wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 23

Delikatnie chwyciłem w dłonie twarz dziewczyny i spojrzałem jej prosto w oczy, uśmiechając się przy tym nieśmiało. W jej cudownych dobrze mi znanych niebieskich tęczówkach widziałem wesołe ogniki, które sprawiły, że krew w moich żyłach zaczęła płynąć szybciej.
Opuszkami palców przejechałem od policzka do brody, a następnie z rozmysłem kciukiem przejechałem po jej dolnej wardze. Jej usta rozchyliły się lekko, a moje palce otulił jej gorący oddech. Przygryzłem wargę zjeżdżając ręką w dól, do jej szyi, później do obojczyka, aż w końcu zatrzymała się na piersi. Czułem jej przyspieszone bicie serca, przez materiał bluzeczki, którą miała na sobie.
Ani na sekundę nie odwróciłem wzroku od jej oczu, nie chcąc aby mi cokolwiek umknęło. Nachyliłem się nad nią i nosem przejechałem po jej skroni, a po chwili delikatnie przygryzłem płatek jej ucha. Z gardła dziewczyny wydobył się niski jęk, co sprawiło, że po plecach przeszedł mi dreszcz. Co ona ze mną wyprawia?
- Jesteś taka piękna. Tak bardzo cię pragnę.- wyszeptałem jej do ucha.
Przymknęła powieki i tym razem to ona zadrżała delikatnie i znowu jęknęła. Podobało mi się to, że tylko słowami mogę doprowadzić ją do takiego stanu. Odsunąłem się od niej na kilka centymetrów, chcąc zobaczyć jej twarz. Ona naprawdę jest piękna.Wielkie niebieskie oczy, pełne malinowe usta, proste zęby, na których kiedyś znajdował się aparat oraz słodki uśmiech, który mógłby roztapiać lodowce. Do tego jest zgrabna i ma seksowne krągłości tam gdzie powinny być, jest mądra i miła, ale czasami, a nawet często wredna i arogancka, czym doprowadza mnie do szaleństwa.
Powoli otworzyła oczy i uśmiechnęła się do mnie nieśmiało rumieniąc się przy tym niczym piwonia. Do twarzy jej z tymi kolorkami. Ponownie położyłem dłoń na jej policzku, natomiast drugą na jej biodrze, stanowczo przyciągając ją bliżej siebie. Jej źrenice rozszerzyły się lekko, jednak oprócz tego nie zareagowała w żaden inny sposób.
Po raz kolejny się nad nią nachyliłem, tak że nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułem i słyszałem jak jej oddech staje się płytki i urwany. Ja również zacząłem szybciej oddychać. Bliskość jej ciała działała na mnie w dziwny sposób, jeszcze nigdy się tak nie czułem.
- Pocałuj mnie wreszcie. - szepnęła błagalnie.
- Jak sobie życzysz. - mruknąłem uśmiechając się łobuzersko.
Moje usta momentalnie lądują na jej pełnych malinowych wargach. Na początku całuję ją lekko, rozkoszując się tym pocałunkiem. Tak cudownie smakuje. Zalewa mnie fala pożądania i zaczynam całować ją mocniej, namiętniej. Jęknęła cicho przyprawiając mnie o dreszcz. Rozchylam jej usta językiem, pogłębiając pocałunek. Nasze języki wirują w gorącym tańcu.
Wsunąłem dłoń pod jej bluzkę i szybko odszukałem zapięcie od jej stanika, a następnie szybko się go pozbyłem. Oderwałem się od niej na chwilę, ale tylko po to, aby ściągnąć jej bluzkę. Kiedy widzę ją nagą od pasa w górę, mój oddech przyspiesza, a mój przyjaciel budzi się do życia.
Dziewczyna drżącymi dłońmi złapała skraj mojego podkoszulka i pociągnęła go do góry. Schyliłem się lekko, pomagając jej mnie rozebrać.Po chwili i ja jestem nagi od pasa w górę. Uśmiechnąłem się do niej łobuzersko, a jej policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone.
- Choć tu maleńka. - szepnąłem.
Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie, a następnie znowu wpiłem się w jej usta, obejmując ją mocno ramionami. Kocham tą dziewczynę, kocham i zrobię dla niej wszystko, byle tylko była szczęśliwa.
Popchnąłem ją delikatnie na łóżko i zawisłem nad nią nie przerywając pocałunku. Przesunąłem dłonie do guzika jej spodni i odpiąłem go szybko, a następnie zacząłem je ściągać.
Nagle dziewczyna chwyciła moją twarz w swoje dłonie i pociągnęła do góry, tak że znowu patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałem w jej tęczówkach podniecenie, ale także strach. To mnie trochę otrzeźwiło.
- Jeżeli nie chcesz to przestanę. - zapewniłem ją.
- Chcę, oczywiście że chcę. - szepnęła drżącym głosem. - Po prostu ja.. ja jeszcze.. nigdy.. ja nigdy.. - język się jej plątał, a twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, choć nie wiem jak to możliwe.
Uśmiechnąłem się szeroko od razu pojmując o co jej chodzi. Bez słowa zatkałem jej usta swoimi, całując ją delikatnie, z czułością.
- Jesteś niesamowita. - szepnąłem jej w usta.
- Kocham cię Nate. - wymamrotała przygryzając wargę.
- Ja ciebie też kocham.. Grace. - mruknąłem patrząc jej prosto w oczy.
W ekspresowym tempie pozbyłem się reszty naszych ubrań i już po kilku minutach byliśmy nadzy. Z czułością i rządzą nad którą trudno mi było zapanować całowałem każdy centymetr jej ciała, rozkoszując się jej cichym pojękiwaniem i tym jak jej ciało wygina się pod moim dotykiem. Nie miałem pojęcia, że tak bardzo na nią działam, jednak podoba mi się to, ale to jak moje ciało działa na nią bardziej mi się podoba. To podniecenie, gdy jej usta dotykają mojej skóry, gdy jej drobne dłonie błądzą po moim ciele.
- Bądź delikatny. - jęknęła cicho do mojego ucha.
- Obiecuję.

* * *
Otworzyłem gwałtownie oczy, czując potworną suchość w ustach i zawroty głowy. Kurwa to był tylko sen, jebany erotyczny sen. Jęknąłem cicho i przetarłem rękoma mokrą od potu twarz, czekając aż w końcu wleci mi to z głowy. To pierwszy raz, kiedy fantazjuję o Grace w TEN sposób. Często wyobrażałem sobie jak smakują jej usta i tym podobne, ale nie potrafiłem myśleć o tym.. Cholera!
Poczułem, że coś jest nie tak i już po chwili wiedziałem co.Niepewnie podniosłem się na łokciach i zobaczyłem to, czego się spodziewałem, a mianowicie mojego "przyjaciela" stojącego na baczność. Kurwa mać! Opadłem z powrotem na poduszkę i po chwili zakryłem nią sobie twarz.
Nie, nie, nie, nie. Grace i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi, przyjaciółmi do cholery. Poza tym jestem z Melissą, a swoim zachowaniem ranię nas wszystkich. Nie mogę tego robić, muszę się ogarnąć. Nie mogę być takim pieprzonym egoistą, nie mogę myśleć tylko o swoich uczuciach.
Ale z drugiej strony.. wiedząc co czuję do Grace, a wciąż będąc z Melissą, również ją oszukuję i ranię. Kiedy ona się o tym przez przypadek dowie.. nawet wolę sobie tego nie wyobrażać. Muszę jej powiedzieć prawdę. Muszę być z nią szczery.

* * *
- Nathan!
Podskoczyłem jak oparzony, kiedy ktoś klepnął mnie w ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem za sobą uśmiechniętego od ucha do ucha Scott'a. Momentalnie się rozluźniłem i również się do niego wyszczerzyłem, jednak po chwili trochę on przygasł i zastąpił go rumieniec, gdyż przypomniałem sobie mój sen.
- Co jest? - zdziwił się. - Kurwa stary, czy ty się rumienisz? - zaczął się śmiać.
- Miałem erotyczny sen o Grace. - wyrzuciłem z siebie na tyle cicho, że tylko on mógł to usłyszeć.
Chłopak momentalnie zamilkł i patrzył na mnie niewidzącym wzrokiem.
- Co ty gadasz? - wybałuszył na mnie oczy.
- To co słyszałeś. - burknąłem ruszając w kierunku szkoły.
Craven przez chwilę stał sparaliżowany na środku dziedzińca i gapił się na mnie jak sroka w gnat. Wszyscy którzy go mijali patrzyli na niego jak na idiotę, ale w sumie to nie pierwszy raz. Wywróciłem oczami i zatrzymałem się przed drzwiami.
- Idziesz czy będziesz tak stał jak jakiś kretyn? - krzyknąłem do niego uśmiechając się półgębkiem.
Scott pokręcił głową, jakby chciał wyrzucić z głowy jakąś myśl, a następny szybko do mnie podbiegł. Weszliśmy razem do szkoły milcząc jak zaklęci, co u nas bywa rzadkością. Gdy szliśmy korytarzem, nagle na Scott'a rzuciła się jego dziewczyna,, przez co z głośnym hukiem wylądowali na podłodze.
- Hej skarbie. - zachichotała całując go w policzek, na co chłopak odpowiedział jękiem bólu. - Przepraszam. - mruknęła zrywając się na równe nogi.
- W porządku? - zwróciłem się do niego, jednocześnie podając mu rękę, by pomóc mu wstać.
Craven skinął tylko głową. Chyba wciąż był w szoku po moim wyznaniu, ale właściwie to się mu nie dziwię, zareagowałbym tak samo.
- Cześć Nathan. - Alex uśmiechnęła się do mnie promienie, kiedy jej chłopak już stał w pionie.
- Hej. - wyszczerzyłem się do niej.
Alex chciała już coś powiedzieć, ale w tym momencie z gardła Scott'a wyrwał się kolejny jęk.
- Ałć. - burknął chwytając się za głowę.
- Stary masz opóźniony zapłon czy jak? - zaśmiałem się.
Chłopak z chwilowym opóźnieniem zdał sobie sprawę, że coś do niego powiedziałem. Powoli podniósł głowę i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
- Taa, chyba tak. - mruknął i zaczął się śmiać, a my razem z nim.
- Moje biedactwo. - Alex dała mu buziaka w policzek, a on uśmiechnął się szeroko i puścił do mnie oczko.
A to przebiegły idiota!

