piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 2.9

Obudziłem się, czując delikatne, mokre pocałunki na szyi i za uchem. Mruknąłem z zadowoleniem, przytulając się mocniej do poduszki. Czy to dziwne, że pomimo tego całego gówna, które mnie otacza, czuję się po prostu dobrze? No, jeśli nie licząc oczywiście tego, że bolały mnie praktycznie wszystkie części ciała.
- Wstawaj śpiochu. – usłyszałem cichy dziewczęcy głos tuż przy uchu.
Wymamrotałem pod nosem coś niezrozumiałego i próbowałem jeszcze zasnąć, gdyż po wczorajszych przeżyciach byłem po prostu wykończony, jednak Mia najwyraźniej nie miała zamiaru pozwolić mi spać dłużej.
- No już. – trąciła mnie lekko w ramię.
- Świat się nie skończy, jeśli pośpię kilka minut dłużej. – wymamrotałem sennie.
Nie musiałem nawet na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że właśnie przewróciła oczami. Mimo, że nie znaliśmy się zbyt długo, ja wystarczająco dobrze poznałem jej charakter.
- Jak się czujesz? – spytała.
- Bywało gorzej. – mruknąłem.
- Ale ja pytam poważnie. Martwię się o ciebie.
Słysząc słowa dziewczyny odechciało mi się spać i natychmiast otworzyłem oczy. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, poczułem jak moje ciało zalewa przyjemne ciepło. Widziałem po jej twarzy, że nie kłamie i że naprawdę się o mnie martwi.
Przewróciłem się na plecy i usiadłem powoli, przez cały czas ignorując, a raczej starając się ignorować uporczywy ból wszystkich mięśni i kończyn. Naprawdę nie czułem się tak kiepsko nawet wtedy, gdy uczyłem się dopiero jeździć na desce.
- Dzięki to miłe. – powiedziałem cicho. – Naprawdę wszystko w porządku. Jakoś sobie poradzę, jak zawsze.
- Nie mów tak, jakby to, co się wydarzyło nic cię nie obchodziło, bo wiem, że to nie prawda. – warknęła. – Wiem, jak bardzo boli cię to, czego się wczoraj dowiedziałeś. – dodała łagodniej.
Spuściłem wzrok na swoje dłonie, doskonale wiedząc, że Mia ma rację. Wiadomość o tym, że niedługo moja mama umrze.. poczułem się przez to tak, jakby ktoś wyrwał mi część serca. Może nie zawsze się dogadujemy, a raczej często kłócimy, nawet o błahostki, ale to nie zmienia faktu, że bardzo kocham mamę i chcę, żeby żyła jak najdłużej. Każde dziecko, które kocha swojego rodzica, chce tego.
- Rozumiem cię. Po tym, jak mój ojciec nas zostawił, czułam się tak samo. – powiedziała Mia, dotykając mojego ramienia. – Może i są to dwie różne sytuacje, ale to niczego nie zmienia. W takich chwilach człowiek potrzebuje mieć przy sobie kogoś, kto po prostu będzie. Kogoś, kto przytuli i powie to przereklamowane „Wszystko będzie okej.”, chociaż w większości przypadków, to zwykłe kłamstwo. Właśnie, dlatego wczoraj… ten alkohol i w ogóle. Wiedziałam, że to ci pomoże, bo wiem, co ja robiłam, gdy cierpiałam po tym, jak tato odszedł od nas.
Milczałem, nie wiedząc, co powiedzieć ani jak się zachować. Czułem się z tym wszystkim trochę dziwnie. Spoczywał na mnie za duży ciężar, zbyt wielka odpowiedzialność. Okej, skłamałbym, gdybym powiedział, że nie podobało mi się to, co wydarzyło się między mną a Mią. Podobało mi się i to bardzo. Może nawet za bardzo.
Mia to naprawdę świetna dziewczyna. Jest ładna, inteligentna, zadziorna i pyskata. To wszystko łączy się w niebezpieczną mieszankę, która cholernie mnie pociąga. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że przez to wszystko czułem się, jakbym zdradził Grace.
Wiem, że zerwaliśmy, ale wciąż ją kocham. Uczucie przecież nie znika tak z dnia na dzień. To by było nienormalne, tak po prostu zapomnieć o wszystkim, co łączyło cię z drugą osobą.
Bolało mnie to, że Grace okłamała mnie w sprawie choroby mojej mamy. Poczułem się oszukany, znamy się od dziecka i ufałem jej jak nikomu innemu, ale to, co ja zrobiłem… to chyba trochę za dużo. Cholera sam już nie wiem. Pogubiłem się w tym wszystkim.
