bijącym sercem wyszedłem na deszcz, który w ciągu kilku sekund przemoczył mnie do suchej nitki.
Drżąc z zimna i zdenerwowania na całym ciele, wskoczyłem na deskorolkę i ruszyłem chodnikiem w nieznanym mi kierunku. Chciałem znaleźć się jak najdalej stąd i zapomnieć, chociaż na moment o tym, co mnie gryzie.

* * *
Długo błądziłem po mieście, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Mimo, że wręcz trząsłem się już z zimna, nie miałem zamiaru wracać do domu. Nie byłem gotowy na konfrontację z mamą. Zdecydowanie bardziej wolałem umierać z zimna.
Nie wiem jak o się stało, ale po jakimś czasie wylądowałem na cmentarzu, przy grobie ojca. Kiedy wpatrywałem się w zdjęcie znajomej twarzy, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, mieszając się z kroplami deszczu.
Usiadłem na niewielkiej ławeczce i niepewnie, drżącą ręką dotknąłem płyty nagrobnej. Czyniąc ten gest, czułem się, jakby w pewnym sensie tato wciąż był ze mną. Jakby wcale nie umarł.
- Dlaczego tak się dzieje? – szepnąłem patrząc na fotografię ojca. – Najpierw straciliśmy ciebie tato, nie możemy stracić również mamy.  Nie poradzimy sobie. Było nam źle już wtedy, gdy ty umarłeś tato. Boję się nawet myśleć, co się stanie, gdy zabraknie również mamy. – zamilkłem, by wziąć głęboki oddech. - Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Mama nie chce powiedzieć nam o swojej chorobie. Dowiedziałem się o wszystkim przez przypadek. – jeszcze więcej łez zaczęło spływać po mojej twarzy. – To boli. Ten cholerny brak zaufania.  Mama uważa, że jestem niedojrzały. Owszem, może i jestem, ale to nie jest powód, żeby ukrywać prawdę.
Urwałem, czując, że w moim gardle pojawia się gula, która uniemożliwiała mi dalsze mówienie. Schowałem twarz w dłoniach i oddychałem głęboko, chcąc się w ten sposób uspokoić. Na szczęście, tak właśnie się stało.
- Tęsknie za tobą. – wychrypiałem. – Wszyscy tęsknimy. Gdy umarłeś, wszystko straciło sens. Już nic nie jest takie, jak kiedyś. Czemu tak jest, że to najlepsi ludzie umierają najwcześniej? Gdzie podziewa się bóg, kiedy niewinni ludzie umierają? Czy nie byłoby lepiej, gdyby to właśnie bandyci znikali ze świata najszybciej? Pewnie gdybyś tu był, wściekłbyś się na mnie za te słowa, bo byłeś przecież głęboko wierzącym człowiekiem, ale właśnie w takich chwilach jak ta… przestaję wierzyć. Po prostu nie potrafię. Przepraszam. Wiesz, że nigdy nie chciałem cię zawieźć.
Przymknąłem powieki i uniosłem twarz ku niebu, słysząc w oddali uderzenie pioruna. Od dziecka uwielbiałem burze. Lubię te dreszcze, które pojawiają się na moim ciele za każdym razem, gdy widzę pioruny, które rozjaśniają niebo albo, gdy słyszę grzmoty w oddali, tak jak teraz.  Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy boją się burzy. Przecież to jest niesamowite zjawisko.
- Powinienem już iść, ale przyjdę znowu niebawem. – westchnąłem podnosząc się na równe nogi. – Kocham cię tato. – wykrztusiłem.
Ostatni raz spojrzałem na zdjęcie taty i uśmiechnąłem się przez łzy, czując ból w piersi. Mimo, że minęło już dużo czasu, odkąd tato umarł, wciąż ciężko było mi się z tym pogodzić. Czy w ogóle można pogodzić się kiedyś ze stratą kogoś bliskiego?
 Mimowolnie moje myśli skierowały się ku Grace, a ból w klatce piersiowej przybrał na sile. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że mnie okłamywała. Znamy się od dziecka i myślałem, że możemy ufać sobie bezgranicznie. Cóż, jak widać jednak nikomu nie można zaufać.
Z cmentarza, skierowałem się prosto, do skate parku, chociaż pogoda była już naprawdę kiepska. Musiałem się czymś zająć, robić cokolwiek, co pozwoli mi wyłączyć myślenie, a w tym zawsze pomagał mi właśnie skate park. To mój drugi dom, czasami nawet lepszy od tego pierwszego.
