piątek, 18 października 2013

Rozdział 2.2

Biegłem w stronę domu mojego przyjaciela, czując jak chłodny wiatr, chłosta moje i tak już zmarznięte policzki. W powietrzu już dało się wyczuć, że wolnymi krokami zbliża się zima, choć wciąż była jeszcze jesień.
Chciałem znaleźć się tam jak najprędzej, gdyż wiedziałem, że po zaistniałej sytuacji, Scottowi może wpaść do głowy jakiś okropnie głupi pomysł. Jest mi bliski jak brat i nie chcę, żeby zrobił sobie coś złego. Wiem, jak bardzo kocha Alex i na pewno potwornie boli go to wszystko.
Kiedy po niecałych piętnastu minutach w końcu znalazłem się pod drzwiami domu Scotta, Zapukałem mocno i zrobiłem krok w tył, oddychając ciężko. Po krótkiej chwili usłyszałem charakterystycznie szuranie, a następnie drzwi otworzyła mi mama mojego przyjaciela.
- Dzień dobry pani Craven. – odezwałem się zdyszany. – Czy Scott jest już w domu?
- Och, Nathan. Dobrze, że się pojawiłeś. – powiedziała kobieta wpuszczając mnie do środka. -Scott oczywiście jest już w domu, ale zachowuje się jakoś dziwnie. Martwię się o niego. Zamknął się w swoim pokoju i nie chce ze mną porozmawiać, powiedzieć, co się stało. – mówiła stłumionym głosem. - Może ty spróbuj. Tobie na pewno powie, o co chodzi.
- Ja wiem, o co chodzi, proszę pani. Właśnie, dlatego tu jestem. – mruknąłem wspinając się po schodach.
Kobieta uśmiechnęła się smutno i kiwając ledwo zauważalnie głową, skierowała się do kuchni. Wziąłem głęboki wdech i szybko skierowałem się do pokoju kumpla.
-Scott?! – krzyknąłem naciskając klamkę.
Drzwi jednak okazały się zamknięte. Zacząłem gorączkowo stukać, jednocześnie wciąż krzycząc imię przyjaciela.  Minęło całkiem sporo czasu, zanim otworzył mi drzwi.
Szczęka mi opadła, kiedy zobaczyłem jak bardzo zrozpaczony jest Scott. Jego twarz była blada i naznaczona śladami łez. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby mój przyjaciel płakał, nawet jako dziecko. Zawsze był dowcipny i pewny siebie. Teraz wyglądał jak mały, zagubiony chłopiec.
- Co ty tutaj robisz? – spytał zdławionym głosem.
- Raul do mnie dzwonił. – wyjaśniłem.
- Czyli już wiesz? – burknął.
W odpowiedzi skinąłem głową. Chłopak westchnął zirytowany i odsunął się od drzwi. Kiedy wszedłem do jego pokoju, on zatrzasnął drzwi i rzucił się na łóżko, chowając twarz w poduszce.
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci leżeć na łóżku i użalać się nad sobą. – warknąłem.
Podszedłem do łóżka, złapałem Scotta za kostki i pociągnąłem w swoją stronę. Craven zdezorientowany przewrócił się na plecy, akurat w momencie, kiedy jego ciało poleciało na twardą podłogę.
- Pojebało cię?
- To ciebie pojebało. Zamiast walczyć o dziewczynę, którą kochasz, leżysz tutaj i użalasz się nad sobą jak jakiś gówniarz.
- Nie mam już, o co walczyć Nathan. Ona woli tamtego gogusia.
- Rozmawiałeś z nią? Nie! No to skąd możesz wiedzieć, kogo ona woli? – spytałem.
- To, że się z nim lizała, jest dla mnie wystarczającym dowodem. – warknął.
Podniósł się na równe nogi i zaczął krążyć po pokoju, przeczesując włosy palcami. Przyglądałem mu się, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie umiałem mu w żaden sposób pomóc. On wiedział swoje i inne zdanie do niego nie docierało.
Usiadłem na brzegu łóżka, przecierając twarz dłońmi. Po chwili do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka mojego telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni dżinsów i spojrzałem na wyświetlacz.  Znieruchomiałem, kiedy zobaczyłem na nim imię „Alex”.
Podniosłem wzrok na Scott’a, który patrzył na mnie wyczekująco. Zbladł, kiedy zobaczył wyraz mojej twarzy. Warknął pod nosem wiązankę przekleństw i poszedł do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.
Westchnąłem zrezygnowany, a następnie wcisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Halo?
- Cześć Nathan. – usłyszałem wesoły głos Alex. – Wiesz może, co się dzieje ze Scottem? Nie mogę się do niego dodzwonić. – wydawała się zaniepokojona.
- Nie wiem, przykro mi. Rozstaliśmy się w szkole. Ja właśnie wracam od Grace. – mruknąłem.
Dziwnie się czułem, okłamując ją. Alex jest moją przyjaciółką i bardzo ją lubię, ale z drugiej strony Scotta znam od dziecka i jest mi bliski jak brat. Muszę być wobec niego lojalny.
- W porządku. – odezwała się przygaszona. – Muszę z nim porozmawiać.
- O czym? – zainteresowałem się.
Miałem nadzieję, że może dowiem się czegoś nowego, na temat tego dzisiejszego wydarzenia z centrum handlowego.
- To nic takiego. – zaśmiała się. – Może uda mi się go jeszcze złapać. Do zobaczenia.
