Kiedy razem ze Scottem weszliśmy do gabinetu pielęgniarki,
kobieta aż chwyciła się za głowę na mój widok. Miałem podpuchnięte oko i
rozcięty łuk brwiowy. Z mojego nosa i z kącika ust ciekła krew. Miałem także
obite żebra. Całe szczęście, że nie miałem okazji zobaczyć swojego odbicia, bo
pewnie moja reakcja byłaby taka sama jak piguły.
Gdy kobieta zajmowała się moimi ranami, ja rozmyślałem nad
tym wszystkim, co właśnie się wydarzyło. Z jednej strony poczułem ulgę, gdy
powiedziałem Grace prawdę, ale pojawił się też ból i świadomość, że tym samym
straciłem ją już na zawsze. Grace wybaczyła mi już zbyt wiele błędów.
Dlaczego tak jest, że dopiero po tym, jak zrobimy coś
naprawdę głupiego, zaczynamy rozumieć, że nasze postępowanie może kogoś
potwornie zranić i kompletnie zniszczyć nie tylko nasze życie, ale również
życie kogoś innego, kogoś, na kim nam zależy? Ja dopiero teraz, gdy jest już za
późno, zrozumiałem, że to, co zrobiła Grace jest nieważne, bo i tak kocham ją
najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez niej. To
jest chyba kara za to, że nie byłem dla niej wystarczająco dobry.
Nie wróciłem na lekcje. Wiedziałem, że to nie będzie
najlepszy pomysł i zwolniłem się do domu. Dyrektor Hoke nie robił mi z tego
powodu żadnych problemów, z wiadomych przyczyn. Przynajmniej jedna dobra
wiadomość w ciągu tego beznadziejnego dnia.
Nie było jeszcze nawet trzynastej, gdy wróciłem do domu, tak
więc byłem zaskoczony, gdy zastałem mamę. Siedziała na kanapie w salonie i
wpatrywała się w ścianę niewidzącym wzrokiem. Żołądek skręcił mi się ciasny
supeł, gdy zobaczyłem ślady łez na jej policzkach.
- Mamo, co się stało? – spytałem rzucając plecak na podłogę.
Dopiero, gdy usiadłem obok niej, spojrzała w moją stronę.
Jej oczy rozszerzyły się dwukrotnie na mój widok.
- O mój Boże. Co ci się stało? – szepnęła i dotknęła mój
posiniaczony policzek.
- To nic takiego. – mruknąłem chwytając jej dłoń. –
Płakałaś. Co się stało?
Im dłużej milczała, tym większa stawała się moja irytacja.
Naprawdę po tym wszystkim dalej próbowała mnie okłamywać?
- Mamo?
- Straciłam pracę. – wykrztusiła z trudem. – Ten dupek, po
tym wszystkim, co zrobiłam dla tej firmy tak po prostu mnie zwolnił, bo
dowiedział się o mojej chorobie. Chryste, jak my sobie teraz poradzimy? Nie
mamy żadnych pieniędzy.
- A pieniądze na moje studia? – spytałem cicho.
Dlaczego to wszystko się dzieje? Czy moja rodzina naprawdę
już nie oberwała zbyt mocno? Życie jest tak kurewsko niesprawiedliwe.
- Nawet o tym nie myśl. – skarciła mnie. – Te pieniądze będą
ci potrzebne. Musisz się dalej uczyć.
- Chyba sobie żartujesz? – warknąłem i zaraz pożałowałem
swojego wybuchu. – Jak niby w takiej sytuacji mam myśleć o studiach? Prędzej
czy później będę musiał skończyć naukę, żeby podjąć pracę.
- Tak strasznie cię przepraszam. – szepnęła.
Po chwili schowała
twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Widząc jej ból, moje oczy również
wypełniły się łzami. Miałem już dość. Wiedziałem, że już długo tak nie
pociągnę. Psychicznie nie wytrzymam tej całej presji.
* * *
Była już prawie północ, jednak wciąż nie mogłem spać. Moje
myśli latały po mojej głowie jak oszalałe, nie dając mi nawet chwili
wytchnienia. Wciąż zastanawiałem się, co stanie się ze mną i z Lucasem po
śmierci mamy. Przecież nie damy sobie sami rady. Kto niby udzieli nam
jakiejkolwiek pomocy w tej sytuacji?
