poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 17

Wróciłem do pokoju dziewczyny ubrany w szare dresy i T-shirt jej brata. Przeczesałem dłonią swoje wciąż mokre włosy i podszedłem bliżej łóżka, na którym siedziała Melissa.
Przestraszona podniosła gwałtownie głowę, gdy jedna z desek w podłodze skrzypnęła złowieszczo. Najwyraźniej była bardzo zamyślona i nie zauważyła kiedy wszedłem. Zmusiłem mięśnie twarzy do uśmiechu, jednak zniknął on tak szybko jak się pojawił. Czułem się tak fatalnie, że nawet nie miałem siły próbować udawać że już wszystko jest ok.
Melissa przesunęła się delikatnie na bok i poklepała miejsce obok siebie patrząc na mnie z troską. Przełknąłem nerwowo ślinę i zająłem puste miejsce obok dziewczyny, a ona od razu mocno mnie przytuliła.
Niczym małe dziecko wtuliłem się w jej drobne ciałko, tym samym szukając pocieszenia w jej zapachu, dotyku i głosie. Potrzebowałem wsparcie bliskiej osoby i to wsparcie w tym momencie dawała mi Mel. Nie żałuję, że to właśnie do niej przyszedłem.
- Już spokojnie. Jestem przy tobie i nigdy, przenigdy cię nie zostawię. - szepnęła głaskając mnie po włosach.
Zamknąłem oczy, czując jak zbierają się w nich świeże łzy. Przypomniałem sobie, że gdy byliśmy dziećmi, ze Scott'em i Grace w domku na drzewie złożyliśmy sobie przysięgę, że zawsze będziemy się przyjaźnić, że będziemy się wspierać i że nigdy nie odwrócimy się od siebie, choćby nie wiem co. Mimo iż byliśmy wtedy "gówniarzami", naprawdę wiele to dla nas znaczyło. Trzymaliśmy się tego aż do dzisiejszego dnia.
Samotna, słona kropelka spłynęła po moim policzku na samo wspomnienie tamtego wydarzenia. Cholernie chciałbym wrócić do tamtych czasów. Wszystko było prostsze. Jeżeli się kłóciliśmy to o to kto weźmie większą połowę ciastka.
Siedzieliśmy w ciszy przez kilkanaście minut, jednak powoli zaczynała mnie trochę przytłaczać. Odsunąłem się od dziewczyny na kilka centymetrów i bolącymi oczami spojrzałem na jej smutną twarz. Znowu spróbowałem się do niej uśmiechnąć, jednak znowu mi nie wyszło. Melissa ostrożnie położyła swoją malutką  dłoń na moim policzku i delikatnie mnie po nim pogłaskała. Przymknąłem powieki, złapałem ją na nadgarstek, by nie odsunęła ręki i wtuliłem się w jej dłoń rozkoszując się przyjemnym ciepłem zalewającym moje ciało.
- Nathan? - szepnęła chcąc zwrócić moją uwagę. Powoli otworzyłem oczy i spojrzałem w czekoladowe, smutne tęczówki dziewczyny. - Powiesz mi co się stało? - spytała.
Wziąłem głęboki wdech, chwilę przetrzymałem powietrze, a następnie bardzo powoli wypuściłem je. Skinąłem głową odwracając wzrok. Musiałem się chwilę zastanowić od czego mam zacząć. Pewnie około siedemdziesięciu procent ludzi powiedziało by, że najlepiej od początku, ale to wcale nie jest takie proste. Ciężko dokładnie wytłumaczyć o co pokłóciłem się z przyjaciółmi i dlaczego nie chcę teraz wracać do "domu".
Po kilku minutach powoli, zważając na każde słowo, zacząłem opowiadać o wydarzeniach z wczorajszego i dzisiejszego dnia. Melissa słuchała mnie z uwagą, nie przerywając mi ani raz. Potrafiła wysłuchać tego co masz do powiedzenia. Przyznam, że zrobiło mi się lżej na sercu, kiedy powiedziałem jej wszystko. Duszenie w sobie czegoś wcale nie jest dobre i cieszę się komuś wygadałem.
- Czyli wychodzi na to, że po części jestem winna twojej kłótni z przyjaciółmi. - mruknęła cicho Mel, kiedy skończyłem mówić.
- Nie mów tak. - szepnąłem słabym głosem.
- Grace wkurzyła się na ciebie przez to, że się ze mną zadajesz.
- Będzie się musiała z tym pogodzić, bo ja nie mam zamiaru z ciebie rezygnować, tylko dlatego że jej coś nie pasuje. - powiedziałem hardo.
Chwyciłem twarz dziewczyny w swoje dłonie i złożyłem na jej ustach krótki pocałunek. Popatrzyłem w jej piękne oczy, a ona uśmiechnęła się do mnie, czerwieniejąc się na całej twarzy. Oparłem się czołem o jej czoło, oddychając głęboko.
- Obiecaj mi, że porozmawiasz ze Scott'em i z Grace. - szepnęła Mel.
- Nie przeproszę ich. - burknąłem.
- Nie każe ci ich przepraszam. Po prostu z nimi pogadaj, proszę. - powiedziała odsuwając się ode mnie.
Patrzyłem na nią w milczeniu, jednak po chwili poddałem się i skinąłem głową. Melissa uśmiechnęła się do mnie ciepło i złączyła nasze usta w pocałunku. Kiedy po kilku sekundach chciała się odsunąć, przytrzymałem ją i pogłębiłem pocałunek, chcąc trwać w nim aż do rana.

