sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 2.8

Z nerwów, trzęsłem się na całym ciele. Nogi momentalnie odmówiły mi posłuszeństwa, przez co po chwili siedziałem na podłodze, opierając się plecami o drzwiczki szafki. Z bólem serca wpatrywałem się w jedno słowo, które sprawiało, że miałem ochotę wyć jak małe dziecko.
Białaczka.
To jest niemożliwe. Niemożliwe i tyle. Dlaczego to się dzieje akurat teraz, gdy wszystko powoli zaczyna się układać? Czemu akurat nasza rodzina musi tyle cierpieć? Nie tak dawno temu zmarł tato, a teraz się dowiaduję, że za parę miesięcy stracimy również mamę. Życie jest niesprawiedliwe.
Nawet nie zorientowałem się, że płaczę, aż do momentu, gdy łzy zaczęły kapać mi z brody na koszulkę i spodnie. Próbowałem je zetrzeć wierzchem dłoni, jednak z każdą chwilę było ich coraz więcej i w końcu dałem sobie z tym spokój.
Cholera jasna. Dopiero teraz słowa mamy o dojrzałości i odpowiedzialności nabrały dla mnie sensu. To dlatego była tak strasznie zła, gdy zachowywałem się jak jakiś gówniarz. „Nigdy nie wiadomo, jak się życie potoczy.”
Powinna była mi o wszystkim powiedzieć. Jak długo ma zamiar utrzymywać swoją chorobę tajemnicy? Chciała nas poinformować dopiero wtedy, gdy wylądowałaby w szpitalu? Cóż, znając mamę, właśnie taki miała zamiar.
W tym momencie do kuchni ślamazarnie wszedł Lucky. Na mój widok zaczął radośnie merdać ogonem. Podszedł bliżej i usiadł obok mnie, a następnie polizał mnie po ręce, wpatrując się we mnie tymi wielkimi ufnymi oczami.
- Cześć wierny druhu. – mruknąłem schrypniętym głosem, drapiąc go za uchem. – Powiedz mi, co mam teraz zrobić? – szepnąłem.
Lucky zamerdał ogonem, uderzając nim o podłogę, jakby próbował mi w ten sposób coś przekazać. Wziąłem drżący oddech i podniosłem się niezdarnie. Psiak odskoczył do tyłu i zawarczał radośnie, myśląc, że chcę się z nim bawić.
- Nie teraz. – wymamrotałem, a kilka łez ponownie spłynęło po mojej twarzy.
Kartkę, którą mama starała się przede mną ukryć, schowałem z powrotem do odpowiedniej szuflady. Opadłem się łokciami o blat i schowałem twarz w dłoniach, po raz kolejny wybuchając płaczem. Nie potrafiłem sobie poradzić z tą nową wiadomością.  Musiałem z kimś o tym porozmawiać i to natychmiast.
Właśnie wycierałem mokre policzki, które wcześniej opryskałem zimną wodą, gdy do kuchni wkroczył mój braciszek, ziewając głośno. Na mój widok zmarszczył czoło.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? Gdzie jest mama? – wyrzucił z siebie.
- Nic się nie stało. – mruknąłem uśmiechając się blado. – Idź się ubierz. Zaprowadzę cię do pani Turner, bo ja muszę wyjść.
- Dokąd? – spytał pozwalając mi zaprowadzić się z powrotem na górę.
Odchylił głowę do tyłu, by móc na mnie spojrzeć. Wysiliłem się na uśmiech, nie chcąc go na razie martwić. Przyjdzie czas, gdy i on się o wszystkim dowie.  
- Obiecałem Grace, że do niej przyjdę. – powiedziałem czochrając mu włosy.
Słysząc imię mojej dziewczyny, na twarzy chłopca pojawił się szeroki uśmiech. On bardzo uwielbiał Grace i tak było, zanim jeszcze staliśmy się parą.
- Ale przyjdziecie tutaj później. – spytał patrząc na mnie wielkimi oczami.
- Zobaczymy. – wymamrotałem, chcąc zakończyć ten temat.

* * *
Drżąc na całym ciele, zacząłem pukać do drzwi domu Grace. Byłem coraz bardziej zdenerwowany, a płacz wciąż dławił mnie w gardle. Nie mogłem znieść tego, że muszę udawać twardego. W tej chwili nie czułem się ani trochę silny. Byłem jak mały, zagubiony chłopiec. Taki sam, jakim byłem zaraz po śmierci taty.