Przewróciłem się na plecy i spojrzałem w stronę drzwi, kiedy
niespodziewanie usłyszałem nieśmiałe pukanie. Powiedziałem ciche proszę, a po
chwili do środka wśliznęła się malutka postać. Moje usta wygięły się w drżącym
uśmiechu, kiedy Lucas niepewnie podszedł bliżej i usiadł na łóżku.
- Czemu nie śpisz? – spytałem przyciągając go do siebie. –
Jest już późno.
- Nie mogę zasnąć. – wymamrotał.
Przykryłem go szczelnie kołdrą i zgasiłem światło, mając
nadzieję, że w ten sposób uda mu się jednak zasnąć. Przytuliłem go mocno i
wsłuchiwałem się w jego spokojny oddech, czując, że moje powieki robią się
coraz cięższe.
- Nathan? – spytał cichutko.
- Hmm?
- Dlaczego Bóg chce zabrać nam mamę? Przecież zabrał już
tatę. Chce, żebyśmy zostali sami? – jego głos zrobił się płaczliwy.
- Nie wiem. – odpowiedziałem, a moje oczy wypełniły się łzami.
– Ale nigdy nie zostaniemy sami, wiesz o tym? Rodzice nadal będą nad nami
czuwać, tylko nie będzie ich tu z nami.
- Ale ja chcę, żeby oni byli tu z nami. – powiedział
zaciskając mocno palce na mojej dłoni.
- Wiem. – szepnąłem. – Ja też tego chcę.
* * *
Kolejne dni były dla mnie i mojej rodziny naprawdę ciężkie.
Przez to, że mama straciła pracę, nie mieliśmy pieniędzy na podstawowe
produkty, takie jak chleb czy mleko, jednak mama uparcie nie pozwalała ruszyć
pieniędzy przeznaczonych na moją dalszą naukę. Wolała pożyczyć pieniądze od
pani Bennett, niż zaryzykować moją przyszłość. Co za nonsens.
W szkole też szło mi nienajlepiej. Przez to, co się
wydarzyło nie potrafiłem skupić się na nauce i wybuchałem przy najmniejszym
niepowodzeniu. Byłem już na całkowitym wyczerpaniu. Wiedziałem, że dłużej już
tak nie dam sobie rady.
Widziałem, że Scott się o mnie martwi, jednak ja cały czas
uparcie twierdziłem, że wszystko jest w porządku. Nie chciałem go denerwować
czy coś. Miał swoje problemy i swoje życie, nie może przez cały czas mnie
niańczyć.
Grace i Raul przez cały czas unikali mnie jak ognia, ale
wcale się nie dziwiłem. Zasłużyłem sobie na to. Alex natomiast tylko ze względu
na Scotta starała się być dla mnie miła, ale widziałem, że jest jej trochę
trudno, bo przecież przyjaźniła się również z Grace. Jej również nie mogłem za
to winić.
Z Mią również nie rozmawiałem, a nawet w ogóle jej nie
widywałem. Pewnie po tym, jak przed prawie całą szkołą przyznałem się do seksu
z nią, wolała nie pokazywać się w szkole. Nie ma co, w ciągu chwili udało mi
się zniszczyć życie kilku osób. Brawo Knight, powinieneś być z siebie dumny.
Siedziałem właśnie na murku, próbując nauczyć się czegoś na
klasówkę z biologii, kiedy usłyszałem nad sobą znajomy głos.
- Musimy pogadać.
Powoli uniosłem głowę i moje oczy spotkały się ze
spojrzeniem niebieskich oczu Mii, które wyglądały na naprawdę smutne. Aż
poczułem zimny dreszcz przebiegający mi po kręgosłupie.
- O czym? – spytałem chowając książkę do plecaka.
- O tym, co się dzieje. – szepnęła. – Ja już tak dłużej nie
mogę, rozumiesz?
- O czym ty mówisz?
Patrzyłem na nią zaskoczony. Mia wyglądała na przestraszoną
i skruszoną, do tego cała się trzęsła. Wyglądała, jakby ktoś ją zastraszył. Jej
zachowanie tylko wzmagało moje zdenerwowanie.
- Chodzi o to… że to wszystko nie dzieje się przez
przypadek. – wymamrotała.
Zmarszczyłem czoło, nie rozumiejąc, o czym ona mówi. Co niby
nie dzieje się przez przypadek? Jak na razie nic nie ma dla mnie sensu.