- Nathan.
Wzdrygnąłem się zaskoczony, gdy znowu poczułem ciepłą dłoń na nagiej skórze. Zerknąłem na dziewczynę i wysiliłem się na uśmiech, jednak wyraz jej twarzy od razu powiedział mi, że go nie kupiła.
- Posłuchaj. – zaczęła. – Nie oczekuję od ciebie, że po tym, co się między nami wydarzyło staniemy się słodką parką, która wciąż trzyma się za rączki i wysyła buziaczki. – mimowolnie się zaśmiałem na jej słowa. – Zrobiłam to, żeby ci pomóc. Jedyne, czego chcę, to żebyśmy byli przyjaciółmi. Nie chcę, żebyś zaczął mnie unikać, czy coś, bo zrobi się jakoś dziwnie. – zaśmiała się.
- To chyba mogę ci obiecać. – mruknąłem niepewnie, chcąc się z nią trochę podrażnić.
Trąciła mnie ramieniem, prychając cicho pod nosem. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i przytuliłem ją mocno. Po chwili znowu wróciłem do szarej, smutnej rzeczywistości.
- Dzięki, że się starałaś jakoś mi pomóc, ale to nie ma sensu. – szepnąłem.
- Wszystko ma jakiś sens. – burknęła Mia łapiąc mnie za rękę. – Okej, twoja mama jest chora, ale przecież jeszcze nie wszystko stracone.
- Mia mówiłem ci już, że za późno na leczenie..
- Nie mówię o tym. – pokręciła głową. – Chodzi mi o to, że zamiast siedzieć tu i użalać się, powinieneś wrócić do domu i pogadać ze swoją mamą.  Zostało wam niewiele czasu i powinniście go wykorzystać. Razem, jako rodzina.
Z jednej strony wiedziałem, że Mia ma rację, jednak z drugiej, miałem żal do mamy, że ukrywała przede mną swoją chorobę, przy okazji wciągając w to kłamstwo moją dziewczynę. Po chwili mimowolnie zacząłem się zastanawiać, czy Scott i Alex też wiedzieli przede mną.
- Nie wiem, czy dam radę. – wymamrotałem. – To wszystko jest takie dziwne. – westchnąłem.
- Musisz to zrobić, bo inaczej będziesz później cierpiał, serio tego nie rozumiesz?
 - Ale.. – zacząłem.
 - Żadnego „ale” Nathan. Zapomnij o tym, że zostałeś okłamany i myśl o tym, jak niewiele czasu z mamą ci zostało. – burknęła Mia.
 Niechętnie pokiwałem głową. Ona ma rację. Zachowuję się jak gówniarz, myśląc tylko o swojej zranionej dumie, a powinienem teraz myśleć o swojej rodzinie, która niebawem znowu zmniejszy się o jednego członka. Na samą myśl o tym, poczułem jak płacz dławi mnie w gardle.
- Dziękuje. – szepnąłem.
- Podziękujesz mi później. – mruknęła Mia, uśmiechając się lekko. – A teraz wstawaj. Zjemy jakieś śniadanie. – powiedziała. – Umieram z głodu. – dodała zeskakując z łóżka.
 Uśmiechnąłem się lekko, widząc jak podskakuje niczym mała dziewczynka kieruje się do kuchni. Czym u licha zasłużyłem sobie na kogoś takiego jak ona?

 * * * 
Po długich namowach Mii, przed południem byłem w drodze powrotnej do domu. Wciąż byłem przerażony tym wszystkim, ale wiedziałem, że prędzej czy później i tak będę musiał stawić czoło temu wszystkiemu, a zdecydowanie lepiej jest mieć wcześniej wszystko z głowy.
Długo zastanawiałem się, jak w ogóle mam zacząć tą całą rozmowę. Wiedziałem, że to będzie trudne. Gdy tylko zobaczę mamę, cała złość natychmiast do mnie powróci i nie będę nawet w stanie nad sobą zapanować, w czego efekcie zacznę krzyczeć i będziemy się kłócić, a nie chcę tego. Mia ma racę, nie wiadomo ile czasu tak naprawdę nam zostało i nie chcę go marnować na bezsensowne kłótnie. Gdyby tylko można było w stu procentach panować nad złymi emocjami.
Widząc w oddali budynek, w którym się wychowałem, poczułem ucisk w żołądku. Musiałem użyć całej swojej samokontroli, by nie wrócić z powrotem do Mii, która na pewno skopałaby mi tyłek za to.
- Dasz sobie radę. Przecież to nic takiego. – szeptałem uspokajająco sam do siebie.