* * *
Siedziałem na ławce w parku, niedaleko mojego domu i wpatrywałem się jak malutkie płatki śniegu powoli opadają na białą już okolicę. Czekałem właśnie na Malissę, z którą się tu umówiłem. Musiałem z nią pogadać i to jak najszybciej. Wiedziałem, że ją ranię, a widok bólu w jej ślicznych oczach, sprawiał ból również mnie. Nie czuję się z tym dobrze.Muszę załatwić tą sprawę.
Przymknąłem powieki i wziąłem głęboki wdech, próbując ułożyć w głowie to co jej powiem. Kompletnie nie wiedziałem od czego mam zacząć. Wiedziałem, że cokolwiek powiem, skrzywdzę nas oboje. Mel jest mi naprawdę bliska i już zawsze będę do niej czuć coś więcej niż przyjaźń. Przeżyliśmy wiele przyjemnych chwil, których nigdy nie zapomnę.
- Hej.
Podskoczyłem i gwałtownie otworzyłem oczy, słysząc ten znajomy, melodyjny, choć teraz nieco zachrypnięty głos. Odwróciłem się nieznacznie i zobaczyłem Drobną brunetkę, odzianą z czarny płaszczyk i czapkę z uszami misia, a wokół szyi miała owinięty wełniany szalik. Wyglądała tak słodko i niewinnie, że serce ścisnęło mi się boleśnie. Nie, nie mogę tego zrobić. Będzie cierpieć jeszcze bardziej niż teraz. Ale jak się przez przypadek dowie, że fantazjujesz o swojej przyjaciółce, będzie jeszcze gorzej. Cholera!
Odchrząknąłem czując jak w moim gardle rośnie gula.
- Hej. - mruknąłem.
Dziewczyna chciała mnie pocałować, ale spuściłem głowę, przez co jej usta zatrzymały się na moim policzku.  Kątem oka zobaczyłem błysk bólu w jej oczach. Kurwa!
- Coś się stało? - spytała smutno.
- Musimy pogadać. - szepnąłem przygryzając wargę.
Brunetka zmarszczyła brwi, co sprawiło, że na jej czole pojawiła się malutka zmarszczka. To będzie trudniejsze niż myślałem.
- Słucham. - wymamrotała, próbując mnie zachęcić do mówienia.
- Chodzi o to, że ja.. że ty.. znaczy my.. że.. my.. że.. - zakląłem pod nosem nie wiedząc co robić. Przetarłem twarz dłońmi, czując na sobie spojrzenie dziewczyny. Dobra Nathan jeszcze raz, ale nie spierdol tego. - Chodzi mi o to, że my.. że powinniśmy się rozstać. - powiedziałem na wdechu.
Przeniosłem na nią spojrzenie, ale to był błąd. W jej oczach błyszczały łzy, a broda drżała delikatnie. Widziałem jak zaciska zęby, byle tylko się nie rozpłakać. Cholera.
- Dlaczego? - spytała cicho spuszczając wzrok.
- Słuchaj Mel, nie zrozum mnie źle. Jesteś wspaniałą dziewczyną. Miłą, mądrą i piękną. Już nigdy nie będziesz mi obojętna i cieszę się, że mogłem cię poznać i przeżyć z tobą tyle.. fantastycznych chwil, ale ja nie mogę.. nie mogę cię tak ranić. Nie zasługuje na ciebie. Ja.. - urwałem i zacisnąłem mocno powieki.
- Kochasz Grace. - szepnęła.
- Tak. Ja.. zaraz.. Skąd wiesz? - spojrzałem na nią zdziwiony.
-Widziałam jak na nią patrzysz, oczy ci wtedy błyszczały. Na mnie nigdy tak nie patrzyłeś. - po jej policzku spłynęła jedna łza.
- Melissa przepraszam.. przepraszam że nie potrafię cię obdarzyć takim uczuciem na jakie zasługujesz. Przepraszam, że namąciłem ci w głowie i że przeze mnie miałaś tyle problemów. Jeżeli teraz mnie zwyzywasz , uderzysz czy zrobisz cokolwiek, zrozumiem. Zasługuję na to. - mówiłem bez ładu i składu.
- Nie chcę na ciebie krzyczeć ani cię bić Nathan. Przy tobie spędziłam najcudowniejsze chwile w życiu i nigdy tak dobrze z nikim nie bawiłam. Nauczyłeś mnie jeździć na deskorolce, mimo iż mój brat mógł cię przez to zabić, robiłam z tobą rzeczy o których jeszcze niedawno w ogóle nie myślałam. - zarumieniła się lekko i przygryzła wargę. - Jestem ci wdzięczna Nathan, za wszystko. - szepnęła. - Nie będę cię zatrzymywać i błagać, żebyś mnie nie zostawiał, że cię kocham i potrzebuję, mimo iż to prawda. Nie chcę cię zmuszać do miłości i bycia ze mną. - po jej policzkach spływało mnóstwo łez. Sam musiałem się bardzo postarać, żeby się nie rozpłakać. - Chcę, żebyś był szczęśliwy i to się dla mnie liczy. Mam nadzieję, że wciąż będziemy przyjaciółmi. Nie chcę tracić z tobą kontaktu.
- Ja też tego nie chcę. - mój głos był mocno schrypnięty. - Melissa, zasługujesz na kogoś lepszego niż ja.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i szlochając pospiesznie wstała z ławki i ruszyła do przodu. Momentalnie zerwałem się na równe nogi i pobiegłem za nią. Nie chcę takiego rozstania.
Złapałem ją za łokieć i odwróciłem twarzą do siebie i w tym momencie nasze usta spotkały się ze sobą. Przez chwilę byłem w lekkim szoku, jednak po chwili zacząłem ją całować z czułością i namiętnością, chcąc jej pokazać, że już nigdy nie będzie mi obojętna. Rozchyliłem jej usta językiem, pogłębiając pocałunek, a ona jęknęła cicho i wplotła palce w moje włosy przyciągając mnie bliżej siebie.
Czułem, że wkłada w ten pocałunek cały swój ból i miłość, zresztą ja robiłem to samo. Nie mogłem pozwolić na to, by myślała, że jej nie kocham, że chciałem ją tylko zaliczyć. Kocham Melissę, naprawdę. Jednak nie dość mocno, by móc z nią dalej być. Nie mogę nas ranić.
Nagle oderwała się ode mnie i odsunęła gwałtownie. Patrzyła na mnie przez kilka sekund, próbując wyrównać oddech. Chciałem coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. Mel pokręciła głową, a po jej policzkach znowu spłynęły łzy. Odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie zostawiając mnie samego na środku chodnika.
Stałem jak słup soli, nie zważając na to, że płatki stawały się coraz większe i było ich więcej. Patrzyłem w ślad za dziewczyną, czując się jak skończony drań. To nie tak miało wyglądać. Zupełnie nie tak.
- Kurwa! - wrzasnąłem na całe gardło przeczesując włosy palcami.
W tym momencie również po moich policzkach zaczęły spływać słone kropelki. Miałem jej nie zranić, a przez ten jebany pocałunek najbardziej ją skrzywdziłem.