- Na razie. – burknąłem i rozłączyłem się.
Opadłem na obrotowy fotel i oparłem łokcie na kolanach, ściskając telefon w dłoni. Po chwili Scott wyszedł z łazienki i spojrzał na mnie marszcząc brwi. Mimo iż bardzo starał się to ukryć, widziałem po jego oczach, że cierpi.
- Co mówiła? – spytał zachrypniętym głosem, siadając na brzegu łóżka.
- Pytała o ciebie. Ponoć musi o czymś z tobą porozmawiać. – mruknąłem.
- Co? Chce ze mną zerwać? – warknął.
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, jednak natychmiast je zamknąłem. Nie wiedziałem już, co mam mu powiedzieć, żeby go pocieszyć. Pamiętam, jak on próbował poprawić mi humor, kiedy Grace spotykała się z Carlosem. Jestem mu za to winien przysługę. 
Scott westchnął zrezygnowany i poirytowany zarazem, a następnie opadł na poduszki. Wstałem powoli i podszedłem do łóżka. Usiadłem obok kumpla, który patrzył na mnie wielkimi przestraszonymi oczami dziecka.
- Nathan, ja nie chcę jej stracić. – szepnął.
- Jeszcze nie wszystko stracone stary. Będziesz musiał z nią porozmawiać. – mruknąłem.
- Tego się właśnie boję.

* * *
Było już grubo po dwudziestej drugiej. Siedziałem w swoim pokoju i nie mogąc spać, zacząłem uczyć się do egzaminów, które zbliżały się już wielkimi korkami. Niestety znudziło mi się to po jakichś dziesięciu minutach. Darowałem to sobie i postanowiłem zadzwonić do Grace bo w końcu obiecałem jej to, kiedy od niej wychodziłem.
- Hej.- po drugiej stronie telefonu usłyszałem cichy głos Grace. -Co ze Scotem?
- Raczej kiepsko. – burknąłem. – Chyba jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie.
- Alex do mnie dzwoniła. – mruknęła Grace.
Usiadłem gwałtownie na łóżku, na słowa dziewczyny. Aż książka do historii, która leżała obok mnie, upadła na podłogę.
- Co mówiła? – spytałem tak jak wcześniej Scott pytał mnie.
- Najpierw zapytała czy byłeś dzisiaj u mnie, a potem pytała o Scotta. – mruknęła.
- Dziwne.
- No nie?
Milczeliśmy przez chwilę, jakby żadne z nas nie wiedziało, co ma powiedzieć.  Czułem się zmęczony tym wszystkim.
- Mam nadzieję, że ta cała sprawa się wyjaśni. Strasznie się martwię o Scotta. Gdybyś go dzisiaj widziała.
- Obawiam się, że na razie nic więcej nie możemy zrobić. – szepnęła Grace. – Musimy czekać.
- Wiem i to jest najgorsze. – burknąłem.
W tym momencie drzwi od mojego pokoju otworzyły się i do środka wszedł Lucas, ściskając w rękach swoją poduszkę i ulubionego pluszowego misia. Jego włosy były rozczochrane, piżama w lekkim niełazie, a zaspane oczy przecierał wierzchem dłoni.
Młody poszedł do łóżka i wdrapał się na nie niezdarnie, a następnie położył swoją poduchę tuż obok mojej, wśliznął się pod moją kołdrę i ułożył się do spania, jednocześnie ziewając głośno.
Spojrzał na mnie wielkimi oczami i uśmiechnął się nieśmiało, z wahaniem, czego prawie nigdy nie robi. Lucas nie jest nieśmiały i nigdy się nie waha. To mały, kochany rozrabiaka.
- Muszę kończyć. – mruknąłem. – Lucas chyba miał jakiś koszmar, bo właśnie do mnie przyszedł. – zaśmiałem się czochrając jego włosy.
- Widzimy się w poniedziałek w szkole. – powiedziała Grace. -  Kocham cię. – zawsze, kiedy to mówi, jej głos robi się słodki i nieśmiały.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia. – wymamrotałem i rozłączyłem się.
Westchnąłem cicho, kiedy odłożyłem telefon na bok. Mimo, iż jestem z Grace już tak długo, wciąż nie lubię mówić o moich uczuciach do niej. Ona chyba to rozumie, nigdy nie robi problemu z tego powodu. Dobrze wie, że za nią szaleję, a ciągłe powtarzanie tego niczego nie zmienia. Przez to nie będę jej kochał mocniej, ani ona mnie.
Położyłem się na łóżku, obejmując ramieniem mojego brata, który przytulił się do mnie gwałtownie, czego nigdy wcześniej nie robił, nawet wtedy, gdy Greg, były mąż mamy, nasz wstrętny ojczym z nami mieszkał.
- Co się dzieje? – spytałem.
- Nie mogę sprać. – mruknął. – Znowu śnił mi się koszmar.
- Powiesz mi w końcu, co ci się śni?
Mały wahał się przez dłuższą chwilę. Zadrżał, jakby bał się, że jakiś potwór za moment go dopadnie.
- Śni mi się, że mama leży w szpitalu, bo jest bardzo chora, a później w ogóle jej nie ma. Ciebie też nigdzie nie ma, a ja siedzę sam na korytarzu i płaczę, ale nikt się mną nie interesuje. – zakończył płaczliwie.
