piątek, 26 października 2012

Rozdział 11

Zaraz po skończonych lekcjach pognaliśmy do biblioteki odbyć pierwszy dzień naszej kary. Gdy tylko stanęliśmy w drzwiach jęknąłem głośno. Przecież tu jest ze sto, albo i więcej półek! Wątpię że te dwa tygodnie wystarczą, ale warto spróbować.
Nie chcąc tracić czasu od razu zabraliśmy się do roboty, a właściwie to ja się zabrałem, bo Scott przez cały czas pisał z Alex. Bez jaj minęło ledwo piętnaście minut, a oni już się za sobą stęsknili? Noo dobra. Też bym tak chciał, ale co poradzić.
Wszedłem na drabinę i zacząłem ściągać książki z półek, przetarłem ją mokrą ściereczką i z powrotem ułożyłem książki na swoje miejsce. Przyznam że była to strasznie nudna i monotonna praca.
Gdy skończyłem układać kolejny zestaw książek zerknąłem na przyjaciela, który nadal siedział na krześle i wpatrywał się w telefon. Że niby on chce mnie wrobić w robotę? Nie będzie tak! Chwyciłem mokrą ścierkę i rzuciłem nią prosto w jego głowę. Chłopak spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem.
- Scott frajerze ruszaj swój zacny tyłek! Nie będę tego sam czyścił! - krzyknąłem, ale on tylko wywrócił oczami i wrócił do swojej komórki. - Jak kocha to poczeka! - dodałem.
To chyba na niego podziałało bo popatrzył na mnie morderczym wzrokiem, na co ja się tylko zaśmiałem. Po chwili schował telefon do kieszeni i w końcu zaczął mi pomagać. W tym momencie do biblioteki przyszła pani Bennett. Gdzie ona się podziewała do tej pory? Zresztą nie ważne, nie moja sprawa.
- Jak wam idzie chłopaki? - spytała podchodząc bliżej.
- Bardzo dobrze, ale Nathan się strasznie obija. - powiedział Scott kręcą z dezaprobatą głową.
Spojrzałem na niego zdziwiony, a następnie zdzieliłem go ścierką w głowę.
- Ja się obijam?! To ty przez pół godziny pisałeś z Alex! - warknąłem.
- Spokój chłopcy! - pani Bennett klasnęła w ręce żeby nas uspokoić. - Nathan ty sobie na razie odpocznij, bo nie powinieneś się przemęczać, a ty Scott na drabinę.
Zaśmiałem się widząc zbolałą minę przyjaciela. Dobrze mu tak. Zeskoczyłem zgrabnie na podłogę i usiadłem na krześle, natomiast Craven niezdarnie wlazł na górę. Pani Lydia pokiwała tylko głową i gdzieś sobie poszła. Patrzyłem na poczynania mojego kumpla nie mogąc pozbyć się głupiego uśmieszku z twarz. Chociaż z drugiej strony jeżeli ja wyglądałem tak samo to, to już nie jest śmieszne.
W tym momencie do biblioteki w podskokach wpadła Grace. Z czego ona się tak cieszy? Podbiegła do nas z wielkim bananem na twarzy, a my patrzyliśmy na nią z miną WTF?. Bennett zaśmiała się głośno czym już kompletnie wybiła mnie z rytmu.
- Nathan nie uwierzysz, nie uwierzysz, nie uwierzysz, nie uwierzysz! - piszczała.
- Dobra mów o co chodzi. - zaśmiałem się.
- Carlos zaprosił mnie na randkę! - krzyknęła i zaczęła skakać.
Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy. Patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. Jak to Carlos zaprosił ją na randkę? Nie to nie możliwe. Serce z nerwów zaczęło mi bić ze sto razy szybciej. Co ten kretyn sobie wyobraża! Z jakiej paki on.. Nie to nie możliwe!
- Nate w porządku? - usłyszałem głos przyjaciółki.
- Co? Tak, tak. Zamyśliłem się. - uśmiechnąłem się sztucznie.
Dziewczyna odwzajemniła ten gest, ale bardziej szczerze, a następnie mocno mnie przytuliła. Przymknąłem oczy i zacisnąłem mocno zęby, aby nie zacząć krzyczeć. W tym momencie mój dobry humor, który niedawno powrócił właśnie zniknął.
- Gołąbeczki dość tych przytulanek! - zaśmiał się Craven. - Knight weź mi kurde pomóż! - jęknął po chwili.
Popatrzyłem na niego zdziwiony, a chwilę później zacząłem się śmiać widząc jak stara się utrzymać stertę książek. Kiedy kilka z nich spadło na podłogę, ulitowałem się nad nim i mu pomogłem.