* * *
Obudziłem się, czując potworny ból głowy, gardła i wszystkich mięśni, nawet tych o których istnieniu nie miałem w ogóle pojęcia. Zakaszlałem kilka razy i jęknąłem głośno. Miałem wrażenie, że ból rozwala mnie od środka. Przewróciłem się na prawy bok i zwinąłem w kłębek, gdyż znowu zacząłem kaszleć.
Nagle poczułem na policzku, później na czole chłodną dłoń. Jęknąłem cicho i niechętnie otworzyłem oczy. Przez chwilę obraz był lekko rozmazany, ale już po kilku sekundach wyostrzył się i zobaczyłem pochylającą się nade mną zmartwioną Melissę. Uśmiechnąłem się do niej krzywo i znowu zacząłem kaszleć.
- Wiedziałam, że tak będzie, kiedy zobaczyłam cię wczoraj całego przemoczonego.- mruknęła. - Masz gorączkę. - dodała znowu dotykając mojego czoła.
- Nic mi nie jest, czuję się dobrze. - powiedziałem zachrypniętym głosem.
Dziewczyna zaśmiała się cicho kręcąc głową z dezaprobatą. Przez tą głupią chrypkę chyba nie za bardzo mi uwierzyła. Dobra, może i czułem się jak gówno, ale nie było aż tak źle. Nie raz bywało znacznie gorzej, wręcz nie mogłem się ruszać. Dzisiejszy ból był całkiem znośny.
Melissa nachyliła się nade mną i pocałowała mnie delikatnie w usta. Poczułem jak zalewa mnie dziwna fala pobudzenia i podniecenia jednocześnie. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. To uczucie było cholernie przyjemne, a zarazem straszne.
Kiedy chciała mi uciec, położyłem dłoń na jej karku i przyciągnąłem z powrotem do siebie całując namiętnie.  Z każdą sekundą chciałem więcej i więcej. Całowałem ją łapczywie, jedną ręką nadal ją przytrzymując, a drugą błądząc po jej ciele. Czułem i słyszałem przyspieszone bicie jej serca, które współgrało z moim.
Jednym zwinnym ruchem złapałem ją w tali i przewróciłem tak, że znalazła się pode mną. Oderwała się od moich ust oddychając ciężko i rumieniąc się na całej twarzy. Uśmiechnąłem się łobuzersko na ten widok. Zacząłem powoli i dokładnie całować szyję i dekolt dziewczyny, słysząc jak jej oddech znowu przyspiesza. Uśmiechnąłem się pod nosem, nie przerywając zaczętej czynności.
- Głupku! Masz gorączkę powinieneś odpoczywać, a nie.. - urwała wyraźnie zawstydzona.
Śmiało wsunąłem dłoń pod jej koszulkę i wciąż muskając jej rozgrzaną skórę zacząłem masować jej brzuch, rozkoszując się obecną chwilą.
- Nathan przestań, moi rodzice są na dole, mogą nas usłyszeć. - szepnęła drżącym z emocji głosem. - Oni nie wiedzą, że tu jesteś.
- Przecież nic takiego nie robimy. - mruknąłem wracając do jej ust.
- Cholera bądź poważny! Chcesz, żebyśmy mieli kłopoty? - spytała odwracając głowę w bok, tym samym uniemożliwiając mi pocałowanie w usta.
W tym momencie naszych uszu doszło głośne zamykanie drzwi, a chwilę po tym dźwięk odpalanego silnika. Spojrzałem dziewczynie w oczy unosząc brwi do góry i uśmiechając się półgębkiem. Melissa nie mając pod ręką żadnych argumentów uderzyła mnie w ramię, śmiejąc się pod nosem. Również się uśmiechnąłem i znowu wpiłem się w usta dziewczyny. Nie minęło kilka sekund, a Mel znowu zaczęła mnie odpychać.
- Nie możemy, musimy iść do szkoły, znaczy ja muszę iść do szkoły, a ty masz wrócić do domu i odpoczywać.
Odsunąłem się od niej na kilka centymetrów i zacząłem przyglądać się jej twarzy, głównie oczom w których od razu zauważyłem niepewność, zawstydzenie i strach. Zrobiło mi się głupio i emocje lekko opadły.
- Boisz się mnie? - spytałem cicho, zachrypniętym głosem.
- Nie ciebie, tylko.. tego co się dzieje. - mruknęła drżącym głosem odwracając wzrok.
- Przepraszam, nie powinienem. - burknąłem speszony.
Chciałem położyć się na łóżku obok dziewczyny, jednak ona mi na to nie pozwoliła. Chwyciła moją twarz w swoje drobne dłonie uśmiechając się przy tym niczym anioł, z tym że ona akurat bardziej przypomina diabła niż anioła.
- Może jednak powinieneś. - szepnęła i tym razem to ona wpiła się w moje usta z mocą, której się nawet nie spodziewałem.
Całowaliśmy się zachłannie, jednocześnie z każdą sekundą pozbywając się ubrań oddzielających od siebie nasze spragnione ciała. Znowu czułem się mega pobudzony i podniecony, a to uczucie z każdą kolejną chwilą jeszcze bardziej się powiększało. Z namiętnością całowałem każdy centymetr ciała Melissy, a dłońmi pieściłem jej idealne, kobiece kształty. Wiedziałem, że to co się teraz wydarzy, będzie najlepszą rzeczą, jaką dotychczas przeżyłem i nie myliłem się.

* * *
Siedzieliśmy w kozie, razem z kilkoma osobami. Byłem naprawdę wkurzony. Nie dość, że mamy tu siedzieć po co najmniej godzinie przez dwa tygodnie, to dzisiaj będziemy musieli zostać półgodziny dłużej za rzekome wagary. Miałem ochotę udusić Hoke'a gołymi rękoma. Czy ten facet naprawdę, aż tak bardzo mnie nienawidzi, że musi mi uprzykrzać życie? Jest tylu uczniów w tej pieprzonej szkole, ale on musiał się uwziąć akurat na mnie.
Melissa przez cały czas mocno trzymała mnie za rękę i przyglądała mi się uważnie, jakby się bała że za chwilę stracę przytomność. Owszem czułem się trochę kiepsko i momentami żałowałem, że jednak nie wróciłem do domu, ale nie było aż tak źle. Najgorszy był kaszel i ból głowy, które wciąż nie ustępowały. Nie mówiłem o tym Mel, bo wiedziałem że zacznie się denerwować, a zdecydowanie bardziej wolałem widzieć jej delikatny uśmiech i słodkie rumieńce.
- Nie siedzicie tutaj towarzysko, tylko po to żeby odrabiać zadania domowe, albo robić coś dla szkoły! - w pewnym momencie w sali rozległ się głośny krzyk dyrektora.
Zamknąłem oczy i położyłem głowę na ławce, mając nadzieję że w ten sposób jakoś pozbędę się bólu, jednak nic to nie dawało. Jakby tego wszystkiego było mało, nagle ktoś uderzył jakimś kijem w ławkę z taką  mocą, że ta aż się zatrzęsła, a ja podskoczyłem jak oparzony pocierając dłońmi skronie.
- Panie Knight, nie dość że "spóźnił się" pan dzisiaj na lekcje, to jeszcze ma pan czelność teraz spać?! - wrzasnął na mnie dyro, który stał naprzeciwko nas.
Przycisnąłem dłonie do głowy i oparłem się łokciami o ławkę oddychając ciężko. Dlaczego ten sukinsyn po prostu sobie nie odpuści, przynajmniej dzisiaj. Czy to tak wiele? Jeśli wciąż będzie się tak na mnie wydzierał to niedługo żyłka mu pęknie.
- Proszę go zostawić w spokoju! - naskoczyła na niego moja dziewczyna. - Nie ma pan prawa tak traktować uczniów! Naprawdę nie wystarczy panu, że daje nam kary za jakieś błahostki!? Musi nas pan jeszcze dręczyć!?
Spojrzałem na uczniów, którzy byli w sali razem z nami. Przyglądali się całemu zdarzeniu kiwając głowami na znak aprobaty. Dyrektor najwyraźniej też to zauważył, bo jego twarz przybrała purpurowego koloru, a dłonie trzęsły się jakby miał kogoś uderzyć. Zmierzył nas wszystkich pogardliwym wzrokiem, a następnie wyszedł z sali mrucząc pod nosem wiązankę przekleństw.
Gdy tylko drzwi się zamknęły wszyscy zaczęli się cieszyć, krzyczeć, śpiewać i Bóg wie co jeszcze. Znowu zacisnąłem dłonie na głowie i jęknąłem cicho z bólu. Teraz to naprawdę czuję się do dupy.
- Przyznasz wreszcie że jesteś chory i boli cię głowa, czy nadal będziesz zgrywał macho tak jak rano? - usłyszałem cichy głos Mel, który ledwo przebijał się przez gwar jaki teraz panował w sali.
- Dobra, może faktycznie jestem chory. - burknąłem zrezygnowany. Melissa uśmiechnęła się delikatnie, a następnie cmoknęła mnie szybko w usta. - Przepraszam. Po prostu, nie chciałem cię martwić. Rano było nam tak dobrze. Byłaś szczęśliwa, oboje byliśmy. Nie chciałem, żebyś się przez cały dzień zamartwiała. - próbowałem się tłumaczyć.
- Nie musisz przepraszać. Obiecaj mi tylko, że nie będziesz więcej próbował za wszelką cenę wmówić mi czegoś, jeśli będę widzieć że jest inaczej.
- Obiecuję. - uśmiechnąłem się wesoło.
Melissa odwzajemniła ten gest, a po chwili znowu mnie pocałowała, ale tym razem bardziej namiętnie. Nagle obok nas zmaterializował się chłopak z którym chodziłem do przedszkola, a obecnie wciąż jesteśmy dobrymi kolegami.
- Mmm. Ja też dostanę takiego buziaka? - spytał robiąc dzióbek.
- Spadaj Brian. Znajdź sobie swoją dziewczynę. - powiedziałem uderzając go po przyjacielsku w ramię.
Chłopak zmyślił się chwilę, a następnie podbiegł do jakiejś rudowłosej dziewczyny, która siedziała z nogami na ławce i ją pocałował. Laska była w takim szoku, że aż spadła z krzesła, a to sprawiło że Brian leżał na niej. Po chwili ruda zepchnęła go z siebie i zaczęła go okładać zeszytem.
Wszyscy mieliśmy z nich niezły ubaw, aż do czasu gdy przyszła pani Bennett i z polecenia dyrektora zabrała nas wszystkich do biblioteki, gdzie przez półgodziny pomagaliśmy układać nowe książki. Przyznam, że to była najlepsza kara w moim życiu. Czas spędzony w towarzystwie tych idiotów był naprawdę czymś niezapomnianym.