- Hej,  to tylko złe sen, nic więcej. – powiedziałem obejmując go mocno. – Mama jest zdrowa, a ty nigdy nie zostaniesz sam.
- Na pewno?
- Oczywiście, że tak głuptasie. – zaśmiałem się, chcąc rozluźnić atmosferę.
- Ostatnio śnił mi się Greg. – szepnął.
Na te słowa, uśmiech na moim ustach momentalnie zamarł. Lucas nie ma żadnych miłych wspomnień z tym facetem, więc ten sen nie mógł być przyjemny.
- A, co dokładnie ci się śniło? – spytałem ostrożnie.
- To jak nas bił i krzyczał na nas. I to, że mama wtedy w ogóle na to nie reagowała.
Przełknąłem głośno ślinę. Dużo czasu zajęło mi, aby zapomnieć o tym wszystkim. Teraz wspomnienie bólu, jaki zadawał nam Greg, powróciło do mnie ze zdwojoną siłą.  
Skuliłem się w środku, przypominając sobie, jak ten sukinsyn mnie skopał, kiedy stanąłem w obronie mojego brata, któremu wcześniej złamał rękę. Wtedy najbardziej zabolało mnie to, że mama nic z tym nie zrobiła. Po prostu kazała nam iść do swoich pokoi, a mnie dodatkowo zabroniła następnego dnia iść do szkoły.
Nie sposób zliczyć te wszystkie razy, kiedy dostałem od Grega w twarz, bo wyraziłem swoje zdanie, albo mu się sprzeciwiłem. Mama nigdy nie reagowała. Czasami tylko się z nim o to kłóciła, a później płakała. Dzięki Bogu, tamte czasy mamy już za sobą.
- Nie myśl o tym. – powiedziałem cicho do brata. – To już minęło. Grega nie ma i już nigdy nas nie skrzywdzi. - mały skinął głową, na znak, że rozumie. – A teraz spróbuj zasnąć. Jest już późno. Ja cały czas będę przy tobie.
- Kocham cię Nathan. – szepnął sennie.
- Ja też cię kocham.  – uśmiechnąłem się do niego.
Nie minęło nawet dziesięć minut, a Lucas już smacznie sobie spał. Ostrożnie podniosłem się z łóżka i podniosłem książkę do historii, żeby odłożyć ją na biurko.
Oparłem się o biurko i spojrzałem na śpiącego brata. Czułem dziwny niepokój, myśląc o tych jego koszmarach. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale miałem wrażenie, ze niedługo wydarzy się coś złego.

* * *
Poniedziałek rano. Jak zwykle spóźniony, w pośpiechu wziąłem prysznic i ubrałem się w ciemne dżinsy i szarą bluzę wkładaną przez głowę, a do tego moje ulubione, czarne Nike.
W biegu zjadłem batonik zbożowy, który wcisnęła mi mama, mówiąc, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, (bla bla bla) i pędem ruszyłem do szkoły.
Oczywiście najpierw zahaczyłem o przystanek autobusowy, ze złudną nadzieją, że może jakimś cudem zdążę na autobus, jednak ten akurat odjeżdżał, kiedy byłem już tak blisko. Kierowca zawsze mi to robi, nigdy nie zaczeka, choć widzi, że biegnę. Zaczynam podejrzewać, że koleś nie przepada za mną.
Zrezygnowany wziąłem głęboki wdech i puściłem się biegiem w kierunku szkoły. Jak tak dalej pójdzie, to moje serce tego nie wytrzyma. Nie należę do osób, które uwielbiają zajęcia z wychowania fizycznego oraz które mają świetną kondycję. Grace często z tego powodu naśmiewa się ze mnie, chociaż sama jest nie lepsza.
 Do budynku szkolnego dobiegłem w jakieś piętnaście minut. Na moje nieszczęście, pierwszą lekcję mieliśmy z profesorem Stone’m, którego po prostu uwielbiam i to ze wzajemnością. Czujecie ten sarkazm, co nie?
Zdyszany wszedłem do klasy, nawet nie pukając. Zainteresowane spojrzenia wszystkich uczniów momentalnie skierowały się na moją osobę. Na początku zawsze mnie to krępowało, ale teraz już przywykłem.
Stone odwrócił się od tablicy, na której było już mnóstwo jego bazgrołów i zmierzył mnie zimnym wzrokiem. W odpowiedzi uśmiechnąłem się do niego krzywo i zająłem swoje miejsce obok Scotta.
- Panie Knight. Chyba będę zmuszony zadzwonić do pańskiej matki. – powiedział.
- Dać panu numer? – spytałem.  – Mama zmieniła, więc może pan mieć nieaktualny. – wzruszyłem ramionami.
- Nie zmuszaj mnie do ostateczności. – warknął.
Uniosłem brwi, oczekując, że Stone powie coś więcej, ale się przeliczyłem. Kręcąc głową rozsiadłem się wygodnie i powoli zacząłem notować do zeszytu wszystko, co było na tablicy.
Kątem oka spoglądałem na Scotta, który siedział przygaszony, zupełnie jak nie on. To nie ja teraz powinienem wkurzać Stone’a, tylko on. To on jest klasowym błaznem, nie ja. Zawsze mi to powtarza.
Nagle przed nami wylądowała zwinięta w kulkę karteczka. Wyprostowałem się gwałtownie, a Scott zdrętwiał. Odwróciłem się i napotkałem spojrzenie Alex, która uśmiechała się zakłopotana.