Po chwili drzwi się otworzyły i przede mną stanęła Grace. Na jej widok tama puściła. Nie wytrzymałem i znowu zacząłem płakać. Miałem gdzieś to, że zachowuję się jak jakiś mięczak, ból był zbyt silny. Może inni radzą sobie w takich sytuacjach, ale ja do tych ludzi nie należę.
- Jezu, Nathan! – wciągnęła mnie do środka, a następnie przytuliła mocno. Upuściłem deskę na podłogę i wtuliłem się w nią z jeszcze większą siłą. - Co się stało?
Nie potrafiłem wykrztusić nawet słowa, chociaż próbowałem. Grace głaskała i całowała mnie po głowie, szepcząc uspokajające słowa. Drżałem w jej ramionach, łkając jak dziecko. Jeszcze nigdy nie czułem się taki bezradny jak teraz.
- Moja… moja mama …ona … umiera… ona umiera Grace. – wykrztusiłem.
- Skąd wiesz? Powiedziała ci? – spytała zaskoczona.
- Nie.  – wymamrotałem. Wziąłem głęboki wdech, próbując się uspokoić. - Podsłuchałem jej rozmowę z twoją mamą i widziałem jak chowa jakąś kartkę, którą ewidentnie próbowała przede mną ukryć. – powiedziałem z trudem.  – Kiedy wyszły, sprawdziłem, co tam jest napisane. – łzy znowu napłynęły mi do oczu. – Ona ma białaczkę Grace. A najgorsze jest to, że ona nie chce mi o tym powiedzieć, bo uważa, że powinienem skupić się na nauce.
Grace odsunęła się ode mnie, a następnie zaprowadziła mnie do salonu i posadziła na kanapie. Kiedy usiadła obok mnie, od razu położyłem głowę na jej kolanach, jednocześnie podciągając nogi pod brodę.
- Tak strasznie mi przykro Nathan. – szepnęła przeczesując moje włosy palcami.
- Nie chcę zostać sam z Lucasem. – wykrztusiłem. - Nie poradzę sobie. Nie jestem ani dojrzały ani odpowiedzialny. Już teraz sobie nie radzę. Nie chcę tak żyć, Grace. Straciłem już tatę. Nie chce stracić również mamy.
- Nathan wiesz przecież, że ja i mama nigdy nie zostawimy cię z tym samego.  – mruknęła Grace i pocałowała mnie w policzek.
- Kocham cię. – wychrypiałem. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- Ciii. – szepnęła. –Spróbują zasnąć. Porozmawiamy, kiedy się uspokoisz.
Skinąłem głową i próbując zapanować nad dreszczami, zamknąłem oczy. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

* * *
Obudziłem się nagle, zalany potem i z twarzą mokrą od łez. Minęło parę sekund, zanim zorientowałem się, gdzie jestem i co się właściwie stało. 
Powoli przekręciłem się na plecy i wziąłem drżący oddech, czując dotkliwy ból w klatce piersiowej, przypominając sobie wszystko na nowo.
W głębi duszy miałem nadzieję (niewielką, ale zawsze jakąś), że to wszystko jest tylko jakimś potwornym snem, a gdy się obudzę, znowu znajdę się w swoim łóżku i wszystko będzie jak dawniej. Że wszystko będzie normalne.
Spojrzałem w bok, słysząc dziwne bębnienie. Na zewnątrz powoli robiło się ciemno, a do tego była straszna ulewa, przez co zdawało się, że jest jeszcze ciemniej.
Usiadłem niezdarnie, jednocześnie przecierając twarz, chcąc pozbyć się resztek snu i zmęczenia. Chciałem właśnie zawołać Grace, gdy nagle usłyszałem jej głos dochodzący z kuchni.
- Mamo musisz jej przemówić do rozsądku. Ona nie może już tego dłużej ukrywać.
Wstałem powoli, nie panując nad własnym ciałem. Po prostu instynktownie szedłem w kierunku, skąd dochodził znajomy głos, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.