* * *
Siedziałem przy stole kuchennym czekając aż pani Bennett w końcu zdecyduje się zacząć mówić. Odkąd przyszła po nas, gdy siedzieliśmy w kozie, nie odezwała się do mnie ani słowem. Czułem się naprawdę głupio. Zamiast być jej wdzięcznym za to, że wzięła pod swój dach mnie i mojego brata w tak ciężkim dla nas okresie, to ja sprawiam jej same problemy. Cholernie źle się z tym czuję.
Wziąłem głęboki wdech, a następnie bardzo powoli wypuściłem powietrze z płuc i niepewnie spojrzałem na panią Bennett, która siedziała naprzeciwko mnie ze wzrokiem wbitym w kubek, który stał przed nią. Nie wiedziałem od czego mam zacząć.
- Przepraszam. - zacząłem niepewnie. Kobieta podniosła głowę i spojrzała prosto w moje oczy czekając na ciąg dalszy.- Wczoraj zachowałem się jak gówniarz. Nie powinienem był kłócić się z Grace i uciekać, do tego nie wróciłem na noc. To było nieodpowiedzialne z mojej strony. Pani tyle dla nas robi, a czym ja się odpłacam? - pokręciłem głową zaciskając usta w prostą linię. - Jeszcze raz przepraszam.
Pani Lydia chwyciła moją dłoń i ścisnęła mocno. Uśmiechnąłem się niepewnie, a ona zrobiła to samo. Może nie była na mnie aż tak zła jak przypuszczałem.
- Wiesz jak się o ciebie martwiłam? Gdyby coś się stało tobie albo Lucasowi to była by moja wina, ja bym za to odpowiadała, a poza tym wasza matka rozerwałaby mnie na strzępy.
- Pewnie nawet by się tym nie przejęła. - powiedziałem cicho.
- Nie wolno ci tak myśleć Nathan. Klara was bardzo kocha, ale teraz trochę zabłądziła i potrzebuje waszego wsparcia, tak samo jak wy potrzebujecie wsparcia od niej. Wiem, że jest ci ciężko to wszystko zrozumieć, mimo iż masz już siedemnaście lat, ale proszę nie skreślaj swojej mamy.Zobaczysz że niedługo wszystko się ułoży, jestem tego pewna w stu procentach. - powiedziała uśmiechając się do mnie z czułością.
- Dziękuje. - powiedziałem cicho.
Wstałem na równe nogi i z całej siły przytuliłem się do pani Bennett i mimo iż nie jest ona moją matką poczułem przez chwilę matczyną miłość. Odsunąłem się od niej po kilku minutach i przetarłem oczy, które z jakiegoś powodu były mokre. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i pocałowała w czoło, a następnie wyszła z kuchni mijając się z moim młodszym bratem.
- Nathan pobawisz się ze mną? - spytał Lucas kiedy brałem go na barana.
- Pewnie. - powiedziałem i skierowałem się na górę.
Do późnej godziny siedzieliśmy w "naszym" pokoju udając żółwie ninja i policjantów. Może to dziwnie zabrzmi, ale naprawdę dobrze się bawiłem. Dzięki Lucasowi znowu mogę poczuć się jak dzieciak. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że fajnie jest mieć młodsze rodzeństwo. Głupio mi, że kiedyś wściekałem się na rodziców o to że postanowili mieć drugie dziecko. Stwierdzam, że moje życie było by nudne, gdyby nie ten mały osobnik.
Kiedy o godzinie dwudziestej pierwszej Lucas spał na łóżku jak zabity, zszedłem do kuchni i od razu wpadłem na Grace. Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas, gdy mnie zobaczyła. Zabolało. Nie zaszczycając mnie choćby spojrzeniem, chciała opuścić kuchnię. Pod wpływem impulsu złapałem ją za przedramię i odwróciłem twarzą do siebie. Blondynka patrzyła na mnie z niedowierzaniem i wściekłością, ale to olałem. Obiecałem, że pogodzę się z przyjaciółmi, ale również sam tego chciałem. Bez Scott'a i Grace czułem jaką dziwną pustkę w środku.
- Nadal masz zamiar się do mnie nie odzywać? - spytałem. Dziewczyna wyrwała rękę z mojego uścisku i cofnęła się o krok. - Cholera przestań się tak zachowywać! Chcę się pogodzić, nie widzisz tego?
- Przykro mi, ale nie widzę. - burknęła. - Przyszło ci w ogóle do głowy czy ja chcę się pogodzić z tobą? - spytała. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. - No właśnie.
Zmierzyła mnie jeszcze raz od stóp do głowy, a następnie szybko pobiegła do swojego pokoju. Mruknąłem pod nosem wiązankę przekleństw i oparłem się o blat. O co jej do cholery chodzi? Zmieniła się i to bardzo, odkąd zadaje się z Carlosem. Jeżeli ten skurwiel daje jej prochy to gorzko tego pożałuje. Nie odpuszczę draniowi tego.


