Białaczka.
To jest niemożliwe. Niemożliwe i
tyle. Dlaczego to się dzieje akurat teraz, gdy wszystko powoli zaczyna się
układać? Czemu akurat nasza rodzina musi tyle cierpieć? Nie tak dawno temu
zmarł tato, a teraz się dowiaduję, że za parę miesięcy stracimy również mamę.
Życie jest niesprawiedliwe.
Nawet nie zorientowałem się, że
płaczę, aż do momentu, gdy łzy zaczęły kapać mi z brody na koszulkę i spodnie.
Próbowałem je zetrzeć wierzchem dłoni, jednak z każdą chwilę było ich coraz
więcej i w końcu dałem sobie z tym spokój.
Cholera jasna. Dopiero teraz słowa
mamy o dojrzałości i odpowiedzialności nabrały dla mnie sensu. To dlatego była
tak strasznie zła, gdy zachowywałem się jak jakiś gówniarz. „Nigdy nie wiadomo,
jak się życie potoczy.”
Powinna była mi o wszystkim
powiedzieć. Jak długo ma zamiar utrzymywać swoją chorobę tajemnicy? Chciała nas
poinformować dopiero wtedy, gdy wylądowałaby w szpitalu? Cóż, znając mamę,
właśnie taki miała zamiar.
W tym momencie do kuchni ślamazarnie
wszedł Lucky. Na mój widok zaczął radośnie merdać ogonem. Podszedł bliżej i
usiadł obok mnie, a następnie polizał mnie po ręce, wpatrując się we mnie tymi
wielkimi ufnymi oczami.
- Cześć wierny druhu. – mruknąłem
schrypniętym głosem, drapiąc go za uchem. – Powiedz mi, co mam teraz zrobić? –
szepnąłem.
Lucky zamerdał ogonem, uderzając
nim o podłogę, jakby próbował mi w ten sposób coś przekazać. Wziąłem drżący
oddech i podniosłem się niezdarnie. Psiak odskoczył do tyłu i zawarczał
radośnie, myśląc, że chcę się z nim bawić.
- Nie teraz. – wymamrotałem, a
kilka łez ponownie spłynęło po mojej twarzy.
Kartkę, którą mama starała się
przede mną ukryć, schowałem z powrotem do odpowiedniej szuflady. Opadłem się łokciami
o blat i schowałem twarz w dłoniach, po raz kolejny wybuchając płaczem. Nie
potrafiłem sobie poradzić z tą nową wiadomością. Musiałem z kimś o tym porozmawiać i to
natychmiast.
Właśnie wycierałem mokre policzki,
które wcześniej opryskałem zimną wodą, gdy do kuchni wkroczył mój braciszek,
ziewając głośno. Na mój widok zmarszczył czoło.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz?
Gdzie jest mama? – wyrzucił z siebie.
- Nic się nie stało. – mruknąłem
uśmiechając się blado. – Idź się ubierz. Zaprowadzę cię do pani Turner, bo ja
muszę wyjść.
- Dokąd? – spytał pozwalając mi
zaprowadzić się z powrotem na górę.
Odchylił głowę do tyłu, by móc na
mnie spojrzeć. Wysiliłem się na uśmiech, nie chcąc go na razie martwić.
Przyjdzie czas, gdy i on się o wszystkim dowie.
- Obiecałem Grace, że do niej
przyjdę. – powiedziałem czochrając mu włosy.
Słysząc imię mojej dziewczyny, na
twarzy chłopca pojawił się szeroki uśmiech. On bardzo uwielbiał Grace i tak
było, zanim jeszcze staliśmy się parą.
- Ale przyjdziecie tutaj później.
– spytał patrząc na mnie wielkimi oczami.
- Zobaczymy. – wymamrotałem, chcąc
zakończyć ten temat.
* * *
Drżąc na całym ciele, zacząłem
pukać do drzwi domu Grace. Byłem coraz bardziej zdenerwowany, a płacz wciąż
dławił mnie w gardle. Nie mogłem znieść tego, że muszę udawać twardego. W tej
chwili nie czułem się ani trochę silny. Byłem jak mały, zagubiony chłopiec.
Taki sam, jakim byłem zaraz po śmierci taty.
Po chwili drzwi się otworzyły i
przede mną stanęła Grace. Na jej widok tama puściła. Nie wytrzymałem i znowu
zacząłem płakać. Miałem gdzieś to, że zachowuję się jak jakiś mięczak, ból był
zbyt silny. Może inni radzą sobie w takich sytuacjach, ale ja do tych ludzi nie
należę.