- Już za późno mamo. Nathan wie. – zatrzymałem się raptownie. – Jest tutaj. Śpi. – zrobiłem kolejny krok, co sprawiło, że widziałem dziewczynę, która stała na środku kuchni, tyłem do mnie i rozmawiała przez telefon. – Nie mogę go już dłużej okłamywać. Nie potrafię. On już teraz tak bardzo cierpi. – głos jej zadrżał. – Jeśli się dowie, że okłamywałam go w tak ważnej sprawie, znienawidzi mnie. 
Moje serce łomotało mocno, niemal miażdżąc mi żebra, a do tego brakowało mi tchu. W mojej głowie echem odbijały się dwa słowa, które raniły niczym nóż. Okłamywałam go.
- Wiedziałaś. – powiedziałem zachrypniętym głosem, wchodząc do kuchni.
Grace upuściła telefon i odwróciła się gwałtownie. Zamarła na mój widok. Próbowała coś powiedzieć, jednak z jej gardła nie wydobywały się żadne słowa.
- Gdy ja ci się zwierzałem, ty już wcześniej o wszystkim wiedziałaś. – wymamrotałem.  – Jak mogłaś? Okłamałaś mnie. Ukrywałaś przede mną prawdę.
 - Nathan posłuchaj. – dziewczyna w końcu odzyskała głos. – Dowiedziałam się o chorobie twojej mamy przed przypadek, tak jak i ty. Chciałam ci o wszystkim powiedzieć, ale nie mogłam. Obiecałam twojej mamie, że tego nie zrobię. Ona sama chciała to zrobić, tylko nie umiała.
Pokręciłem głową, czując pod powiekami szczypiące łzy.
- Ufałem ci. – szepnąłem. – Powinnaś była mi powiedzieć.
- Obiecałam! Co niby miałam zrobić? Olać twoją mamę i pobiec do ciebie i wszystko ci powiedzieć?
- Tak! – wrzasnąłem nie panując już nad sobą. – Właśnie to powinnaś kurwa zrobić do cholery jasnej! – po mojej twarzy znowu zaczęły spływać słone łzy.
- Przepraszam! Tak strasznie cię przepraszam!
Grace podeszła do mnie i spróbowała mnie przytulić, jednak ja się uchyliłem. Nie mógłbym teraz znieść jej dotyku. Świadomość, że mnie zdradziła… to za bardzo bolało. Wolałbym, gdyby po prostu mi przywaliła.
Wyszedłem z kuchni, nie zwracając uwagi na ból, który pojawił się w oczach dziewczyny, gdy ją odtrąciłem. Szybko wsunąłem na stopy swoje adidasy, które z jakiegoś powodu znajdowały się przy drzwiach.
- Co ty wyrabiasz? – wychrypiała Grace wychodząc za mną. – Nathan do cholery! – krzyknęła, gdy nie odpowiedziałem.
Złapała mnie za ramię i odwróciła w swoją stronę. Zmierzyłem ją zimnym spojrzeniem, od którego po jej ciele przebiegł dreszcz.
- Nie dotykaj mnie. Po prostu zostaw mnie w spokoju. – szepnąłem.
- Nathan proszę cię. Jesteś zdenerwowany i nie myślisz teraz racjonalnie.
- Mam to gdzieś. – burknąłem. Wziąłem deskorolkę i chciałem wyjść, jednak zatrzymałem się jeszcze na moment. – Jak długo wiesz?
- Od kilku tygodni. – wymamrotała po długiej ciszy.
Zaśmiałem się gorzko. Ja pierdole. Jedyna osoba, której dosłownie bezgranicznie ufałem okłamywała mnie od kilku tygodni. Zapewne miałbym to gdzieś, gdyby tu nie chodziło o coś tak ważnego dla mnie i mojego młodszego brata.
Zarzuciłem kaptur na głowę i wyszedłem z domu. Zadrżałem, czując na swoim ciele chłodne powietrze. Wciąłem drżący oddech, który pomógł mi trochę oczyścić umysł.
- To koniec Grace. – powiedziałem drżącym głosem.
- Nathan. – nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że płacze.
Kochałem Grace tak mocno, jak jeszcze nikogo innego i trudno było mi wypowiedzieć te słowa, jednak po tym, co się dzisiaj wydarzyło, nie wiedziałem czy będę w stanie ponownie jej zaufać. Teraz pewnie nawet nie uwierzyłbym jej, która jest godzina.
