To nie tak miało być, nie teraz. To wszystko dzieje się zbyt
szybko, zbyt szybko. Dlaczego do cholery? To przecież miały być miesiące, a nie
dni do kurwy nędzy. To się nie dzieje naprawdę. To nie może być naprawdę!
Siedziałem w samochodzie na miejscu pasażera i drżąc na
całym ciele wyglądałem przez szybę, modląc się, abyśmy jak najszybciej
dojechali do tego przeklętego szpitala. Musiałem jak najprędzej dowiedzieć się,
co się dzieje z moją mamą.
Na wieść, że straciła przytomność w autobusie, przez co
wylądowała w szpitalu, poczułem się, jakby nagle grunt osunął mi się spod nóg. Skoro
wcześniej uważałem, że nasza sytuacja jest do dupy, to co mam powiedzieć teraz?
Pani Bennett wciąż próbowała mnie uspokoić, jednak sama była
bardzo zdenerwowana, więc efekt jej działań był raczej marny.
Gdy tylko dojechaliśmy do szpitala, od razu spróbowaliśmy
się dowiedzieć czegoś więcej na temat stanu zdrowia mojej mamy, niestety wciąż
trwały badania i byliśmy zmuszeni czekać bezczynnie pod salą. Była to najgorsza
z możliwych opcji. Kiedy siedziałem tak na korytarzu, moje myśli nie dawały mi
spokoju.
Najpierw dowiedziałem się o kłamstwach Mii, a teraz jeszcze
to. Jeżeli dzisiejszego dnia dowiem się jeszcze, o czym nieprzyjemnym, albo
jeśli wydarzy się coś złego, nie wytrzymam psychicznie i sam sobie zrobię
krzywdę, byle tylko uciec od tego wszystkiego.
- Nie wytrzymam tak dłużej. – odezwałem się chodząc w tę i z
powrotem po korytarzu.– Chcę się w końcu dowiedzieć, co z mamą.
- Nathan spokojnie. – powiedziała pani Lydia. – Za moment na
pewno wszystkiego się dowiemy.
Nie byłem o tym do końca przekonany, ale nic nie
powiedziałem, tylko nadal chodziłem w kółko, byle tylko coś zrobić. Miałem
wrażenie, że za chwilę zwariuję. Z trudem powstrzymywałem się, przed wybuchnięciem
płaczem. Miałem wszystkiego serdecznie dość.
Tak jak się spodziewałem, dopiero po jakichś trzydziestu
minutach przyszedł do nas lekarz, który zajmował się moją mamą. Był to starszy
mężczyzna przed pięćdziesiątką. Mimo, że wyglądał bardzo przyjaźnie, jakoś nie
specjalnie wzbudził moje zaufanie.
- Dzień dobry.
Nazywam się Thomas Flynn. – zaczął.
- Co z moją mamą? – spytałem nie chcąc tracić czasu. Znowu
zacząłem się trząść z nerwów.
- Nathan. – skarciła mnie lekko pani Bennett.
- W porządku. – powiedział mężczyzna uśmiechając się
delikatnie. – Stan pani Knight jest stabilny, ale jest bardzo zmęczona.
- Dlaczego tak nagle straciła przytomność? – spytała pani
Bennett.
- Było to spowodowane zbyt dużym stresem, brakiem odżywiania
oraz snu. – wyjaśnił doktor. – Pani Knight teraz jest w śpiączce. Z trudem
przełknąłem ślinę. Nie miałem pojęcia, że jest z nią tak źle. Wyglądała
normalnie, chociaż faktycznie była trochę zmęczona i zestresowana.
- Nic jej nie będzie? – mimo że bardzo się starałem, mój
głos zadrżał lekko.
- Tego niestety nie mogę obiecać. W tym etapie choroby,
takie sytuacje mogą zdarzać się dużo częściej.
Pani Bennett pokiwała głową, przysłuchując się uważnie temu,
co mówił mężczyzna. Ja już dłużej nie mogłem słuchać. Opadłem bezwiednie na krzesełko,
które stało pod ścianą i schowałem twarz w dłoniach, oddychając ciężko.
Po krótkiej chwili poczułem na swoim ramieniu delikatny
dotyk. Niepewnie uniosłem wzrok i spojrzałem na panią Bennett, która siedziała
obok mnie i obejmowała mnie z czułością.
- Nie denerwuj się. Wszystko jest dobrze. – powiedziała
pocierając moje ramie.