- Jezu, Nathan! – wciągnęła mnie
do środka, a następnie przytuliła mocno. Upuściłem deskę na podłogę i wtuliłem
się w nią z jeszcze większą siłą. - Co się stało?
Nie potrafiłem wykrztusić nawet
słowa, chociaż próbowałem. Grace głaskała i całowała mnie po głowie, szepcząc
uspokajające słowa. Drżałem w jej ramionach, łkając jak dziecko. Jeszcze nigdy
nie czułem się taki bezradny jak teraz.
- Moja… moja mama …ona … umiera…
ona umiera Grace. – wykrztusiłem.
- Skąd wiesz? Powiedziała ci? –
spytała zaskoczona.
- Nie. – wymamrotałem. Wziąłem głęboki wdech,
próbując się uspokoić. - Podsłuchałem jej rozmowę z twoją mamą i widziałem jak
chowa jakąś kartkę, którą ewidentnie próbowała przede mną ukryć. – powiedziałem
z trudem. – Kiedy wyszły, sprawdziłem,
co tam jest napisane. – łzy znowu napłynęły mi do oczu. – Ona ma białaczkę
Grace. A najgorsze jest to, że ona nie chce mi o tym powiedzieć, bo uważa, że
powinienem skupić się na nauce.
Grace odsunęła się ode mnie, a
następnie zaprowadziła mnie do salonu i posadziła na kanapie. Kiedy usiadła
obok mnie, od razu położyłem głowę na jej kolanach, jednocześnie podciągając
nogi pod brodę.
- Tak strasznie mi przykro Nathan.
– szepnęła przeczesując moje włosy palcami.
- Nie chcę zostać sam z Lucasem. –
wykrztusiłem. - Nie poradzę sobie. Nie jestem ani dojrzały ani odpowiedzialny.
Już teraz sobie nie radzę. Nie chcę tak żyć, Grace. Straciłem już tatę. Nie
chce stracić również mamy.
- Nathan wiesz przecież, że ja i
mama nigdy nie zostawimy cię z tym samego.
– mruknęła Grace i pocałowała mnie w policzek.
- Kocham cię. – wychrypiałem. –
Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- Ciii. – szepnęła. –Spróbują
zasnąć. Porozmawiamy, kiedy się uspokoisz.
Skinąłem głową i próbując
zapanować nad dreszczami, zamknąłem oczy. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
* * *
Obudziłem się nagle, zalany potem
i z twarzą mokrą od łez. Minęło parę sekund, zanim zorientowałem się, gdzie
jestem i co się właściwie stało.
Powoli przekręciłem się na plecy i
wziąłem drżący oddech, czując dotkliwy ból w klatce piersiowej, przypominając
sobie wszystko na nowo.
W głębi duszy miałem nadzieję
(niewielką, ale zawsze jakąś), że to wszystko jest tylko jakimś potwornym snem,
a gdy się obudzę, znowu znajdę się w swoim łóżku i wszystko będzie jak dawniej.
Że wszystko będzie normalne.
Spojrzałem w bok, słysząc dziwne
bębnienie. Na zewnątrz powoli robiło się ciemno, a do tego była straszna ulewa,
przez co zdawało się, że jest jeszcze ciemniej.
Usiadłem niezdarnie, jednocześnie
przecierając twarz, chcąc pozbyć się resztek snu i zmęczenia. Chciałem właśnie
zawołać Grace, gdy nagle usłyszałem jej głos dochodzący z kuchni.
- Mamo musisz jej przemówić do
rozsądku. Ona nie może już tego dłużej ukrywać.
Wstałem powoli, nie panując nad
własnym ciałem. Po prostu instynktownie szedłem w kierunku, skąd dochodził
znajomy głos, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.
- Już za późno mamo. Nathan wie. –
zatrzymałem się raptownie. – Jest tutaj. Śpi. – zrobiłem kolejny krok, co
sprawiło, że widziałem dziewczynę, która stała na środku kuchni, tyłem do mnie
i rozmawiała przez telefon. – Nie mogę go już dłużej okłamywać. Nie potrafię.
On już teraz tak bardzo cierpi. – głos jej zadrżał. – Jeśli się dowie, że
okłamywałam go w tak ważnej sprawie, znienawidzi mnie.