Delikatnie przesunąłem karteczkę w stronę przyjaciela. On spojrzał na mnie, następnie na karteczkę, potem znowu na mnie. Bezgłośnie powiedziałem „ od Alex”, a jego twarz wykrzywił grymas.
Podniósł kulkę od niechcenia, a następnie wystrzelił nią z gumki recepturki, którą miał na ręce w głowę Stone’a. Spojrzałem na niego zaskoczony i rozbawione jednocześnie, jednak on wpatrywał się w mężczyznę stojącego przy tablicy.
Dłoń nauczyciela zamarła w połowie pisanego słowa. Po kilku sekundach, powoli odwrócił się w naszą stronę, a jego spojrzenie cisnęło błyskawice na wszystkie strony.
Stone podszedł do mnie i do Scotta i zmierzył nas uważnym, wściekłym spojrzeniem. Craven hardo patrzył mu w oczy, jednak jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Słyszałem, ja za nami, Alex wstrzymuje oddech.
- Który z was to zrobił? – spytał.
- Ja. – burknął Scott. – I co pan z tym zrobi?
Stone zmierzył mojego przyjaciela spojrzeniem pełnym pogardy. Ten facet naprawdę ma jakiś problem ze sobą.
- Panie Craven, natychmiast marsz to dyrektora.
- Typowe. – zaśmiał się Scott.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Co ten kretyn wyprawia?
- Scott co ty robisz? – z tyłu usłyszałem cichy głosik Alex.
- Słucham? – warknął Stone.
W klasie zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. Uczniowie nawet bali się oddychać.
- Nie umie pan nawet wymyślić żadnej kary. Albo Idziemu do dyra albo zostajemy po lekcjach, żeby sprzątać w bibliotece. Też mi coś.
Stone aż zrobił się cały purpurowy ze złości. Widziałem jak żyłka na jego skroni pulsuje. Zerknąłem na Scotta, który uśmiechał się kpiąco.
- Pana milczenie jest bardzo wymowne. – burknął. – Tak więc spakuję swoje rzeczy, pójdę do pana dyrektora, a po lekcjach pójdę do biblioteki.
Scott podniósł się na równe nogi, przerzucił plecak przez ramię i ruszył do wyjścia. Na moment zatrzymał się przy drzwiach, jakby się zawahał. Po chwili odwrócił się i jeszcze raz spojrzał na klasę, wciąż pogrążoną w grobowej ciszy.
Wzrok mojego przyjaciela mimowolnie powędrował za mnie, na Alex, która nie odrywała od niego oczu. Scott skrzywił się lekko, a w jego oczach zobaczyłem ból, który zmroził mi krew w żyłach.
Po chwili uśmiechnął się kpiąco i całą uwagę skupił na Stone’ie, który patrzył na niego wyczekująco, wściekle.
- Przy okazji, ładne ma pan spodnie. Męskich nie było?
- WYNOŚ SIĘ CRAVEN! – ryknął mężczyzna, cały czerwony na twarzy.
Scott zaśmiał się cicho i wyszedł z klasy, mocno trzaskając drzwiami. Przełknąłem głośno ślinę. Miałem ochotę wybiec z klasy, pobiec za moim kumplem i pogadać z nim. Wiem, że on teraz cierpi. Muszę mu pomóc.
- Knight ty też się wynoś. – wycedził przez zaciśnięte zęby,
- Ale ja nic nie zrobiłem! – zaprotestowałem.
- WYNOŚ SIĘ, BO NIE RĘCZE ZA SIEBIE!
Zdezorientowany spojrzałem na Grace, która gapiła się na Stone’a z rozdziawioną buzią, w sumie jak połowa klasy.
Wziąłem głęboki wdech, żeby się uspokoić. Nie odzywając się słowem, spakowałem swoje rzeczy, a następnie wstałem i skierowałem się do drzwi. Tak jak wcześniej Scott, zatrzymałem się przed samymi drzwiami i spojrzałem na Stone’a.
- Scott miał racę. Ma pan świetne spodnie. – mruknąłem. - W którym sklepie pan je kupił?
- KNIGHT! – ryknął Stone.
Zamachnął się i rzucił we mnie kredą, którą trzymał w ręku. Na szczęście, zdążyłem wyjść, a raczej wybiec z klasy i zatrzasnąć za sobą drzwi. Usłyszałem tylko, jak kreda rozpada się, po tym mocnym uderzeniu.
Mimowolnie zaśmiałem się pod nosem. To była niezła akcja. Ciekawe, jakie będą później tego konsekwencje.
Nie chcąc o tym na razie myśleć, ruszyłem korytarzem w stronę wyjścia, z zamiarem odszukania mojego przyjaciela. Byłem pewien, że nie siedzi teraz w gabinecie Hoke’a, tylko na murku pod wielkim drzewem na dziedzińcu i pali papierosa, żeby się uspokoić.


_____________________________________
Udało mi się dodać kolejny rozdział wcześniej niż planowałam, ale za napewno nie będziecie się na mnie gniewać.
Miałabym prośbę. Chciałabym, aby każdy po przeczytaniu tego rozdziału zostawił po sobie jakiś ślad, w ten sposób będę wiedzieć, ile mniej więcej osób czyta tego bloga. Chcę wiedzieć, czy w ogóle warto pisać dalej.
To chyba tyle.