Gdy przekroczyłem próg domu, w środku panowała cisza, jak makiem zasiał. Przyznam, że zaniepokoiło mnie to trochę. W niedziele o tej godzinie wszyscy powinni być w domu.
Kiedy kuśtykając wszedłem do salonu zamarłem na widok mamy, siedzącej na kanapie. W ręku miętosiła chusteczkę, którą raz po raz przyciskała do oczu, z których cały czas wypływały świeże łzy.
Kobieta podniosła się na równe nogi, gdy deska w podłodze skrzypnęła złowrogo. Gdy mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawiła się ulga i smutek jednocześnie.
- Gdzieś ty się podziewał przez całą noc? – spytała cicho. Wzruszyłem ramionami, siląc się na obojętność. - Nathan kochanie tak strasznie przepraszam. – załkała po chwili.
Na dźwięk jej słów moje oczy momentalnie wypełniły się łzami. Nie chciałem tego słuchać. Miałem ochotę wybiec z domu i ruszyć gdzieś daleko, ale coś trzymało mnie w miejscu.
- Dlaczego nic nam nie powiedziałaś? – wychrypiałem.
- Chciałam, żebyś skupił się na nauce. – szepnęła. – Niedługo masz te egzaminy.. – urwała i zaczęła szlochać. Ona również nie ruszyła się z miejsca, za co byłem jej wdzięczny.
- Mam to w dupie! – krzyknąłem. – Nie obchodzi mnie szkoła i te durne egzaminy! To rodzina jest najważniejsza, nie rozumiesz tego?
Zdenerwowany przeczesałem dłonią włosy. Naprawdę starałem się nie krzyczeć, ale to było tak potwornie trudne. Świadomość, że moja własna matka okłamywała mnie przez tyle czasu, ciążyła mi na sercu niczym ogromny kamień.
- Miałaś w ogóle zamiar nam powiedzieć? – spytałem. – A może czekałaś na moment, aż wylądujesz w szpitalu i lekarze cię w tym wyręczą?
- Oczywiście, że nie! – obruszyła się. – Powiedziałabym wam w odpowiednim czasie.
- Myślisz, że w to uwierzę? – zakpiłem.
Widziałem w jej oczach cierpienie, lecz ból, który ja sam odczuwałem, nie pozwalał mi mieć wyrzutów sumienia z powodu tego, co powiedziałem.
- Nie oczekuję, że mi teraz uwierzysz. – szepnęła, robiąc niepewny krok w moją stronę. – Po prostu nie chcę, żebyśmy przez to kłamstwo stracili kontakt, który mieliśmy.
- Też tego nie chcę… – powiedziałem cicho. - .. ale boję się, że już na to za późno.
Mama przeszła dystans, który nas dzielił i nieśmiało chwyciła moją twarz w dłonie, tym samym zmuszając mnie, abym spojrzał jej prosto w oczy. Z trudem przełknąłem gulę, która pojawiła się w moim gardle.
- Pozwól mi to naprawić. – wychrypiała. – Kocham cię Nathan i zrobię dla ciebie wszystko, wiesz o tym.
Milczałem przez chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. Po chwili w mojej głowie pojawiło się pewne pytanie.
- Lucas wie?
- Muszę go najpierw przygotować, zanim mu o tym powiem. – odparła.
Skinąłem głową i czując kolejną porcję łez automatycznie przytuliłem stojącą przede mną kobietę. Ona nie może umrzeć. Nie może zostawić nas samych.
- Tak bardzo cię kocham mamo. – wymamrotałem.
- Wiem synku.
Nie musiałem na nią patrzeć, by wiedzieć, że ona również płacze. Odsunęliśmy się od siebie, gdy do pokoju, niczym tornado, wpadł Lucas. Chłopiec zmarszczył czoło na nasz widok.
- Dlaczego płaczecie? Czemu cię wczoraj nie było? Miałeś przyprowadzić Grace! Mamo, co się dzieje? Dlaczego nic mi nie mówicie? – wyrzucał z siebie słowa niczym karabin maszynowy, a na koniec oburzony tupnął nogą.
Przełknąłem głośno ślinę słysząc jego pytania i wzmiankę o Grace. Jasna cholera. Co ja mam mu teraz powiedzieć? Że zerwałem z Grace i ona nie będzie nas odwiedzać? To przecież złamie mu serce. Lucas naprawdę ją uwielbia.
- Nic się nie dzieje. – mama uśmiechnęła się ciepło i podeszła do chłopca. – Rozmawialiśmy sobie i trochę się wzruszyliśmy. – pstryknęła go w nos, na co on zachichotał radośnie.