Moje serce łomotało mocno, niemal
miażdżąc mi żebra, a do tego brakowało mi tchu. W mojej głowie echem odbijały
się dwa słowa, które raniły niczym nóż. Okłamywałam
go.
- Wiedziałaś. – powiedziałem
zachrypniętym głosem, wchodząc do kuchni.
Grace upuściła telefon i odwróciła
się gwałtownie. Zamarła na mój widok. Próbowała coś powiedzieć, jednak z jej
gardła nie wydobywały się żadne słowa.
- Gdy ja ci się zwierzałem, ty już
wcześniej o wszystkim wiedziałaś. – wymamrotałem. – Jak mogłaś? Okłamałaś mnie. Ukrywałaś
przede mną prawdę.
- Nathan posłuchaj. – dziewczyna w końcu
odzyskała głos. – Dowiedziałam się o chorobie twojej mamy przed przypadek, tak
jak i ty. Chciałam ci o wszystkim powiedzieć, ale nie mogłam. Obiecałam twojej
mamie, że tego nie zrobię. Ona sama chciała to zrobić, tylko nie umiała.
Pokręciłem głową, czując pod
powiekami szczypiące łzy.
- Ufałem ci. – szepnąłem. –
Powinnaś była mi powiedzieć.
- Obiecałam! Co niby miałam
zrobić? Olać twoją mamę i pobiec do ciebie i wszystko ci powiedzieć?
- Tak! – wrzasnąłem nie panując
już nad sobą. – Właśnie to powinnaś kurwa zrobić do cholery jasnej! – po mojej
twarzy znowu zaczęły spływać słone łzy.
- Przepraszam! Tak strasznie cię
przepraszam!
Grace podeszła do mnie i
spróbowała mnie przytulić, jednak ja się uchyliłem. Nie mógłbym teraz znieść
jej dotyku. Świadomość, że mnie zdradziła… to za bardzo bolało. Wolałbym, gdyby
po prostu mi przywaliła.
Wyszedłem z kuchni, nie zwracając
uwagi na ból, który pojawił się w oczach dziewczyny, gdy ją odtrąciłem. Szybko
wsunąłem na stopy swoje adidasy, które z jakiegoś powodu znajdowały się przy
drzwiach.
- Co ty wyrabiasz? – wychrypiała
Grace wychodząc za mną. – Nathan do cholery! – krzyknęła, gdy nie
odpowiedziałem.
Złapała mnie za ramię i odwróciła
w swoją stronę. Zmierzyłem ją zimnym spojrzeniem, od którego po jej ciele
przebiegł dreszcz.
- Nie dotykaj mnie. Po prostu
zostaw mnie w spokoju. – szepnąłem.
- Nathan proszę cię. Jesteś
zdenerwowany i nie myślisz teraz racjonalnie.
- Mam to gdzieś. – burknąłem.
Wziąłem deskorolkę i chciałem wyjść, jednak zatrzymałem się jeszcze na moment.
– Jak długo wiesz?
- Od kilku tygodni. – wymamrotała
po długiej ciszy.
Zaśmiałem się gorzko. Ja pierdole.
Jedyna osoba, której dosłownie bezgranicznie ufałem okłamywała mnie od kilku
tygodni. Zapewne miałbym to gdzieś, gdyby tu nie chodziło o coś tak ważnego dla
mnie i mojego młodszego brata.
Zarzuciłem kaptur na głowę i
wyszedłem z domu. Zadrżałem, czując na swoim ciele chłodne powietrze. Wciąłem
drżący oddech, który pomógł mi trochę oczyścić umysł.
- To koniec Grace. – powiedziałem
drżącym głosem.
- Nathan. – nie musiałem się odwracać,
by wiedzieć, że płacze.
Kochałem Grace tak mocno, jak
jeszcze nikogo innego i trudno było mi wypowiedzieć te słowa, jednak po tym, co
się dzisiaj wydarzyło, nie wiedziałem czy będę w stanie ponownie jej zaufać.
Teraz pewnie nawet nie uwierzyłbym jej, która jest godzina.
Przełknąłem ślinę i z mocno
bijącym sercem wyszedłem na deszcz, który w ciągu kilku sekund przemoczył mnie
do suchej nitki.
Drżąc z zimna i zdenerwowania na
całym ciele, wskoczyłem na deskorolkę i ruszyłem chodnikiem w nieznanym mi kierunku.
Chciałem znaleźć się jak najdalej stąd i zapomnieć, chociaż na moment o tym, co
mnie gryzie.