____________________________________________
Tak, tak wiem, że jest krótki. Miał być dłuższy, ale po namyśle stwierdziłam, że taki jednak będzie dobry.
Nie wiem, kiedy będzie następny rozdział, ale postaram się by był w miarę szybko.
Pozdrawiam cieplutko
@Twinkleineye

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 22

Minęły dopiero cztery dni, odkąd Grace znajduje się w szpitalu, a ja już nie wytrzymuję psychicznie. Za każdym razem, kiedy widzę jej bladą, posiniaczoną twarz i podpuchnięte od płaczu oczy, od środka rozrywa mnie potworny ból.
Czuję się winny temu co się stało. Powinienem coś zrobić, aby zapobiec temu wszystkiemu, ale nie zrobiłem nic. Zgubiło mnie moje ego i zazdrość.
Codziennie przychodzimy do Grace, do szpitala, jednak ona w ogóle nie zwraca na nas uwagi. Ani razu się do nas nie odezwała, nawet słowem, przez cały czas patrzy przez okno, na drzewo, które rośnie obok szpitala.
Ona cierpi i to cholernie, wiem to. Kilka razy, kiedy wyszedłem z sali, widziałem jak płacze. Widok łez na jej buzi sprawiał, że czułem się jeszcze gorzej. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Jestem idiotą.. idiotą, ciotą, debilem i mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Przez moje dziecinne zachowanie, osoba na której tak bardzo mi zależy cierpi i teraz nic nie mogę z tym zrobić.
Scott i Alex wciąż próbują mnie przekonać, że to nie jest moja wina, że nie mogłem przewidzieć tego, co zrobi Carlos, ale nie potrafię  tego przyjąć do wiadomości, nie mogę bo wiem, że jest inaczej. Właśnie, że mogłem przewidzieć (przynajmniej częściowo) co ten dupek chce zrobić, ale wolałem się wściekać niż zadbać o bezpieczeństwo Grace.
Kocham ją, kocham najbardziej na świecie. Nie potrafię już temu zaprzeczyć, bo to głupota. Nie powinno się wstydzić swoich uczuć, prawda? Najgorsze jednak jest to, że przez to ranię Malissę. Nie zasługuję na nią i na uczucie którym mnie darzy (chyba, że będzie to nienawiść). Mel jest cudowną dziewczyną, mądrą i śliczną i powinna mieć u swego boku kogoś lepszego niż ja.
Nie mogę się na niczym skupić. Wszystko za co się biorę po kilku minutach zaczyna mnie wkurzać, albo doprowadzać do tego, że chce mi się płakać. Nie zniosę tego dłużej, tej jebanej niepewności co się wydarzy. A co, jeżeli Grace również uważa, ze to co się wydarzyło jest moją winą i nie będzie chciała się ze mną dłużej zadawać? Wiem, że to brzmi żałośnie i dziecinnie, ale.. boję się. Nie chcę jej stracić, nawet jeżeli między nami nigdy nic nie będzie. Nie chcę jej stracić, nie chcę zostać sam ze swoimi problemami. Owszem mam jeszcze Scott'a i Alex, ale to Grace zawsze była mi najbliższa i bez niej jestem nikim.
- Nathan?
Powoli podniosłem głowę i skierowałem wzrok na moją mamę, która patrzyła na mnie z troską, jednocześnie robiąc śniadanie mojemu bratu. Uśmiechnęła się do mnie ciepło, więc spróbowałem zrobić to samo, ale raczej wyszedł z tego grymas.
- Kochanie może zrobię ci śniadanie, nic nie jadłeś od dwóch dni. - powiedziała z żalem.
- Nie jestem głodny. - szepnąłem zachrypniętym głosem.
Mama usiadła naprzeciwko mnie i chwyciła moją dłoń, ściskając ją delikatnie. Spojrzałem jej prosto w oczy, widząc w nich jak bardzo się o mnie martwi. Zrobiło mi się głupio, że przysparzam jej problemów, ale nic nie mogłem na to poradzić.
- Nate, skarbie wiem że martwisz się o Grace, ale musisz coś jeść. Jestem pewna, że nie byłaby zadowolona widząc cię w takim stanie. - szepnęła klepiąc mnie po ręce.
- Mamo to nie to samo. Mnie nikt nie próbował.. - urwałem czując ucisk w żołądku.
Wolałem nawet nie myśleć co by się stało, gdyby mnie tam wtedy nie było. Jeśli ten skurwiel zrobiłby jej krzywdę, pożałował by tego, że się urodził.
- Kochanie.. - mama chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nie chciałem słuchać.
- Muszę już iść. - szepnąłem.
Delikatnie wyrwałem dłoń z jej uścisku, złapałem plecak i wybiegłem z domu, zanim moja rodzicielka zdołała cokolwiek powiedzieć. Gdy tylko przekroczyłem próg domu, w moich oczach stanęły łzy. To wszystko co mnie otacza, powoli zaczyna mnie przytłaczać, dusić. Nie wiem jak długo tak pociągnę.

* * *
W szkole byłem nieobecny, nie mogłem się skupić na tym co kto do mnie mówi, przez co zarobiłem trzy banie i uwagę od wychowawczyni. Jeszcze tego mi było trzeba do szczęścia.
Melissa próbowała ze mną pogadać, odwrócić moją uwagę od tego co się stało, ale nie potrafiłem jej nawet spojrzeć w oczy. Wyrzuty sumienia zjadały mnie od środka. Czułem się winny. Widziałem ból w jej oczach, gdy nie potrafiłem nawet odwzajemnić jej pocałunku. Widząc jak cierpi, miałem ochotę przywalić sobie w twarz.
- Nathan!
Automatycznie odwróciłem się słysząc swoje imię. W moim kierunku biegł Scott, jednocześnie machając do mnie ręką. Wziąłem głęboki wdech, chcąc w ten sposób się uspokoić. Nie chciałem, żeby znowu zobaczył jak wymiękam.
- Nathan, Jezu stary nigdzie nie mogłem cię złapać. - burknął zasapany stając naprzeciwko mnie. - Idziesz teraz do Grace? - spytał.
Wzruszyłem ramionami i spuściłem głowę, czując jak łzy napływają mi do oczu. Czy w ogóle warto?
- Nie wiem. - mruknąłem. - Nie wiem czy jest sens.. Grace nawet nie chce z nami gadać. - użyłem liczby mnogiej tylko dlatego, że wtedy mniej bolało.
- Stary, wiem że jest ci ciężko..
- Nie prawda. Nie wiesz. - burknąłem przerywając mu. - Alex cię kocha i widać to na kilometr, ty ją zresztą też kochasz i nie zaprzeczaj. - warknąłem widząc, że chce coś powiedzieć. - A ja? Dziewczyna którą kocham, która nie wie że ją kocham, leży teraz w szpitalu, bo wolałem się na nią wściekać niż jej pomóc wiedząc, że frajer z którym się spotyka jest jebanym ćpunem. Do tego okłamuję naprawdę świetną dziewczynę, która nie zasługuje na takie traktowanie. Nie wiem co mam robić, ja już dłużej tak nie mogę. - Scott patrzył na mnie szeroko otwartym oczami.
- Cholera.. nie wiem co mam ci powiedzieć. - odezwał się cicho.
- Idziesz ze mną do tego szpitala? - spytałem po chwili krępującej ciszy.
- Pewnie. - uśmiechnął się do mnie niepewnie.