______________________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam! Mam nadzieję, że wybaczycie mi iż tak długo nie dodawałam rozdziału i że ten jest trochę krótki. Ostatnio w ogóle nie miałam żadnych pomysłów, a gdy chciałam już coś napisać miałam czarną dziurę w głowie i kompletnie nie mogłam nic wykombinować. Do tego ostatnio mam straszne problemy z internetem, co także strasznie uprzykrza mi życie.
Aniu wiem, że miała być jakaś "scena", ale jak tylko chciałam coś napisać to zaczynałam się śmiać i po prostu nie mogłam ;D W każdym razie, moooże kiedyś takowa się pojawi, ale już nie obiecuję ;p
Pozdrawiam wszystkich i życzę udanego Sylwestra i szczęśliwego nowego 2013 roku ;)
@Twinkleineye

sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 16

Było niedzielne popołudnie, a ja wciąż leżałem w łóżku. Czułem się fatalnie i nie chodzi o to że miałem gorączkę czy coś w tym stylu, tylko o to co działo się w środku. Przez całą noc nie spałem, obwiniając się o wczorajszą kłótnie z Grace. To była moja wina, mogłem odpuścić widząc w jakim była stanie, ale nie. Zawsze najpierw coś robię, a później myślę. Owszem Grace także nie była bez winy, bo to ona zaczęła tą bezsensowną kłótnię, ale i tak mam wrażenie że to ja zawaliłem.
Co do moich uczuć, to kompletnie się pogubiłem. Mówię, że kocham Grace, a teraz spotykam się z Melissą. Mam wrażenie że oszukuję samego siebie i przy okazji wszystkich wokół. Nie wiem co mam robić i źle się z tym wszystkim czuję.
Co jeśli Mel dowie się, że czuję coś do Grace i pomyśli że spotykam się z nią, aby Bennett była zazdrosna, albo żeby o niej zapomnieć, mimo iż to nie jest prawdą. Nie dlatego się z nią spotyka. Melissa jest naprawdę niesamowitą osobą i za każdym razem zaskakuje mnie swoim zachowaniem, poglądami, zasadami. Nie jest taka jak większość dziewczyn i to mi się w niej podoba. Ale kto normalny mi w to uwierzy?
Usłyszałem jak ktoś cicho zamyka drzwi od pokoju, więc przycisnąłem poduszkę mocniej do głowy z nadzieją, że ten ktoś sobie odpuści i zostawi mnie w spokoju. Niestety nie ma tak dobrze w życiu. Mój gość najpierw ściągnął ze mnie kołdrę, przez co zrobiło mi się zimno, a następnie zerwał mi z twarzy poduchę. Niechętnie otworzyłem jedno oko i ujrzałem zmartwioną twarz pani Bennett. Mimo wiedzieć, że ktoś się o ciebie martwi, ale i tak wolałbym żeby zostawiła mnie w spokoju.
- Nathan wstawaj, jest już czternasta. Nie możesz spędzić całego dnia w łóżku. - powiedziała kobieta spokojnym głosem.
- Niby czemu? Nigdzie się dzisiaj nie wybieram. - mruknąłem zachrypniętym głosem.
Kobieta pokręciła głową. Usiadła na skraju łóżka i palcami przeczesała moje włosy. Przymknąłem oczy, przypominając sobie, jak moja mama mi tak robiła kiedy byłem młodszy.
- Wiem, że wczoraj pokłóciliście się z Grace. Pewnie większość sąsiadów słyszało. Jednakże nie możesz przez to zamykać się w sobie i spędzać całego dnia w łóżku. Jestem pewna, że szybko się pogodzicie.
Teraz to ja pokręciłem głową. Pani Lydia nie wiedziała wszystkiego, ale może to i lepiej. Ta cała sytuacja jest zbyt skomplikowana. Szczerze? Nawet ja za bardzo tego wszystkiego nie rozumiem.
Pani Bennett westchnęła zrezygnowana, a następnie podniosła się na równe nogi i podeszła do drzwi. Zanim wyszła spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło.
- Nie będę cię do niczego zmuszała. Zrobisz jak będziesz chciał. A i Scott do ciebie przyszedł, czeka na dole. Powiedzieć mu żeby tu przyszedł? - spytała.
Wzruszyłem ramionami i odwróciłem głowę w stronę okna. Usłyszałem jak kobieta mruczy coś pod nosem, a kilka sekund później moich uszu doszedł charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi. Zamknąłem oczy i na oślep przykryłem się kołdrą po sam nos, a później wymacałem poduszkę i położyłem ją sobie na głowie.
Nie wiem jak długo tak leżałem, kilka minut, może więcej, ale po jakimś czasie ktoś znowu zerwał ze mnie kołdrę razem z poduszką. Tym razem nie musiałem otwierać oczu, żeby wiedzieć że tym ktosiem był mój przyjaciel. Nie ruszałem się z nadzieją, że Scott zostawi mnie w spokoju, ale i tym razem się przeliczyłem.
- Wstawaj kurwa! Nie wydurniaj się idioto! - krzyknął chłopak.
- Spierdalaj. - mruknąłem.
Przewróciłem się na brzuch totalnie olewając Craven'a. Nie chciałem z nim gadać, nie chciałem z nikim gadać. Wiedziałem że i tak nikt nie zrozumie o co tak naprawdę mi chodzi. Zdecydowanie bardziej wolałem dusić wszystko w sobie. Ta cóż za poświęcenie.
Nagle Scott wpadł na "genialny" pomysł, by zepchnąć mnie z łóżku, w efekcie czego znalazłem się na podłodze. Mimo iż wkurzyło mnie to, nie odzywałem się. Może sobie odpuści swoje kazania i wyjdzie.
- Stary weź się ogarnij. Tylko się pokłóciliście! Przejdzie jej! - Boże czemu choć raz nie wysłuchasz moich próśb? - Przecież to nie pierwszy raz kiedy się posprzeczaliście i za każdym razem szybko się godziliście.
- Scott zostaw mnie. Chcę zostać sam. - powiedziałem cicho.
- Nathan..
- Scott zostaw mnie! Chce zostać sam, rozumiesz!? - wrzasnąłem na niego zrywając się na równe nogi. - Weź idź do Alex i odwal się ode mnie! Nie potrzebuję twojej litości!
Chłopak patrzył na mnie przez kilka sekund w milczenia, ale po chwili wyszedł zamykając za sobą drzwi. Stałem jak idiota na środku pokoju przeklinając się w duchu za to, że na niego naskoczyłem. On chciał mi pomóc, a ja zachowałem się jak sukinsyn. Po raz kolejny.