Przełknąłem ślinę i z mocno bijącym sercem wyszedłem na deszcz, który w ciągu kilku sekund przemoczył mnie do suchej nitki.
Drżąc z zimna i zdenerwowania na całym ciele, wskoczyłem na deskorolkę i ruszyłem chodnikiem w nieznanym mi kierunku. Chciałem znaleźć się jak najdalej stąd i zapomnieć, chociaż na moment o tym, co mnie gryzie.

* * *
Długo błądziłem po mieście, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Mimo, że wręcz trząsłem się już z zimna, nie miałem zamiaru wracać do domu. Nie byłem gotowy na konfrontację z mamą. Zdecydowanie bardziej wolałem umierać z zimna.
Nie wiem jak o się stało, ale po jakimś czasie wylądowałem na cmentarzu, przy grobie ojca. Kiedy wpatrywałem się w zdjęcie znajomej twarzy, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, mieszając się z kroplami deszczu.
Usiadłem na niewielkiej ławeczce i niepewnie, drżącą ręką dotknąłem płyty nagrobnej. Czyniąc ten gest, czułem się, jakby w pewnym sensie tato wciąż był ze mną. Jakby wcale nie umarł.
- Dlaczego tak się dzieje? – szepnąłem patrząc na fotografię ojca. – Najpierw straciliśmy ciebie tato, nie możemy stracić również mamy.  Nie poradzimy sobie. Było nam źle już wtedy, gdy ty umarłeś tato. Boję się nawet myśleć, co się stanie, gdy zabraknie również mamy. – zamilkłem, by wziąć głęboki oddech. - Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Mama nie chce powiedzieć nam o swojej chorobie. Dowiedziałem się o wszystkim przez przypadek. – jeszcze więcej łez zaczęło spływać po mojej twarzy. – To boli. Ten cholerny brak zaufania.  Mama uważa, że jestem niedojrzały. Owszem, może i jestem, ale to nie jest powód, żeby ukrywać prawdę.
Urwałem, czując, że w moim gardle pojawia się gula, która uniemożliwiała mi dalsze mówienie. Schowałem twarz w dłoniach i oddychałem głęboko, chcąc się w ten sposób uspokoić. Na szczęście, tak właśnie się stało.
- Tęsknie za tobą. – wychrypiałem. – Wszyscy tęsknimy. Gdy umarłeś, wszystko straciło sens. Już nic nie jest takie, jak kiedyś. Czemu tak jest, że to najlepsi ludzie umierają najwcześniej? Gdzie podziewa się bóg, kiedy niewinni ludzie umierają? Czy nie byłoby lepiej, gdyby to właśnie bandyci znikali ze świata najszybciej? Pewnie gdybyś tu był, wściekłbyś się na mnie za te słowa, bo byłeś przecież głęboko wierzącym człowiekiem, ale właśnie w takich chwilach jak ta… przestaję wierzyć. Po prostu nie potrafię. Przepraszam. Wiesz, że nigdy nie chciałem cię zawieźć.
Przymknąłem powieki i uniosłem twarz ku niebu, słysząc w oddali uderzenie pioruna. Od dziecka uwielbiałem burze. Lubię te dreszcze, które pojawiają się na moim ciele za każdym razem, gdy widzę pioruny, które rozjaśniają niebo albo, gdy słyszę grzmoty w oddali, tak jak teraz.  Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy boją się burzy. Przecież to jest niesamowite zjawisko.
- Powinienem już iść, ale przyjdę znowu niebawem. – westchnąłem podnosząc się na równe nogi. – Kocham cię tato. – wykrztusiłem.
Ostatni raz spojrzałem na zdjęcie taty i uśmiechnąłem się przez łzy, czując ból w piersi. Mimo, że minęło już dużo czasu, odkąd tato umarł, wciąż ciężko było mi się z tym pogodzić. Czy w ogóle można pogodzić się kiedyś ze stratą kogoś bliskiego?
 Mimowolnie moje myśli skierowały się ku Grace, a ból w klatce piersiowej przybrał na sile. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że mnie okłamywała. Znamy się od dziecka i myślałem, że możemy ufać sobie bezgranicznie. Cóż, jak widać jednak nikomu nie można zaufać.