* * *
Wchodząc do białej sali w towarzystwie mojego przyjaciela czułem się dziwnie. Moje ciało ogarnęło dziwne.. odrętwienie? Nie potrafię tego określić. Może chodzi o to, że w szpitalu zmarł tata i teraz źle mi się kojarzą? Zawsze, kiedy znajduję się w szpitalu, w mojej głowie pojawiają się różne obrazy, wspomnienia. Bolesne wspomnienia. Płacz i krzyk mojej mamy, moje zdezorientowanie, cały chaos jaki panował wokół.
Potrząsnąłem głową, chcąc odsunąć od siebie tamto wydarzenie, które mocno utkwiło mi w pamięci. Poczułem jak Scott kładzie mi dłoń na ramieniu, chcąc mi w ten sposób dodać otuchy. Dzięki Bogu tak właśnie było.
Usadowiliśmy się na dwóch krzesłach, które stały obok łóżka i utkwiliśmy spojrzenia w śpiącej dziewczynie. Wyglądała tak spokojnie i niewinnie. Do tego na jej policzkach w końcu pojawiły się delikatnie rumieńce, a opuchlizna po uderzeniu tej gnidy trochę się zmniejszyła. Nie mogłem już patrzeć na jej bladą i opuchniętą twarz, wtedy czułem się jeszcze gorzej (o ile to w ogóle było możliwe).
- W porządku? - odezwał się cicho Scott.
- Chyba tak. - mruknąłem cicho, nie ufając swojemu głosowi.
Niepewnie chwyciłem dłoń dziewczyny i ścisnąłem ją delikatnie. Poruszyła się nieznacznie, mlasnęła cicho, a następnie westchnęła, ale nie obudziła się. Uśmiechnąłem się blado i musnąłem ustami jej knykcie. Miała taką zimną skórę. Automatycznie przykryłem ją szczelniej kołdrą, przez co znowu się poruszyła i zaczęła mruczeć coś pod nosem.
- Zawsze miała twardy sen. - Scott zaśmiał się cicho, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
Mimowolnie na mojej twarzy zakwitł szeroki uśmiech, na wspomnienie wszystkich dowcipów jakie robiliśmy Grace, kiedy byliśmy młodsi. Smarowaliśmy ją pastą do zębów, albo rysowaliśmy jej wąsy.Zawsze się na nas o to wściekała, ale chwilę później jej przechodziło i śmiała się razem z nami.
Cholera, naprawdę chciałbym wrócić do tamtych czasów, wszystko było wtedy łatwiejsze, życie było prostsze. Moim problemem było to czy zdążę na ulubioną bajkę, a nie ćpun, który próbuje zgwałcić moją przyjaciółkę.
Wzdrygnąłem się myśląc o tym, co nie uszło uwadze Craven'a/ Chłopak poklepał mnie "po męsku" po ramieniu i uśmiechnął się do mnie nieznacznie. Dobrze jest mieć takich kumpli.
Spojrzałem na twarz śpiącej dziewczyny i dostrzegłem jak jej powieki poruszają się nieznacznie, a po chwili całkowicie się otworzyły. Blondynka lekko zdezorientowana i przestraszona rozejrzała się po sali, aż w końcu jej wzrok skupił się na mnie i na Craven'ie.
- Hej. - Scott uśmiechnął się do niej wesoło, jednocześnie machając ręką jak jakiś przygłup.
Grace zmarszczyła brwi w zdziwieniu, jednak po chwili uśmiechnęła się delikatnie i także mu pomachała. Przyglądałem się im nie wiedząc co mam zrobić, było mi głupio, jak zawsze kiedy tu przychodziłem.
Bennett spojrzała na mnie, a w jej oczach pojawiły się malutkie iskierki. Na ten widok moje serce zamarło, by po chwili zacząć bić sto razy szybciej. Taka mała rzecz a cieszy.
- Jak się czujesz? - spytałem lekko drżącym głosem.
- Dobrze. - odparła po chwili zawahania. Jej głos był mocno zachrypnięty.
- O! To panienka potrafi jednak mówić. - mruknął Scott, a chwilę potem wybuchnął śmiechem.
Grace również zaczęła się śmiać, jednak nie tak dźwięcznie jak zawsze, ale za to w jej oczach dało się zauważyć te wesołe ogniki, które zawsze się pojawiały, gdy była szczęśliwa lub po prostu wesoła. W duchu odetchnąłem z ulgą. Wróciła moja Grace. Może nie jest jeszcze ok, ale śmieje się i przede wszystkim odzywa się do nas.
- Przepraszam, że nic nie mówiłam, ale.. to wszystko chyba jeszcze do mnie nie dotarło. - wyraźnie posmutniała. - Nathan przepraszam, że ci nie wierzyłam. Mówiłeś mi, że nie wiem jaki jest Carlos, ale nie słuchałam. Jestem taka głupia. Jesteśmy przyjaciółmi od dziecka, zawsze sobie pomagamy i powinniśmy bezgranicznie sobie ufać, a ja.. nie potrafiłam przyjąć do wiadomości, że Carlos nie jest ideałem.
- Grace, to nie ważne. - powiedziałem cichym, łamiącym się głosem.
- Owszem ważne. Przez moją głupotę ciągle się kłóciliśmy i mogliśmy przestać się przyjaźnić, po tym wszystkim co razem przeszliśmy, zapominając o tym co nas łączyło. Zachowywałam się jak nieodpowiedzialna gówniara. Byłam zapatrzona w tego.. w tego dupka, wierzyłam we wszystko co mi mówił, robiłam co mi kazał. Nie wybaczę sobie tego co się stało. - po jej policzkach z siłą wodospadu spływały słone kropelki.
Przeczesałem dłonią włosy, patrząc wszędzie tylko nie na Grace, widząc jej łzy, sam miałem ochotę się rozpłakać, natomiast Scott siedział nieruchomo i wpatrywał się w swoje dłonie. Czułem się dziwnie po tym co powiedziała Grace i nie wiedziałem jak mam się zachować.
- Grace to już jest nie ważne. Liczy się to co jest teraz, a obecnie wciąż jesteśmy paczką tych debili co wcześniej. - wydusiłem w końcu patrząc na twarz dziewczyny. - Nie płacz, proszę cię. Nigdy nie wiem co mam wtedy zrobić. - powiedziałem zgodnie z prawdą.
Grace się zaśmiała. Tak po prostu zaczęła się śmiać. Zerknąłem na Scott'a, który wzruszył ramionami, nie rozumiejąc o co chodzi. Blondynka przetarła twarz wierzchem dłoni i spojrzała na nas, uśmiechając się delikatnie.
- Jak byliśmy dziećmi, a ja się wywróciłam i zaczęłam płakać, ty nie wiedziałeś co masz zrobić i po chwili zacząłeś płakać razem ze mną. - odezwała się łagodnie.
Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się rumieniec, natomiast na ustach uśmiech. Doskonale to pamiętam. Grace rozcięła sobie wtedy kolano, a ja zacząłem panikować i się rozpłakałem widząc jej łzy.
- Dlaczego ja nic o tym nie słyszałem? - oburzył się Scott, ale widziałem w jego oczach, że ledwo powstrzymuje śmiech.
- Jak o tym komuś powiesz, to cię zabije. - burknąłem, a moi przyjaciele zaczęli się ze mnie śmiać.

* * *
Nerwowo tupałem nogą, przez cały czas wpatrując się w ścianę przede mną i ściskając dłoń mojej przyjaciółki. Znajdowaliśmy się na komisariacie, gdyż musieliśmy złożyć zeznania z tamtego dnia, gdy Grace została "napadnięta". Denerwowałem się jak diabli. Nie miałem pojęcia o co policja może pytać i bałem się, że ten sukinsyn może mnie oskarżyć o pobicie, przez co będę miał przesrane.
- Nathan.. - szepnęła Grace, mocniej ściskając moją dłoń, jednocześnie gładząc kciukiem jej wierzch.
- Denerwuje się. - mruknąłem cicho. - Nie chcę wracać do tego co się wtedy stało.
Blondynka wzdrygnęła się delikatnie i skrzywiła się lekko, ale udawałem że tego nie widzę. Zaczynałem żałować, że w ogóle się odzywałem. Przeze mnie to ona przeżywa wszystko na nowo. Idiota ze mnie.
Nagle dziewczyna uniosła dłoń i pogłaskała mnie delikatnie po policzku, przez co moje ciało zalała fala gorąca. Spojrzałem jej w oczy i zobaczyłem w nich te znajome iskierki, pomieszane z bólem.
- Przepraszam. - burknąłem zażenowany.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęła się do mnie, jednak jej oczy pozostał smutne.
Objąłem ją mocno ramieniem i przyciągnąłem do siebie, a ona oparła głowę na moim ramieniu, jednocześnie biorąc głęboki wdech. Lubię, kiedy jest tak blisko mnie, móc czuć jej zapach i ciepło jej ciała. Cholera Nathan ogarnij się pojebie!
Nagle naszych uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili stukot ciężkich butów. Automatycznie podnieśliśmy głowy i spojrzeliśmy w kierunku z którego dochodził hałas. Nieźle się zdziwiłem kiedy zobaczyłem zmierzającego w naszym kierunku Raul'a. Chłopak zmarszczył brwi widząc jak obejmuję Grace ramieniem. Cóż, najwyraźniej Bennett wciąż mu się podoba.
- Raul? - spytała zaskoczona kiedy Johanson stanął przed nami. - Co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem złożyć zeznania. - wzruszył ramionami. - Nigdy nie lubiłem Carlos'a, zawsze działał mi na nerwy. Zresztą nie tylko mi. Kiedy dowiedziałem się co ten skurwiel chciał ci zrobić, nieźle się wkurzyłem. Wiesz Grace.. - mruknął niepewnie, zerkając na mnie. - Zawsze mi się podobałaś. Jesteś naprawdę świetną laską i mimo iż ty mnie nie lubisz i masz mnie gdzieś to nigdy nie chciałem, że stało ci się coś złego. Naprawdę mi przykro, że musiałaś przejść przez coś takiego. Mam nadzieję, że wsadzą tego sukinsyna do pierdla.
- Zasłużyłam na to. - szepnęła Grace spuszczając głowę. - Sama jestem sobie winna. Chłopaki ostrzegali mnie przed nim, ale im nie wierzyłam i chcąc ich wkurzyć coraz częściej spotykałam się z nim i robiłam to co mi kazał. Nawet nie dostrzegłam tego, że poił mnie narkotykami. - pokręciła głową i zaśmiała się pod nosem, jednak jej śmiech wcale nie był wesoły. - Wolę nie myśleć co by się ze mną stało, gdyby Nathan tamtędy nie przechodził. - po jej policzku spłynęła łza.- Dziękuje ci Raul. Mimo iż zawsze byłam dla ciebie wredna, ty mi pomagasz. Może to nie wiele, ale dla mnie znaczy naprawdę dużo. Będę twoją dłużniczką.
Johanson uśmiechnął się do niej półgębkiem, a Grace odwzajemniła ten gest. Przez chwilę poczułem się jak intruz i nawet miałem ochotę się przejść, jednak Bennett przez cały czas mocno ściskała moją dłoń. Wiedziałem, że nie mogę jej teraz zostawić.
- Powodzenia. - mruknął Raul, skinął na mnie głową, a następnie szybko się ulotnił.
Długo patrzyłem w ślad za Johanson'em, zastanawiając się nad tym co powiedział i jak się zachowywał. Trochę dziwne to wszystko było, ale właściwie miło, że przyszedł złożyć zeznania przeciwko Carlos'owi. Mam nadzieję, że to coś pomoże. W sumie, ciekawi mnie co on powiedział.
- Miło z jego strony. - szepnęła Grace wtulając się we mnie.
Spojrzałem na nią i zauważyłem, że jej policzki są mokre od łez. Chwyciłem jej twarz w dłonie i kciukami wycierałem słone kropelki, których z każdą sekundą było więcej, przez cały czas patrząc jej prosto w oczy. Nienawidzę patrzeć jak płacze. Nie wiem jak mam jej wtedy pomóc.
- Nie płacz. Wszystko będzie w porządku. - mruknąłem głaszcząc ją po chłodnym policzku. - Zobaczysz, zamkną tego sukinsyna za to co ci zrobił. Nie ma innej opcji.
- Co noc śni mi się tamten dzień. To jak Carlos mną szarpał, jak mnie uderzył, a później jest ciemność i ból i strach. - szepnęła drżącym głosem.
- Grace.. - wydusiłem z bólem.
Nic więcej nie powiedziałem, tylko po prostu mocno ją przytuliłem, całując we włosy i głaszcząc po plecach, chcąc dodać jej otuchy. Mam nadzieję, że ten skurwiel słono zapłaci za krzywdę, którą wyrządził mojej przyjaciółce.
- Grace Bennett? - podskoczyłem słysząc piskliwy, kobiecy głos.
- Tak, to ja. - mruknęła blondynka odsuwając się ode mnie, jednocześnie wierzchem dłoni przecierając oczy.
- Zapraszam. - kobieta uśmiechnęła się do niej ciepło.
Grace wstała powoli i niepewnie ruszyła w kierunku policjantki. Po chwili odwróciła się i spojrzała na mnie ze strachem w oczach. Uśmiechnąłem się do niej lekko, tym samym dając jej znak, że nie ma się czego bać i że będę tu na nią czekał.
Bennett nieco się rozchmurzyła i już trochę pewniejszym krokiem weszła do pomieszczenia, z którego wcześniej wyszedł Raul. Gdy drzwi się zamknęły, westchnąłem głośno i przeczesałem dłonią włosy. Oby wszystko poszło dobrze. Nigdy więcej nie chcę widzieć tej gnidy na oczy.