Wytarłem oczy wierzchem dłoni, przyglądając się tej dwójce ze słabym uśmiechem na ustach. Podziwiałem mamę, że tak dobrze potrafi ukrywać prawdziwe emocje przed Lucasem. Mnie już dawno by przejrzał na wylot. Dzieci chyba mają w sobie coś takiego, że potrafią stwierdzić, że ktoś je okłamuje. Tak przynajmniej mi się wydaje.
Po cichu wymknąłem się z salonu, kiedy mama dała mi dyskretny znak, że chce porozmawiać z Lucasem.  Strasznie bolała mnie kostka, więc od razu skierowałem się do swojego pokoju, żeby odpocząć. Byłem potwornie zmęczony tym wszystkim. Zasnąłem prawie natychmiast po tym, jak przyłożyłem głowę do poduszki.

* * *
Resztę poprzedniego dnia spędziłem w swoim pokoju. Nie miałem nawet ochoty nigdzie wychodzić. Właściwie, wszystko tak jakby straciło dla mnie sens. Ten radosny i pyskaty chłopak, którym zawsze byłem, zniknął.
Dużo myślałem o Grace. Złość na nią, trochę mi minęła i zacząłem się zastanawiać, dlaczego postąpiła w taki a nie w inny sposób. Pewnie było jej z tym wszystkim bardzo ciężko, chciała przecież dobrze.
To wszystko jednak nie zmienia faktu, że mnie okłamała. Okej, może zareagowałem za ostro, ale w tamtej chwili w ogóle nie myślałem, co robię. Zawładnęły mną zranione uczucia i słowa same wydobywały się z moich ust.
Kochałem ją i żałowałem swojej decyzji o zerwaniu, ale mimo wszystko nie byłem jeszcze w stanie wybaczyć jej tego, co zrobiła. Pozostaje tylko pytanie, czy po tym, co ja zrobiłem, można mówić o jakimkolwiek wybaczeniu. Patrząc obiektywnie na nasze czyny, to ja zachowałem się dużo gorzej. Cholera jasna, przecież ja zdradziłem Grace! Dziewczynę, którą kocham. Jestem idiotą.
Rano z wielkim trudem podniosłem się z łóżka, jednak wiedziałem, że nie powinienem teraz wagarować. Problemy, które wciąż pojawiają się w moim życiu, nie mogą wpływać na moją edukację. Muszę nauczyć się radzić sobie z przeciwnościami losu.
Kiedy kuśtykając wszedłem do kuchni, przywitał mnie przepyszny zapach tostów, jajecznicy i świeżo parzonej kawy. Od razu poczułem, jak burczy mi w brzuchu. Wczoraj nie zjadłem zbyt wiele i teraz byłem potwornie głodny.
- Cześć. – wymamrotałem, siadając przy stole.
- Hej skarbie. – mruknęła mama, nakładając mi na talerz jajecznicę. – Jak się czujesz?
- W porządku. – powiedziałem marszcząc czoło. – Gdzie Lucas? – spytałem, gdy położyła przede mną pełen talerz.
- Śpi jeszcze. – odparła siadając naprzeciwko mnie.
Milczałem chwilę i wziąłem pierwszy kęs. Humor od razu mi się poprawił, gdy poczułem przyjemne ciepło w środku.
- Powiedziałaś mu? – zapytałem spoglądając na nią znad talerza.
Kobieta skinęła głową, a jej oczy zalśniły od powstrzymywanych łez. Natychmiast pożałowałem tego pytania. Wiedziałem, że mama kiepsko sobie radzi z tą całą sytuacją. Świadomość, że wiemy… to chyba wciąż ją troszkę szokowało.
- Jak to przyjął? – wymamrotałem ostrożnie.
- Płakał dużo, ale on wciąż niczego nie rozumie. – powiedziała ze ściśniętym gardłem.
Pokiwałem głową, dając znak, że wiem, o czym mówi. Lucas to jeszcze dziecko i temat śmierci nie jest mu za bardzo znany. Owszem, wie co to znaczy, w pewnym sensie. Wie, że nasz tato zmarł i że jest teraz w niebie, ale to wszystko jest dla niego niezrozumiałe. Ale tak jest lepiej. Nie powinien jeszcze myśleć o takich rzeczach.
Siedzieliśmy w ciszy, ja zajadając jajecznicę, a mama popijając ciepłą herbatę, aż do momentu, gdy zobaczyłem na zegarze, który wisiał nad drzwiami, która jest godzina. Poderwałem się gwałtownie, krzywiąc się, kiedy poczułem ból w kostce. Chyba powinienem iść z tym do lekarza.