Z cmentarza, skierowałem się prosto, do skate parku, chociaż pogoda była już naprawdę kiepska. Musiałem się czymś zająć, robić cokolwiek, co pozwoli mi wyłączyć myślenie, a w tym zawsze pomagał mi właśnie skate park. To mój drugi dom, czasami nawet lepszy od tego pierwszego.
Dzisiaj zdecydowanie nie był mój dzień. Za każdym razem, gdy próbowałem wykonać jakiś trik, nawet prosty, lądowałem na betonie. Chociaż miałem obtarcia praktycznie na całym ciele, a także prawdopodobnie skręconą kostkę, nie potrafiłem przestać. Byłem jak w jakimś chorym transie.
Kiedy chyba po raz setny wylądowałem na mokrym betonie, nie miałem już nawet siły się podnieść. Leżałem w deszczu i wyłem z bólu, nie tylko tego fizycznego, ale przede wszystkim psychicznego. Czułem się kompletnie wypompowany z życia i jakiejkolwiek energii.
- Żyjesz?
Otworzyłem załzawione oczy i ujrzałem nad sobą drobną dziewczęcą postać. Dopiero po parunastu sekundach mój wzrok wyostrzył się na tyle, że potrafiłem stwierdzić, kim jest ta dziewczyna.
- Mia? – wychrypiałem zaskoczony.
Dziewczyna skinęła głową, a na jej twarzy pojawiło się coś na kształt półuśmiechu.
- Wszystko w porządku? – spytała.
- Nie. Nic nie jest w porządku. – powiedziałem z trudem. – Nigdy nic nie było w porządku. – dodałem tak cicho, że pewnie nawet mnie nie usłyszała.
Zmarszczyła brwi, a po chwili wyciągnęła do mnie rękę.
- Dawaj, pomogę ci.
Bez słowa chwyciłem jej dłoń. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, gdy jej ciepła skóra zetknęła się z moją lodowatą. Gdy stanąłem na nogach, syknąłem z bólu, czując, że moja kostka zaczyna już porządnie puchnąć.
- Chryste jak ty wyglądasz. – wymamrotała.
Przestąpiłem z nogi na nogę, krzywiąc się lekko, czując ostry ból nogi. Wolałem nawet nie myśleć, jak w tym momencie wyglądałem. Byłem przemoczony do suchej nitki i przemarznięty. Do tego byłem cały brudny i podrapany.
- Chodź. – wzięła mnie pod rękę, dzięki czemu mogłem trochę odciążyć nogę. – Trzeba cię doprowadzić do porządku.
Skinąłem głową i podniosłem swoją deskorolkę.
- Mia? – odezwałem się, zerkając na nią.
- Tak? – spojrzała na mnie.
- Możemy iść do ciebie? Nie chcę na razie wracać do domu. – powiedziałem cicho.
- Okej. – uśmiechnęła się ciepło, co ani trochę do niej nie pasowało. Nawet nie spytała, o co chodzi. – Mieszkam niedaleko.
- Dzięki. – wymamrotałem po chwili ciszy.
Mia obdarzyła mnie uśmiechem, który mówił sam za siebie. Na ten widok, mimowolnie zrobiło mi się cieplej na sercu. To było fantastyczne uczucie.

* * *
Dom Mii był niewielki, ale od razu przypadł mi do gustu. Już od progu czułem się tam bardzo dobrze. W środku było ciepło i przytulnie, a po prawie całym dniu spędzonym na zimnie, właśnie tego mi było trzeba.
Gdy Mia prowadziła mnie do malutkiego salonu, zobaczyłem swoje odbicie w lustrze, które wisiało w korytarzu. Aż wzdrygnąłem się na swój widok. Byłem cały podrapany i oblepiony błotem, a woda skapywała z moich włosów i ubrań na podłogę.
- Usiądź sobie.  – pomogła mi usiąść na kanapie. – Przyniosę ci jakiś ręcznik i coś suchego do ubrania. Zaraz wracam.
Kiedy zniknęła za drzwiami do jakiegoś pokoju, zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, w którym siedziałem. Ściany miały brązowy kolor, a na podłodze leżał puszysty dywan w podobnym odcieniu. Obok kanapy, na której siedziałem stał malutki stolik do kawy, a pod ścianą znajdował się telewizor.