- Nasza znajomość… to nie był przypadek. – wyjaśniła. –
Mallory to moja kuzynka… ona obiecała mi kupę kasy za pomoc. Miałam zniszczyć
ci życie, tak jak ponoć ty zrujnowałeś jej. – powiedziała, a moje serce zaczęło
bić coraz szybciej. - Na początku zgodziłam się na to. Pieniądze, które miałam
dostać, chciałam przeznaczyć na studia. Moją rodzinę nie stać na to, więc
propozycja Rubby była dla mnie w pewnym sensie zbawieniem. – pokręciła głową. –
Ale kiedy cię poznałam, nie potrafiłam zrozumieć, czemu Mallory tak bardzo cię
nienawidzi. Od samego początku cię polubiłam i zaczęłam się wahać. Z jednej
strony potrzebowałam tych pieniędzy, ale z drugiej…
Nie wiedziałem czy mam się śmiać czy raczej płakać. Chryste.
Po raz kolejny okazuje się, że osoba, której ufałem, od samego początku mnie
okłamywałam. Ja pierdole. Jestem taki naiwny. Pokręciłem głową, przecierając
twarz rękoma.
- Nie wzięłam od niej tych pieniędzy. – szepnęła gorączkowo.
– Powiedziałam jej, że tego nie zrobię. Naprawdę cię lubię Nathan i nie
mogłabym ci tego zrobić.
- Nie mogłabyś zrujnować mi życia? – zakpiłem. – Przez to,
że chciałaś mnie pocieszyć, zaciągając mnie do łóżka, straciłem Grace.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak wyszło. –
powiedziała cicho.
-Teraz już trochę za późno na skruchę.
Wziąłem swoje rzeczy i ruszyłem w kierunku szkoły. Z trudem
łapałem powietrze. Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Czy Mia
naprawdę przed chwilą powiedział to, co wydaje mi się, że usłyszałem? Przecież
to wszystko nie ma najmniejszego sensu.
Kiedy tylko wszedłem do budynku, od razu na kogoś wpadłem.
Zaskoczony straciłem równowagę i upadłem na twardą podłogę. Gdy po chwili
uniosłem wzrok, zobaczyłem, że ktoś wyciąga do mnie rękę. Tym kimś okazał
się Scott.
- Gdzieś ty był? – spytał, gdy znowu stanąłem w pionie. - Pani
Bennett cię szuka. Kazała mi cię znaleźć. Podobno ma ci coś ważnego do powiedzenia.
Och, co jeszcze mnie dzisiaj czeka?
- Gdzie ona jest?
- Pewnie wróciła do biblioteki. – mruknął.
- Dzięki. – westchnąłem klepiąc go w ramię.
Natychmiast pobiegłem w stronę biblioteki. Miałem złe
przeczucia, że może chodzić o moją mamę. No bo o czym pani Lydia może chcieć ze
mną pogadać? Może chodzić tylko o moją mamę, albo o Grace.
Gdy tylko przekroczyłem próg biblioteki dostrzegłem panią
Bennett, która nerwowo pakowała swoje rzeczy do torebki. Z trudem przełknąłem
ślinę.
- Nathan, jesteś wreszcie. – powiedziała z ulgą, gdy mnie
zobaczyła. – Musimy się pospieszyć. Już załatwiłam ci zwolnienie u Hoke’a.
- Co się stało? – spytałem drżącym głosem.
Twarz kobiety wykrzywił grymas, który tylko jeszcze bardziej
mnie zdenerwował.
- Chodzi o twoją mamę. – szepnęła. – Dzwonili do mnie ze
szpitala. Zasłabła w autobusie.______________________________________
Cześć kochani! ;)
Z tego co sobie wykalkulowałam, jest to przed ostatni rozdział tego opowiadania. Oznacza to, że wielkimi krokami zbliżamy się do zakończenia historii Nathana.
Tyle ode mnie dzisiaj.
Pozdrawiam xxx
Skoro już chcesz skończyć to opowiadanie to nie kończ go smutno ;3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, mimo że bardzo smutny :*
świetny rozdział już nie mogę się doczekać nastempnego :D
OdpowiedzUsuńKolejne cudeńko <3
OdpowiedzUsuńgenialny <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam
OdpowiedzUsuńSuper rozdział <33
OdpowiedzUsuń