* * *
Siedzieliśmy całą trójką, to znaczy ja, Lucas i pani Lydia, w kuchni i graliśmy w jakieś gry. Nie mam zielonego pojęcia o co w nich chodziło, bo przez cały czas miałem w głowie to, iż za paręnaście minut Grace wychodzi na randkę z tym dupkiem. Tak wiem, zaprzeczam sam sobie, ale nic na to nie poradzę.
Od niechcenia spojrzałem na drzwi, w których akurat teraz stanęła moja przyjaciółka. Moje serce zaczęło bić szybciej na jej widok. Wyglądała prześlicznie, ale boli mnie fakt iż wystroiła się tak dla Carlosa.
- Jak wyglądam? - spytała podchodząc bliżej.
- Ślicznie! - krzyknął Lucas uśmiechając się szeroko. - A gdzie idziesz? - spytał.
- Aaaa wychodzę z moim kolegą. - odparła.
- Z Nathanem? - podrapał się po głowie.
Zaśmialiśmy się wszyscy, a on nie wiedział o co chodzi. W sumie to chciałbym żeby to była prawda, ale to tylko głupie marzenie z listy zakazanej.
- Nie z innym kolegą. - powiedziała jednocześnie czochrając mu włosy.
- Tylko nie wracaj zbyt późno, jutro jest szkoła. - wtrąciła jej mama.
- Dobra, dobra. - zaśmiała się. - To ja już wychodzę. - dodała. - Pa!
I już jej nie było. Spojrzałem na planszę, która leżała przede mną na stole i skrzywiłem się lekko. Jakoś nie bardzo miałem ochotę spędzać wieczór właśnie w ten sposób, ale nie chciałem żeby brat się na mnie gniewał, jednak mimo to i tak w myślach modliłem się aby ktoś mnie uratował.
Właśnie w tym momencie usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Szybko wyciągnąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlasz. Scott. Czyżby upragnione zbawienie? Mam taką nadzieję. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Co tam?
- Stary ratuj. Alex zakuwa do sprawdzianu, a ja usycham w domu z nudów! - jęczał do słuchawki. - Idziemy na jakąś pizzę? - spytał.
- Czemu nie. Za piętnaście minut tam gdzie zawsze?
- Czytasz mi w myślach. - powiedział, na co tylko się roześmiałem. - To na razie.
- No siema. - odparłem i się rozłączyłem.
Schowałem komórkę do kieszeni i niezdarnie podniosłem się z krzesła.
- Tylko nie wracaj zbyt późno. Nie chcę się martwić też o ciebie. - powiedziała pani Bennett patrząc na mnie.
Skinąłem jej głową z uśmiechem, a następnie wziąłem bluzę, która wisiała na oparciu krzesła i szybko wyszedłem z domu. Wyciągnąłem z kieszeni spodni słuchawki i włączyłem moją ulubioną muzykę. Do pizzerii doszedłem w ciągu dziesięciu minut. Usiadłem w kącie i czekałem na przyjaciela.
Po upływie około dziesięciu minut przyszedł Scott. Wyciągnąłem z uszu słuchawki, w których wciąż dudniła muzyka i przywitałem się z kumplem. Zamówiliśmy naszą ulubioną pizzę z podwójnym serem i zaczęliśmy gadać. Postanowiłem skorzystać z okazji i wypytać go trochę o Alex. Niewiele się dowiedziałem, ale chyba faktycznie on coś do niej czuje. Dziwne jest tylko to, że wcześniej jakoś nie zwrócił na nią uwagi.
- Jak się trzymasz? - spytał w pewnym momencie.
- Nie rozumiem. - udawałem głupka.
- Stary, Grace poszła z tym ćpunem na randkę, a ciebie to nie rusza?
- A co? Mam płakać? Nie jestem ciotą.
- Powinieneś o nią walczyć. - zaczął drążyć.
- Bo zacznę żałować, że ci powiedziałem. - zmrużyłem gniewnie oczy.
Po tych słowach przestał gadać na ten temat. Chociaż z drugiej strony, może on ma rację. Może faktycznie powinienem powiedzieć jej o swoich uczuciach i próbować walczyć o nią. Nie, nie, nie. Ja i Grace nigdy nie będziemy razem, to bezsensu. Gdyby nie ten niedoszły incydent w skateparku, nic by się nie zmieniło. Nadal bylibyśmy tylko przyjaciółmi i nie wariowałbym gdy jest blisko mnie.
Po około godzinie wyszliśmy z pizzerii i skierowaliśmy się w stronę kina, gdyż grają akurat kilka horrorów. Może będą fajne, a jak nie to i tak przynajmniej nie muszę siedzieć w czterech ścianach.
- Hej! A to przypadkiem nie jest Grace? - spytał Scott w pewniej chwili.
Spojrzałem w kierunku który pokazywał i zamarłem. To była Grace i.. Carlos. Mimowolnie zacisnąłem dłonie w pięści na widok tego gościa. Scott chciał iść dalej, ale go zatrzymałem. Nie mogłem iść dalej, coś mnie powstrzymywało.
Było już dość ciemno, więc miałem pewność, że Grace mnie nie zobaczy,  chociaż nie wiem czy nie było by jednak lepiej gdyby jednak wiedziała że ją widzę. W każdym razie, stałem jak głupi na środku chodnika i wlepiałem gały w tą dwójkę, która stała po drugiej stronie ulicy.
Nagle Carlos nachylił się i wtedy stało się coś, czego nigdy nie zapomnę, a mianowicie pocałował ją. Moją Grace! Poczułem ostry ból w klatce piersiowej, widząc, że ona to odwzajemnia. Mój oddech przyśpieszył, ręce i nogi zaczęły się trząść, a do oczu napłynęły łzy. Czułem się strasznie.
- Nathan w porządku? - usłyszałem głos przyjaciela.
Chłopak położył mi dłoń na ramieniu, ale strzepnąłem ją, założyłem kaptur na głowę i szybko skierowałem się w stronę domu. W głowie miałem mnóstwo dziwnych myśli. Jak ja jej spojrzę w oczy? A co jeśli nie wytrzymam i powiem jej wszystko co mi leży na sercu? Boże, czemu moje życie musi być tak strasznie popierdolone? Co ja takiego zrobiłem, że życie mnie tak każe?
W ciągu pięciu minut dotarłem do domu Bennettów. Wszedłem do środka, trzasnąłem drzwiami i od razu pognałem do pokoju. Na szczęście Lucasa tu nie było. Czemu na szczęście? Bo gdyby zobaczył jak teraz wyglądam od razu by zawołał panią Bennett i musiałbym tłumaczyć co się stało, albo raczej kłamać na temat tego co się stało, bo przecież nie mógłbym powiedzieć prawdy.
Położyłem się na łóżku i zakryłem twarz poduszką. Czułem jak po moich policzkach spływają łzy. A podobno chłopaki nie płaczą. Taa jasne. Po chwili odrzuciłem poduchę na bok i podniosłem się z łózka, ale tylko po to aby ściągnąć bluzę i buty i znowu wróciłem do łózka.
Przykryłem się szczelnie kołdrą i zamknąłem oczy, próbując zasnąć, jednak przez natłok miliona myśli nie było mowy o spaniu.
Nagle usłyszałem że ktoś wchodzi do pokoju, jednak nie otworzyłem oczu, ani nawet się nie poruszyłem. Domyślałem się że tą osobą była Grace i oczywiście się nie myliłem.
- Nathan? Śpisz? - dotknęła mojego ramienia.
Do oczu znowu napłynęły mi łzy i musiałem się bardzo postarać, by nie pozwolić im wydostać się na zewnątrz. Po chwili poczułem na swoim czole miękkie, ciepłe usta dziewczyny. Z jednej strony poczułem radość, a z drugiej obrzydzenie, bo jeszcze kilkadziesiąt minut temu całowała się z Carlosem.
Kiedy miałem pewność że już wyszła, przewróciłem się na plecy i otworzyłem oczy. Chciałbym żeby to co się dzisiaj stało, wcale się nie wydarzyło, albo przynajmniej chciałbym nie widzieć tego co widziałem. Przynajmniej wtedy by to wszystko tak nie bolało.