Przyglądałem się właśnie tytułom książek, który stały równo poukładane na półkach, kiedy do salonu wróciła Mia. Zdążyła przebrać mokre dżinsy na dresy, a zamiast przemoczonej bluzy, miała na sobie podkoszulek z ciasteczkowym potworem.
- Trzymaj. – podała mi duży ręcznik oraz suche spodnie dresowe i bluzę. – Pójdę po apteczkę. – mruknęła. – I przyniosę ci jakieś tabletki przeciwbólowe.
- Nie musisz tego robić. – wychrypiałem. Już teraz ledwo mogłem mówić, to co będzie rano?
- Ale chcę. – odparła odwracając się do mnie.  – W ramach rekompensaty za to, jak potraktowałam cię, gdy ostatnio ze sobą rozmawialiśmy.
- Nie mam do ciebie pretensji. – powiedziałem. – Trochę zasłużyłem.
- Wcale nie. – zaprotestowała. – Pogadamy za chwilę. Przebierz się.  – dodała i znowu wyszła.
Ściągnąłem przemoczone ubrania i założyłem to, co dała mi Mia. Spodnie były trochę za luźne, ale i tak były lepsze niż przemoczone dżinsy, które przyklejały mi się do skóry.
Wycierając włosy, zauważyłem, że na całych rękach miałem mnóstwo krwawiących zadrapań i otarć. Okej, nogi wyglądały nie lepiej. Miałem rozwalone kolano no i zrobiłem sobie coś z kostką. Cholera, nie było ze mną tak źle, nawet wtedy, gdy dopiero uczyłem się jeździć!
Mia wróciła po jakichś pięciu minutach. W jednej ręce trzymała apteczkę, a w drugiej szklankę z wodą i kartonowe pudełeczko z tabletkami.
- Połknij to.
Rzuciła mi pudełeczko, a szklankę postawiła na stoliczku. Zrobiłem jak kazała, jednocześnie obserwując, jak zanosi moje ubrania prawdopodobnie do łazienki. Gdy wróciła, usiadła obok mnie i zaczęła wyciągać z apteczki bandaże, wodę utlenioną i tym podobne.
Odwróciła się w moją stronę i zaczęła przemywać moje rany. Według mnie, to wcale nie było potrzebne, ale nie chciałem się z nią kłócić. Zamiast tego, obserwowałem jej twarz, to jak marszczyła czoło i przygryzała dolną wargę. Była naprawdę skupiona na tym, co robiła.
- Gdzie się tego nauczyłaś? – spytałem patrząc jak bandażuje moją dłoń.
- Mama jest pielęgniarką. – mruknęła zerkając na mnie.
- A tata?
- Zostawił nas dwa lata temu. – odparła. – Teraz ma nową rodzinę. – dodała zgryźliwie.
 - Przykro mi. – szepnąłem.
- Możemy zapomnieć na chwilę o mnie i pogadać o tobie? – burknęła. - Co się stało? – jej głos złagodniał.
Zacisnąłem powieki, czując napływające do oczu łzy.
- Nie chcę o tym na razie rozmawiać. – wychrypiałem.
- Nathan.. – zaczęła.
- Mia proszę.
- Okej, jak chcesz. – westchnęła. - Nie będę naciskać, chociaż nie ukrywam, że się o ciebie martwię. Nie obraź się, ale wyglądasz naprawdę okropnie. Kiedy zobaczyłam cię w skate parku… - urwała i wzruszyła ramionami, krzywiąc się lekko. Wyglądała na zatroskaną.
Zamknąłem oczy, chcąc powstrzymać łzy i oparłem głowę o oparcie kanapy. Palcami wolnej ręki przeczesałem włosy. Drugą dłoń wciąż trzymała Mia.
- Moja mama jest chora. Ma białaczkę. – wykrztusiłem.
Byłem już tak wycieńczony tym wszystkim, że nie miałem już nawet siły płakać, mimo, że łzy spływały po moich policzkach dwoma strumieniami.
- A leczenie? – spytała Mia. Jej dłoń mocniej zacisnęła się na mojej.
- Już na to za późno. – szepnąłem zerkając w jej stronę. – Najbardziej boli mnie to, że Grace wiedziała o wszystkim i ukrywała przede mną prawdę. Gdybym przypadkiem nie usłyszał jak rozmawia ze swoją mamą przez telefon… Kurwa, o wszystkim dowiaduję się przez przypadek.
- Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale jest mi naprawdę przykro Nathan. – powiedziała Mia.
- Dziękuję. – szepnąłem. – I dziękuję, że z jakiegoś powodu znalazłaś się dzisiaj w parku w taką pogodę – wychrypiałem.
- Pewien chłopak powiedział mi, że to dobre miejsce, aby pomyśleć. – szepnęła. Uśmiechnąłem się blado. – Co z tobą i Grace? Podobno byliście świetną parą. Chcesz to tak po prostu zakończyć?– spytała ostrożnie.
Długo milczałem. Z jednej strony kochałem Grace do szaleństwa i trochę żałowałem swoich słów, ale z drugiej strony, po tym, czego się dzisiaj dowiedziałem, nie wiedziałem czy będę potrafił jej jeszcze zaufać, tak w stu procentach, a zaufanie w związku to przecież podstawa.
- Nie wiem. Za dużo się dzisiaj wydarzyło. Mam wrażenie, że mój mózg za chwilę eksploduje. – mruknąłem muskając palcem jej knykcie.
Mia wstała bez słowa, delikatnie wyszarpując dłoń z mojego uścisku. Obserwowałem, jak się porusza. Coś w jej gestach sprawiało, że czułem się spokojniejszy. Zdziwiony uniosłem brew, kiedy wróciła z butelką czystej wódki.
- Lekarstwo na wszystko. – powiedziała.
Otworzyła butelkę i pociągnęła z niej spory łyk, a następnie mi ją podała. Chwyciłem ja niepewnie i zrobiłem to samo. Zimny płyn prześliznął się przez moje gardło, pozostawiając po sobie przyjemne ciepło, które stopniowo rozgrzewało całe moje ciało.
Podawaliśmy sobie butelkę do momentu, gdy nie zostało w niej już nic, a potem otworzyliśmy kolejną. W między czasie oczywiście dużo rozmawialiśmy i Mia dokończyła czyszczenie i opatrywanie moich zadrapań.
Alkohol faktycznie mi pomógł. Teraz czułem się bardziej wyluzowany i mogłem, choć na moment zapomnieć o tym, co mnie czekało, gdy wrócę do domu.
- Grace jest głupia. – burknęła Mia. – Nigdy bym nie pozwoliła, żeby wywinął mi się taki chłopak jak ty.
- Flirtujesz ze mną? -  spytałem uśmiechając się lekko. Szumiało mi trochę w głowie.
- Po prostu mówię prawdę. Jesteś fantastycznym chłopakiem, a to, że cholernie mi się podobasz, to już inna sprawa. – mruknęła. – Wciąż myślę o tamtym pocałunku. – dodała.- Wiem, że umawialiśmy się inaczej, ale po prostu nie umiałam. To była najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu przydarzyła.
- Rozumiem, co masz na myśli. – powiedziałem, patrząc jej w oczy. – Też próbowałem o tym nie myśleć, ale nie umiałem. Jest w tobie coś takiego… nie potrafię tego nazwać. – urwałem. – Potrzebuję cię. – chwyciłem jej dłoń i uścisnąłem ją mocno. – Wiem, że nie znamy się zbyt długo, ale jesteś dla mnie ważna i cieszę się, że cię mam.
Nie zdążyłem powiedzieć nic więcej, bo w tej chwili Mia chwyciła moją twarz w dłonie i pocałowała mnie. Wcale nie byłem tym zaskoczony, to było nie uniknione. Przez cały wieczór między nami przepływały dziwne prądy, które wręcz pchały nas ku sobie.
Na początku całowaliśmy nie niewinnie, ale z każdą chwilą pocałunek robił się coraz bardziej namiętny. Przyciągnąłem Mię bliżej, tak, że usiadła na mnie okrakiem i jeszcze bardziej pogłębiłem pocałunek.
Alkohol zbyt mocno szumiał mi w głowie, bym mógł myśleć racjonalnie. Nie obchodziły mnie nawet konsekwencje tego, co się właśnie działo. Jedyną rzeczą, jaką wiedziałem było to, że jest mi źle i że potrzebuję kogoś, kto mnie chce i kto przy mnie będzie w tej trudnej dla mnie sytuacji.