_______________________________
Przepraszam, że musieliście tyle czekać na ten rozdział, ale mam lekki poślizg i trochę nie wyrabiam. Mam nadzieję, że przez weekend uda mi się co nie co nadrobić.
Cóż, doszłam do wniosku, że jeszcze pociągnę to opowiadanie. Chyba nie jestem jeszcze gotowa, by się z nim rozstać. Za bardzo się do niego przywiązałam ;)
Pozdrawiam was cieplutko
@Twinkleineye

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 21

Leżałem na łóżku, bawiąc się włosami mojej dziewczyny, która spała wtulona w mój tors. Czułem się okropnie, jakbym ją oszukiwał, a to nie jest przyjemne uczucie. Przez cały czas coś ściska mnie w żołądku, a do tego w mojej głowie zagnieździło się mnóstwo natrętnych myśli, które gryzły niczym wściekłe pszczoły. Wszystkie były skupione oczywiście na Grace.
Gdybyś potrafił od razu zdeklarować się co do swoich uczuć. Jak wyglądałoby teraz moje życie, gdybym od razu powiedział Bennett o tym, że czuję do niej coś więcej niż tylko przyjaźń, że jest dla mnie ważniejsza niż zwykła przyjaciółka, że już nie myślę o niej tak jak dawniej. Co jeśli by mnie wyśmiała, przecież po czymś takim raczej nie moglibyśmy wciąż być przyjaciółmi. A jeżeli ona czuła do mnie to samo, ale również bała się cokolwiek powiedzieć, żeby nie zniszczyć tego co było, albo czego nie było między nami.
Jedno jest pewne, straciłem już swoją szansę. Grace jest szczęśliwa z Carlos'em, a ja mam Melissę. Może po prostu tak powinno być, może nie byliśmy sobie pisani. Boże, gadam jak w jakimś pieprzonym, łzawym, babskim filmie.
Drobna dłoń dziewczyny, powoli, niepewnie błądziła po moim brzuch, stopniowo zjeżdżając coraz niżej. Poczułem jak w moim podbrzuszu rozlewa się ciepło, a z gardła wydobył się cichy jęk. Melissa mruknęła cicho pod nosem i zaczęła składać pocałunki na moim brzuchu i klatce piersiowej. Przyciągnąłem ją mocniej do siebie i pocałowałem w czubek głowy, jednocześnie wdychając jej słodki zapach.
- Nie śpisz? - spytałem cicho, starając się zapanować nad swoim głosem.
- Chciałabym, ale ktoś mi nie pozwala. - mruknęła między pocałunkami.
- I że niby tym ktosiem jestem ja? - spytałem ze śmiechem.
- Można tak powiedzieć.
Podniosła się na łokciach i spojrzała mi prosto w oczy.  W jej własnych widziałem wesołe iskierki, a gdzieś w kącikach czaiło się jakieś silne uczucie, którego nie potrafiłem zidentyfikować. Nachyliła się nade mną i złożyła na moich ustach namiętny pocałunek, który z każdą sekundą prowadził do czegoś więcej.
Miałem wyrzuty sumienia i to cholerne. Mimo iż czuję do niej coś więcej niż przyjaźń, mam wrażenie jakbym ją oszukiwał, ją ale też przede wszystkim siebie. Jakbym chciał przed wszystkimi coś udowodnić.
Powinienem się naprawdę ogarnąć i w końcu zdeklarować się co do swoich uczuć, bo przez moje dziecinne zachowanie ktoś może ucierpieć.

* * *
Szedłem nieoświetlonym chodnikiem, przez centrum miasta. Od kilku dni czułem się fatalnie, wszystko mnie denerwowało, przez co ja sam wkurzałem wszystkich dookoła. Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo byłem uciążliwy dla wszystkich, ale nic na to nie poradzę.
Spojrzałem w niebo, z którego nieustannie spadały drobne płatki śniegu, osiadając na ziemi i otulając całą okolicę białą kołderką. Mimo iż w tym okresie wszystko wygląda naprawdę magicznie, nienawidzę zimy, chyba że w tym czasie siedzę w domu z kubkiem gorącej czekolady.
Wcisnąłem dłonie głęboko do kieszeni chcąc uchronić je przed chłodem, a brodę i nos, który nawiasem mówiąc już dawno mi przemarzł schowałem w kołnierzu kurtki. Powoli zaczynałem żałować, że w ogóle postanowiłem wyjść z domu w taką pogodę, ale  musiałem się przejść i odetchnąć, przemyśleć sobie wszystko. Nie chcę zranić moich bliskich przez swoją głupotę.
Przez cały czas przyglądałem się mijającym mnie ludziom. Wszyscy byli szczęśliwi, śmiali się i żartowali. Miałem wrażenie, że cały świat jest szczęśliwy, tylko nie ja. Od kilku dni dręczyły mnie przykre, wręcz dołujące myśli, które nie pozwalały mi spać w nocy.
Od niechcenia skierowałem spojrzenie w bok i moją uwagę przykuł zaułek po drugiej stronie ulicy, w którym znajdowały się dwie osoby, chłopak i dziewczyna. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że tą dziewczyną była Grace, a chłopakiem, Carlos. Zatrzymałem się raptownie i zacząłem się im przyglądać.
Dziewczyna, blondynka ledwo trzymała się na nogach, z daleka wyglądała jakby była pijana. Chłopak chyba przytrzymywał ją za łokieć, by nie upadła. Przez ten śnieg nie byłem niczego pewien.
Przeszedłem na drugą stronę ulicy i stanąłem przy budynku. Dopiero z tej odległości mogłem stwierdzić kim była tamta dwójka i z przykrością muszę stwierdzić, że to naprawdę była Grace z Carlosem. Moje serce zakuło boleśnie na ten widok.
- Nie, nie chcę. Proszę, odwieź mnie do domu. - moich uszu doszedł cichy, lekko bełkotliwy głos dziewczyny.
- Nie przesadzaj. - ostry ton Smith'a, sprawił że po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. - Będzie fajnie, obiecuję ci to. - nie podobał mi się jego drwiący ton.
Carlos zaczął się do niej dobierać. Grace chciała go odepchnąć, ale była zbyt słaba, wręcz ospała, w ogóle nie miała kontroli nad własnym ciałem. Smith wpił się brutalnie w jej usta, a ona ugryzła go tak mocno w wargę, że krew zaczęła spływać mu po brodzie. Chłopak bardzo się wkurzył i z całej siły uderzył blondynkę z pięści w policzek, która upadła na śnieg.
Nie wytrzymałem i rzuciłem się do przodu, a następnie rzuciłem się z pięściami na chłopaka, który pochylał się nad moją półprzytomną przyjaciółką. Przywaliłem mu prosto w nos, tym samym odpychając go od bezbronnej dziewczyny. Szarpaliśmy się przez kilka minut, jednak całym moim ciałem zawładnęła wściekłość i furia, co sprawiło, że koleś nie miał ze mną w tym momencie żadnych szans. Trzymałem go mocno za kurtkę i okładałem pięściami po twarzy, nie zważając na ból w dłoni.
Po chwili rzuciłem go na ziemię jak worek ziemniaków, czując jak złość mnie opuszcza i zastępuje ją troska o Grace. Odwróciłem się i zobaczyłem idącego chodnikiem mężczyznę. Podbiegłem do niego szybko i zdyszany poprosiłem by zadzwonił po pogotowie i policję oraz by mi pomógł. Facet widząc moją zakrwawioną dłoń i tamtą dwójkę natychmiast zrobił to o co go poprosiłem.
Mężczyzna stał przy Carlos'ie, jednocześnie dzwoniąc na policję, natomiast ja zająłem się moją przyjaciółką.
- Grace, Grace otwórz oczy. - odezwałem się cicho, trzymając ją w ramionach. - Grace nie zasypiaj, nie zasypiaj słyszysz!? - stopniowo mój głos stawał się coraz bardziej nerwowy.
Potrząsnąłem nią delikatnie i próbowałem ją ocucić, jednak nic to nie dawało, w ogóle nie reagowała. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, a ręce trzęsły się niemiłosiernie i to bynajmniej nie z zimna. Boże, ona nie może mnie teraz zostawić! Potrzebuję ją!
- Grace otwórz oczy, proszę cię. - szepnąłem przez łzy. - Nie zostawiaj mnie, błagam. Kocham cię rozumiesz? - znowu nią potrząsnąłem, szlochając cicho.
Nagle ktoś odciągnął mnie od mojej przyjaciółki, a jakichś trzech mężczyzn zajęło się Grace. Nie mogłem na to patrzeć, serce kuło mnie boleśnie na widok bladej, pokrwawionej od uderzenia Carlos'a, dziewczyny. Zdenerwowany przeczesałem dłonią włosy i zacisnąłem mocno zęby, by nie zacząć wrzeszczeć z bezsilności.
Odwróciłem głowę i zauważyłem jak policjant zakuwa Smith'a w kajdanki i "pomaga mu " wsiąść do radiowozu. Carlos spojrzał prosto na mnie przez szybę samochodu i uśmiechnął się szyderczo, jednak ten uśmiech wyglądał trochę jak grymas, na jego opuchniętej twarzy. Nawet z tej odległości widziałem jak jego oczy błyszczą niezdrowym blaskiem.
Mimo, iż już wiedziałem, że jest pod wpływem narkotyków, to i tak miałem ochotę znowu się na niego rzucić i jeszcze raz mu przywalić, ale tym razem znacznie mocniej. Jeżeli stanie się coś poważnego Grace, nie daruję mu tego.