* * *
Długo błądziłem po mieście, nie
mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Mimo, że wręcz trząsłem się już z zimna, nie
miałem zamiaru wracać do domu. Nie byłem gotowy na konfrontację z mamą.
Zdecydowanie bardziej wolałem umierać z zimna.
Nie wiem jak o się stało, ale po
jakimś czasie wylądowałem na cmentarzu, przy grobie ojca. Kiedy wpatrywałem się
w zdjęcie znajomej twarzy, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, mieszając
się z kroplami deszczu.
Usiadłem na niewielkiej ławeczce i
niepewnie, drżącą ręką dotknąłem płyty nagrobnej. Czyniąc ten gest, czułem się,
jakby w pewnym sensie tato wciąż był ze mną. Jakby wcale nie umarł.
- Dlaczego tak się dzieje? – szepnąłem
patrząc na fotografię ojca. – Najpierw straciliśmy ciebie tato, nie możemy
stracić również mamy. Nie poradzimy
sobie. Było nam źle już wtedy, gdy ty umarłeś tato. Boję się nawet myśleć, co
się stanie, gdy zabraknie również mamy. – zamilkłem, by wziąć głęboki oddech. -
Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Mama nie chce powiedzieć nam o swojej
chorobie. Dowiedziałem się o wszystkim przez przypadek. – jeszcze więcej łez
zaczęło spływać po mojej twarzy. – To boli. Ten cholerny brak zaufania. Mama uważa, że jestem niedojrzały. Owszem,
może i jestem, ale to nie jest powód, żeby ukrywać prawdę.
Urwałem, czując, że w moim gardle
pojawia się gula, która uniemożliwiała mi dalsze mówienie. Schowałem twarz w
dłoniach i oddychałem głęboko, chcąc się w ten sposób uspokoić. Na szczęście,
tak właśnie się stało.
- Tęsknie za tobą. – wychrypiałem.
– Wszyscy tęsknimy. Gdy umarłeś, wszystko straciło sens. Już nic nie jest
takie, jak kiedyś. Czemu tak jest, że to najlepsi ludzie umierają najwcześniej?
Gdzie podziewa się bóg, kiedy niewinni ludzie umierają? Czy nie byłoby lepiej,
gdyby to właśnie bandyci znikali ze świata najszybciej? Pewnie gdybyś tu był,
wściekłbyś się na mnie za te słowa, bo byłeś przecież głęboko wierzącym
człowiekiem, ale właśnie w takich chwilach jak ta… przestaję wierzyć. Po prostu
nie potrafię. Przepraszam. Wiesz, że nigdy nie chciałem cię zawieźć.
Przymknąłem powieki i uniosłem
twarz ku niebu, słysząc w oddali uderzenie pioruna. Od dziecka uwielbiałem
burze. Lubię te dreszcze, które pojawiają się na moim ciele za każdym razem,
gdy widzę pioruny, które rozjaśniają niebo albo, gdy słyszę grzmoty w oddali,
tak jak teraz. Nigdy nie rozumiałem
ludzi, którzy boją się burzy. Przecież to jest niesamowite zjawisko.
- Powinienem już iść, ale przyjdę
znowu niebawem. – westchnąłem podnosząc się na równe nogi. – Kocham cię tato. –
wykrztusiłem.
Ostatni raz spojrzałem na zdjęcie
taty i uśmiechnąłem się przez łzy, czując ból w piersi. Mimo, że minęło już
dużo czasu, odkąd tato umarł, wciąż ciężko było mi się z tym pogodzić. Czy w
ogóle można pogodzić się kiedyś ze stratą kogoś bliskiego?
Mimowolnie moje myśli skierowały się ku Grace,
a ból w klatce piersiowej przybrał na sile. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że
mnie okłamywała. Znamy się od dziecka i myślałem, że możemy ufać sobie
bezgranicznie. Cóż, jak widać jednak nikomu nie można zaufać.
Z cmentarza, skierowałem się
prosto, do skate parku, chociaż pogoda była już naprawdę kiepska. Musiałem się
czymś zająć, robić cokolwiek, co pozwoli mi wyłączyć myślenie, a w tym zawsze
pomagał mi właśnie skate park. To mój drugi dom, czasami nawet lepszy od tego
pierwszego.