Dzisiaj zdecydowanie nie był mój dzień. Za każdym razem, gdy próbowałem wykonać jakiś trik, nawet prosty, lądowałem na betonie. Chociaż miałem obtarcia praktycznie na całym ciele, a także prawdopodobnie skręconą kostkę, nie potrafiłem przestać. Byłem jak w jakimś chorym transie.
Kiedy chyba po raz setny wylądowałem na mokrym betonie, nie miałem już nawet siły się podnieść. Leżałem w deszczu i wyłem z bólu, nie tylko tego fizycznego, ale przede wszystkim psychicznego. Czułem się kompletnie wypompowany z życia i jakiejkolwiek energii.
- Żyjesz?
Otworzyłem załzawione oczy i ujrzałem nad sobą drobną dziewczęcą postać. Dopiero po parunastu sekundach mój wzrok wyostrzył się na tyle, że potrafiłem stwierdzić, kim jest ta dziewczyna.
- Mia? – wychrypiałem zaskoczony.
Dziewczyna skinęła głową, a na jej twarzy pojawiło się coś na kształt półuśmiechu.
- Wszystko w porządku? – spytała.
- Nie. Nic nie jest w porządku. – powiedziałem z trudem. – Nigdy nic nie było w porządku. – dodałem tak cicho, że pewnie nawet mnie nie usłyszała.
Zmarszczyła brwi, a po chwili wyciągnęła do mnie rękę.
- Dawaj, pomogę ci.
Bez słowa chwyciłem jej dłoń. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, gdy jej ciepła skóra zetknęła się z moją lodowatą. Gdy stanąłem na nogach, syknąłem z bólu, czując, że moja kostka zaczyna już porządnie puchnąć.
- Chryste jak ty wyglądasz. – wymamrotała.
Przestąpiłem z nogi na nogę, krzywiąc się lekko, czując ostry ból nogi. Wolałem nawet nie myśleć, jak w tym momencie wyglądałem. Byłem przemoczony do suchej nitki i przemarznięty. Do tego byłem cały brudny i podrapany.
- Chodź. – wzięła mnie pod rękę, dzięki czemu mogłem trochę odciążyć nogę. – Trzeba cię doprowadzić do porządku.
Skinąłem głową i podniosłem swoją deskorolkę.
- Mia? – odezwałem się, zerkając na nią.
- Tak? – spojrzała na mnie.
- Możemy iść do ciebie? Nie chcę na razie wracać do domu. – powiedziałem cicho.
- Okej. – uśmiechnęła się ciepło, co ani trochę do niej nie pasowało. Nawet nie spytała, o co chodzi. – Mieszkam niedaleko.
- Dzięki. – wymamrotałem po chwili ciszy.
Mia obdarzyła mnie uśmiechem, który mówił sam za siebie. Na ten widok, mimowolnie zrobiło mi się cieplej na sercu. To było fantastyczne uczucie.

* * *
Dom Mii był niewielki, ale od razu przypadł mi do gustu. Już od progu czułem się tam bardzo dobrze. W środku było ciepło i przytulnie, a po prawie całym dniu spędzonym na zimnie, właśnie tego mi było trzeba.
Gdy Mia prowadziła mnie do malutkiego salonu, zobaczyłem swoje odbicie w lustrze, które wisiało w korytarzu. Aż wzdrygnąłem się na swój widok. Byłem cały podrapany i oblepiony błotem, a woda skapywała z moich włosów i ubrań na podłogę.
- Usiądź sobie.  – pomogła mi usiąść na kanapie. – Przyniosę ci jakiś ręcznik i coś suchego do ubrania. Zaraz wracam.
Kiedy zniknęła za drzwiami do jakiegoś pokoju, zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, w którym siedziałem. Ściany miały brązowy kolor, a na podłodze leżał puszysty dywan w podobnym odcieniu. Obok kanapy, na której siedziałem stał malutki stolik do kawy, a pod ścianą znajdował się telewizor.
Przyglądałem się właśnie tytułom książek, który stały równo poukładane na półkach, kiedy do salonu wróciła Mia. Zdążyła przebrać mokre dżinsy na dresy, a zamiast przemoczonej bluzy, miała na sobie podkoszulek z ciasteczkowym potworem.
- Trzymaj. – podała mi duży ręcznik oraz suche spodnie dresowe i bluzę. – Pójdę po apteczkę. – mruknęła. – I przyniosę ci jakieś tabletki przeciwbólowe.