_______________________________________
Jako że ostatnio rozdział był trochę krótki, to dzisiaj dodaję następny, taka niespodzianka ;)
Mam nadzieję że się podoba.
Pozdrawiam
@Twinkleineye

piątek, 19 października 2012

Rozdział 10

Nie spałem już od dobrych dwudziestu minut, jednak przez ten cały czas nie otworzyłem oczu ani się nie poruszyłem, tylko uparcie cieszyłem się chwilą. Spytacie pewnie czemu jestem taki szczęśliwy. Hmmm... pewnie dlatego że w moim ramionach leży miłość mojego życia. Tak, teraz już jestem pewny na sto procent że kocham tą blond włosom złośnicę.
Wiem że moja radość jest irracjonalna, bezsensowna i po prostu głupia, bo Grace nie czuje i nigdy nie będzie czuć do mnie tego samego, ale nie potrafię zapanować nad swoimi emocjami, które wypełniają całe moje ciało. Nie obchodzi mnie to że Grace nigdy nie będzie moja. Chcę tylko żeby była bezpieczna i szczęśliwa, nawet jeśli ma to oznaczać dla mnie ból.
Powoli otworzyłem oczy, a na mojej twarzy mimowolnie zagościł szeroki uśmiech, kiedy zobaczyłem śpiącą dziewczynę. Wyglądała naprawdę uroczo. Zarumienione policzki, potargane włosy i lekko rozchylone usta, które aż prosiły się, aby je pocałować. Nie chcąc jej budzić, pogłaskałem ją delikatnie po głowie i rozkoszowałem się jej bliskością.
Dziewczyna poruszyła się niespokojnie, mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, a następnie wtuliła swoje drobne ciałko w mój tors. Skrzywiłem się trochę czując ból w żebrach, ale już po chwili znowu się uśmiechnąłem. Wpatrywałem się w jej spokojną twarz, kiedy nagle otworzyła oczy i uśmiechnęła się wesoło.
- Co się gapisz? - spytała ziewając.
- Nudziło mi się, a nie chciałem cię budzić, więc musiałem znaleźć sobie coś do roboty. - odparłem uśmiechając się delikatnie.
- Błagam, nie patrz na mnie! Wyglądam jak zombi! - jęknęła chowając się pod kołdrą.
- Może tochę. - zaśmiałem się.
- Osz ty! - warknęła odkrywając się i patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.
Uśmiechnąłem się szeroko, a ona usiadła na mnie okrakiem i zaczęła mnie łaskotać. To było trochę nie fair, bo mnie wszystko bolało i nie mogłem niczego zrobić, ledwo się broniłem. Chociaż z drugiej strony cała ta sytuacja była przyjemna. Nawet bardzo.
- Hej, hej dość! Błagam! - krzyczałem i śmiałem się jednocześnie.
- Nie ma tak dobrze! - zaśmiała się nadal mnie łaskocząc.
Męczyła mnie jeszcze przez kilka minut, ale w końcu i tak sama się zmęczyła. Uśmiechnąłem się pod nosem patrząc na jej twarz.
- Jesteś strasznie ciężka, wiesz? - powiedziałem nadal się szczerząc.
Dziewczyna zmrużyła gniewnie oczy i znowu zaczęła mnie łaskotać. Mimo że wszystko mnie bolało, to chciałem aby ta chwila trwała wiecznie. Przynajmniej teraz mogę mieć Grace tylko dla siebie. Po chwili odpuściła sobie i z powrotem położyła się obok mnie. Spojrzałem na nią próbując wyrównać oddech. Grace  uśmiechnęła się łobuzersko, a po chwili usiadła na łóżku.
- Chodź na śniadanie. - odezwała się wstając.
Jęknąłem przeciągle, przewróciłem się na brzuch i schowałem głowę pod poduszką. Usłyszałem cichy śmiech dziewczyny, a chwilę później klepnęła mnie w tyłek. Odwróciłem się z powrotem na plecy i odrzuciłem poduchę na bok.
Spojrzałem zdziwiony na Grace, która stała obok łóżka i uśmiechała się głupkowato. Niechętnie podniosłem się do pozycji siedzącej, a następnie wstałem na równe nogi. Bennett chwyciła moją dłoń i dosłownie siłą wyciągnęła mnie z pokoju. Kiedy weszliśmy do kuchni, pani Lydia popatrzyła na nas dziwnie.
- Co to za hałasy były? - spytała kiedy usiedliśmy przy stole.