* * *
Siedziałem w szpitalu, a dokładniej w przychodni, na kozetce. Kiedy po jakimś czasie udało mi się dostać do szpitala, zaraz przy wejściu dorwała mnie jakaś pielęgniarka, widząc moją pokrwawioną i opuchniętą dłoń. Próbowałem się jakoś wymigać, by jak najszybciej dowiedzieć się co z Grace, jednak kobieta była cholernie uparta.
Tak więc od jakichś piętnastu minut siedziałem jak kołek i przyglądałem się jak kobieta około czterdziestki przemywa moją dłoń, smaruje jakąś maścią i owija w bandaż. W środku trząsłem się jak małe dziecko. Nie chciałem tracić czasu na takie głupoty. Chciałem zadzwonić do pani Bennett i powiedzieć jej o tym co się wydarzyło, mimo iż policja albo szpital już dawno to zrobili, a następnie dowiedzieć się o stanie mojej przyjaciółki. Ta niewiedza powoli mnie zabija.
Kiedy wyszedłem na korytarz, niedaleko wejścia do szpitala, zobaczyłem jak do środka wbiega zdenerwowana pani Lydia. Zdenerwowany przełknąłem ślinę i zacisnąłem mocno zęby, byle tylko się nie popłakać, a to było naprawdę trudne, gdyż ból jaki mi towarzyszył, był już nie do zniesienia.
Gdy tylko pani Bennett mnie dostrzega, natychmiast do mnie podbiega. Widząc smutek i ból w jej oczach, nie wytrzymałem i po moich policzkach spłynęło kilka łez. Kobieta bez słowa przytuliła mnie, a ja wtuliłem się w nią mocno, jednocześnie szlochając cicho. Miałem dość, dość wszystkiego.

* * *
Siedzieliśmy w wąskim korytarzyku, na cholernie niewygodnych krzesełkach i czekaliśmy, aż w końcu pojawi się jakiś lekarz i łaskawie powie coś na temat stanu Grace.Dlaczego nikt nic nie chce nam powiedzieć? Kiedy tylko pojawia się jakaś pielęgniarka i próbujemy się czegoś dowiedzieć, one przyspieszają kroku, byle uciec jak najdalej.
Nienawidzę szpitali, tego smutnego,  strasznego, wręcz mrocznego klimatu, który tu panuje. Współczuję ludziom, którzy przez poważne choroby muszą tu spędzać całe dnie i noce. Zamiast w jakiś sposób poprawiać im humor, oni go pogarszają, przyprawiając ich w depresję. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał tu spędzać tak długiego czasu.
Miałem już serdecznie dość. Nerwy i ból zjadały mnie od środka. Miałem wrażenie, że za chwilę wybuchnę. Nie potrafię tyle czekać, nie kiedy chodzi o życie najważniejszej dla mnie osoby. Pani Lydia udawała twardą, ale kątem oka widziałem jak co jakiś czas przeciera mokry od łez policzek.
Nagle z sali wyszedł mężczyzna po pięćdziesiątce, w białym kitlu ze stetoskopem przewieszonym na szyi, trzymający w dłoni jakąś podkładkę, na której znajdował się plik papierków. Mężczyzna podszedł do nas bardzo powoli, jednocześnie nie odrywając wzroku od kartek. Pani Bennett podniosła się na równe nogi, stając naprzeciwko mężczyzny.
- Pani jest matką Grace? - spytał poważnym tonem.
- Tak. - powiedziała starając się zachować spokój. - Co z nią? - głos jej lekko zadrżał.
-  Dziewczyna nieprzytomna została przywieziona do szpitala. Zrobiliśmy jej płukanie żołądka, gdyż była pod wpływem dużej i bardzo szkodliwej ilości narkotyków lub mocnych środków nasennych. Da dawka mogła okazać się dla niej nawet śmiertelna, gdyby została tu przywieziona zbyt późno. - zadrżałem na te słowa.
Ona mogła umrzeć przez tego gnoja.
- Ale wszystko jest już w porządku? - spytałem ledwo słyszalnie.
- Oprócz tego, panna Grace ma liczne sińce na całym ciele oraz złamany nos, ale to nie szkodzi jej zdrowiu. - ciągnął lekarz ignorując moje pytanie. - Na razie jednak będzie musiała zostać jeszcze w szpitalu, gdyż jej organizm jest bardzo osłabiony. Zrobimy jej jeszcze kilka rutynowych badań. Za góra tydzień będzie mogła wrócić do domu.
- Tak się cieszę, że nic jej nie jest. - pani Bennett odetchnęła z ulgą uśmiechając się przez łzy.
- Jeszcze jedno. Martwię się o psychikę pani córki. Takie przeżycie może być dla niej bardzo stresujące. Radziłbym zabrać córkę do psychologa, to na pewno jej nie zaszkodzi, a nawet może jej pomóc.
- Dziękuję panu. Czy mogę się zobaczyć z córką? - spytała.
- Naturalnie, ale na razie jeszcze się nie przebudziła. - powiedział mężczyzna uśmiechając się z troską.
Pani Bennett skinęła głową, a mężczyzna skierował się wzdłuż korytarza.
- Znalazł się, psycholog zasrany. - burknąłem pod nosem.
- Nathan! - upomniała mnie kobieta.
- Ale taka jest prawda. - mruknąłem podnosząc się z krzesła.
Pani Lydia pokręciła głową, a następnie położyła mi dłoń na ramieniu i razem ruszyliśmy do sali, w której znajdowała się moja przyjaciółka.