- Nie musisz tego robić. – wychrypiałem. Już teraz ledwo mogłem mówić, to co będzie rano?
- Ale chcę. – odparła odwracając się do mnie.  – W ramach rekompensaty za to, jak potraktowałam cię, gdy ostatnio ze sobą rozmawialiśmy.
- Nie mam do ciebie pretensji. – powiedziałem. – Trochę zasłużyłem.
- Wcale nie. – zaprotestowała. – Pogadamy za chwilę. Przebierz się.  – dodała i znowu wyszła.
Ściągnąłem przemoczone ubrania i założyłem to, co dała mi Mia. Spodnie były trochę za luźne, ale i tak były lepsze niż przemoczone dżinsy, które przyklejały mi się do skóry.
Wycierając włosy, zauważyłem, że na całych rękach miałem mnóstwo krwawiących zadrapań i otarć. Okej, nogi wyglądały nie lepiej. Miałem rozwalone kolano no i zrobiłem sobie coś z kostką. Cholera, nie było ze mną tak źle, nawet wtedy, gdy dopiero uczyłem się jeździć!
Mia wróciła po jakichś pięciu minutach. W jednej ręce trzymała apteczkę, a w drugiej szklankę z wodą i kartonowe pudełeczko z tabletkami.
- Połknij to.
Rzuciła mi pudełeczko, a szklankę postawiła na stoliczku. Zrobiłem jak kazała, jednocześnie obserwując, jak zanosi moje ubrania prawdopodobnie do łazienki. Gdy wróciła, usiadła obok mnie i zaczęła wyciągać z apteczki bandaże, wodę utlenioną i tym podobne.
Odwróciła się w moją stronę i zaczęła przemywać moje rany. Według mnie, to wcale nie było potrzebne, ale nie chciałem się z nią kłócić. Zamiast tego, obserwowałem jej twarz, to jak marszczyła czoło i przygryzała dolną wargę. Była naprawdę skupiona na tym, co robiła.
- Gdzie się tego nauczyłaś? – spytałem patrząc jak bandażuje moją dłoń.
- Mama jest pielęgniarką. – mruknęła zerkając na mnie.
- A tata?
- Zostawił nas dwa lata temu. – odparła. – Teraz ma nową rodzinę. – dodała zgryźliwie.
 - Przykro mi. – szepnąłem.
- Możemy zapomnieć na chwilę o mnie i pogadać o tobie? – burknęła. - Co się stało? – jej głos złagodniał.
Zacisnąłem powieki, czując napływające do oczu łzy.
- Nie chcę o tym na razie rozmawiać. – wychrypiałem.
- Nathan.. – zaczęła.
- Mia proszę.
- Okej, jak chcesz. – westchnęła. - Nie będę naciskać, chociaż nie ukrywam, że się o ciebie martwię. Nie obraź się, ale wyglądasz naprawdę okropnie. Kiedy zobaczyłam cię w skate parku… - urwała i wzruszyła ramionami, krzywiąc się lekko. Wyglądała na zatroskaną.
Zamknąłem oczy, chcąc powstrzymać łzy i oparłem głowę o oparcie kanapy. Palcami wolnej ręki przeczesałem włosy. Drugą dłoń wciąż trzymała Mia.
- Moja mama jest chora. Ma białaczkę. – wykrztusiłem.
Byłem już tak wycieńczony tym wszystkim, że nie miałem już nawet siły płakać, mimo, że łzy spływały po moich policzkach dwoma strumieniami.
- A leczenie? – spytała Mia. Jej dłoń mocniej zacisnęła się na mojej.
- Już na to za późno. – szepnąłem zerkając w jej stronę. – Najbardziej boli mnie to, że Grace wiedziała o wszystkim i ukrywała przede mną prawdę. Gdybym przypadkiem nie usłyszał jak rozmawia ze swoją mamą przez telefon… Kurwa, o wszystkim dowiaduję się przez przypadek.
- Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale jest mi naprawdę przykro Nathan. – powiedziała Mia.
- Dziękuję. – szepnąłem. – I dziękuję, że z jakiegoś powodu znalazłaś się dzisiaj w parku w taką pogodę – wychrypiałem.
- Pewien chłopak powiedział mi, że to dobre miejsce, aby pomyśleć. – szepnęła. Uśmiechnąłem się blado. – Co z tobą i Grace? Podobno byliście świetną parą. Chcesz to tak po prostu zakończyć?– spytała ostrożnie.