- Nie wiem o co ci chodzi. - odpowiedziała obojętnym głosem dziewczyna smarując kanapkę czekoladą.
- No przed chwilą krzyki jakieś były! - powiedział Lucas przeżuwając kanapkę.
- Nie mówi się z pełną buzią. - skarciła go mama Grace.
Popatrzyłem na brata i wystawiłem mu język, a on odwdzięczył mi się tym samym. Grace popatrzyła na mnie "groźnie", a po chwili dostałem z otwartej ręki w tył głowy. Zacząłem się śmiać, a ona tylko wywróciła oczami.
- Jak się dzisiaj czujesz? - zwróciła się do mnie pani Bennett.
- Całkiem nieźle. - powiedziałem.
- To dobrze, bo ty i Scott musicie odbyć karę. - uśmiechnęła się.
Jęknąłem cicho co rozbawiło całą trójkę. Spojrzałem na Lucasa, który z wielkim uśmiechem na twarzy zlizywał czekoladę z palców. Fajnie było na to popatrzyć. Szkoda tylko że młody nie za bardzo rozumie sytuację w jakiej się obecnie znajdujemy.
Mam nadzieję że mama pozbędzie się tego frajera i będziemy mogli wrócić do domu. Nie chodzi o to że jest mi źle u Bennettów, ale jednak wolę być w swoim domu niż siedzieć na głowie u kogoś innego.
Po śniadaniu poszedłem się odświeżyć i przebrać w czyste ciuchy. Dwadzieścia minut później całą trójką, czyli ja, Grace i Lucas staliśmy na korytarzu i czekaliśmy na panią Lydię. W drodze do szkoły nie wiele rozmawialiśmy, bo w sumie nie było za bardzo o czym. Przez cały czas kątem oka zerkałem na Grace. Wiem że nigdy nie będziemy razem i tak dalej, ale z każdym dniem jest mi coraz trudniej. Muszę w końcu z kimś o tym pogadać, bo zwariuję.
Gdy zajechaliśmy pod szkołę, razem z Grace od razu poszliśmy szukać Scotta i Alex. Znaleźliśmy ich na murku pod drzewem. Craven strasznie się ucieszył że nic mi nie jest. Siedzieliśmy całą czwórką rozmawiając na różne tematy, aż w końcu zadzwonił dzwonek. Dziewczyny zerwały się i ruszyły w kierunku budynku szkolnego. Scott też chciał iść, ale złapałem go za łokieć.
- Co jest? - spytał zdziwiony.
- Chce pogadać. - powiedziałem cicho.
- Idziecie?! - usłyszeliśmy krzyk Bennett.
- Zaraz przyjdziemy! - odkrzyknął Scott.
Grace wzruszyła ramionami i wznowiła marsz do szkoły. Craven spojrzał na mnie wyczekująco, ale nie wiedziałem od czego zacząć. Z powrotem usiadłem na murku i gapiłem się na przyjaciela.
- Co jest stary? - spytał ponownie siadając obok mnie.
- Nie wiem od czego zacząć. - mruknąłem.
- Najlepiej od początku i w miarę szybko, bo lekcja się zaczęła. - odparł.
- No bo.. bo ja.. No bo ja..- zacząłem się plątać.
Scott patrzył na mnie z uniesionymi brwiami. Chyba jeszcze nigdy nie widział mnie w taki stanie. Westchnąłem cicho i spróbowałem jeszcze raz.
- Zakochałem się w Grace. - wyrzuciłem z siebie.
- Zaraz, co? - zdziwił się.
- Błagam nie każ mi tego powtarzać. - jęknąłem.
- O bracie. - mruknął drapiąc się po głowie. - Ona wie? - spytał patrząc na mnie.
- Nie i nie może się dowiedzieć. - odparłem.
- Nathan ona musi wiedzieć. Masz zamiar to przed nią ukrywać? A jeśli tak, to jak długo? - nawijał jak najęty.
- Jak długo się da. - wzruszyłem ramionami. - Ona buja się w tym nowym, ja nie mam żadnych szans. Zależy mi tylko żeby była szczęśliwa. - Scott chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziłem. - Mówię ci to tylko dlatego, że musiałem się komuś wygadać.
Nie czekając na następne słowa kumpla, podniosłem się na równe nogi i ruszyłem do szkoły. Po chwili chłopak mnie dogonił, ale nic nie mówił, za co byłem mu wdzięczny. Kiedy weszliśmy do klasy zostaliśmy przywitani ochrzanem od Stone'a, jak zwykle. Pokiwaliśmy tylko głowami i grzecznie usiedliśmy na swoich miejscach, czym musieliśmy go nieźle zdziwić, bo zazwyczaj pyskowaliśmy, ale nie dzisiaj.