Dzisiaj zdecydowanie nie był mój
dzień. Za każdym razem, gdy próbowałem wykonać jakiś trik, nawet prosty,
lądowałem na betonie. Chociaż miałem obtarcia praktycznie na całym ciele, a
także prawdopodobnie skręconą kostkę, nie potrafiłem przestać. Byłem jak w
jakimś chorym transie.
Kiedy chyba po raz setny wylądowałem na mokrym betonie, nie
miałem już nawet siły się podnieść. Leżałem w deszczu i wyłem z bólu, nie tylko
tego fizycznego, ale przede wszystkim psychicznego. Czułem się kompletnie
wypompowany z życia i jakiejkolwiek energii.
- Żyjesz?
Otworzyłem załzawione oczy i ujrzałem nad sobą drobną
dziewczęcą postać. Dopiero po parunastu sekundach mój wzrok wyostrzył się na
tyle, że potrafiłem stwierdzić, kim jest ta dziewczyna.
- Mia? – wychrypiałem zaskoczony.
Dziewczyna skinęła głową, a na jej twarzy pojawiło się coś
na kształt półuśmiechu.
- Wszystko w porządku? – spytała.
- Nie. Nic nie jest w porządku. – powiedziałem z trudem. –
Nigdy nic nie było w porządku. – dodałem tak cicho, że pewnie nawet mnie nie
usłyszała.
Zmarszczyła brwi, a po chwili wyciągnęła do mnie rękę.
- Dawaj, pomogę ci.
Bez słowa chwyciłem jej dłoń. Przez jej ciało przeszedł
dreszcz, gdy jej ciepła skóra zetknęła się z moją lodowatą. Gdy stanąłem na
nogach, syknąłem z bólu, czując, że moja kostka zaczyna już porządnie puchnąć.
- Chryste jak ty wyglądasz. – wymamrotała.
Przestąpiłem z nogi na nogę, krzywiąc się lekko, czując
ostry ból nogi. Wolałem nawet nie myśleć, jak w tym momencie wyglądałem. Byłem
przemoczony do suchej nitki i przemarznięty. Do tego byłem cały brudny i
podrapany.
- Chodź. – wzięła mnie pod rękę, dzięki czemu mogłem trochę
odciążyć nogę. – Trzeba cię doprowadzić do porządku.
Skinąłem głową i podniosłem swoją deskorolkę.
- Mia? – odezwałem się, zerkając na nią.
- Tak? – spojrzała na mnie.
- Możemy iść do ciebie? Nie chcę na razie wracać do domu. –
powiedziałem cicho.
- Okej. – uśmiechnęła się ciepło, co ani trochę do niej nie
pasowało. Nawet nie spytała, o co chodzi. – Mieszkam niedaleko.
- Dzięki. – wymamrotałem po chwili ciszy.
Mia obdarzyła mnie uśmiechem, który mówił sam za siebie. Na
ten widok, mimowolnie zrobiło mi się cieplej na sercu. To było fantastyczne
uczucie.
* * *
Dom Mii był niewielki, ale od razu przypadł mi do gustu. Już
od progu czułem się tam bardzo dobrze. W środku było ciepło i przytulnie, a po
prawie całym dniu spędzonym na zimnie, właśnie tego mi było trzeba.
Gdy Mia prowadziła mnie do malutkiego salonu, zobaczyłem
swoje odbicie w lustrze, które wisiało w korytarzu. Aż wzdrygnąłem się na swój
widok. Byłem cały podrapany i oblepiony błotem, a woda skapywała z moich włosów
i ubrań na podłogę.
- Usiądź sobie. –
pomogła mi usiąść na kanapie. – Przyniosę ci jakiś ręcznik i coś suchego do
ubrania. Zaraz wracam.
Kiedy zniknęła za drzwiami do jakiegoś pokoju, zacząłem
rozglądać się po pomieszczeniu, w którym siedziałem. Ściany miały brązowy
kolor, a na podłodze leżał puszysty dywan w podobnym odcieniu. Obok kanapy, na
której siedziałem stał malutki stolik do kawy, a pod ścianą znajdował się
telewizor.
Przyglądałem się właśnie tytułom książek, który stały równo
poukładane na półkach, kiedy do salonu wróciła Mia. Zdążyła przebrać mokre
dżinsy na dresy, a zamiast przemoczonej bluzy, miała na sobie podkoszulek z
ciasteczkowym potworem.
- Trzymaj. – podała mi duży ręcznik oraz suche spodnie dresowe
i bluzę. – Pójdę po apteczkę. – mruknęła. – I przyniosę ci jakieś tabletki
przeciwbólowe.