Każdy kto chce być powiadamiany o kolejnych rozdziałach niech zagląda do zakładki "informowani"
Pozdrawiam
@Twinkleineye

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 2.1

- Stary! Co ty tu jeszcze robisz? Mieliśmy iść na kręgle!
Podskoczyłem gwałtownie, słysząc tuż za uchem, głośny, znajomy krzyk. Niefortunnie, prostując się, uderzyłem głową o kant półki, przez co wiele książek, które znajdowały się wyżej, posypało się u moich stóp. Większość z nich – a jakżeby inaczej – również uderzyła mnie w głowę, tym samym pogłębiając wcześniejszy ból.
Powoli, z głośnym sykiem, odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z moim najlepszym przyjacielem, którego w tej chwili chciałem zamordować.
- Scott, kurwa! Nie rób tego więcej, bo nie ręczę za siebie. – warknąłem przeczesując palcami włosy.
- Jezu, nie czepiaj się, okej? – powiedział wywracając oczami. – Nie gadaj, że siedziałeś tu cały czas, kiedy szukaliśmy cię z Raulem.
Wzruszyłem ramionami, odkładając na półkę książkę, którą trzymałem w ręce. Prawda jest taka, że nie miałem najmniejszej ochoty iść na kręgle i wolałem do późna siedzieć w bibliotece szkolnej, niż przyznać się do tego przed kumplami.
A pro po. Raul. To dopiero dziwna sprawa. Wciąż nie mogę przywyknąć do tego, że mój dawny, największy wróg, obecnie jest moim przyjacielem. A przecież minął już prawie rok, odkąd to się stało.
Minął prawie rok. To oznacza, że jestem już w ostatniej klasie, niedługo skończę szkołę i pójdę na studia. Niesamowite. Jeszcze nie tak dawno, z dwójką moich przyjaciół, przyszedłem do nowej szkoły i rozpocząłem kolejny etap w swoim życiu. Jak ten czas szybko leci. Wręcz niezauważalnie prześlizguje się przez palce.
Ale wracając do Raula. Po tamtej rozprawie, podczas której zostałem uniewinniony, od rzekomego gwałtu na Rubby Mallory, ja, Raul i Scott zbliżyliśmy się do siebie. Bądź, co bądź, Johanson stanął wtedy po mojej stronie, chociaż wcale nie musiał tego robić. Mógł na przykład zacząć kłamać, zmyślić jakąś historyjkę, która by mnie obciążyła, jednak nie zrobił tego. Jestem mu ogromnie wdzięczny za to i nigdy mu tego nie zapomnę.
Niestety to nie zmienia faktu, że często Raul mnie przeraża i po prostu się go boję, choć staram się tego nie okazywać. Wciąż bierze i sprzedaje dzieciakom narkotyki, bierze udział w różnorodnych bijatykach, szydzi i wyłudza pieniądze od słabszych, a przede wszystkim jest cholernie zazdrosny o mój związek z Grace. Wiem, że on wciąż ma coś do niej i nie podoba mu się, że jesteśmy razem.
Wraz ze Scottem, Grace i Alex, próbujemy, choć trochę utemperować jego zachowanie, ale to jak walka z wiatrakami. Raul ignoruje nasze prośby i zachowuje się, jakby to co robił, wcale nie było złe. Już nie wiemy, co robić.
- Gdzie teraz jest Raul? – spytałem schylając się po książki, które wciąż leżały na podłodze.
- Siedzi na dziedzińcu. – mruknął opierając się o drabinę.
- Sam? – spojrzałem na niego przerażony.
Zawsze, kiedy Raul zostaje na dziedzińcu, bez naszej opieki, dzieje się coś niedobrego. Jak Scott może być taki nieodpowiedzialny?
- No tak. – powiedział takim tonem, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. Uniosłem brwi i spojrzałem na niego znacząco. – O kurwa.
Puścił się biegiem ku drzwiom, co jakiś czas potykając się na własnych nogach. Byłem pod wrażeniem, że się nie wywalił.
Pokręciłem z dezaprobatą głową i zabrałem się za układanie książek. W głębi duszy miałem nadzieję, że nie przyjdą tu we dwóch. Chciałem posiedzieć tu w spokoju i pouczyć się trochę, gdyż w przyszłym tygodniu mamy próbne egzaminy. Przy nich, to nie będzie możliwe.
Spojrzałem przez ramię, kiedy do moich uszu doszedł odgłos szamotaniny. Przy drzwiach zobaczyłem Scotta i Raula. Ten pierwszy popychał Johansona w moją stronę, a on prychał i warczał, próbując mu się wyrwać.
- Puszczaj mnie kurwa! – syknął Raul.
- Zamknij się palancie! – warknął Craven.
- Ej, co jest! Chłopaki dość! – krzyknąłem i podbiegłem do nich, aby ich rozdzielić.
Stanąłem pomiędzy nimi, rozkładając szeroko ręce, tym samym uniemożliwiając im podejście do siebie. Zamiast tego rzucali sobie wściekłe spojrzenia, jak za dawnych czasów. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
- Zostawiłem cię na raptem dziesięć minut, a ty zdążyłeś doprowadzić tą dziewczynę do łez. Coś ty jej u licha zrobił? – spytał Scott spokojniejszym już głosem.
- Nic. Odpierdol się.  – warknął Johanson.
Wywróciłem oczami, czując narastającą we mnie irytację. Wydaje mi się, że oni jeszcze nie przebaczyli sobie przeszłości. Scott nic nie mówi na ten temat, ale dobrze wiem, że nadal ma żal do Raula o to, że ten go wciągnął w dilowanie.