- Muszę lecieć do szkoły. – bąknąłem, szybko zbierając swoje rzeczy.
Byłem już prawie przy drzwiach, gdy zatrzymał mnie głos mamy.
- Nathan? – spojrzałem na nią pytająco. – Rozmawiałam dzisiaj z Lydią. To prawda, że ty i Grace zerwaliście?
Serce zabiło mi mocniej na dźwięk tych słów. Nie spodziewałem się, że moja mama dowie się o tym tak szybko.
- Tak. – przyznałem nieśmiało.
- Nie wiń Grace. – szepnęła. – Ona naprawdę chciała, żebyś wiedział o wszystkim.
Przełknąłem głośno ślinę i odwróciłem wzrok. Dlaczego musi mi mówić o tym akurat teraz? Nie wiedząc, co powiedzieć, po prostu skinąłem głową, a następnie szybko wyszedłem z domu, w ten sposób chcąc uniknąć dalszych pytań mamy.


* * *
- Nathan!
Automatycznie odwróciłem się za siebie, słysząc, że ktoś woła mnie po imieniu. Wysiliłem się na uśmiech, kiedy zobaczyłem biegnącego w moim kierunku Scotta. Chłopak wyglądał, jakby dosłownie pięć minut temu wyskoczył z łóżka.
- Siema. – wymamrotałem, gdy zatrzymał się obok mnie.
- Co się z tobą wczoraj działo? – spytał dysząc ciężko. – Grace dzwoniła do mnie wieczorem i zdenerwowana pytała czy jesteś u mnie, a ja nawet nie wiedziałem, o co chodzi.
- Nic się nie działo. – burknąłem i ruszyłem w kierunku budynku szkolnego.
Widziałem jak chłopak marszczy czoło i zdezorientowany podąża za mną, wciąż biorąc głębokie wdechy. Daleko nie zaszliśmy, bo już po kilku krokach w oddali zobaczyłem Grace. Na jej widok zatrzymałem się gwałtownie, a Scott wpadł na mnie, tym samym popychając mnie do przodu.
- Co jest?
Z trudem przełknąłem ślinę, w duchu modląc się, by mnie nie zauważyła. Nie byłem gotowy na rozmowę z nią. Oboje potrzebowaliśmy czasu, by ochłonąć i przemyśleć sobie wszystko.
Scott spojrzał w tym samym kierunku, co ja i między jego brwiami znowu pojawiła się zmarszczka, kiedy zrozumiał, że patrzę na Grace.
 - Między waszą dwójką jest jakieś spięcie? – spytał.
Zamknąłem oczy, czując ból w klatce piersiowej. I tak prędzej czy później się dowie.
- Zerwaliśmy. – wymamrotałem.
- Co takiego!? – krzyknął zaskoczony.
Uczniowie, którzy stali na dziedzińcu momentalnie spojrzeli w naszym kierunku, spragnieni jakiejś sensacji w poniedziałkowy poranek. Moje serce zabiło mocniej, gdy zorientowałem się, że Grace również patrzy na nas. Nawet z tej odległości widziałem, że jej oczy są czerwone i opuchnięte.
- Zamknij się. – wycedziłem przez zęby.
- Cholera Nathan, chyba nie mówisz poważnie. – wymamrotał tym razem ciszej. – Przecież wy… - urwał żywo gestykulując. – Co się stało?
Odciągnąłem go na bok, aż do murku i ściszonym głosem zacząłem mu opowiadać wszystko po kolei, nie zważając na to, że właśnie zaczął dzwonić dzwonek, ogłaszający rozpoczęcie lekcji. Z każdym moim kolejnym słowem chłopak był coraz bardziej zszokowany. W swojej wypowiedzi pominąłem tylko to, co wydarzyło się między mną i Mią, gdy byliśmy pijani. Kiedy skończyłem, Scott z wrażenia przysiadł na murku.
- Jasna cholera. – wykrztusił. – Stary, przykro mi z powodu twojej mamy. – szepnął. – Kurwa.
Usiadłem obok niego, czując, że nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa. Kątem oka widziałem, jak chłopak wciąż kręci głową z niedowierzaniem.
- Nie mogę zrozumieć, dlaczego Grace nic nie powiedziała. Myślałem, że mówimy sobie o wszystkim. – mruknął. – Nawet nie dało się zauważyć, że może coś ukrywać.
- Kłamstwo i tak zawsze wychodzi na jaw. – wymamrotałem i automatycznie pomyślałem o sobie i Mii.
- Chodźmy lepiej na lekcję, bo Stone nogi z dupy nam powyrywa. – powiedział Scott podnosząc się na równe nogi.