- Nie musisz tego robić. – wychrypiałem. Już teraz ledwo
mogłem mówić, to co będzie rano?
- Ale chcę. – odparła odwracając się do mnie. – W ramach rekompensaty za to, jak
potraktowałam cię, gdy ostatnio ze sobą rozmawialiśmy.
- Nie mam do ciebie pretensji. – powiedziałem. – Trochę
zasłużyłem.
- Wcale nie. – zaprotestowała. – Pogadamy za chwilę.
Przebierz się. – dodała i znowu wyszła.
Ściągnąłem przemoczone ubrania i założyłem to, co dała mi
Mia. Spodnie były trochę za luźne, ale i tak były lepsze niż przemoczone
dżinsy, które przyklejały mi się do skóry.
Wycierając włosy, zauważyłem, że na całych rękach miałem
mnóstwo krwawiących zadrapań i otarć. Okej, nogi wyglądały nie lepiej. Miałem
rozwalone kolano no i zrobiłem sobie coś z kostką. Cholera, nie było ze mną tak
źle, nawet wtedy, gdy dopiero uczyłem się jeździć!
Mia wróciła po jakichś pięciu minutach. W jednej ręce
trzymała apteczkę, a w drugiej szklankę z wodą i kartonowe pudełeczko z
tabletkami.
- Połknij to.
Rzuciła mi pudełeczko, a szklankę postawiła na stoliczku.
Zrobiłem jak kazała, jednocześnie obserwując, jak zanosi moje ubrania
prawdopodobnie do łazienki. Gdy wróciła, usiadła obok mnie i zaczęła wyciągać z
apteczki bandaże, wodę utlenioną i tym podobne.
Odwróciła się w moją stronę i zaczęła przemywać moje rany.
Według mnie, to wcale nie było potrzebne, ale nie chciałem się z nią kłócić.
Zamiast tego, obserwowałem jej twarz, to jak marszczyła czoło i przygryzała
dolną wargę. Była naprawdę skupiona na tym, co robiła.
- Gdzie się tego nauczyłaś? – spytałem patrząc jak bandażuje
moją dłoń.
- Mama jest pielęgniarką. – mruknęła zerkając na mnie.
- A tata?
- Zostawił nas dwa lata temu. – odparła. – Teraz ma nową
rodzinę. – dodała zgryźliwie.
- Przykro mi. –
szepnąłem.
- Możemy zapomnieć na chwilę o mnie i pogadać o tobie? –
burknęła. - Co się stało? – jej głos złagodniał.
Zacisnąłem powieki, czując napływające do oczu łzy.
- Nie chcę o tym na razie rozmawiać. – wychrypiałem.
- Nathan.. – zaczęła.
- Mia proszę.
- Okej, jak chcesz. – westchnęła. - Nie będę naciskać,
chociaż nie ukrywam, że się o ciebie martwię. Nie obraź się, ale wyglądasz
naprawdę okropnie. Kiedy zobaczyłam cię w skate parku… - urwała i wzruszyła
ramionami, krzywiąc się lekko. Wyglądała na zatroskaną.
Zamknąłem oczy, chcąc powstrzymać łzy i oparłem głowę o
oparcie kanapy. Palcami wolnej ręki przeczesałem włosy. Drugą dłoń wciąż
trzymała Mia.
- Moja mama jest chora. Ma białaczkę. – wykrztusiłem.
Byłem już tak wycieńczony tym wszystkim, że nie miałem już
nawet siły płakać, mimo, że łzy spływały po moich policzkach dwoma
strumieniami.
- A leczenie? – spytała Mia. Jej dłoń mocniej zacisnęła się
na mojej.
- Już na to za późno. – szepnąłem zerkając w jej stronę. –
Najbardziej boli mnie to, że Grace wiedziała o wszystkim i ukrywała przede mną
prawdę. Gdybym przypadkiem nie usłyszał jak rozmawia ze swoją mamą przez telefon…
Kurwa, o wszystkim dowiaduję się przez przypadek.
- Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale jest mi naprawdę przykro
Nathan. – powiedziała Mia.
- Dziękuję. – szepnąłem. – I dziękuję, że z jakiegoś powodu
znalazłaś się dzisiaj w parku w taką pogodę – wychrypiałem.
