Po tym pocałunku, czułem się
dziwnie w towarzystwie Mii. Właściwie w ogóle się nie znamy, ale z jakiegoś
powodu Mia było mi cholernie bliska. Tak, jakbym już kiedyś ją poznał. A może
to dlatego, że była tak bardzo podobna do Grace? W każdym bądź razie, ze
wstydem muszę przyznać, że podobał mi się ten pocałunek i to bardzo.
Najbardziej jednak bałem się, że
jakimś cudem Grace dowie się o wszystkim i że stracę ją przez własną głupotę.
W duchu wciąż zastanawiałem się,
czy w tej sprawie mogę ufać Mii. Nie miałem stuprocentowej pewności, że
następnego dnia nie strzeli jej coś do głowy i że nie opowie Grace o tym, co
się stało. Miałem ogromną nadzieję, że Mia okaże się godna zaufania, którym
naprawdę chciałem ją obdarzyć.
Widząc palące się w kuchni
światłom od razu zorientowałem się, że mama domyśliła się, iż wyszedłem z domu,
pomimo, że moja kara jeszcze nie dobiegła końca. Akurat w tej chwili nie miałem
siły słuchać kolejnego kazania, jednak wiedziałem, że tak czy inaczej, będę
musiał.
Właściwie mogłem jeszcze próbować
po cichu zakraść się do swojej sypialni, jednak już na wejściu byłem na straconej pozycji, ponieważ jak na
złość, drzwi wejściowe trzasnęły głośno, oznajmiając wszem i wobec, że wróciłem
do domu.
- Nathna. – przygryzłem wargę,
słysząc dobiegający z kuchni głos mamy.
- Cześć. – wymamrotałem stając w
progu.
Mama patrzyła na mnie smutno,
jednocześnie bawiąc się jakąś kartką, która leżała na stole. Widziałem w jej
oczach, że jest zawiedziona moim zachowaniem. A może tu chodziło o coś innego?
W każdym razie, miałem taką nadzieję.
- Przepraszam. – mruknąłem
siadając naprzeciwko niej. – Musiałem pobyć trochę sam. Ta wizyta Grega… -
urwałem i wzruszyłem ramionami.
- Rozumiem. – szepnęła. – Mną też
to trochę wstrząsnęło. – dodała. Nagle zmarszczyła brwi, przyglądając mi się
uważniej. - Czy ty masz błyszczyk na
ustach? – spytała z niedowierzaniem.
Automatycznie przetarłem usta wierzchem
dłoni, czując, że moją twarz zalewa krwisto czerwony rumieniec. Cholera jasna!
- Byłeś u Grace? – bardziej
stwierdziła niż spytała.
- Nie. – mruknąłem. – Tak. –
poprawiłem się szybko i westchnąłem żałośnie, widząc minę mamy. – To
skomplikowane. – jęknąłem.
- Nathan. – westchnęła kręcąc
głową. – Mam się zacząć martwić? – spytała.
Wzruszyłem tylko ramionami, nie
wiedząc, co odpowiedzieć. Miałem w głowie totalny mętlik. Setki myśli gwałciły
się wzajemnie.
- Nie rób nic głupiego, proszę
cię. Musisz w końcu nauczyć się odpowiedzialności za swoje czyny. –
powiedziała.
- Mam jeszcze czas na bycie
odpowiedzialnym. – burknąłem.
- Nigdy nie wiadomo, jak się życie
potoczy. – odparła zginając na pół kartkę, którą wciąż się bawiła.
- Co masz na myśli? – spytałem
drapiąc się za uchem.
Mama pokręciła tylko głową,
uśmiechając się smutno.
- Idź spać. Późno już. – mruknęła.
Nie wiedzieć czemu, nagle poczułem
się okropnie zmęczony. Wstałem niezdarnie, a następnie pocałowałem mamę w
policzek, życząc jej dobrej nocy. Już miałem iść do siebie, kiedy coś sobie
przypomniałem.
- Hej, a co z moim szlabanem? – spytałem.