* * *
Niestety pani Bennett musiała wrócić do domu, gdyż bardzo pilnie musiała załatwić kilka spraw. Obiecała mi, że zadzwoni do mojej mamy i wytłumaczy jej całą sytuację.
Siedziałem przy łóżku, na którym spała Grace, zastępując na razie nie obecną mamę dziewczyny, jednocześnie czekając na Scott'a, który miał przyjechać razem z Alex. Kiedy nasi przyjaciele dowiedzieli się o tym co się stało, bardzo się przejęli. Z niecierpliwością czekałem aż się pojawią, nie chciałem siedzieć tutaj sam. Czułem się okropnie widząc bladą, wciąż nieprzytomną Grace. Czułem się jakby to wszystko było moją winą. Dlaczego nic nie zrobiłem, wiedząc że Carlos jest dilerem i ćpunem i że może zrobić krzywdę Grace.  Nie wiem co bym zrobił, gdyby stało się jej coś poważnego.
Niepewnie chwyciłem drobną, chłodną i bladą dłoń dziewczyny i ścisnąłem ją lekko. Wydawała się taka krucha, bałem się, że mogę jej coś zrobić. Kilka łez spłynęło po moim policzku, ale szybko starłem je wierzchem dłoni.
- Tak bardzo cię przepraszam. To wszystko to moja wina. Wiedziałem kim jest ten typek, ale nic nie zrobiłem. To przeze mnie teraz tu leżysz, przez moją głupotę i zazdrość mogłaś nawet zginąć. Nie darowałbym sobie tego. Jeśli się kogoś kocha, to się o niego troszczy, a ja co robię? Jestem beznadziejny. Nie zasługuje na twoją przyjaźń, a co dopiero na miłość. - mówiłem cicho, wiedząc że i tak raczej tego nie słyszy.
Nagle poczułem jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Odwróciłem się powoli i zobaczyłem za sobą moich przyjaciół. Uśmiechnąłem się do nich z wysiłkiem, czując jak moje policzki czerwienieją. Oni słyszeli to co mówiłem.
- Nate, stary nie możesz się obwiniać o to co się stało. - odezwał się spokojnym głosem Scott.
- Wiedzieliśmy, wiedzieliśmy od Raul'a kim jest ten dupek, ale nic nie zrobiliśmy, by uchronić przed nim Grace. - powiedziałem drżącym głosem.
- Nathan nie mogliście przewidzieć, że będzie chciał skrzywdzić Grace. - powiedziała Alex kucając obok mnie.
- Ona mogła umrzeć. - mruknąłem, a łzy z siłą wodospadu spłynęły po moich policzkach. Schowałem twarz w dłoniach, próbując powstrzymać histeryczny szloch. - Ja nie mogę.. nie chcę.. nie potrafię bez niej żyć. Potrzebuję jej. Ona jest dla mnie wszystkim, teraz to wiem.


______________________________________
Czy jestem zadowolona z tego rozdziału? Powiedzmy, że tak, ale w sumie uważam, że mógłby być dłuższy.
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za to co się tu dzieje i wiem, że nie możecie się doczekać jakiejś akcji pomiędzy Nate'm i Grace, ale tak jak obiecałam, niedługo się tego doczekacie ;D
Zastanawiam się, czy skończyć tego bloga, za około cztery rozdziały, czy jeszcze wysilić swój móżdżek i dopisać coś jeszcze. Ogólną koncepcję już mam w razie czego, ale nie wiem czy opłaca się coś pisać.
Mam nadzieję, że jakoś mi pomożecie w podjęciu decyzji.
Kocham was!
@Twinkleineye

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 20

Pierwszy grudnia. Mimo iż nie było nawet kalendarzowej zimy, na zewnątrz można było zauważyć biały puch leżący na ziemi, drzewach i krzewach. Jako dzieciak zawsze uwielbiałem tą porę, wreszcie po długim oczekiwaniu mogłem wyciągnąć sanki i razem z przyjaciółmi iść na pobliską górkę, gdzie potrafiliśmy się bawić przez cały dzień. Wszystko się jednak zmienia. Teraz kiedy słyszę 'śnieg', widzę mokre buty i ubrania, oraz chłód przenikający do szpiku kości. Żałuję, że nie mogę wrócić do tego co było kiedyś.
Wszedłem do budynku szkolnego w towarzystwie mojego przyjaciela i jego dziewczyny, strzepując drobne płatki śniegu z włosów i kurtki. To był dopiero początek zimy, a ja już miałem jej serdecznie dość. Od razu skierowałem się do swojej szafki, którą nawiasem mówiąc bardzo rzadko odwiedzam, i schowałem do niej mokrą kurtkę.
Zatrzasnąłem mocno drzwiczki  i nagle poczułem jak ktoś wskakuje mi na plecy i nim się zorientowałem, dostałem soczystego buziaka w policzek. Kątem oka dostrzegłem rozpromienioną twarz mojej dziewczyny. Kiedy zeskoczyła z powrotem na podłogę, odwróciłem się szybko i przyciągnąłem ją do siebie, wpijając się w jej usta. Całowałem ją zachłannie, spragniony dotyku jej miękkich, malinowych warg.
- Nie widzieliśmy się tylko dwa dni. - mruknęła w moje usta.
- Aż dwa dni. - burknąłem przygryzając jej dolną wargę.
Z gardła Melissy wyrwał się cichy jęk, który sprawił że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, co oczywiście mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, miałem na nią jeszcze większą ochotę. To niesamowite, że zwykły dotyk, zwykła pieszczota, mogą wzbudzać w człowieku takie silne uczucia i pożądanie.
- Panie Knight to nie jest jakiś dom rozpusty, proszę się zachowywać tak jak należy. - ostry ton mojej wychowawczyni doszedł naszych uszu.
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Czułem jak na moje policzki wkradają się rumieńce. Kątem oka zerknąłem na Melissę, która wyglądała na naprawdę speszoną, choć w sumie się jej nie dziwię.
- Chyba będę musiała porozmawiać z twoją.. matką na temat twojego zachowania w szkole. Przecież to jest niedopuszczalne. - burknęła kobieta patrząc na nas spod przymrużonych powiek.
- Ok. - wzruszyłem ramionami, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
Pani Thomas wyglądała na naprawdę zszokowaną moim lekceważącym zachowaniem, ale co miałem zrobić? Błagać, by nie dzwoniła do mamy? Przecież to nie przedszkole. A zresztą co mnie to. Od czasu rozprawy, mama zaczęła się zachowywać tak jak wcześniej, jak wtedy gdy żył tata. Stała się kochającą i wyrozumiałą osobą, za którą tak bardzo tęskniłem.
- Nathan idź na lekcję, szybko! - warknęła. - A ciebie moja panno osobiście zaprowadzę na odpowiednie zajęcia. - mruknęła patrząc na Mel.
Spojrzałem na moją dziewczynę przepraszająco, na co ona odpowiedziała delikatnym uśmiechem. Kochana jest. Mimo iż wciąż wciągam ją w jakieś bagno, ona i tak zawsze się uśmiecha i nigdy nie ma mi niczego za złe, choć powinna.
Pani Thomas położyła rękę na ramieniu dziewczyny i pociągnęła ją wzdłuż korytarza, nie pozwalając się nam nawet pożegnać, wredna jędza. Odkąd mąż ją zostawił stała się cholernie upierdliwa, a kiedy tak bardzo ją lubiłem. Nawet się nie zorientowałem, że było już po dzwonku, dopiero po chwili zauważyłem, że korytarz staje się pusty. Zrezygnowany skierowałem się do sali tortur, potocznie zwaną salą historyczną.
Kiedy tylko przekroczyłem próg klasy, Stone zmierzył mnie zimnym spojrzeniem i bez słowa wpisał spóźnienie. Usiadłem obok Scott'a, który szczerzył się jak głupi do sera, nie odrywając wzroku od Jesy, która siedziała z tyłu klasy. Czemu spytacie? Odpowiedź jest prosta, nasza koleżanka miała prześwitującą bluzkę, a pod spodem nie miała stanika. Cóż, jak dla mnie nie było na co patrzeć.
Nagle mój przyjaciel oberwał zeszytem w tył głowy, co było następstwem tego, że wydarł się na pół klasy, tym samym zwracając na siebie uwagę nauczyciela. Zakryłem usta dłonią, by nie wybuchnąć śmiechem. Stone skinął palcem na Scott'a, aby ten podszedł do jego biurka. Craven z miną męczennika poczłapał do nauczyciela.
Przez pół lekcji mieliśmy luz, gdyż Stone zaczął wypytywać Scott'a o jakieś daty i wydarzenia z historii, które przerabialiśmy dawno temu. Oczywiście na zakończenie, chłopak został nagrodzony jedynką, która pięknie będzie się prezentowała.