Długo milczałem. Z jednej strony kochałem Grace do szaleństwa i trochę żałowałem swoich słów, ale z drugiej strony, po tym, czego się dzisiaj dowiedziałem, nie wiedziałem czy będę potrafił jej jeszcze zaufać, tak w stu procentach, a zaufanie w związku to przecież podstawa.
- Nie wiem. Za dużo się dzisiaj wydarzyło. Mam wrażenie, że mój mózg za chwilę eksploduje. – mruknąłem muskając palcem jej knykcie.
Mia wstała bez słowa, delikatnie wyszarpując dłoń z mojego uścisku. Obserwowałem, jak się porusza. Coś w jej gestach sprawiało, że czułem się spokojniejszy. Zdziwiony uniosłem brew, kiedy wróciła z butelką czystej wódki.
- Lekarstwo na wszystko. – powiedziała.
Otworzyła butelkę i pociągnęła z niej spory łyk, a następnie mi ją podała. Chwyciłem ja niepewnie i zrobiłem to samo. Zimny płyn prześliznął się przez moje gardło, pozostawiając po sobie przyjemne ciepło, które stopniowo rozgrzewało całe moje ciało.
Podawaliśmy sobie butelkę do momentu, gdy nie zostało w niej już nic, a potem otworzyliśmy kolejną. W między czasie oczywiście dużo rozmawialiśmy i Mia dokończyła czyszczenie i opatrywanie moich zadrapań.
Alkohol faktycznie mi pomógł. Teraz czułem się bardziej wyluzowany i mogłem, choć na moment zapomnieć o tym, co mnie czekało, gdy wrócę do domu.
- Grace jest głupia. – burknęła Mia. – Nigdy bym nie pozwoliła, żeby wywinął mi się taki chłopak jak ty.
- Flirtujesz ze mną? -  spytałem uśmiechając się lekko. Szumiało mi trochę w głowie.
- Po prostu mówię prawdę. Jesteś fantastycznym chłopakiem, a to, że cholernie mi się podobasz, to już inna sprawa. – mruknęła. – Wciąż myślę o tamtym pocałunku. – dodała.- Wiem, że umawialiśmy się inaczej, ale po prostu nie umiałam. To była najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu przydarzyła.
- Rozumiem, co masz na myśli. – powiedziałem, patrząc jej w oczy. – Też próbowałem o tym nie myśleć, ale nie umiałem. Jest w tobie coś takiego… nie potrafię tego nazwać. – urwałem. – Potrzebuję cię. – chwyciłem jej dłoń i uścisnąłem ją mocno. – Wiem, że nie znamy się zbyt długo, ale jesteś dla mnie ważna i cieszę się, że cię mam.
Nie zdążyłem powiedzieć nic więcej, bo w tej chwili Mia chwyciła moją twarz w dłonie i pocałowała mnie. Wcale nie byłem tym zaskoczony, to było nie uniknione. Przez cały wieczór między nami przepływały dziwne prądy, które wręcz pchały nas ku sobie.
Na początku całowaliśmy nie niewinnie, ale z każdą chwilą pocałunek robił się coraz bardziej namiętny. Przyciągnąłem Mię bliżej, tak, że usiadła na mnie okrakiem i jeszcze bardziej pogłębiłem pocałunek.
Alkohol zbyt mocno szumiał mi w głowie, bym mógł myśleć racjonalnie. Nie obchodziły mnie nawet konsekwencje tego, co się właśnie działo. Jedyną rzeczą, jaką wiedziałem było to, że jest mi źle i że potrzebuję kogoś, kto mnie chce i kto przy mnie będzie w tej trudnej dla mnie sytuacji.



___________________________
Cześć kochani!
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, ale ostatnio miałam problemy z komputerem i nie miałam za bardzo jak pisać. Mam nadzieję, że się nie gniewacie.
Tak w ogóle, jest ktoś tu jeszcze? Mam wrażenie, że piszę to opowiadanie już tylko dla siebie, a to nie przyjemne uczucie.
Nigdy nie chciałam wymuszać komentarzy, ale chyba będę do tego zmuszona. Dlatego następny rozdział pojawi się dopiero wtedy, gdy pod tym będzie ok. 10 komentarzy.
To chyba tyle ode mnie na dzisiaj.
Pozdrawiam xxx