___________________________________________
Na specjalną prośbę mojej przyjaciółki dodaję dzisiaj. Chyba by mnie zabiła gdybym tego nie zrobiła ;D
Trochę krótki mi wyszedł, ale co tam, może następny będzie lepszy ;)
Nie wiem kiedy będzie następny, ale coś czuję że moja BFF znowu mnie przyciśnie i będzie w przyszłym tygodniu ;)
Przy okazji zapraszam na bloga tej złośnicy >klik<.
Pozdrawiam cieplutko
@Twinkleineye

piątek, 12 października 2012

Rozdział 9

Kiedy podjechaliśmy pod mój domy zacząłem się trochę bać. Nie wiedziałem czego się mogę spodziewać. Matka na pewno nie będzie chciała nas puścić, a może wręcz przeciwnie? Może będzie jej to na rękę? Boli mnie świadomość że mogłoby tak być.
Wysiedliśmy z samochodu i wolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę drzwi wejściowych. Jako że to mój dom wszedłem jako pierwszy. Po chwili usłyszałem krzyk matki dobiegający z kuchni.
- Mówiłam ci że nie pójdziesz dziś do szkoły, ale jak zwykle musisz robić po swojemu! - krzyknęła i weszła na korytarz gdzie staliśmy.
Mama stanęła jak wryta widząc panią Bennett. Kiedyś się przyjaźniły, ale po tym jak mama wyszła za Grega  urwała kontakt z mamą Grace, a to wszystko przez tego palanta. Uważał że pani Lydia nie jest odpowiednim towarzystwem, więc mamusia przestała się z nią kontaktować.
- Witaj Klaro. - odezwała się pani Lydia.
- Co tutaj robisz?- spytała oschle.
- Zabieram Nathana i Lucasa do siebie. - powiedziała jak gdyby nigdy nic.
- Że co? - mama była w lekkim szoku. - Nie ma mowy! To są moje dzieci i nie pozwolę ci ich zabrać! - podniosła głos.
- Nathan idź się spakować. - powiedziała pani Bennett zerkając na mnie. - Grace idź mu pomóż. - dodała.
Spojrzałem niepewnie na Grace, a ona chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę schodów. Kiedy byliśmy na górze usłyszeliśmy krzyk mojej matki dochodzący z dołu. Nie wiedziałem co robić.
- Idź się spakuj, a ja pomogę Lucasowi. - powiedziała blondynka mocniej ściskając moją dłoń.
Skinąłem delikatnie głową i ruszyłem do swojego pokoju. Wyciągnąłem z pod łóżka walizkę i zacząłem do niej wrzucać swoje ubrania. Szło mi to całkiem sprawnie, bo dzięki tym tabletkom które dała mi lekarka ból stał się całkiem do zniesienia.
Kiedy pakowałem ostatnie rzeczy natknąłem się na połamaną deskorolkę leżącą w kącie pokoju. Wziąłem ją do ręki i usiadłem na łóżku. Pamiętam dzień kiedy tata mi ją kupił, jakby to było wczoraj. To on zachęcał mnie do jazdy na deskorolce. Mamie nigdy to się nie podobało, uważała że to strata czasu.
Natłok emocji spowodował, że po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nie potrafiłem ich powstrzymać. Zbyt wiele się wydarzyło. Nagle poczułem jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. Powoli odwróciłem głowę i zobaczyłem Grace. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, a następnie mnie przytuliła.
- Ta deskorolka to była jedyna pamiątka po tacie, oczywiście oprócz Lucasa. - szepnąłem wymuszając na sobie uśmiech.
- Twój ojciec zawsze zostanie w twoim sercu. - powiedziała cicho wycierając łzy z mojej twarzy.
Westchnąłem przeciągle i oparłem głowę na jej ramieniu. Grace pogłaskała mnie po głowie niczym małe dziecko, a ja uśmiechnąłem się do niej delikatnie. Nie wiem co bym bez niej zrobił. Trzymam się jakoś tylko dzięki niej, Lucasowi i Scottowi. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki.
- Spakowałeś wszystko? - spytała.
- Chyba tak. - odparłem.
Odsunęliśmy się od siebie i wstaliśmy. Wziąłem moją walizkę i razem z Grace wyszliśmy z pokoju. Czułem się jakbym wyjeżdżał na wakacje, a nie wyprowadzał się z domu. Ok to nie jest do końca wyprowadzka, ale uczucie było podobne.
Poprosiłem przyjaciółkę żeby pomogła Lucasowi, a ona od razu się zgodziła i poszła do mojego brata. Kiedy trochę niezdarnie zszedłem na dół, zobaczyłem że moja mama i pani Bennett nadal się kłócą. Muszę przyznać że jeśli pani Lydi na czymś naprawdę zależy, to potrafi o to walczyć niczym lwica.
Stanąłem w połowie schodów i obserwowałem sytuację. Nagle obok mnie pojawiła się Grace z Lucasem.
- Co jest? - spytała.
- Nic. Po prostu boję się tam zejść. - powiedziałem patrząc na nią z delikatnym uśmiechem.
Dziewczyna pokręciła głową, a następnie zeszła na dół razem z moim bratem. Westchnąłem cicho i poszedłem za jej przykładem. Kiedy dwójka przede mną chciała wyminąć moją matkę, ta chwyciła Lucasa za ramiona i próbowała przyciągnąć go do siebie, ale nie udało się jej to bo mały wyrwał się jej szybko i podbiegł do Grace. Przełknąłem ślinę i stanąłem obok mojej przyjaciółki i jej matki.
- Przestań się zachowywać jak dziecko! - pani Bennett krzyknęła na moją matkę. - Nie pozwolę, aby chłopcom stała się krzywda przez tego twojego durnego męża! - dodała i odwróciła się jednocześnie dając nam znak abyśmy wyszli. - A i jeszcze jedno. Nie myśl sobie że zostawię sprawę pobicia Nathana. - powiedziała i wyszliśmy z domu.
Kiedy wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy czułem się dziwnie. Źle mi było z tym, że musiałem się "wyprowadzić" ze swojego domu. Mimo iż teraz nie było to najwspanialsze miejsce to wiązało się z nim mnóstwo wspaniałych, szczęśliwych wspomnień z czasów kiedy tata żył. Wtedy wszystko było łatwiejsze.