- Idź spać. – powtórzyła
uśmiechając się blado.
Skinąłem głową i wyszedłem z
kuchni, wcześniej raz jeszcze cmokając ją na dobranoc. Wspinając się po
schodach, zacząłem się nad wszystkim zastanawiać, jednak po chwili dałem sobie
z tym spokój. Zdecydowanie wystarczy mi wrażeń, jak na jeden dzień.
* * *
Leżałem przytulony do Grace, z
głową opartą na jej nagim brzuchu, czekając, aż mój oddech w końcu się uspokoi.
Muskałem nosem skórę dziewczyny, wdychając jej słodki zapach, pomieszany z
moim.
Tak strasznie tęskniłem za
dotykiem jej drobnych dłoni na swoim ciele. Teraz odczuwałem wszystko dużo
bardziej, ale nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałem to uczucie. Pewność, że
naprawdę kocham.
- Tęskniłam za tym. – westchnęła
dziewczyna, jakby czytając mi w myślach.
Mruknąłem coś niezrozumiałego pod
nosem i pocałowałem jej brzuch, na co ona odpowiedziała cichym śmiechem, który
długo odbijał się echem w mojej głowie.
Przygryzłem wargę, czując nagle
wyrzuty sumienia, gdy znowu przypomniałem sobie swój pocałunek z Mią. Miałem
wrażenie, że oszukuję Grace i było mi z tym źle, ale co miałem zrobić?
Powiedzieć jej o wszystkim, ryzykując jednocześnie tym, że ją stracę? Nigdy w
życiu.
- O czym myślisz? – spytała cicho,
wplatając palce w moje włosy.
- Martwię się o mamę. –
wymamrotałem czując ściskanie w dołku.
- Dlaczego? Coś się stało?
- Sam nie wiem. – mruknąłem. –
Kiedy wczoraj wieczorem z nią rozmawiałem, wydawała mi się jakaś dziwna,
zamyślona. Mówiła mi, że powinienem nauczyć się odpowiedzialności, ale z drugiej
strony, nawet na mnie nie nawrzeszczała o to, że wyszedłem z domu, mimo iż
nadal mam szlaban. Miałem wrażenie, że strasznie chce mi o czymś powiedzieć,
tylko trochę się bała. Nawet nie mam pomysłu, o co mogło jej chodzić.
- Jeżeli naprawdę chce ci o czymś
powiedzieć, prędzej czy później zrobi to. – odparła dziewczyna pociągając
delikatnie za moje włosy.
Jęknąłem cicho, obejmując ją
ciaśniej ramionami. Tak strasznie potrzebowałem teraz jej bliskości, jej
dotyku.
- No a co z tobą? – spytałem
cicho. – Gadałaś z mamą?
- Próbowałam, ale po pięciu
minutach rozmowy zaczęłyśmy na siebie wrzeszczeć i mama kazała mi iść do
swojego pokoju. – westchnęła. – Chyba
będę musiała porozmawiać z tatą. – głos jej zadrżał.
- Iść z tobą? – spytałem zerkając
na nią.
- Nie. – mruknęła muskając
opuszkiem palca moją szyję. – Muszę to sama załatwić. Ty już mi pomogłeś,
namawiając mnie, żebym wszystko wyjaśniła.
- Jak chcesz. – wymamrotałem
sennie, mocniej przytulając głowę do jej brzucha. – Pamiętaj, że możesz na mnie
liczyć.
- Wiem. – zaśmiała się. – I za to cię kocham.
* * *
Siedzieliśmy na szkolnym
dziedzińcu, korzystając z godzinnej przerwy między lekcjami. Jako, że
dzisiejszego dnia było wyjątkowo ciepło, czemu nie można się dziwić, gdyż
powoli zbliża się lato, skorzystaliśmy z okazji i rozłożyliśmy się na trawniku,
przed głównym budynkiem, popijając chłodną colę z automatu.