Skinąłem głową i również się podniosłem, chociaż tak naprawdę nie miałem najmniejszej ochoty iść na lekcję. Na samą myśl, że będę musiał znosić wredne uwagi Stone’a i obecność Grace miałem mdłości.
Gdy spóźnieni weszliśmy do klasy, tak jak się spodziewałem, zostaliśmy przywitani chłodnym spojrzeniem nauczyciela, który już tłumaczył coś reszcie uczniów.
- Panie Knight, panie Craven. – nasze nazwiska powiedział z obrzydzeniem. – Nie wiem czy wiecie panowie, ale dzwonek jednak nie jest tylko dla nauczycieli. Was też on obowiązuje.
- Co pan nie powie. – burknął Scott pod nosem, kiedy siadaliśmy na naszych stałych miejscach.
Spojrzałem na niego, uśmiechając się lekko. Widziałem po wyrazie jego twarzy, że ledwo hamuje się przed rzuceniem jakąś naprawdę złośliwą uwagą.
- Po lekcji zgłosicie się do dyrektora. – warknął Stone. – Mam was już serdecznie dość gówniarze.
- I vice versa. – wymamrotałem bawiąc się długopisem.
- Słyszałem to. – burknął odwracając się do tablicy.
- Czyli to jednak plotka, że jest pan głuchym starym dziadem. – odgryzł się Scott.
Widziałem, jak mężczyzna bierze głęboki uspokajający wdech, a potem jak gdyby nigdy nic zaczyna pisać na tablicy. Pokręciłem głową i spojrzałem w bok, co było błędem, bo mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem niebieskich oczu Grace. Zaskoczony omal nie zakrztusiłem się powietrzem.
Szybko odwróciłem od niej wzrok i skupiłem się na zeszycie. Cóż, miałem już zagwarantowane, że niczego pożytecznego z tej lekcji nie wyniosę.

* * *
Kiedy w końcu rozbrzmiał dzwonek, natychmiast wybiegłem na korytarz, o tyle o ile pozwalała mi boląca kostka. Scott był tuż obok mnie. Od razu zauważył, że jestem jeszcze bardziej zdenerwowany niż wtedy, gdy weszliśmy do klasy.
Kierowaliśmy się właśnie do gabinetu dyrektora, tak jak kazał nam Stone, kiedy niespodziewanie obok nas zmaterializowała się Mia. Na jej widok poczułem coś w rodzaju ulgi.
- Cześć. – powiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Cześć. - wymamrotałem
Scott pomachał do niej przyjaźnie, a ona odpowiedziała mu tym samym. Wydawało mi się, że mój kumpel zaczyna darzyć Mięczymś w rodzaju przyjaźni albo porozumienia, a to pewnie dlatego, że powiedziałem mu, że to dzięki niej jeszcze jako tako się trzymam.
- Jak tam? – spytała. – Rozmawiałeś z mamą?
- Tak, jest… jest okej.- bąknąłem. Wciąż czułem się dziwnie w jej towarzystwie po tym, co się wydarzyło. - Tak mi się wydaje. – dodałem marszcząc czoło. - Dzięki, że mnie namówiłaś.
- Od czego ma się przyjaciół. – odparła uśmiechając się lekko.
W tym momencie na korytarzu rozbrzmiał dzwonek. Cholera, mieliśmy iść do dyrektora.
- Kurczę. Mia możemy pogadać później? Ze Scottem musimy jeszcze iść do dyra. – burknąłem.
- Jasne. – mruknęła. – Chciałam się tylko dowiedzieć, czy wszystko u ciebie w porządku. – wyjaśniła. -  To do później. – pomachała nam i pobiegła w kierunku, z którego wcześniej przyszła.
- Słodka. – powiedział Scott, gdy ruszyliśmy korytarzem do gabinetu Hoke’a.
- Zamknij się. – wymamrotałem i dałem mu sójkę w bok.
Chłopak jęknął cicho i zaczął rozmasowywać „bolące” miejsce. Na szczęście nie ciągnął tego tematu, za co byłem mu cholernie wdzięczny. Za nic nie umiałbym mu wytłumaczyć, co tak właściwie jest między mną, a Mią, bo sam tego nie wiedziałem.
Kiedy weszliśmy do sekretariatu, zdziwiliśmy się, gdy nie ujrzeliśmy panny Nolan siedzącej przy biurku. Jako, że nie chciało nam się na nią czekać, by przekazać jej, że przysłał nas tu pan Stone, od razu skierowaliśmy się do gabinetu Hoke’a.