___________________________
Cześć kochani!
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, ale ostatnio miałam problemy z komputerem i nie miałam za bardzo jak pisać. Mam nadzieję, że się nie gniewacie.
Tak w ogóle, jest ktoś tu jeszcze? Mam wrażenie, że piszę to opowiadanie już tylko dla siebie, a to nie przyjemne uczucie.
Nigdy nie chciałam wymuszać komentarzy, ale chyba będę do tego zmuszona. Dlatego następny rozdział pojawi się dopiero wtedy, gdy pod tym będzie ok. 10 komentarzy.
To chyba tyle ode mnie na dzisiaj.
Pozdrawiam xxx 

16 komentarzy:

  1. Świetny rozdział <3 szkoda mi Nathana .. :x Wiem, co to znaczy kiedy bliska osoba umiera i nie życzę tego nikomu.
    Mam nadzieję, że on i Grace się pogodzą ;3
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za głupek mial taką fajną dziewczyne :o.Mam nadzieje , że wszystko wróci do normy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :D
    Czekam na kolejne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział ;D
    Czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jejku doprowadziłaś mnie do łez . On nie powinien tak traktować Grece .Ona go kocha troszczyła sie o niego a on ?? tak po prostu ją zostawił i poleciał do innej .Jacy faceci są fałszywi ... Nathan mówił że kocha Grece a co zrobił ?? Męska szmata ... Rozdział super ..czekam na kolejny pisz szybko :* życze weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. wow świetne xD czeeekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nathan dupku co ty zrobiłeś ? Niesamowicie lekko piszesz co mi się bardzo podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialne! Mnie tam podoba się połączenie Natana i Mii ! Pasują do siebie idealnie! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i mam nadzieję, że między Natem a Mią będzie coś poważniejszego!

    Ps. Uwielbiam Twoje opowiadania, czytam te od początku, zagubione życie też czytałam i teraz czytam również Another world. Wszystkie uwielbiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej jestem nową czytelniczka:) Twoje opowiadanie jest uzależniające;) Podoba mi się twój sposób pisania :)
    Odnośnie rozdziału
    To się nie zgadzam !! Tan nie możne być to Grece ma być z Nathanem !!!!Oni są taka idealną parą. Ten chłopak działa mi na nerwy..Ma racje dzieczyna nie powiedziała mu prawdy bo chciała by to jego własna matka mu powiedziała.On jednak zachowuje sie znacznie gorzej .Nie dość ze lizał się z Mią wcześniej to i jeszcze teraz znajduje pocieszenie w jej ramionach ..Normalnie Kutas z niego ..,Taki fałszywy chłopak.
    Chodź z drugiej strony to ze umiera mu bliska osoba jest jakimś wytłumaczeniem .Wiec nie skreślam Go .Mam nadzieje ze się jeszcze zrehabilituje SWOJEJ dziewczynie Grece ...
    Czekam niecierpliwie na nowy rozdział :* Życzę ci dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  10. wspaniały rozdział :]

    OdpowiedzUsuń
  11. cudowny rozdział :]

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam wdzystkie rpzdzialy i juz od dawna, praktycznie od poczatku, czytam tego bloga...zaraz po tym zainteresowalam sie tez innymi nlogami i teraz czytam juz wszystkie twoje blogi na bierzaco. Niestety nie komentuje twoich rozdzialow pomimo tego ze wdzystkie sa zajebiste, najlepsze, super, ekstra, mega, itd. poniewaz czytm blogo na telefonie a nie na komputerze a moj tel niestety ma 'problemy' z komentowaniem i czesto musze pisav komentarz podwojnie lub pisze a on i tak sie nie wstawia. Tak wirc wiedz ze czytam wszystkie twoje blogi i rozdzialy i jestem twoja fanka, ale niestety nie mam szansy na komentowanie ich. Kocham Cie i twoje blogi i pozdraeiam, Pati :D

    OdpowiedzUsuń
  13. To było zajebiste. Kocham to opowiadanie!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. To było zajebiste. Uwielbiam to opowiadanie!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten rozdział naprawdę bardzo dobrze ci wyszedł chciałabym mieć tyle talentu co ty.

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