Mimo, że spędzamy ze sobą mnóstwo
czasu, fajnie było posiedzieć razem i pogadać, jak gdyby nigdy nic,
jednocześnie ignorując spojrzenia uczniów i nauczycieli, którzy wciąż
spoglądali w naszą stronę, unosząc ze zdziwienia brwi, jakbyśmy robili coś
niewłaściwego.
Leżałem z głową ułożoną na brzuchu
swojej dziewczyny, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w bezchmurne niebo. Z
całych sił starałem się skupić na tym, co mówią moi przyjaciele, jednak moje
myśli z jakiegoś dziwnego powodu wciąż kierowały się ku Mii.
Ostatni raz widzieliśmy się kilka
dni temu, a dokładnie to wtedy, w skate parku. Nie widywałem jej nawet na
szkolny korytarzu, co jest naprawdę dziwne. Przecież w naszej szkole nie ma aż
tylu uczniów. Tak naprawdę prawie wszyscy się tutaj znają, przynajmniej z
widzenia.
Dlaczego tak strasznie przejmuję
się tym wszystkim? Sam chciałbym to wiedzieć. Zazwyczaj tak się nie zachowuję. A może
jednak?
- Nathan.
Z rozmyśleń wyrwał mnie głos
Grace. Zamrugałem kilkakrotnie powiekami, podniosłem się na łokciach i
zdziwiony spojrzałem na przyjaciół, którzy patrzyli na mnie z uśmieszkami na
ustach.
- Co? – spytałem głupio.
- Jajco. – burknął Raul. – Co z
tobą do cholery?
Wzruszyłem ramionami i z powrotem
położyłem głowę na brzuchu Grace.
- Idziemy w weekend na piwo? –
spytał Craven. – Trzeba się przecież w końcu wyluzować
- Nie wiem. – mruknąłem zamyślony.
Krzyknąłem, gdy nagle dostałem od kogoś w
głowę i to całkiem mocno. Usiadłem gwałtownie i spojrzałem za siebie, na Scotta
i Raula, którzy pokazywali na siebie palcami, uśmiechając się przy tym jak
dzieci złapane z ręką w słoiku z ciastkami.
- Jak pójdę na to piwo, to dacie
mi spokój? – spytałem.
Obaj spojrzeli na siebie, jakby
musieli przemyśleć to, co powiedziałem, a po chwili znowu przenieśli spojrzenia
na mnie i pokiwali głowami na zgodę.
- Tylko nie próbuj nas wystawić,
tak jak było z kręglami. – burknął Raul.
- A od kiedy to tak strasznie
zależy ci na moim towarzystwie? – odparłem zgryźliwie.
- Przy tobie zawsze kręcą się
najlepsze laski. – odpyskował uśmiechając się łobuzersko.
Prychnąłem pod nosem, co wywołało
jeszcze szerszy uśmiech na jego twarzy. Czasami naprawdę mam go po dziurki w
nosie, ale co poradzić? Chyba lepsze to, niż jakby miał się nadal na mnie
wyżywać, za to, że jego życie jest do dupy.
Gdy zbliżał się koniec przerwy,
podnieśliśmy się na równe nogi, pozbieraliśmy swoje rzeczy i wciąż popychając
się, a także przekrzykując jak małe dzieci, ruszyliśmy z powrotem do budynku
szkolnego.
Właściwie mieliśmy już przejść
przez drzwi, gdy do naszych uszu doszedł odgłos jakiejś kłótni. Prawie natychmiast rozpoznałem jeden z
podniesionych głosów, mimo, że słyszałem go tylko dwa razy.
- Jakie przeprosiny do cholery!?
To ty w nas wlazłaś kretynko! Jak jesteś ślepa to kup sobie psa przewodnika!
- Ty mała zołzo!
Od razu zmieniliśmy kierunek i
pobiegliśmy w kierunku, skąd dochodziły krzyki. To ja byłem z nas wszystkich
najszybszy i stanąłem między dwiema dziewczynami, akurat w chwili, gdy miało
dojść do rękoczynów.