Po części go rozumiem. Ma prawo być wściekły za to, że Raul prawie zrujnował mu życie, ale teraz wszystko się zmieniło. Okej, może jeszcze nie do końca, ale jednak. Scott powinien się przynajmniej trochę postarać, żeby z każdym dniem było lepiej.
- Dobra. Wiecie, co? Róbcie, co chcecie. Możecie się nawet teraz pozabijać, mam to gdzieś. – burknąłem odsuwając się od nich. - Chcę teraz zabrać potrzebne książki i iść do domu pouczyć się, bo nie wiem czy wiecie, ale niedługo mamy egzaminy. Nie wiem jak wy, ale ja chcę skończyć szkołę. Tobie najbardziej powinno na tym zależeć Raul, skoro siedzisz kolejny rok.
Odwróciłem się, żeby zabrać ze stolika książki do angielskiego i historii, a następnie schowałem je do plecaka. Przez cały czas czułem na sobie spojrzenie obu chłopaków.
- Hej, a co z kręglami? – spytał Scott. - Chyba nas nie wystawisz? Planowaliśmy ten wypad od dwóch tygodni, pamiętasz?
- Sorry, chłopaki, ale na serio nie mogę. Obiecałem mojej mamie i Grace, że się pouczę. –powiedziałem obojętnym tonem, zarzucając plecak na ramiona. – Strasznie im zależy, żebym poszedł na dobre studia.
- Stary nie rób mi tego. Teraz już nawet nie mogę się umówić z Alex, bo poszła na zakupy z jakąś koleżanką.  – Scott wzdrygnął się wymawiając słowo „zakupy”.
- Co ci szkodzi do niej zadzwonić? – spytał Raul. – Przecież nie będzie robiła tych zakupów do usranej śmierci, no nie?
Skinąłem głową, w stu procentach zgadzając się z tym, co mówi Raul. Scott spojrzał najpierw na mnie, później na Johansona i po chwili wzruszył ramionami i poszedł zadzwonić do swojej dziewczyny. 
Pokręciłem głową, patrząc za przyjacielem. Martwię się o niego. Mam wrażenie, że jemu i Alex, ostatnio, nie układa się najlepiej. Grace niedawno też mi to powiedziała.
Scott powiedział mi kiedyś, że niemal zerwali ze sobą, kiedy pokłócili się o seks.  Craven trochę na nią naciskał, mówiąc, że są ze sobą już bardzo długo i że prędzej czy później będą musieli to zrobić. Alex ponoć strasznie się na niego wtedy wkurzyła. Cóż, w sumie był taki okres, że przez ponad tydzień nie odzywała się do Scotta, ale on wtedy nie chciał powiedzieć, o co im poszło.
Teraz jest między nimi dużo lepiej, ale Scott wciąż chodzi jak struty i musi naprawdę mocno się starać, żeby nie zacząć flirtować z jakąś pierwszą lepszą laską, która z chęcią wskoczyłaby mu do łóżka.
W tym momencie, do bibliotek wróciła pani Bennett, która musiała pilnie porozmawiać z Hoke’iem o dostawie nowych książek. Kobieta uśmiechnęła się do nas ciepło.
- Grace jest w domu? – spytałem.
- Wydaje mi się, że tak. W każdym razie powiedziała, że idzie do domu. – odparła pani Lydia.
- Dziękuje. – uśmiechnąłem się do niej.
Skinąłem na Johansona, tym samym dając mu znak, abyśmy wyszli poszukać Scotta. Zastaliśmy go na korytarzu, siedział na ławeczce i próbował dodzwonić się do swojej dziewczyny.
- Nie odbiera. – warknął, kiedy nas zauważył.  – Może coś jej się stało?
- Nawet tak nie myśl. – burknąłem. – Poszła na zakupy do galerii? To może też tam idź. Na pewno ją złapiesz.
- Okej. Raul idziesz ze mną?
- Spoko. I tak nie mam nic do roboty. – spojrzał na mnie wymownie.
- Zamknij się. – dałem mu sójkę w bok. – Daj znać, jak coś.
Scott skinął głową, jednocześnie podnosząc się na równe nogi. Widziałem po jego oczach, że jest zdenerwowany. Naprawdę martwił się o swoją dziewczynę.
- Do poniedziałku.
- Na razie. – powiedzieli z Raulem jednocześnie.

* * *
Zapukałem dwukrotnie do drzwi i wszedłem do środka, nie oczekując nawet zaproszenia. Odkąd zacząłem spotykać się z Grace, zawsze tak robię, dokładnie tak jak ona, kiedy przychodzi do mnie. Czasami nawet nie zdąży zapukać, bo Lucas w tym czasie zdąży już otworzyć drzwi.
Luck, uwielbia moją dziewczynę, ale to jest wiadome już od bardzo dawna. Nawet, kiedy jeszcze ja i Grace nie byliśmy parą, mój kochany braciszek uważał ją za moją dziewczynę. To tak, jakby od początku wiedział, że tak będzie.
Od razu skierowałem się do kuchni, gdzie tak jak przewidywałem, zastałem Grace. Dziewczyna uniosła głowę znad książek, słysząc moje kroki. Uśmiechnęła się delikatnie na mój widok.
- Cześć. – powiedziałem z uśmiechem.
- Hej.