Gdy dojechaliśmy do domu państwa Bennett, była godzina trzynasta. Czas strasznie szybko płynął. Pani Lydia zaprowadziła mnie i Lucasa do pokoju gościnnego i kazała się nam rozpakować. Nie przeszkadzało mi że będę dzielić sypialnie z bratem, bo często spaliśmy razem.
Około godziny siedemnastej skończyliśmy, a raczej ja skończyłem układać moje i Lucasa ubrania w szafie, która była tymczasowo nasza. Wykończony położyłem się na łóżku, a mój braciszek pobiegł do Grace.
Najdziwniejsze jest to, że młody nie do końca rozumie sytuację w jakiej teraz się znajdujemy. Wie że Greg bije mnie i jego, a także to że przenieśliśmy się do państwa Bennett tylko nie wie po co, ale pewnie i tak mało go to obchodzi, bo cieszy się z faktu że więcej czasu będzie spędzał w towarzystwie Grace.
Leżałem na łóżku od dobrej godziny i tępo wpatrywałem się w sufit, rozmyślając o wszystkim i o niczym. Nagle drzwi od pokoju się otworzyły i w progu stanęła moja przyjaciółka.
- Hej. - uśmiechnęła się podchodząc bliżej. - Wszystko ok? - spytała siadając na łóżku.
- Czemu miałoby nie być? - zapytałem patrząc na nią.
- Wiem, że wolałbyś pewnie teraz siedzieć w swoim pokoju.. - zaczęła.
- Grace jest ok, naprawdę. - przerwałem jej.
Dziewczyna skinęła delikatnie głową, a po chwili uśmiechnęła się wesoło.
- Chodź na kolację, bo Lucas zaraz wszystko zje. - powiedziała.
Zaśmiałem się cicho, a następnie niezdarnie podniosłem się z łóżka i razem z Grace poszedłem do kuchni, gdzie Lucas faktycznie pożerał wszystko co było. Szczerze? Myślałem że moja przyjaciółka żartuje, bo młody nigdy nie był aż tak żarłoczny.
Dosiedliśmy się do stołu i zaczęliśmy jeść kolację przygotowaną przez panią Bennett. Po chwili zrozumiałem czemu Lucas pochłaniał wszystko niczym odkurzacz. Jedzenie było tak pyszne że sam zjadłem o wiele więcej niż zwykle. Wieczór spędziliśmy w bardzo przyjemnej atmosferze. Było dużo żartów, śmiechu i tym podobnych.
Jako że byłem trochę zmęczony dzisiejszym dniem, o godzinie dwudziestej poszedłem do pokoju, natomiast Lucas poszedł do Grace, aby opowiedziała mu jakąś bajkę. Kiedy byłem już bardzo bliski snu, usłyszałem nad sobą cichy głos.
- Mogę spać z tobą?
Otworzyłem oczy i zobaczyłem Grace. Dziewczyna uśmiechała się delikatnie przyglądając mi się z wesołym błyskiem w oku. Na ten widok zalała mnie fala ciepła, ale szybko się ogarnąłem. Usiadłem ostrożnie na łóżku i przyglądnąłem się blondynce. Miała na sobie krótkie zielone spodenki i również zieloną koszulkę na ramiączkach. Cholera czemu ona musi być taka seksowna nawet w zwykłej piżamie?
- Miałem spać z Lucasem.- powiedziałem głupio.
- No tak, ale kiedy skończyłam mu opowiadać bajkę zauważyłam, że zasnął, a do tego tak słodko wyglądał że nie miałam serca go budzić. - nawijała szybko.
- Dobra spoko. - uśmiechnąłem się do niej. - Wskakuj. - dodałem jednocześnie robiąc jej trochę miejsca obok siebie.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie wesoło, a już po paru sekundach leżała obok mnie. Po chwili zauważyłem że od jakiegoś czasu mi się przygląda. Spojrzałem na nią zdziwiony, a ona tylko szerzej się uśmiechnęła.
- Mogę się do ciebie przytulić? - spytała nagle.
Znowu poczułem jak przyjemne ciepło zalewa całe moje ciało. Nie ufając swojemu głosowi skinąłem delikatnie głową i już po chwili Grace leżała w moich objęciach. Serce biło mi tak szybko i mocno, że bałem się iż zaraz wyrwie mi się z piersi. Co ta mała istotka ze mną robi?
- Jak twoja mama nas zobaczy, to zwalę winę na ciebie. - powiedziałem.
- Spoko. Mi to nie przeszkadza. - odparła z uśmiechem. - Myślisz, że twoja matka wszystko sobie przemyśli i wywali Grega z domu? - spytała po chwili ciszy.
- Nie wiem. Przez cały czas zastanawiam się dlaczego jeszcze tego nie zrobiła. Już nie chodzi o to jak traktuje mnie czy Lucasa tylko jak traktuje ją samą. Rozumiem że miłość zaślepia i tak dalej, ale bez przesady. A w ogóle jak można kochać kogoś takiego jak Greg? Przecież to dupek. Już pierwszego dnia kiedy pojawił się w naszym domu wiedziałem że coś jest z nim nie tak, ale kiedy mama wzięła z nim ślub, to już w ogóle była jakaś masakra. - nawijałem dając upust emocją które tłumiłem w sobie od dłuższego czasu.
- Wiesz że moja mama chce iść do sądu? - spytała cicho.
- Domyślam się. - odparłem równie cicho.
- Będziesz zeznawał przeciwko niemu?
- Tak. - powiedziałem hardo. - Nie chcę żeby znowu coś zrobił Lucasowi.
- A ja nie chcę żeby zrobił coś tobie. - powiedziała cicho.
Spojrzałem na nią zdziwiony, jednocześnie czując jak moje serce nadyma się ze szczęścia. Wiedziałem że to bez sensu, bo ona czuje coś do Carlosa, ale nie potrafiłem nad tym zapanować.
- Nathan jesteś moim przyjacielem i nie chcę żeby coś ci się stało. - szepnęła podnosząc się ostrożnie.
- Dzięki. Nie mam pojęcia co by było, gdyby nie było przy mnie ciebie i Scotta.
Grace uśmiechnęła się delikatnie, a następnie pocałowała mnie w policzek i znowu się do mnie przytuliła. Trochę zabolało, ale nie obchodziło mnie to. Gadaliśmy jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu zmorzył nas sen.