Rubby Mallory spojrzała na mnie
zaskoczona, gdy odepchnąłem jej rękę, tym samym zmuszając ją, aby się odsunęła.
Kątem oka widziałem, że Mia, aż kipiała ze złości. Sama na pewno chętnie
przywaliłaby naszej szkolnej gwiazdce.
Za Mią stała przestraszona
Melissa. Jej oczy były szeroko otwarte i wyglądała, jakby za moment miała się
rozpłakać. Mimowolnie zacząłem się zastanawiać, o co mogło pójść.
- Rubby, nie biję dziewczyn, ale
jeśli spróbujesz choćby tknąć którąś z nich – skinąłem na stojące za mną
dziewczyny – zrobię dla ciebie wyjątek. – powiedziałem patrząc dziewczynie
prosto w oczy.
Po tym, co Mallory zrobiła mi w
zeszłym roku, nie próbowałem już nawet być dla niej miły, tak jak kiedyś. Nigdy
nie wybaczę jej tego, że przez jej kłamstwa siedziałem w areszcie.
Moi przyjaciele zatrzymali się
kawałek za nami. Czułem na sobie ich spojrzenia, nie musiałem się nawet do nich
obracać.
- Nathan, Nathan. – zacmokała. –
Ale ty jesteś naiwny. – powiedziała uśmiechając
się słodko.
- A ty jesteś kretynką. – mruknąłem
wzruszając ramionami. – Niestety wszyscy
mamy jakieś wady.
Mallory oburzona wciągnęła głośno
powietrze, a moi przyjaciele zaczęli chichotać, jak to oni mają w zwyczaju. Wetknąłem ręce do kieszeni dżinsów i uniosłem
jedną brew, czekając na dalszą reakcję dziewczyny.
- Będziesz tego żałował. –
wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Może, ale tobie nic do tego. –
powiedziałem.
Rubby zmrużyła oczy, a po chwili
prychnęła niczym kotka, odwróciła się na pięcie, zarzucając przy tym włosami i
ruszyła w kierunku szkoły.
-
W porządku? – zwróciłem się do Melissy.
Dziewczyna pokiwała głową,
uśmiechając się do mnie nieśmiało. Odwzajemniłem gest i uścisnąłem jej rękę,
chcąc dodać jej otuchy.
Wiedziałem, że Grace na mnie
patrzy i że ona całkowicie zdaje sobie sprawę z tego, że Melissa nadal nie jest
mi obojętna, ale już to przerabialiśmy.
- Dlaczego pozwoliłeś tej idiotce
tak po prostu sobie pójść!? – oburzyła się Mia. – Teraz będzie sobie myśleć, że
wszystko jej wolno! Po jaką cholerę się wtrącałeś?
- A może jakieś „dziękuje”? - burknąłem.
- Niby, za co? – spytała ze
śmiechem. – Odebrałeś mi szansę przywalenia tej dziuni.
- I uratowałem przed wyleceniem ze
szkoły. – odparłem.
- Jeżeli nawet, to co cię to
interesuje? To jest moje życie i moje błędy. Nic ci do tego.
Mierzyliśmy się spojrzeniami,
niczym psy przed walką. Miałem wrażenie, jakbyśmy wzajemnie, bez słów, rzucali
w swoje strony oskarżenia, mające coś wspólnego z tym, co się między nami
stało. To było dziwne, a nawet bardzo dziwne.
- Uspokójcie się, proszę. –
wtrąciła się Mel.
- Właśnie. – dodała Grace,
podchodząc bliżej razem z resztą. – Nie przejmuj się. Będziesz miała jeszcze
wiele okazji, by dokopać Mallory. – zwróciła się do Mii. – Tak w ogóle, mam na
imię Grace. To jest Alex, Scott i Raul. – powiedziała wskazując wszystkich po
kolei.
- Mia. – mruknęła dziewczyna uśmiechając
się pod nosem. – Nathan wspominał o was, gdy się poznaliśmy.