* * *
Kiedy tylko rozbrzmiał dzwonek ogłaszający zakończenie lekcji, wszyscy wybiegliśmy z klasy, olewając to, że Stone chciał coś nam jeszcze powiedzieć
- Ty pieprzony zboczeńcu! Nie potrafisz utrzymać kolegi w spodniach!? - wydarła się Alex, zdzielając Scott'a po głowie. - Myślisz, że nie widziałam jak się śliniłeś do tej bździągwy!? Mam cie dość kretynie! Przez cały czas oglądasz się za innymi!
- Alex.. - chłopak chciał się wytłumaczyć, ale dziewczyna nie dopuszczała go do głosu.
Zacząłem się śmiać z miny mojego przyjaciela, jednak nie trwało to długo, bo po chwili również oberwałem od zdenerwowanej dziewczyny.
- A ty z czego się cieszysz!? Jeden podobny do drugiego! Jesteście siebie warci! - krzyknęła oddalając się od nas.
- Alex czekaj! - krzyknął Scott biegnąc za nią.
- Odwal się!
Zaśmiałem się pod nosem, jednocześnie kręcąc głową. Wiedziałem, że ten idiota dostanie ochrzan. No to teraz będzie się grubo tłumaczył. Ciekaw jestem co wymyśli, ale znając go, będzie to takie głupie, że Alex mu odpuści. W sumie na pewno mu odpuści, za bardzo go kocha, musi go kochać, bo żadna normalna dziewczyna tak długo by z nim nie wytrzymała.
Szedłem sobie grzecznie po schodach, kiedy nagle ktoś pociągnął mnie za łokieć, przez co o mały włos nie zabiłem się na własnych nogach. Miałem ochotę wrzasnąć na tego kogoś, jednak kiedy zobaczyłem Grace, od razu odrzuciłem ten pomysł.
- Jezu dziewczyna, chcesz mnie zabić? - mruknąłem tylko.
- Przepraszam. - bąknęła wzruszając ramionami. - Chciałam pogadać.
- Co jest? - spytałem patrząc na nią podejrzliwie.
- W sumie nie tyle porozmawiać, co chciałam cię o coś prosić. - uniosłem brwi dając jej tym samym znak, żeby kontynuowała. - Pojechałbyś dzisiaj ze mną do więzienia? Chciałam spotkać się z tatą. - powiedziała cicho. - Znaczy nie tylko ty, Scott też. Nie chcę iść tam sama.
- Dzisiaj? - spytałem głupio. Blondynka skinęła głową przyglądając mi się uważnie. - Przecież byłaś z mamą na odwiedzinach parę dni temu. - zauważyłem.
- No tak, ale przy matce nie mogę porozmawiać z ojcem o tym o czym chcę. - mruknęła.
- A o czym chcesz z nim porozmawiać? - spytałem uśmiechając się półgębkiem.
- Czy to ważne? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, rumieniąc się przy tym delikatnie.
Wzruszyłem ramionami wciąż się jej przyglądając, tym samym sprawiając, że zarumieniła się jeszcze bardziej, a to dodawało jej uroku. Tęskniłem za taką Grace.
- Jeżeli nie możesz to zrozumiem, przecież nie musisz ze mną jechać, poradzę sobie jakoś.. - mówiła szybko, lekko podenerwowana.
- Hej! - przerwałem jej, jednocześnie zatykając jej usta dłonią. - Nie puszczę cię samej. Nic nie jest ważniejsze od tego. - uśmiechnąłem się wesoło, chcąc dodać jej otuchy.
- Dzięki  Nate. - mruknęła odsuwając moją rękę.
Staliśmy tak przez kilka sekund patrząc sobie głęboko w oczy, aż nagle obok nas zmaterializowała się moja dziewczyna. Tak mnie przestraszyła, że aż podskoczyłem. Nie uszło to jej uwadze, przez co na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Cześć. - zwróciła się do Grace, uśmiechając się przyjaźnie.
Blondynka skinęła głową siląc się na miły uśmiech. Doceniam to, że przynajmniej się stara, a nie to co wcześniej. Wiem jaka jest i nigdy mi to nie przeszkadzało, ale nie chcę, żeby była wredna wobec mojej dziewczyny, mimo iż ewidentnie nie podoba jej się to, że jesteśmy razem.
- To ja pójdę poszukać Scott'a. - bąknęła Grace pod nosem, powoli wycofując się na schody. - Zadzwonię do ciebie później. - dodała i odwróciła się.
Melissa przytuliła się do mnie, a ja objąłem ją ramieniem, wciąż nie spuszczając wzroku z Grace, która w pewnym momencie odwróciła głowę i spojrzała prosto na mnie. Kiedy się zorientowała, że na nią patrzę, zarumieniła się i szybko odwróciła wzrok. Co ona kombinuje?
- Wszystko w porządku? - spytała Mel przyglądając mi się zmartwionym wzrokiem.
- Tak w porządku. - mruknąłem i szybko cmoknąłem ją w usta.

* * *
Czekaliśmy na korytarzu, siedząc na bardzo niewygodnych krzesełkach, na naszą przyjaciółkę, która od godziny rozmawiała ze swoim ojcem. Scott od dobrych dziesięciu minut stukał bitem o podłogę, czym powoli doprowadzał mnie do szału. Rozumiem że był zdenerwowany i smutny, bo pokłócił się z Alex, ale Grace nas potrzebuje i nie możemy jej tak po prostu zostawić. Przyjaźnimy się od dziecka, a to do czegoś zobowiązuje.
- Cholera ile ona jeszcze będzie tam siedzieć? - spytał cicho Scott wstając na równe nogi.
- Stary, ona nie może się widywać ze swoim ojcem codziennie tak jak ty. - burknąłem.
- Przecież wiem, ale ile można gadać. - mruknął.
Pokręciłem głową i wlepiłem wzrok w swoje buty. Scott nie rozumie jak to jest. On może rozmawiać z rodzicami kiedy chce, ale tego nie robi, bo uważa ich za starych, zacofanych grzybów. Oddałbym wszystko, by znowu móc spędzać czas z całą moją rodziną, żeby tata znowu żył. Wiem, że często narzekałem na moich rodziców, ale mimo wszystko chciałbym móc cofnąć czas.
Nagle moich uszu doszło charakterystyczne skrzypienie drzwi. Momentalnie zerwałem się na równe nogi i stanąłem obok Scott'a. Na korytarz wyszła Grace w towarzystwie jakiegoś gliniarza. Dziewczyna uśmiechnęła się blado i podeszła do nas, a my bez słowa ją przytuliliśmy. W tym momencie Grace zaczęła płakać. Było mi jej cholernie żal. Mimo iż minęło już sporo czasu, ona wciąż tak samo mocno przeżywa to, że jej ojciec siedzi w więzieniu. Wątpię, że kiedykolwiek się to zmieni, przecież nie można się przyzwyczaić do czegoś takiego.
W drodze powrotnej wszyscy milczeliśmy. Po prostu, żadne z nas nie wiedziało co ma powiedzieć, albo po prostu bało się cokolwiek powiedzieć. W sumie dziwne by było, gdybyśmy się śmiali, skoro nasza przyjaciółka cierpi, to zdecydowanie nie było by na miejscu.
Siedzieliśmy w pokoju Grace, dalej milcząc. Wyraźnie widziałem, że to wszystko powoli zaczyna już denerwować Bennett. Ostatnimi czasy stała się bardziej drażliwa, co udzielało się nam wszystkim.
Kątem oka zerknąłem na Scott'a, który z desperacją w oczach wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Może to chamskie z mojej strony, ale zasłużył sobie na to. Niech się cieszy, że Alex z nim nie zerwała.
- Kurwa odezwiecie się wreszcie!? Chuj mnie zaraz strzeli! - warknęła Grace zrywając się na równe nogi.
- Ale nie wiem co. - mruknąłem.
- Kiedy nie trzeba to gęba się wam nie zamyka, a teraz nie potraficie nawet słowa wydusić! - burknęła chodząc po pokoju.
- A co, mamy cię wypytywać jak tam rozmowa z ojcem? - warknąłem, czego szybko pożałowałem, gdyż zobaczyłem ból w oczach dziewczyny. - Przepraszam.
- Nic nie szkodzi. Po prostu zawsze po spotkani z tatą czuję się.. taka pusta. - szepnęła. - Tak jakby mi czegoś brakowało.
- Wiem co czujesz mam tak samo. - powiedziałem cicho.
- Przepraszam. Ty swojego ojca już w ogóle nie zobaczysz, a ja rozpaczam, że widzę mojego raz albo dwa razy w miesiącu. - dziewczyna wyraźnie się speszyła.
- Nic się nie stało. - uśmiechnąłem się do niej nieśmiało.
Złapałem ją za rękę i posadziłem obok siebie, a następnie przytuliłem ją mocno. Mógłbym tak siedzieć cały dzień, byle tylko nie wypuszczać jej ze swoich objęć. Może popełniłem błąd odpuszczając i zaczynając spotykać się z Melissą?
- A temu co jest? - spytała dziewczyna odsuwając się ode mnie i zerkając na Scott'a.
- Nie chcę o tym gadać. - burknął.
- Alex jest na niego wściekła, bo ślinił się do Jesy. - powiedziałem za przyjaciela.
- Kretynie, czemu nic wcześniej nie powiedziałeś!? - warknęła na niego blondynka dając mu sójkę w bok.
Scott rozmasował sobie ramię, unikając kontaktu wzrokowego z dziewczyną jak i ze mną. Nie dziwię się, że teraz jest mu głupio. Grace wstała z łóżka i wyciągnęła komórkę z kieszeni dżinsów, co trochę "otrzeźwiło" Craven'a.
- Co ty robisz? - zdziwił się.- Chyba nie chcesz do niej pisać.
- Morda. Gdybyś nie był takim idiotą i potrafił od razu zdeklarować się co do swoich uczuć, nie musiałabym ratować ci teraz dupy. - burknęła dziewczyna wychodząc z pokoju.
"Gdybyś potrafił od razu zdeklarować się co do swoich uczuć" te słowa brzęczały w mojej głowie niczym stado wściekłych os. To dało mi do myślenia, że już wtedy w skateparku powinienem powiedzieć Grace, co do niej czuję i czego oczekuje, nawet jeżeli ona nie odwzajemnia moich uczuć.


__________________________________
Wiem krótki, przepraszam! Mam wrażenie, że wena mnie opuszcza. -.-
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, postaram się aby następny rozdział był lepszy i przewiduję, że niedługo wydarzy się coś, na co zdecydowanie czekacie ;D
Także tego, pozdrawiam was cieplutko
Kocham was!
@Twinkleineye