Podszedłem do niej i cmoknąłem lekko w usta. Smakowała po prostu słodko. Kiedy chciałem się odsunąć, położyła dłoń na moim karku i pogłębiła pocałunek, wsuwając język do mojej buzi. Momentalnie zapłonęło we mnie pożądanie. Nie kochaliśmy się już od ponad miesiąca, więc każdy dotyk jej dłoni rozpalał mnie.
Odsunąłem się od niej z głośnym jękiem, na co ona zachichotała jak cheerleaderka, którą za nic w świecie nie chciałaby być. Cóż, czasami tęsknie za tą pyskatą, wredną blondyną, którą była nie tak dawno. To w tamtej dziewczynie się zakochałem. W tej agresywnej zołzie, z ciętym języczkiem. Taka jest moja Grace, ta, którą znam od dziecka i kocham najbardziej na świecie.
Teraz Grace jest grzeczną i miłą (na ogół) dziewczyną, często się uczy i chodzi do kościoła.  W ogóle jej nie poznaję i szczerze mówiąc zaczynam się o nią martwić. Pani Bennett również nie może uwierzyć w te wszystkie zmiany, jakie zaszły w jej córce.  Ona chyba również wolała starą Grace.
- Uczysz się angielskiego? – spytałem zachrypniętym głosem, siadając obok niej.
- Tak. – mruknęła. – W końcu, niedługo mamy te egzaminy, rozumiesz. – uśmiechnęła się. – Jeśli tego nie zdamy, nie dostaniemy się na dobrą uczelnię, a wtedy kiepsko będzie z naszą przyszłością.
- Grace, dlaczego teraz tak bardzo ci na tym zależy? – spytałem ostrożnie. – Kiedyś tak nie było. Nie interesowało cię, co będzie w przyszłości, liczyło się tylko tu i teraz. Żyłaś z dnia na dzień, brałaś z życia wszystko. Cieszyłaś się każdym kolejnym dniem. Co się stało, że zmieniłaś zdanie? Grace, strasznie się przez to zmieniłaś. Już nie jesteś tą dziewczyną z przed roku, w której się zakochałem. Martwię się o ciebie.
Grace spuściła wzrok, odgarniając z twarzy zbłąkany kosmyk włosów. Uśmiech, który jeszcze kilka sekund widniał na jej twarzy, zniknął. Zaczynałem żałować, że w ogóle poruszyłem ten temat. Ale z drugiej strony, może w końcu dowiem się w czym rzecz.
- Chcę, żeby moi rodzice byli ze mnie dumni, zwłaszcza tato. – szepnęła. – Mam wrażenie, że on nie jest zadowolony ze mnie. Nigdy nie byłam idealną córeczką, taką, jakiej chciał. Muszę to zmienić, dla niego.
Delikatnie dotknąłem jej policzka i powoli uniosłem jej głowę, tym samym zmuszając ją, aby na mnie spojrzała. Uśmiechnęła się smutno i spróbowała spuścić wzrok, nie chcąc patrzeć mi w oczy,
- Głuptasie, twój tato jest z ciebie dumny. Bardzo dumny. – powiedziałem. – Jesteś jego jedynym dzieckiem i kocha cię najmocniej na świecie. Wierz mi, kiedy widzi uśmiech na twojej twarzy, nie obchodzi go, do jakiego college’u pójdziesz. –  mruknąłem pstrykając ją w nos.
- Tak myślisz? – spytała z nieśmiałym uśmiechem.
- Ja tak nie myślę. Ja to wiem. – powiedziałem z mocą. – Grace, proszę nie zmieniaj się. Tęsknie za tamtą starą Grace, która nazywała mnie idiotą, razem ze mną chodziła do skateparku i nie myślała o tym, co nas czeka za kilka lat.
Uśmiechnęła się szeroko, zarzuciła mi ręce na szyję i pocałowała tak mocno, że aż po kilku sekundach zabrakło mi tchu. Odsunąłem się od niej z łobuzerskim uśmiechem.
- Kocham cię Nathan. – wymruczała pocierając nosem o mój nos.
- Ja ciebie też. Bardzo. – mruknąłem. – A już najbardziej wtedy, kiedy mnie tak całujesz.
- Idiota. – burknęła uderzając mnie lekko w ramię.
Przytuliłem ją mocno do siebie, śmiejąc się wesoło.  Tak strasznie kocham tą dziewczynę. Cieszę się, że skończy się to bycie grzeczną. Nie lubię grzecznej Grace.

* * *
Razem z Raulem wychyliliśmy się lekko zza jednego z wielkich filarów w centrum handlowym, żeby móc lepiej przyjrzeć się dziewczynie siedzącej w kafeterii w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Na początku, kiedy ją namierzyliśmy, nie potrafiłem przyjąć do wiadomości tego, że to może być moja Alex. Szukałem najgłupszych argumentów, które mówiłyby, że to nie ona.
Teraz jednak nie mogłem już dłużej tego robić. Nawet ślepy, zauważyłby, że to ona. Jednego tylko nie mogłem zrozumieć. Co ona robi w towarzystwie tego kolesia? Przecież mówiła mi, że Idzie na zakupy z jakąś koleżanką. Serce zabiło mi mocniej ze strachu, na myśl o tym, że mnie okłamała.
Poczułem się jeszcze gorzej, kiedy zobaczyłem, że tamten fagas, trzyma ją za rękę i dotyka jej policzka. Najbardziej bolało mnie to, że jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, odwdzięczała się mu tym samym.