Wiedziałem, że przyjaciele na mnie
patrząc, ale nie miałem odwagi na nich spojrzeć. Czułem się dziwnie, kiedy oni
tu byli i gdy była tu również Mia. Wciąż miałem wrażenie, że oni wiedzą o
naszym pocałunku. Chore, prawda? Może powinienem zrobić jakieś badania?
Nikt nie zdążył powiedzieć nic
więcej, bo właśnie w tej chwili rozbrzmiał dzwonek ogłaszający zakończenie
przerwy.
- Mamy ze Stone’m. – wymamrotała Melissa.
Wyraźnie było widać, że wciąż jest trochę roztrzęsiona. – Chodźmy. – złapała Mię
za rękę i pociągnęła w stronę szkoły. – Do zobaczenia! – krzyknęła jeszcze
przez ramię.
Wziąłem cichy wdech i spojrzałem
na przyjaciół, uśmiechając się, jakby gdyby nic się nie stało.
- Mówiłem, że przy tobie kręcą się
zajebiste laski. – burknął Raul.
Wszyscy jak jeden mąż
popatrzyliśmy na niego jak na idiotę. Chłopak widząc nasze miny wzruszył tylko
ramionami.
Nic nie mówiąc również
skierowaliśmy się do szkoły. Grace podeszła do mnie i objęła ramieniem,
jednocześnie opierając głowę na moim ramieniu.
- Będziesz mi musiał wytłumaczyć,
co tak właściwie przed chwilą się stało. – mruknęła.
Uśmiechnąłem się krzywo pod nosem
i cmoknąłem ją w czubek głowy, wdychając jej słodki zapach. Będzie zabawnie,
nie ma co.
* * *
Zaspanym gestem przecierałem twarz, schodząc powoli po schodach. Była sobota, godzina jedenasta albo dwunasta, a ja dopiero co wstałem z łóżka i to tylko dlatego, że potwornie chciało mi się pić.
* * *
Zaspanym gestem przecierałem twarz, schodząc powoli po schodach. Była sobota, godzina jedenasta albo dwunasta, a ja dopiero co wstałem z łóżka i to tylko dlatego, że potwornie chciało mi się pić.
Zatrzymałem się na przed ostatnim
schodku, słysząc dochodząc z kuchni głos mamy i pani Bennett. Kierowany czystą
ciekawością, zacząłem przysłuchiwać się ich rozmowie. Po chwili chciałem
odpuścić, bo temat ich rozmowy dotyczył głownie szkoły i naszych stopni.
Miałem właśnie zeskakiwać na dół,
jednak właśnie w tym momencie rozmowa uległa zmianie. Głosy obu kobiet stały
się bardziej przytłumione, jakby się bały, że ktoś może usłyszeć, o czym mówią.
Przysunąłem się bliżej ściany i dyskretnie zajrzałem do kuchni.
Pani Bennett siedziała tyłem do
mnie, ściskając w rękach filiżankę z jakimś parującym napojem. Mama natomiast siedziała
z twarzą skierowaną w moją stronę, a przed nią leżała kartka, podobna do tej,
którą widziałem kiedyś.
Od razu uderzyło mnie to, że mama
wygląda na smutną, albo raczej zrozpaczoną. Zrobiło mi się potwornie zimno na
widok bólu w jej oczach. Już dawno nie widziałem jej w takim stanie.
- Rozmawiałaś już z Nathanem na
ten temat? – spytała pani Bennett.
- Próbowałam, ale te słowa nie
chciały mi przejść przez gardło. – odparła mama.
Zaskoczony zmarszczyłem brwi. Przecież
mama nie w ostatnim czasie nie próbowała ze mną o niczym rozmawiać. O co do
cholery chodzi?
- Musisz to w końcu zrobić, póki
nie jest jeszcze za późno. – mruknęła pani Lydia.
Mama wzięła drżący oddech i
załzawionymi oczami spojrzała na kartkę. Chciałem do niej podejść i ją po
prostu przytulić, jednak musiałem dowiedzieć się, o czym rozmawiają.