- Pewien chłopak powiedział mi, że to dobre miejsce, aby
pomyśleć. – szepnęła. Uśmiechnąłem się blado. – Co z tobą i Grace? Podobno
byliście świetną parą. Chcesz to tak po prostu zakończyć?– spytała ostrożnie.
Długo milczałem. Z jednej strony kochałem Grace do
szaleństwa i trochę żałowałem swoich słów, ale z drugiej strony, po tym, czego
się dzisiaj dowiedziałem, nie wiedziałem czy będę potrafił jej jeszcze zaufać,
tak w stu procentach, a zaufanie w związku to przecież podstawa.
- Nie wiem. Za dużo się dzisiaj wydarzyło. Mam wrażenie, że
mój mózg za chwilę eksploduje. – mruknąłem muskając palcem jej knykcie.
Mia wstała bez słowa, delikatnie wyszarpując dłoń z mojego
uścisku. Obserwowałem, jak się porusza. Coś w jej gestach sprawiało, że czułem się
spokojniejszy. Zdziwiony uniosłem brew, kiedy wróciła z butelką czystej wódki.
- Lekarstwo na wszystko. – powiedziała.
Otworzyła butelkę i pociągnęła z niej spory łyk, a następnie
mi ją podała. Chwyciłem ja niepewnie i zrobiłem to samo. Zimny płyn prześliznął
się przez moje gardło, pozostawiając po sobie przyjemne ciepło, które stopniowo
rozgrzewało całe moje ciało.
Podawaliśmy sobie butelkę do momentu, gdy nie zostało w niej
już nic, a potem otworzyliśmy kolejną. W między czasie oczywiście dużo rozmawialiśmy
i Mia dokończyła czyszczenie i opatrywanie moich zadrapań.
Alkohol faktycznie mi pomógł. Teraz czułem się bardziej
wyluzowany i mogłem, choć na moment zapomnieć o tym, co mnie czekało, gdy wrócę
do domu.
- Grace jest głupia. – burknęła Mia. – Nigdy bym nie
pozwoliła, żeby wywinął mi się taki chłopak jak ty.
- Flirtujesz ze mną? -
spytałem uśmiechając się lekko. Szumiało mi trochę w głowie.
- Po prostu mówię prawdę. Jesteś fantastycznym chłopakiem, a
to, że cholernie mi się podobasz, to już inna sprawa. – mruknęła. – Wciąż myślę
o tamtym pocałunku. – dodała.- Wiem, że umawialiśmy się inaczej, ale po prostu
nie umiałam. To była najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu przydarzyła.
- Rozumiem, co masz na myśli. – powiedziałem, patrząc jej w
oczy. – Też próbowałem o tym nie myśleć, ale nie umiałem. Jest w tobie coś
takiego… nie potrafię tego nazwać. – urwałem. – Potrzebuję cię. – chwyciłem jej
dłoń i uścisnąłem ją mocno. – Wiem, że nie znamy się zbyt długo, ale jesteś dla
mnie ważna i cieszę się, że cię mam.
Nie zdążyłem powiedzieć nic więcej, bo w tej chwili Mia
chwyciła moją twarz w dłonie i pocałowała mnie. Wcale nie byłem tym zaskoczony,
to było nie uniknione. Przez cały wieczór między nami przepływały dziwne prądy,
które wręcz pchały nas ku sobie.
Na początku całowaliśmy nie niewinnie, ale z każdą chwilą
pocałunek robił się coraz bardziej namiętny. Przyciągnąłem Mię bliżej, tak, że
usiadła na mnie okrakiem i jeszcze bardziej pogłębiłem pocałunek.
Alkohol zbyt mocno szumiał mi w głowie, bym mógł myśleć
racjonalnie. Nie obchodziły mnie nawet konsekwencje tego, co się właśnie
działo. Jedyną rzeczą, jaką wiedziałem było to, że jest mi źle i że potrzebuję
kogoś, kto mnie chce i kto przy mnie będzie w tej trudnej dla mnie sytuacji.
___________________________
Cześć kochani!
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, ale ostatnio miałam problemy z komputerem i nie miałam za bardzo jak pisać. Mam nadzieję, że się nie gniewacie.
Tak w ogóle, jest ktoś tu jeszcze? Mam wrażenie, że piszę to opowiadanie już tylko dla siebie, a to nie przyjemne uczucie.
Nigdy nie chciałam wymuszać komentarzy, ale chyba będę do tego zmuszona. Dlatego następny rozdział pojawi się dopiero wtedy, gdy pod tym będzie ok. 10 komentarzy.