To co zobaczyliśmy, gdy przekroczyliśmy próg drzwi przekroczyło nasze wszelkie wyobrażenia. Panna Nolan leżała na biurku z wysoko podciągniętą spódnicą, a Hoke stał przed nią z opuszczonymi spodniami i wchodził z nią mocnymi pchnięciami, jęcząc przy tym głośno.  Ten widok obrzydził mi seks do końca życia.
Zszokowani spojrzeliśmy na siebie i prawie natychmiast wybiegliśmy z gabinetu, gdy ta dwójka nas ujrzała, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Kiedy znaleźliśmy się z powrotem na korytarzu, momentalnie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Po raz pierwszy, odkąd dowiedziałem się o chorobie mamy, naprawdę się śmiałem.
- Wiedziałem, że Hoke ją posuwa, ale kurwa nie chciałem tego oglądać. – wykrztusił Scott.
- Jak taka ostra laska może go chcieć? – zdziwiłem się.
- Może jest ślepa. – zaśmiał się Craven.
- Chyba mi niedobrze. – burknąłem i po chwili znowu zacząłem chichotać.
Mieliśmy właśnie iść na lekcję, kiedy z sekretariatu wybiegła zarumieniona panna Nolan. Na jej widok nie potrafiliśmy powstrzymać śmiechu. Dziewczyna chrząknęła i raz jeszcze poprawiła spódnicę.
- Dyrektor Hoke was prosi do siebie. – wymamrotała.
- Co? Nas też chce wyruchać? – wypalił Scott.
Dziewczyna odwróciła wzrok, rumieniąc się jeszcze bardziej. Craven jest po prostu bezlitosny.
- Chodź.  – klepnąłem go lekko w ramię. -  I tak mamy matmę.
Chłopak wzruszył ramionami, kiedy panna Nolan odwróciła się na pięcie i weszła do sekretariatu. Gdy usiadła przy swoim biurku, Scott zatrzymał się na moment i spojrzał jej w oczy.
- Ma pani niesamowite ciało. – mruknął. – Powinna pani być modelką.
Parsknąłem śmiechem, kiedy dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem zadowolona i zawstydzona jednocześnie. Craven puścił jej jeszcze oczko i weszliśmy do gabinetu Hoke’a.
Dyrektor siedział przy biurku, wciąż czerwony na twarzy po seksie, który właśnie odbył. Rozsiedliśmy się wygodnie ze Scottem na kanapie, cały czas patrząc na przestraszonego mężczyznę. Wiedział, że teraz mamy na niego niezłego haka.
- Czego chcecie? – spytał wprost.
- Zapomnieć to, co widzieliśmy. – mruknął Scott.
- Nie pyskuj mi tu gówniarzu…- zaczął Hoke, ale urwał widząc jak się uśmiechamy.
A to ciekawe. Dlaczego wcześniej nie wpadliśmy na to, że przyłapanie dyra z jego sekretarką może być dla nas tak bardzo korzystne?
- Panie Hoke – zacząłem. – nic nikomu nie powiemy na temat tego, co właśnie ujrzeliśmy, jeżeli da nam pan po prostu spokój. Przestanie nas pan prześladować i poniżać. To dość niska cena, nie uważa pan?
Mężczyzna milczał przez chwilę, przez cały czas mierząc nas nienawistnym spojrzeniem. Wiedziałem, że aż go skręca, by na nas nawrzeszczeć i zagrozić, że wylecimy ze szkoły.
- Niech będzie. – powiedział w końcu. – Ale jeśli piśniecie choćby słówko, zniszczę was, jasne?
- Naturalnie. – mruknął Scott z uśmiechem.
- Wynoście się stąd. – warknął.
Szybko poderwaliśmy się na równe nogi i opuściliśmy jego gabinet, a następnie sekretariat. Gdy znaleźliśmy się na pustym korytarzu, poczułem się… wolny? Tak, to chyba dobre określenie. W końcu skończą się nasze problemy z Hoke’iem.
- Ale jaja. – zaśmiał się Scott.
- Nie mów mi o jajach, bo zwymiotuję. – burknąłem.
Craven spojrzał na mnie kątem oka, a następnie zaczął się śmiać, ja razem z nim.


* * *
Kiedy ostatnia lekcja nareszcie dobiegła końca, czułem się, jakby mi urosły skrzydła. Po tym męczącym i obrzydliwym dniu, nie marzyłem o niczym innym, tylko o tym, by znaleźć się wreszcie w domu.
Szedłem właśnie w kierunku głównej bramy, kiedy przede mną, niewiadomo skąd wyrosła uśmiechnięta Mia. Serce mocno załomotało mi w piersi na jej widok.