______________________________________________
Brawa dla mnie! Po wielu dniach męczarni w końcu jest nowy rozdział ;D
Ogólnie jestem z niego zadowolona, ale mógłby być lepszy ;p
Mam nadzieję że się podoba ;)
Pozdrawiam
@Twinkleineye

wtorek, 2 października 2012

Rozdział 8

Siedzieliśmy w parku jeszcze przez jakiś czas, ale tylko dlatego że Grace nie chciała mnie puścić do domu w takim stanie. Kiedy trochę się uspokoiłem odprowadziłem przyjaciółkę do domu i sam pędem skierowałem się do siebie. Kiedy tylko stanąłem w progu domu, wszystkie negatywne emocje powróciły. Miałem ochotę rozwalić wszystko co stało na mojej drodze, jednak z trudem się powstrzymałem.
Jako że rodzinka miała wrócić dopiero około dwudziestej poszedłem do swojego pokoju. Leżałem na łóżku tępo wpatrując się w zegarek, wyczekując odpowiedniej godziny. Przez cały czas nie myślałem o niczym innym tylko o moim bracie. Mam gdzieś to że mnie bije i wyzywa, ale świadomość że mógł coś zrobić Lucasowi sprawiała że czułem potworny ból. To wszystko będzie tylko moją winą, bo to ja zawsze go podjudzałem.
Nagle usłyszałem charakterystyczny dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Zerwałem się szybko na równe nogi i zbiegłem na dół. Cała trójka znajdowała się w salonie. Stanąłem w progu i spojrzałem na Lucasa, który miał rękę w gipsie. Zacisnąłem dłonie w pięści i przygryzłem nerwowo wargę.
W tym właśnie momencie odwróciła się moja mama. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i podeszła trochę bliżej.
- Hej synku. - powiedziała.
- Nathan! - krzyknął Lucas.
Młody podbiegł do mnie i wtulił się w moje nogi. Odsunąłem go delikatnie i wściekły ruszyłem w stronę naszego ojczyma. Mężczyzna patrzył na mnie krzywo, ale miałem to gdzieś.
- Mam gdzieś to że mnie bijesz i traktujesz jak śmiecia, ale nie pozwolę żebyś to samo robił z moim bratem! - krzyknąłem i popchnąłem go z całej siły.
Greg był trochę zaskoczony moim zachowaniem. Zatoczył się do tyłu i po chwili spojrzał na mnie gniewnym spojrzeniem. Nie czułem wtedy strachu. Liczyło się tylko to co zrobił.
Mężczyzna podszedł bliżej, chwycił mnie za bluzę i podniósł do góry. Przez cały czas hardo patrzyłem mu w oczy. Nagle obsunął mnie od siebie i uderzył mnie w twarz. Zachwiałem się lekko, ale nie upadłem, bo Greg nadal mnie trzymał. Próbowałem się mu wyrwać, ale byłem bez szans. Po chwili znowu dostałem, ale tym razem znacznie mocniej.
Ojczym rzucił mnie na podłogę niczym worek ziemniaków i zaczął mnie kopać po żebrach. Zalała mnie tak potworna fala bólu, że miałem wrażenie, iż za chwilę stracę przytomność, ale na moje nieszczęście tak się nie stało. Słyszałem i widziałem jak Lucas płacze i próbuję do mnie podbiec, ale mama go trzymała.
Wiecie co w tym momencie bolało mnie najbardziej? Nie, nie to że Greg mnie kopał, tylko to że moja rodzona matka nawet nie zareagowała, tylko przyglądała się temu wyrażając na to zgodę.
Po kilkunastu minutach Greg przestał się na mnie wyżywać i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Leżałem na podłodze zwijając się z bólu i plując krwią. Po chwili Lucas w końcu wyrwał się matce i podbiegł do mnie. Widziałem że coś krzyczy, ale nie docierały do mnie jego słowa.
- Idź do swojego pokoju. - usłyszałem spokojny głos mamy. - A i jutro nie pójdziesz do szkoły. - dodała i skierowała się do kuchni.
Spróbowałem się podnieść, jednak szybko zrezygnowałem, bo poczułem straszny ból w żebrach. Jęknąłem cicho, a po chwili usłyszałem cichy płacz mojego brata. Spojrzałem na niego i widząc jego przerażoną twarz spróbowałem się trochę pozbierać. Muszę być silny. Dla niego.
Ponowiłem wcześniejszą próbę i tym razem poszło mi trochę lepiej. Oczywiście miałem ochotę zawyć z bólu, ale zacisnąłem zęby.
Z małą pomocą Lucasa udało mi się wstać. Brat pomógł mi się dostać do pokoju. Kiedy tam się znaleźliśmy, ostrożnie położyłem się na łóżku, Braciszek usiadł obok mnie i patrzył na mnie oczami pełnymi łez.
- Bardzo boli? - spytał cicho.
- Tylko trochę. - skłamałem i uśmiechnąłem się blado.
- Przepraszam. - szepnął.
- Hej, nie masz mnie za co przepraszać. - wydusiłem z trudem.
Lucas nic nie powiedział tylko położył się obok mnie i delikatnie przytulił się do mnie. Skrzywiłem się trochę, a następnie objąłem go. Miałem gdzieś ból, teraz liczył się tylko mój brat.
Kiedy obudziłem się następnego dnia, czułem się okropnie. Wszystko mnie bolało, a do tego byłem strasznie niewyspany. Z trudem wstałem i skierowałem się do łazienki. Z apteczki wyciągnąłem silne tabletki przeciwbólowe i zażyłem je z nadzieją że mi pomogą. Później odbyłem poranną toaletę i wróciłem do pokoju. Lucas nadal smacznie spał, więc postanowiłem go nie budzić.
Pomimo tego co wczoraj powiedziała moja matka postanowiłem pójść do szkoły. Wiem że to głupie, ale cóż taki już jestem. Ubrałem się w ciemne dżinsy, białą koszulkę i na to bluzę. W sumie z tym był pikuś, gorzej było z ubraniem butów. Bolące żebra ostro dawały się we znaki.
Kiedy byłem już gotowy wziąłem plecak i po cichu wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół. W całym domu panowała idealna cisza, za co byłem cholernie wdzięczny. Darowałem sobie śniadanie i wyszedłem z domu. Gdy tylko doszedłem na przystanek przyjechał autobus. Usadowiłem się z tyłu i starałem się nie myśleć o tym co się stało wczoraj.
Niecałe dziesięć minut później byłem już pod szkołą. Kiedy wszedłem na szkolny dziedziniec podbiegła do mnie Grace i przytuliła mnie z całej siły, przez co nie potrafiłem pohamować jęku bólu. Blondynka odsunęła się ode mnie i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Co ci jest? - spytała.
- Nic. - powiedziałem cicho.
- Scott! - krzyknęła odwracając głowę.
Westchnąłem cicho i znowu się skrzywiłem. Nawet to bolało.Po chwili obok nas pojawił się Scott razem z Alex.
- Co jest? - spytał chłopak patrząc na mnie.