* * *
Godzina dwudziesta, a ja nadal siedziałem zamknięty w pokoju. Nie wyszedłem nawet po to żeby coś zjeść czy choćby do łazienki. Nie chciałem wpaść na Grace. Było mi wstyd. Ta kłótnia to była moja wina. Właśnie do tego wniosku doszedłem leżąc w łóżku.
Poczułem jak żołądek po raz setny domaga się czegoś do jedzenia. Na początku próbowałem to ignorować, ale teraz już było ciężej. Brzuch bolał mnie niemiłosiernie, przez co nawet nie potrafiłem spokojnie leżeć. Czując kolejne kłucie, zdecydowałem się w końcu zejść na dół.
Niechętnie wygramoliłem się z ciepłej pościeli i wolnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi. Zatrzymałem się przy schodach, nasłuchując jakichś dźwięków z dołu, jednak nie było takowych. Zdenerwowany przełknąłem ślinę i zszedłem do kuchni.
Przy stole siedziała pani Bennett. Kobieta uśmiechnęła się troskliwie na mój widok, ale nie odezwała się ani słowem, za co byłem jej wdzięczny. Nie chciałem słuchać jakichś głupich kazań, to i tak by mi nie pomogło.
Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem z niej talerzyk, na którym znajdowało się kilka kanapek. Wziąłem jedną i zacząłem ją konsumować, jednak w tym momencie do kuchni weszła Grace.
Miała podkrążone i podpuchnięte oczy, rozczochrane włosy, a do tego była strasznie blada. Ścisnęło mnie w żołądku na ten widok, przez co odechciało mi się jeść, mimo iż mój brzuch nadal domagał się jedzenia.
Blondynka skrzywiła się na mój widok, przez co poczułem się jeszcze gorzej. Źle się czułem z tym wszystkim. Powoli zaczyna mnie to przerastać i tu nie chodzi tylko o tą kłótnię, ale o wszystko co się dzieje. Cholera ja mam dopiero siedemnaście lat, nie potrafię radzić sobie ze wszystkimi problemami.
- Czy wy naprawdę musicie się tak zachowywać? - odezwała się pani Lydia.
- Nie wiem o co ci chodzi. - odparła Grace zachrypniętym głosem.
- Przestań! Dobrze wiesz o co mi chodzi! Zachowujecie się jak para gówniarzy! Kłócicie się o jakieś błahostki, a później ty płaczesz po kątach, a Nathan siedzi zamknięty w pokoju! - kobieta podniosła głos. - Odkąd pamiętam zawsze trzymaliście się razem, choćby nie wiem co się działo, a teraz?! Nie rozumiem co się z wami dzieje!
Zerknąłem na Grace i zobaczyłem jak w jej oczach pojawiają się łzy. Miałem ochotę podejść do niej i przytulić z całej siły, ale nie mogłem. To by było chyba nie na miejscu.
- Gdyby Nathan był ze mną szczery wszystko byłoby dobrze. Zawsze wszystko musi spieprzyć. - mruknęła gniewnie.
Słysząc to poczułem jak narasta we mnie złość. Tego było za wiele.
- Że co? Że niby ja wszystko niszczę? Chyba się kurwa przesłyszałem! - podniosłem głos. - Ty też nie byłaś ze mną szczera! Nie raz ukrywałaś coś przede mną! To ma być przyjaźń?! Jeśli tak to sorry, ale ja dziękuję! - warknąłem.
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem na korytarz. Założyłem szybko adidasy, wziąłem bluzę do ręki i wybiegłem na zewnątrz trzaskając głośno drzwiami, nie zważając na to, że pani Bennett krzyczała abym został.
Biegłem przed siebie nie myśląc o tym, że jest mi cholernie zimno, że bolą mnie nogi i że nie mam się gdzie podziać. Biegłem, chcąc znaleźć się jak najdalej od wszystkich problemów, choć na chwilę. Chciałem zostać sam, przemyśleć sobie wszystko na spokojnie. Mimo iż w domu Bennettów mogłem posiedzieć sam w pokoju i tak miałem wrażenie jakby ktoś mnie pilnował, obserwował i nie czułem się z tym komfortowo.
Nagle zorientowałem się, że jestem w parku, jakieś trzy kilometry od domu Bennettów. Nigdy nie pomyślałbym, że dam radę tyle przebiegnąć, zwłaszcza że palę papierosy. Zacząłem rozglądać się dookoła, jednak nigdzie nie było żywej duszy. Podszedłem do pobliskiej ławki i usiadłem na niej. Schowałem twarz w dłoniach, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. Przekląłem się w duchu za to, że jestem taki słaby. Nie lubię tego w sobie.
Po chwili poczułem jak na moją głowę spadają pojedyncze kropelki deszczu. Westchnąłem zrezygnowany i spojrzałem w górę. Kolejne krople opadły na moją twarz, ale nie przeszkadzało mi to nawet w najmniejszym stopniu, wręcz przeciwnie.
Nawet się nie zorientowałem, kiedy zaczęło naprawdę mocno padać. W ciągu kilku sekund moje ubrania był przemoczone, a z włosów kapały kropelki wody. Założyłem na siebie bluzę, która również była cała mokra, a następnie wstałem na równe nogi i ruszyłem przed siebie. Po co miałem moknąć na ławce, skoro mogłem robić to samo i jednocześnie iść dalej.
Nie wiedziałem dokąd zmierzam, nie wiedziałem która jest godzina, właściwie nic nie wiedziałem, w tej chwili potrafiłem myśleć tylko o bólu, który przez cały czas mi towarzyszył. Było mi cholernie źle. Pokłóciłem się z najważniejszymi dla mnie osobami i nie wiem jak to naprawić. A co jeśli tego nie da się już naprawić?

* * *
Stanąłem przed wielkimi, białymi drzwiami trzęsąc się na całym ciele. Już od kilku minut zastanawiałem się, czy to aby na pewno był dobry pomysł. Było już naprawdę późno, więc ona na sto procent już spała. Powinienem iść gdzie indziej, ale gdzie? Przecież nie mam gdzie się podziać.
Wziąłem głęboki wdech i niepewnie nacisnąłem dzwonek. Stałem przez kilka sekund nasłuchując jakichkolwiek szmerów po drugiej stronie, jednak przez głośne uderzanie kropel deszczu o szyby nic nie słyszałem. Odwróciłem się na pięcie i miałem już pójść, kiedy moich uszu doszedł dźwięk przekręcanego klucza. Odwróciłem się z powrotem w momencie, kiedy drzwi się otworzyły i w progu stanęła Mel. Spuściłem wzrok nie wiedząc jak się zachować. Poczułem jak do moich oczu znowu napływają łzy.
- Nathan co ty tu robisz? - spytała zdziwiona.- Jest już późno.
- Wiem, przepraszam. Nie powinienem przychodzić. - mruknąłem.
Chciałem sobie pójść, jednak dziewczyna złapała mnie za rękę i wciągnęła do środka.
- Nie ma mowy, teraz nigdzie cię nie puszczę. - powiedziała stanowczo. Zapaliła światło w korytarzu i przyglądnęła mi się uważniej. - Jesteś cały przemoczony i zmarznięty! - mruknęła dotykając mojego policzka. - Nate co się stało? - spytała próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy, jednak ja przez cały czas unikałem jej spojrzenia, by nie zobaczyła łez.
- Nic, tak po prostu przyszedłem. - szepnąłem.
- Nie kłam kiepsko ci to idzie. - warknęła.
Chwyciła moją twarz w swoje ciepłe dłonie tym samym zmuszając mnie, bym na nią spojrzał. Widząc troskę i miłość w jej czekoladowych oczach nie wytrzymałem i rozpłakałem się jak małe dziecko. Melissa od razu przytuliła mnie mocno, a ja wtuliłem się w nią szukając pocieszenia.
- Straciłem ich. Przez swoją głupotę straciłem najważniejsze osoby. Jestem do niczego. - wychlipiałem.
- Nie mów tak! - skarciła mnie.
- Ale taka jest prawda! Niczego nie potrafię zrobić dobrze, zawsze coś zjebie!
Mel odsunęła się ode mnie troszkę, by móc spojrzeć mi w oczy. Po chwili przybliżyła swoje usta do moich i złożyła na nich delikatny pocałunek. Spojrzałem na nią oczami pełnymi łez, a ona uśmiechnęła się do mnie delikatnie i pogłaskała po policzku.
- Pogadamy za chwilę, wtedy wszystko mi wytłumaczysz, a teraz pójdziesz wziąć ciepły prysznic, a ja poszukam ci jakichś suchych ubrań.
Skinąłem głową nie mając siły nawet odpowiedzieć. Melissa złapała mnie za rękę i zaprowadziła na piętro. Pokazała mi, gdzie znajduję się łazienka, a sama zniknęła w jakimś pokoju zostawiając mnie z milionem myśli, które za nic nie chciały zniknąć z mojej głowy.