- Hej. – powiedziała radośnie.
- Nie rób tego więcej. – wymamrotałem.
- Czego? – zdziwiła się.
- Pojawiasz się nagle, nie wiadomo skąd. To przerażające. – wyjaśniłem.
- Och to. – zachichotała. – Zobaczę, co da się zrobić. – wywróciłem oczami, a ona znowu się zaśmiała. – Jak minął dzień w szkole?
- Był dość… - zamyśliłem się, przypominając sobie wszystkie wydarzenia. – interesujący. – zakończyłem.
Dziewczyna skinęła głową, przyglądając mi się uważnie. Przyznam, że to było trochę zawstydzające. Nie lubię, kiedy ktoś mi się przygląda.
- A jak Grece? Rozmawiałeś z nią?
Spojrzałem na nią zaskoczony. Nie spodziewałem się po niej tego pytania. Myślałem, że nie lubi Grace i cieszy się z tego, że zerwaliśmy.
- Nie, jeszcze nie.
- Powinieneś to zrobić. Widzę, że cię to gryzie. – mruknęła. – Zapomnij o tym, co się między nami wydarzyło i działaj, bo stracisz dziewczynę, którą kochasz.
- Dlaczego to robisz? – spytałem zatrzymując się. – Najpierw zaciągnęłaś mnie do łóżka, bo uważałaś, że to mi pomoże, a teraz mówisz, że mam pogodzić się z Grace. Dlaczego?
Mia przygryzła wnętrze policzka i spuściła wzrok. Po raz pierwszy odkąd ją poznałem, widziałem ją tak onieśmieloną i zakłopotaną. To było dziwne doświadczenie.
- To trochę skomplikowane, ale… - urwała i przeczesała włosy dłonią. – Musisz mi zaufać. Ty i Grace musicie być razem. Pasujecie do siebie.
Zmarszczyłem czoło, nie mogąc zrozumieć jej skomplikowanego toku myślenia. A może to ja po prostu jestem jakiś zacofany, czy coś.
Od niechcenia spojrzałem za siebie i zamarłem, kiedy zobaczyłem Grace stojącą z Alex i Scottem kilka metrów od nas. Dziewczyna przyglądała się nam ze smutkiem w oczach. Z trudem przełknąłem ślinę i odwróciłem się z powrotem do Mii.
- Zrób to. – mruknęła.
- Nie mogę.
- Możesz. – warknęła. – Idzie tutaj. – dodała ciszej.
Mój żołądek skręcił się boleśnie na te słowa.
- Zostawię was samych. – wymamrotała Mia, kiedy Grace do nas podeszła.
Błagałem ją w myślach, by tego nie robiła, ale ona już ruszyła w stronę bramy. Zanim wyszła poza teren szkoły, raz jeszcze odwróciła się do nas i pokazała mi kciuk w górę.
- Możemy pogadać? – spytała Grace, gdy na nią spojrzałem.
- O czym?
- Miałam ci powiedzieć o tym w sobotę, ale ty dowiedziałeś się o swojej mamie… - urwała i spuściła wzrok, tupiąc lekko nogą.
- Miałaś mi powiedzieć, o czym? – spytałem niecierpliwie.
- Spóźnia mi się. – wymamrotała z trudem.
Patrzyłem na nią przez moment, nie rozumiejąc, o czym w ogóle mówi, jednak po chwili prawda uderzyła mnie niczym rozpędzona ciężarówka.
- Nathan, chyba jestem w ciąży. – szepnęła Grace, zanim ja zdążyłem otworzyć usta. 



_________________________________________________
Cześć kochani!
Postanowiłam zrobić wam małą niespodziankę, tak na rozpoczęcie weekendu. Przyznam, że jestem całkiem zadowolona z tego rozdziału, chociaż nie jest zbyt idealny. 
Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie za niego czy coś ;D
Chyba wszystko ode mnie. Nowy rozdział powinien być gdzieś w połowie marca, przynajmniej postaram się, by tak było.
Pozdrawiam xxx
Nowy rozdział = 15 komentarzy

7 komentarzy:

  1. Super niespodzianka i super rozdział !! Już nie mogę się doczekać kolejnych ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. jak zawsze cudny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. to się porobilo robi się coraż ciekawiej i nie mogę doczekać się kolejnego .Serdecznie pozdrawiam i życzę weny :) :*

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW. TAKIEGO KOŃCA ROZDZIAŁU SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM. ALE JEST ZAJEBISTY!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Pisz szybciutko.nowy, bo jestem mega ciekawa :) pati

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział, zresztą jak wszystkie :D

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