Mimo, iż scena rozgrywająca się na moich oczach, sprawiała mi ogromny ból, nie mogłem nawet odwrócić wzroku. Po pierwsze, nie chciałem, żeby Raul zobaczył, w jakim jestem stanie, a po drugie, czułem się, jakbym był sparaliżowany.
Nie, to nie może być ona. Alex mnie kocha i nigdy by mnie nie zdradziła. Ona nie jest taka. Jest miła i słodka, jest trochę nieśmiała i ma słodkie rumieńce, kiedy się zawstydzi. Nie zrobiłaby czegoś takiego.
Drżącymi rękami wygrzebałem telefon z kieszeni dżinsów i wybrałem jej numer. Podskoczyłem, słysząc znaną melodyjkę, dochodzącą z tamtej kafeterii. Dziewczyna siedząca przy stoliku razem z chłopakiem, podniosła swoją komórkę, spojrzała na wyświetlacz, a następnie odłożyła urządzenie i wróciła do rozmowy.
W tym momencie moje serce pękło. Czułem się, jakby ktoś z całej siły uderzył mnie brzuch. W sumie, takie uderzenie na pewno bolałoby znacznie mniej.
- Scott? – usłyszałem niepewny głos Raula.
- Czego? – odwróciłem się do niego gwałtownie.
Zdziwiło mnie, gdy zamiast kpiny i zadowolenia, w jego oczach zobaczyłem niepokój, współczucie i chyba smutek. Dlaczego Raul miałby mi współczuć. Przecież on mnie nienawidzi. A może nie? Może, pomimo tego, że często zachowuje się jak sukinsyn, w jakimś tam sensie, zależy mu na naszej przyjaźni.
- W porządku?
- Nie, nic nie jest w porządku. – warknąłem, niespodziewanie czując napływające do oczu łzy. – Zostaw mnie, chcę zostać sam.
Odwróciłem się do niego plecami i ruszyłem w stronę wyjścia. Chciałem się znaleźć jak najdalej od tego miejsca. Jak najdalej od tego bólu, który powoli zaczynał trawić całe moje ciało.

* * *
Uniosłem wzrok znad książki, którą pokazała mi Grace i z kieszeni dżinsów wyciągnąłem komórkę, która uparcie wibrowała od dobrych kilku minut. Kiedy na ekranie wyświetlił mi się numer Raula, od razu odebrałem, jednocześnie włączając na głośnik.
- Siema stary, co jest? – mruknąłem zerkając na Grace.
- Mówiłeś, że jak znajdziemy Alex, to mamy zadzwonić. – bąknął.
- No tak. – potwierdziłem, a Grace rzuciła mi pytające spojrzenie.
- Taak. No, to znaleźliśmy ją. – powiedział. – W towarzystwie jakiegoś fagasa. – dodał głosem wypranym z jakichkolwiek emocji.
Zaskoczony zamrugałem kilkakrotnie powiekami. Grace również wyglądała na zdziwioną.  Ona i Alex są ze sobą blisko i taka informacja musi być niezłym zaskoczeniem.  
- Dobra, ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Może to jej kolega, albo kuzyn.
- Mam mnóstwo kuzynów i kuzynek, ale nie miźgolę się z nimi w centrum handlowym i nie trzymamy się za ręce. – warknął.
Mimo tej całej sytuacji, musiałem się bardzo starać, żeby nie wybuchnąć śmiechem, słysząc słowa Raula. Ten koleś z każdym dniem szokuje mnie coraz bardziej, nie ma co.
- Co ze Scottem? – spytałem poważnym już tonem.
- Myślę, że powinieneś do niego iść. Kiepsko z nim. Chyba bardzo to wszystko przeżywa. – mruknął bez cienia kpiny.
- Jasne. Dzięki stary.
- Spoko. – burknął i rozłączył się.
Podniosłem się na równe nogi i schowałem komórkę, jednocześnie zbierając wszystkie swój rzeczy. Grace wzięła swój kubek z herbatą i usiadła przy stole, przyglądając się temu, co robiłem.
- Nie wierzę w to. – szepnęła. – Alex nie zrobiłaby czegoś takiego. Kocha Scotta. A gdyby nie, to powiedziałaby mi o tym.
- Niedługo się wszystkiego dowiemy. – mruknąłem przerzucając plecak przez ramię. – Zadzwonię do ciebie wieczorem. – dodałem.
Cmoknąłem Grace w usta i szybko wyszedłem z domu. Kiedy znalazłem się na świeżym powietrzu, puściłem się biegiem, żeby jak najszybciej znaleźć się u Scotta, zanim ten zdąży zrobić coś głupiego.


_____________________________________
Taka mała niespodziewanka ode mnie dla was.
Skoro zostało już tylko kilka rozdziałów BYSMH, to postanowiłam zacząć publikować posty tutaj. mam nadzieję, że się cieszycie.
Rozdziały będą się pojawiać środnio jeden ewentualnie dwa na miesiąc. A przynajmniej będę się starała, żeby tak właśnie było.
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach na blogu, niech zaglądnie do zakładki "Informowani".
Pojawiła się również zakładka "SPAM". Możecie zostawiać linki do swoich blogów. Będę się starać zerkać do nich.
To chyba tyle. Za jakiekolwiek błędy przepraszam.
Pozdrawiam
@Twinkleineye