To chyba tyle ode mnie na dzisiaj.
Pozdrawiam xxx
___________________________
Cześć kochani!
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, ale ostatnio miałam problemy z komputerem i nie miałam za bardzo jak pisać. Mam nadzieję, że się nie gniewacie.
Tak w ogóle, jest ktoś tu jeszcze? Mam wrażenie, że piszę to opowiadanie już tylko dla siebie, a to nie przyjemne uczucie.
Nigdy nie chciałam wymuszać komentarzy, ale chyba będę do tego zmuszona. Dlatego następny rozdział pojawi się dopiero wtedy, gdy pod tym będzie ok. 10 komentarzy.
To chyba tyle ode mnie na dzisiaj.
Pozdrawiam xxx
Świetny rozdział <3 szkoda mi Nathana .. :x Wiem, co to znaczy kiedy bliska osoba umiera i nie życzę tego nikomu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że on i Grace się pogodzą ;3
Czekam na następny :)
Co za głupek mial taką fajną dziewczyne :o.Mam nadzieje , że wszystko wróci do normy :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne ;)
Świetny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne :)
Świetne *.*
OdpowiedzUsuńjejku doprowadziłaś mnie do łez . On nie powinien tak traktować Grece .Ona go kocha troszczyła sie o niego a on ?? tak po prostu ją zostawił i poleciał do innej .Jacy faceci są fałszywi ... Nathan mówił że kocha Grece a co zrobił ?? Męska szmata ... Rozdział super ..czekam na kolejny pisz szybko :* życze weny ;)
OdpowiedzUsuńwow świetne xD czeeekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNathan dupku co ty zrobiłeś ? Niesamowicie lekko piszesz co mi się bardzo podoba :D
OdpowiedzUsuńGenialne! Mnie tam podoba się połączenie Natana i Mii ! Pasują do siebie idealnie! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i mam nadzieję, że między Natem a Mią będzie coś poważniejszego!
OdpowiedzUsuńPs. Uwielbiam Twoje opowiadania, czytam te od początku, zagubione życie też czytałam i teraz czytam również Another world. Wszystkie uwielbiam! <3
Hej jestem nową czytelniczka:) Twoje opowiadanie jest uzależniające;) Podoba mi się twój sposób pisania :)
OdpowiedzUsuńOdnośnie rozdziału
To się nie zgadzam !! Tan nie możne być to Grece ma być z Nathanem !!!!Oni są taka idealną parą. Ten chłopak działa mi na nerwy..Ma racje dzieczyna nie powiedziała mu prawdy bo chciała by to jego własna matka mu powiedziała.On jednak zachowuje sie znacznie gorzej .Nie dość ze lizał się z Mią wcześniej to i jeszcze teraz znajduje pocieszenie w jej ramionach ..Normalnie Kutas z niego ..,Taki fałszywy chłopak.
Chodź z drugiej strony to ze umiera mu bliska osoba jest jakimś wytłumaczeniem .Wiec nie skreślam Go .Mam nadzieje ze się jeszcze zrehabilituje SWOJEJ dziewczynie Grece ...
Czekam niecierpliwie na nowy rozdział :* Życzę ci dużo weny :*
wspaniały rozdział :]
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział :]
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wdzystkie rpzdzialy i juz od dawna, praktycznie od poczatku, czytam tego bloga...zaraz po tym zainteresowalam sie tez innymi nlogami i teraz czytam juz wszystkie twoje blogi na bierzaco. Niestety nie komentuje twoich rozdzialow pomimo tego ze wdzystkie sa zajebiste, najlepsze, super, ekstra, mega, itd. poniewaz czytm blogo na telefonie a nie na komputerze a moj tel niestety ma 'problemy' z komentowaniem i czesto musze pisav komentarz podwojnie lub pisze a on i tak sie nie wstawia. Tak wirc wiedz ze czytam wszystkie twoje blogi i rozdzialy i jestem twoja fanka, ale niestety nie mam szansy na komentowanie ich. Kocham Cie i twoje blogi i pozdraeiam, Pati :D
OdpowiedzUsuńTo było zajebiste. Kocham to opowiadanie!!!
OdpowiedzUsuńTo było zajebiste. Uwielbiam to opowiadanie!!!
OdpowiedzUsuńTen rozdział naprawdę bardzo dobrze ci wyszedł chciałabym mieć tyle talentu co ty.
OdpowiedzUsuń