- Nic. - powiedziałem to co wcześniej.
- Wcale nie! - warknęła Grace. - Patrz. - dodała i dźgnęła mnie w żebra.
Jako że nie byłem na to przygotowany zawyłem głośno z bólu. Grace uniosła brwi w górę i uśmiechnęła się triumfalnie. W tym właśnie momencie zadzwonił dzwonek ogłaszający rozpoczęcie pierwszej lekcji.
- Chodźmy lepiej na lekcję. - próbowałem odwrócić ich uwagę.
- Nigdzie nie idziemy dopóki nie powiesz co się stało. - blondynka chwyciła mnie za przedramię.
Skrzywiłem się delikatnie, bo to też mnie zabolało. Cała trójka patrzyła na mnie wyczekująco, a ja nie wiedziałem co zrobić. Po chwili westchnąłem zrezygnowany.
- Dobra. Chodźcie. - powiedziałem i ruszyłem za szkołę.
Kiedy stanęliśmy w takim miejscu gdzie żaden nauczyciel nie mógł nas zobaczyć, odłożyłem plecak na bok i odwróciłem się do przyjaciół. Patrzyli na mnie nie rozumiejąc o co chodzi. Podciągnąłem koszulkę do góry i spojrzałem na moich towarzyszy. Na ich twarzach widziałem przerażenie. Grace podeszła do mnie i delikatnie przejechała palcami po licznych siniakach widniejących na moim brzuchu.
- Greg ci to zrobił, prawda? - spytała cicho.
Skinąłem delikatnie głową i z powrotem naciągnąłem koszulkę. Grace zaczęła chodzić w tę i we wte mrucząc coś pod nosem.
- Nie możemy tego tak zostawić. - powiedziała nagle.
- To co chcesz zrobić? - spytał Scott.
- Chodźmy do mojej mamy. - odparła zerkając na mnie.
- I co to niby da? - zapytałem.
- Nie wiem, ale ona na pewno będzie wiedziała co robić. Nie mogę znieść myśli że ten dupek może coś jeszcze zrobić tobie albo Lucasowi. - Bennett nawijała jak najęta.
Kiedy to powiedziała zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu. Martwiła się o mnie. Kurde Nathan ogarnij się człowieku!
- Już zrobił. - powiedziałem cicho, a cała trójka momentalnie na mnie spojrzała. - Złamał mu rękę. - dodałem.
Grace aż poczerwieniałą ze złości. Scott i Alex wymienili zmartwione spojrzenia, a ja stałem jak głupi.
- Idziemy do mojej mamy. - zarządziła Grace.
Nie sprzeczaliśmy się z nią tylko wzięliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę szkoły. Grace przysunęła się bliżej mnie i delikatnie objęła mnie w pasie. Spojrzałem na nią zdziwiony, a ona uśmiechnęła się łagodnie.
- To na wypadek gdybyś zasłabł czy coś. - wytłumaczyła.
Uśmiechnąłem się do niej, ale nic nie mówiłem. W środku skakałem ze szczęścia jak małe dziecko. Wiem że to bez sensu, ale co tam. Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy. Kiedy weszliśmy do biblioteki, pani Bennett spojrzała na nas zdziwiona.
- A wy nie powinniście być teraz na lekcji. - spytała podchodząc do nas.
- No tak, ale..- zacząłem, ale Grace mi przerwała.
- Jezu olej lekcje! Są ważniejsze rzeczy! - krzyknęła.
- Na przykład jakie? - jej mama uniosła brew do góry.
- Na przykład to! - powiedziała i niespodziewanie podwinęła moją koszulkę do góry.
Czułem się trochę skrępowany kiedy wszyscy się tak na mnie patrzyli, ale cóż. Pani Bennett była w szoku. Podeszła do mnie i przyjrzała się śladom na moim brzuchu.
- Matko święta! Kto ci to zrobił? - spytała zerkając na mnie.
- A jak myślisz? - spytała Grace zanim zdążyłem otworzyć buzię. - Musimy coś z tym zrobić! - podniosła głos.
- Masz rację. To tak, wy wracacie na lekcję, a ja zabiorę Nathana do lekarza. - zarządziła.
- Nie zostanę w szkole! - krzyknęła Grace. - Jadę z wami! - dodała.
Pani Lydia westchnęła przeciągle, ale po chwili skinęła głową. Wiedziała że dyskusja z jej córką nie ma sensu, bo ona jest strasznie uparta, co nawiasem mówiąc bardzo w niej lubię.
- My zostaniemy. - powiedziała cicho Alex. - Damy wam później notatki i tak dalej. A raczej ja wam dam, bo Scott ich nie robi. - uśmiechnęła się krzywo do chłopaka.
Zaśmiałem się cicho widząc minę mojego przyjaciela, ale to nie był dobry pomysł, bo od razu zawyłem z bólu.
- A co z naszą karą? - spytałem cicho.
- Coś się wymyśli. - powiedziała pani Bennett - Dobra to wy zmykajcie, a ja idę wam załatwić zwolnienie. - oznajmiła patrząc na mnie z troską.
Wszyscy skinęliśmy głowami, a następnie mama Grace wyszła z pomieszczenia. Zaraz po niej wyszli Scott i Alex uśmiechając się do mnie. Siedzieliśmy z Bennett w ciszy, czekając aż jej mama wróci. Przyznam że ta cisza była lekko krępująca. Na szczęście po kilku minutach pojawiła się pani Bennett i wyszliśmy z budynku.
U lekarza, a raczej w szpitalu zrobili mi prześwietlenie i kilka badań. Kiedy siedzieliśmy już w trójkę w gabinecie przyszła lekarka.
- No chłopcze, miałeś naprawdę wiele szczęścia. - oznajmiła siadając na krześle. - Właściwie mogę powiedzieć że to cud, że nie masz złamanego żadnego żebra czy uszkodzonych narządów. To tylko bardzo mocne stłuczenie. - uśmiechnęła się delikatnie.
Odetchnąłem z ulgą, a Grace chwyciła moją dłoń i mocno ją ścisnęła. Ona także bardzo się martwiła. Dobrze jest mieć takich przyjaciół.
- Dostaniesz tabletki przeciwbólowe, które będziesz musiał je zażywać dwa razy dziennie. - powiedziała kobieta. - Ach te szkolne bójki. - mruknęła pod nosem.
Otworzyłem usta żeby wytłumaczyć że to nie była bójka, ale pani Bennett mnie powstrzymała. Nie wiem czemu to zrobiła, ale nie sprzeczałem się z nią.
Kiedy wyszliśmy ze szpitala żadne z nas nie odezwała się nawet słowem. W ciszy wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Odezwałem się dopiero wtedy, gdy zauważyłem gdzie jedziemy.
- Po co jedziemy do mnie? Mogłem wrócić z buta. - powiedziałem.
- Razem z Lucasem zamieszkacie na razie u nas. - odparła pani Bennett. - Mam nadzieję że Klara przemyśli sobie wszystko.
Zdziwiło mnie trochę to co powiedziała mama Grace, ale właściwie to było nawet miłe. Przynajmniej mój brat nie będzie już skazany na jakiekolwiek zagrożenie ze strony Grega.



____________________________________________________
Taki sobie mi wyszedł, przynajmniej jak dla mnie. No może akurat wam się spodoba ;)
Pozdrawiam
@Twinkleineye