_______________________________________________
Wiem że krótki, ale nie mam za bardzo kiedy pisać. Mam nadzieję że mi wybaczycie i że was nie zawiodłam.
Postaram się, aby następny był nieco dłuższy, ale niczego nie obiecuję.
Pozdrawiam
@Twinkleineye

piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział 15

Siedzieliśmy z Melissą w gabinecie dyrektora na mojej ulubionej kanapie i już od dobrych dwudziestu minut słuchaliśmy wykładu na temat..seksu. Myślałem, że padnę kiedy zaczął o tym mówić. Jeszcze tego brakowało, żeby dyro mnie uczył jak, gdzie i z kim to robić. A tak w ogóle to nie rozumiem o co mu chodzi, przecież my się tylko całowaliśmy. Owszem bardzo namiętnie i trochę nas poniosło, ale przecież do niczego by nie doszło, nie jestem taki.
Kątem oka zerknąłem na Mel. Siedziała ze spuszczoną głową i wpatrywała się w swoje buty. Głupio mi, bo to przeze mnie tu siedzieliśmy. Jeżeli będzie miała jeszcze większe kłopoty to nie wiem co zrobię. Niechętnie spojrzałem na Hoke'a, który chyba powoli kończył swój interesujący wykład.
- To tak.- mruknął. - Knight przez najbliższe dwa tygodnie po lekcjach będziesz zostawał w kozie na co najmniej godzinę. - powiedział dyro patrząc na mnie. Prychnąłem pod nosem, co chyba mu się nie spodobało. - Ponadto jestem zmuszony porozmawiać z.. panią Bennett na temat tego zajścia. - gwałtownie podniosłem głowę i spojrzałem na niego.
- Po co? Przecież pani Bennett nawet nie jest moją rodziną. Poza tym ona już nie potrzebuje więcej kłopotów. - mruknąłem.
Hoke nie skomentował tego co powiedziałem w żaden sposób, tylko spojrzał na Melissę, która nadal nie podniosła wzroku. Moje usta wykrzywiły się w grymasie. A co jeśli nie będzie chciała ze mną gadać?
- Panno Lorens z tego co wiem, jest to twoje pierwsze wykroczenie, więc nie otrzymasz kary, jednakże jestem zmuszony zadzwonić do twoich rodziców. - powiedział groźnie.
Ciałem dziewczyny wstrząsnął delikatny dreszcz, a po jej policzku spłynęła jedna łza. Na pierwszy rzut oka było widać, że  milion razy wolałaby dostać karę od dyrektora niż żeby dzwonił do jej rodziców. Czyżby bała się tego jak zareagują? Cholera przecież to moja wina i nie mogę tego tak zostawić.
- Proszę nie karać Melissy! To moja wina! - zerwałem z miejsca. Hoke spojrzał na mnie wyczekująco, ale nic nie mówił. - Ja ją namówiłem do wagarów i to ja ją..- urwałem i zmieszany przeczesałem włosy. Głupio tak gadać na "te" tematy z dyrektorem. -.. no wie pan o co chodzi. Niech mi pan da większą karę, może pan nawet powiadomić moją matkę, ale proszę nie karać Mel. Ona nie jest niczemu winna. - nawijałem jak najęty.
- Nathan nie możesz mnie bronić. Ja chciałam iść na te wagary. Wiem że zrobiłam źle i przyjmę każdą karę. - powiedziała cicho Mel.
Hoke wstał na równe nogi, podszedł do wielkiego okna i chyba zastanawiał się co ma zrobić. Kątem oka spojrzałem na Mel, jednocześnie błagając w myślach aby dyro zrobił to o co prosiłem. Po raz pierwszy nie pyskowałem do niego i starałem się być miły, może to coś da. Nagle dyrektor chrząknął znacząco i odwrócił się twarzą do nas.
- Dobrze. Tym razem nie wezwę twoich rodziców, ale tak jak pan Knight będziesz musiała zostawać po lekcjach w kozie przez najbliższe dwa tygodnie. - powiedział poważnym tonem.
Melissa skinęła głową wpatrując się w swoje buty. Cholera, jeśli wszystko spieprzyłem? Jeśli nie będzie się chciała zadawać? Boże, czemu ja myślę o wszystkim po fakcie.
- Idźcie już na lekcje. - mruknął smętnie. - I panno Lorens radziłbym znaleźć lepsze towarzystwo. Jesteś świetną uczennicą i szkoda by było, żebyś się zmarnowała. - powiedział przy tym patrząc na mnie jakbym był kimś gorszym. Przez chwilę czułem się jak w domu i to wcale nie było przyjemne uczucie.
Mel nic nie odpowiedziała tylko wyszła z pomieszczenie, a ja poczłapałem zaraz za nią. Nie miałem ochoty oglądać gęby tego faceta. Jeszcze nigdy mnie tak nie wkurzył jak dzisiaj. Kto mu dał prawo, żeby mówić kto jest lepszy, a kto nie? Przez niego znowu poczułem się jak śmieć.
Właśnie miałem odezwać się do dziewczyny, jednak zobaczyłem zmierzającą w naszą stronę panią Bennett i zapomniałem języka w gębie. Jakim cudem dowiedział się, że znowu trafiłem do dyrektora? Czyżby miała wbudowany jakiś radar? W sumie nie zdziwiłoby mnie to.
- Pani Nelson przyszła do mnie przed chwilą i powiedziała mi że znowu trafiłeś na dywanik do Hoke'a. Co znowu przeskrobałeś? - spytała.
Spojrzałem najpierw na kobietę, a następnie na oddalającą się dziewczynę. To się nazywa szpagat emocjonalny. Musiałem podjąć szybką decyzję. Zgrabnie wyminąłem panią Bennett i w biegu krzyknąłem, że wszystko jej wytłumaczę później. Po kilku sekundach dogoniłem Melissę. Złapałem ją za łokieć i odwróciłem twarzą do siebie. W jej oczach widziałem zdziwienie i.. szczęście?
- Melissa przepraszam. - szepnąłem zdyszanym głosem.
- Nathan po co mnie broniłeś? Przeze mnie narobisz sobie więcej kłopotów. - powiedziała, a jej głos lekko zadrżał.
- Ja cię w to wpakowałem. Wiem, że nie chcesz aby twoi rodzice się o tym dowiedzieli. Może i wybrałem najgorszy z możliwych sposobów, ale po prostu musiałem coś zrobić. Jeżeli teraz mnie zwyzywasz i powiesz, że nie chcesz mnie znać to zrozumiem. - znowu zacząłem nawijać jak najęty.
Melissa nic nie powiedziała tylko wtuliła się mocno w moją klatkę piersiową. Przez kilka sekund nie wiedziałem co zrobić, jednak po chwili przygarnąłem ją do siebie jeszcze bliżej i schowałem twarz w jej włosach, wdychając ich słodki zapach.
- Czemu to zrobiłeś? - spytała cicho odsuwając się ode mnie.
- Tak jak mówiłem, to ja cię w to wpakowałem, a poza tym.. zależy mi na tobie. - powiedziałem szczerze.
Oczy dziewczyny zalśniły niczym małe diamenciki, przepiękny widok. Czułem jak jej serce zaczyna bić mocniej, moje zresztą też nabrało szybszego rytmu. Uśmiechnąłem się delikatnie i przybliżyłem wargi do ust dziewczyny. Po chwili nasze usta złączyły się w jedno. Pocałunek był krótki, ale zdecydowanie lepszy niż ten wcześniejszy. Wiem, że to pewnie dziwnie zabrzmi, ale tamten był zdecydowanie zbyt namiętny, zbyt porywczy.
Oderwałem się od ust dziewczyny i spojrzałem w jej czekoladowe oczy, w których nadal świeciły małe iskierki. Uśmiechnąłem się na ten widok, przez co na policzkach Mel pojawiły się delikatne rumieńce. Położyłem dłoń na jej policzku i przejechałem po nim kciukiem, a następnie jeszcze raz musnąłem jej usta. Właśnie w tej chwili rozbrzmiał dzwonek ogłaszający zakończenie lekcji.