- Nie potrafię ich tym teraz
obarczać.– szepnęła drżącym głosem. - Lucas
to jeszcze dziecko, a Nathan powinien skupić się na nauce. Damien bardzo
chciał, żeby poszedł na dobre studia.
Na wzmiankę o ojcu, do oczu
napłynęły mi łzy, a w głowie pojawiło się mnóstwo wspomnień. Znowu poczułem
ogarniającą mnie pustkę, która pojawiła się po śmierci taty. Zacisnąłem mocno
zęby, chcąc w ten sposób zapanować nad emocjami.
- Masz rację. –zgodziła się pani
Lydia. – Ale nie możesz już dłużej ukrywać prawdy i dobrze o tym wiesz. Wolisz
ty im o tym powiedzieć, czy żeby dowiedzieli się poprzez telefon ze szpitala?
Co takiego? Serce biło mi jak
oszalałe, jednak nadal nic nie rozumiałem. To było cholernie frustrujące.
- Mam mętlik w głowie. – szepnęła mama
słabym głosem. – O matko, za chwilę
spóźnię się na wizytę u lekarza. – zerwała się na równe nogi.
Podeszła do jednej z szuflad i
schowała w niej kartkę, po raz ostatni na nią spoglądając. Przygryzłem wargę i
prawie natychmiast ją puściłem. Musiałem dowiedzieć się, co tam jest napisane i
dlaczego mama tak bardzo się tym przejmuje.
Po cichu wycofałem się z powrotem
na górę i stanąłem w miejscu, z którego miałem widok na to, co dzieje się w
korytarzyku, jednocześnie mając pewność, że nie sam nie zostanę zauważony.
Obie kobiety wyszły z kuchni i
założyły na siebie cienkie płaszcze. Prawie zacząłem przytupywać nogą, nie
mogąc się doczekać, kiedy wreszcie wyjdą z domu.
- Gdzie są chłopcy? – spytała pani
Bennett.
- Jeszcze śpią. – odparła mama. –
A przynajmniej tak mi się wydaje. – dodała.
Gdy drzwi się za nimi zamknęły,
odczekałem chwilę, żeby upewnić się, że
za moment nie wrócą, bo na przykład o czymś zapomniały.
Kiedy wszedłem do kuchni, w
powietrzu wciąż unosił się przyjemny zapach świeżo zmielonej kawy. Zignorowałem
suchość w gardle i od razu podszedłem do odpowiedniej szuflady.
Serce omal nie wyskoczyło mi z
piersi, gdy brałem do ręki kartkę, którą mama ewidentnie chciała przede mną
tutaj ukryć. Wiedziała, że nigdy nie zaglądam do tych szuflad.
Wystarczyło, że przeczytałem kilka
linijek, by krew w moich żyłach zamarzła. Łzy, które wcześniej udało mi się
powstrzymać, teraz znowu się pojawiły.
- To niemożliwe. – szepnąłem zachrypniętym
głosem.
______________________________
Cześć kochani!
Ten rozdział udało mi się napisać zdecodowanie zbyt szybko, przez co następny będzie pewnie dopiero pod koniec miesiąca, albo może nawet dopiero w następnym.
W sumie jestem zadowolona ze swojej pracy, mogło być dużo gorzej.
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałch na blogu, niech zagląda do zakładki Informowani.
To chyba tyle ode mnie ;)
PS. Zapraszam na http://another-wworld.blogspot.com/ oraz http://truly-madly-crazy-deeply.blogspot.com/
Pozdrawiam xxx
______________________________
Cześć kochani!
Ten rozdział udało mi się napisać zdecodowanie zbyt szybko, przez co następny będzie pewnie dopiero pod koniec miesiąca, albo może nawet dopiero w następnym.
W sumie jestem zadowolona ze swojej pracy, mogło być dużo gorzej.
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałch na blogu, niech zagląda do zakładki Informowani.
To chyba tyle ode mnie ;)
PS. Zapraszam na http://another-wworld.blogspot.com/ oraz http://truly-madly-crazy-deeply.blogspot.com/
Pozdrawiam xxx