* * *
Wszedłem do kuchni ziewając głośno i od razu skierowałem się do lodówki. Wyciągnąłem karton z sokiem pomarańczowym i nalałem trochę do szklanki. Oparłem się o blat i spojrzałem na panią Bennett, która siedziała przy stole i czytała jakąś gazetę. Chyba wyczuła, że na nią patrzę bo podniosła głowę i uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Pamiętasz, że w przyszłym tygodniu jest rozprawa? - spytała nadal na mnie patrząc.
Niechętnie skinąłem głową i wróciłem do picia soku. To może wyjaśnię o co chodzi. Tak jak było ustalone w poniedziałek poszliśmy na komisariat, gdzie opowiedziałem o tym jak Greg znęca się nade mną i moim bratem. Oprócz tego dałem im także zaświadczenie od lekarza, które dostałem po tym jak mnie ostatnio urządził ten dupek. Policja i sąd od razu zajęli się tą sprawą. Greg został zatrzymany i obecnie znajduje się w areszcie i w sobotę ma odbyć się pierwsza rozprawa.
Nie boję się rozprawy, bo wiem że na pewno wsadzą tego sukinsyna do pierdla. Boję się, że nasza matka się tam nie pojawi, nie stanie po naszej stronie i że będzie nam miała to wszystko za złe. Nie chcę żyć ze świadomością, że mama ma nas gdzieś.
W tym momencie do kuchni przyczłapał Lucas, przecierając zaspane oczy. Kiedy przechodził obok mnie poczochrałem mu włosy, ale i tak nie zareagował. Zaśmiałem się pod nosem i usiadłem przy stole.
- Młody co ty na to, żeby iść dzisiaj do skateparku? - zagadnąłem braciszka.
Młody od razu się rozbudził i spojrzał na mnie tymi swoimi świecącymi oczyskami. Wiedziałem, że się ucieszy. Uwielbiam patrzeć na ten jego szczery uśmiech, kiedy słyszy o skateparku, deskorolce i wszystkim co z tym związane.
- A Grace idzie z nami? - spytał pochłaniając kanapkę z Nutellą, którą zrobiła mu pani Lydia.
- Przykro mi, ale dzisiaj nie mogę. - oświadczyła moja przyjaciółka wchodząc do kuchni.
Zaśmiałem się pod nosem widząc rozczochrane włosy i różową piżamę dziewczyny. Wyglądała naprawdę uroczo, jak wtedy kiedy byliśmy dziećmi. Chciałbym wrócić do tamtych czasów, wszystko było wtedy łatwiejsze,  jedynym moim problemem było to aby zdążyć na ulubioną bajkę.
- A wybierasz się gdzieś dzisiaj? - spytała pani Bennett patrząc na córkę.
- Wychodzę z Carlosem, nic nadzwyczajnego. - mruknęła blondynka siadając obok Lucasa.
Przyglądałem się dziewczynie przez kilka sekund zastanawiając się, czemu z taką.. niechęcią mówi o swoim.. chłopaku? Trochę to dziwne, ale może tylko mi się wydaje, może po prostu nie chce rozmawiać o tym ze swoją matką. Dobra, kurde Nathan ogarnij się człowieku, zdecydowanie za dużo myślisz.
Po chwili zorientowałem się, że Grace patrzy na mnie jak na idiotę. Poczułem jak na moją twarz uderza ciepło, więc szybko odwróciłem wzrok. Poczułem się co najmniej dziwnie. Mam wrażenie, że ja i Grace oddalamy się od siebie. Znowu.

* * *
Gdy tylko weszliśmy na teren skateparku moją uwagę przykuła szatynka siedząca na ławce. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Dziewczyna chyba usłyszała, że ktoś idzie w jej kierunku i odwróciła się, a gdy mnie zobaczyła także się uśmiechnęła. Kiedy byliśmy już blisko, Melissa podniosła się na równe nogi i podeszła do nas. Objąłem ją delikatnie w pasie i pocałowałem w policzek, przez co się zarumieniła.
- To twój brat? - spytała patrząc na Lucasa.
Skinąłem głową również patrząc na młodego, który swoją drogą wyglądał na lekko zestresowanego. Melissa kucnęła naprzeciwko chłopca i uśmiechnęła się do niego czule.
- Hej jesteś Lucas? - spytała, na co młody skinął delikatnie głową nie spuszczając oczu z dziewczyny. - Ja jestem Melissa. Lubisz jeździć na deskorolce? - Luke znowu skinął głową . - A pokażesz mi?
- Jesteś dziewczyną Nathana? - wypalił.
Dziewczyna zarumieniła się lekko i spojrzała na mnie nie wiedząc co odpowiedzieć. Fakt, nawet nie rozmawialiśmy na ten temat. Chyba czas najwyższy to zrobić.
- Tak, Melissa jest moją dziewczyną. - powiedziałem i puściłem dziewczynie oczko.
Mel przygryzła delikatnie wargę i zaśmiała się cicho. W tym momencie wyglądała naprawdę słodko. Spojrzałem na brata, który ewidentnie nad czymś intensywnie myślał. Chyba nie do końca mi wierzył, bo przecież on cały czas myśli że ja i Grace jesteśmy parą.
Lucas chciał już coś powiedzieć, ale zamknął buzię i znowu zaczął się przyglądać dziewczynie, ale tym razem z dziwnym uśmieszkiem, takim wesołym i szczerym. Już dawno nie widziałem, żeby się tak uśmiechał.
- Co ty na to, żeby iść później na lody? - Mel znowu zwróciła się do Lucasa.
W oczach młodego zaświeciły się wesołe iskierki, kiedy usłyszał magiczne słowo "lody". Luke zaczął energicznie machać głową na zgodę, uśmiechając się przy tym jak chochlik. Mimowolnie zaśmiałem się pod nosem na ten widok.
- Nie jest już za zimno na lody? - spytałem chcąc podrażnić się z braciszkiem.
- Nie! - krzyknęli jednocześnie.
- Dobra zostałem przegłosowany. - zaśmiałem się.
Lukas zaczął wykonywać jakiś szalony taniec szczęścia, przez co zacząłem się śmiać jeszcze bardziej. Coś czuję, że ten dzień będzie naprawdę niezapomniany.

* * *
Była godzina dziewiętnasta,a na zewnątrz robiło się już ciemno i zimno. Odprowadziliśmy Melissę pod dom i jako że Luke nie chciał jej puścić, ślęczeliśmy tam dobre dwadzieścia minut. Dopiero kiedy dziewczyna po raz dziesiąty obiecała młodemu, że niedługo znowu wyjdziemy do skateparku pozwolił jej iść do domu, jednak wcześniej wyściskał ją niczym pluszaka.
Dobrze, że Lukas polubił Mel i to ze wzajemnością. Na wspomnienie tej dwójki kłócących się, kto lepiej jeździ na desce i kto zjadł szybciej lody mimowolnie na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.
Przez całą drogę powrotną młody jeździł na desce i chwalił się, że to on lepiej jeździ. Tu mu muszę przyznać rację, ale cii nie mówcie Mel. Chociaż muszę przyznać, że Melissa radzi sobie naprawdę nieźle, zważywszy na fakt że zaczęła naukę niedawno, a Luke jeździ od ponad roku, jak nie dłużej.
Kiedy weszliśmy do domu młody pobiegł do kuchni i zaczął nawijać o tym jak spędził dzień. Uśmiechałem się pod nosem słysząc to. Przynajmniej nie myśli o mamie, Gregu i tym całym bagnie w jakim się znajdujemy.
Stanąłem w drzwiach kuchni i oparłem się o framugę. Wpatrywałem się w braciszka, który żywiołowo gestykulował rękami i wręcz skakał ze szczęścia. Wyglądało to naprawdę komicznie.
-.. i później poszliśmy na lody! Zjadłem cały pucharek szybciej niż Melissa!
- Naprawdę? To super. - pani Bennett uśmiechnęła się do Lukasa.
Zerknąłem na Grace, która przysłuchiwała się wszystkiemu z dziwną miną, jakby była wściekła że Mel była razem z nami.
- I obiecała mi, że jeszcze pójdziemy! Fajna jest ta dziewczyna Nathana! - Luke zaczął skakać w miejscu niczym piłeczka.
Grace odsunęła gwałtownie krzesło i wyszła z kuchni. Odwróciłem się za nią i zobaczyłem jak wbiega po schodach, a następnie usłyszałem głośny trzask. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc jej zachowania. Obok mnie pojawiła się pani Lydia i także patrzyła na schody marszcząc brwi.
- Co się jej stało? - spytała.
- Pogadam z nią. - mruknąłem i ruszyłem ku górze.
Stanąłem przed drzwiami łazienki, w której zamknęła się dziewczyna i przyłożyłem do nich ucho, jednak nic nie usłyszałem, nawet najmniejszego szmeru. Zapukałem delikatnie, ale dalej nie było żadnego odzewu.
- Grace wszystko w porządku? - spytałem.
- Odwal się Nathan. - usłyszałem w odpowiedzi.
- O co ci chodzi? - zdziwiłem się.
- O nic! Idź do swojej dziewczyny. - warknęła.
Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. Grace była zazdrosna o Melissę? To chyba jakiś sen. Przecież to nie możliwe, albo po prostu znowu sobie coś ubzdurałem.
- Cholera nie rozumiem o co ci chodzi! - tym razem to ja podniosłem głos. - Masz mi za złe, że wyszedłem z Lucasem i Melissą?
Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich Grace. Moje oczy znowu rozszerzyły się ze zdziwienia, kiedy zobaczyłem jak po jej policzkach spływają łzy.
- Nie chodzi o to, że z nią wyszedłeś tylko o to że mi nic nie powiedziałeś, że z nią jesteś. Jesteśmy przyjaciółmi, a ty ukrywasz przede mną tak ważne rzeczy! Nie ufasz mi czy co?
- Ufam ci, ale my dopiero dzisiaj.. - urwałem i przeczesałem dłonią włosy.
Po co ja się zaczynam tłumaczyć? Przecież nie zrobiłem nic złego. Mam prawo spotykać się z kim chce i nie muszę się nikomu z tego spowiadać. Musi chodzić o coś jeszcze niż tylko o to, że nie powiedziałem jej że coś czuję do Mel. Przyglądnąłem się uważniej blondynce, chcąc coś wyczytać z jej twarzy.
- Chodzi o coś innego. - mruknąłem. - Wcale nie masz mi za złe tego że spotykam się z Melissą. - mówiłem powoli. - Jesteś zazdrosna. - wypaliłem widząc zmieszanie w jej oczach.
- Tak jestem zazdrosna! - warknęła po chwili. - Chodzenie do skateparku z Lukasem to było nasze zajęcie, ale teraz ta.. ona odbiera mi wszystko! Zabiera mi przyjaciela!
- Melissa niczego ci nie zabiera! To wy mnie olaliście! Ty, Scott i Alex! W ogóle nie mieliście dla mnie czasu! A teraz czepiasz się mnie, że się z kimś spotykam?! - krzyknąłem. - Mam prawo spotykać się z kim chce i gdzie chce, a wam nic do tego!
- Ach tak? To proszę bardzo! Już nie będę się wpieprzać w twoje życie! - krzyknęła i ruszyła w stronę swojego pokoju.
- I bardzo dobrze! - odkrzyknąłem.
Blondynka z hukiem zamknęła drzwi. Zakląłem pod nosem i poszedłem do "swojej" sypialni. Oparłem się o ścianę i zacząłem kląć na całe gardło, nie zważając na to że pani Bennett może mnie usłyszeć. Byłem wściekły na siebie. Znowu wszystko spieprzyłem i to przez własną głupotę. Czy ta kłótnia oznacza, że to koniec naszej przyjaźni?


___________________________________________________
Rozdział pisałam na szybkiego. Wiem, że strasznie krótki i ogółem jakiś dziwny, ale mam nadzieję że nie będziecie mi mieć tego za złe.
Postaram się aby następny był dłuższy i lepszy i żeby coś się działo.
Pozdrawiam
@Twinkleineye