- Nie, nie jest dobrze. – szepnąłem, czując w oczach
szczypiące łzy. – Nie chcę, żeby mama umarła. Nie teraz. To za wcześnie. –
wychrypiałem.
- Nie płacz. – przytuliła mnie mocno. – Chodź, pójdziemy do
niej.
Kiedy zobaczyłem moją mamę, śpiącą na szpitalnym łóżku, taką
bladą i drobną, czułem się jeszcze gorzej. Dlaczego u licha to ona musi być
chora? Czemu to nie mogłem być ja? Ona jest bardziej potrzebna na świecie. Ja
zawsze wszystko tylko psuję. Pewnie nawet nikt by za mną nie tęsknił.
Siedziałem na krześle, które stało tuż obok łóżka i
trzymałem jej chłodną dłoń, czując jak łzy z siłą wodospadu spływają po moich
policzkach. To nie ona powinna tu leżeć. Nie zasłużyła sobie na to całe gówno.
Moja mama jest dobrym człowiekiem, nigdy nikogo nie skrzywdziła. Czy na tym
zasranym świecie naprawdę nie ma sprawiedliwości?
- Nie zostawiaj nas. – szepnąłem podnosząc jej dłoń do góry,
by po chwili pocałować jej palce i kostki. – Potrzebujemy cię, wiesz o tym. Nie
damy sobie rady bez ciebie. – głos mi się załamał.
Puściłem jej dłoń i przeczesałem palcami włosy, próbując się
uspokoić, jednak było to na nic. Zamiast tego z każdą sekundą płakałem coraz
bardziej.
- Nathan?
Podniosłem gwałtownie głowę i spojrzałem na moją mamę,
jednak jej oczy nadal pozostały zamknięte. Niepewnie odwróciłem głowę i
zamarłem, gdy moje oczy napotkały spojrzenie niebieskich oczu Grace.
Dziewczyna stała w progu i patrzyła prosto na mnie, obejmując
się ciasno ramionami, jakby odczuwała chłód. Na jej widok zabrakło mi tchu. Nie
spodziewałem się, że przyjdzie. Nie po tym, co zrobiłem.
- Cześć. – przywitała się cicho, robiąc nieśmiały krok do
przodu. – Moja mama do mnie dzwoniła i powiedziała mi, co się stało. Co z nią?
– spytała zatrzymując się obok mnie.
- Chyba dobrze. – szepnąłem wierzchem dłoni ocierając łzy. –
Lekarz powiedział, że to z powodu stresu i przemęczenia i że w tym etapie
choroby, to może zdarzać się częściej. – powiedziałem nie patrząc na nią.
- Tak strasznie mi przykro. – wymamrotała kładąc dłoń na
moim ramieniu.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz, kiedy mnie dotknęła.
- Mnie też. – mój głos był cichszy od szeptu.
Zacisnąłem mocno powieki, kiedy poczułem napływające do oczu
świeże łzy. Tak strasznie chciałbym ją teraz przytulić i podziękować za to, że
zawsze jest przy mnie, gdy jej potrzebuję, ale nie mogłem. Nie po tym, jak ją
skrzywdziłem przez swój pierdolony egoizm i zwykłą głupotę.
- Wiesz, że zawsze możesz liczyć na mnie i na moją mamę. –
powiedziała cicho.
Na jej słowa, poczułem potworny ucisk w piersi. Jak ona w
ogóle może tak mówić?
- Nie. Nie po tym, co zrobiłem. – wychrypiałem.
- To w tej chwili nie ma znaczenia. – szepnęła.
- Mówisz tak tylko dlatego, że moja mama jest w szpitalu. –
powiedziałem. – W innym wypadku nawet byś się do mnie nie odezwała. Nie
potrzebuję twojej litości. – warknąłem zrywając się na równe nogi.
Stanąłem przy oknie i z kiepsko udawanym zainteresowaniem
spoglądałem na okolicę. Nogi miałem jak z waty, ręce pociły się, a serce biło
jak oszalałe. Z jakiegoś powodu słowa Grace cholernie mnie zabolały. „W tej
chwili to nie ma znaczenia.” Moja zdrada nie ma znaczenia, bo co? Bo moja matka
leży w szpitalu? To właśnie dlatego wszystkie moje winy mają tak po prostu
pójść w niepamięć?
- Tu nie chodzi o litość. – mruknęła Grace, podchodząc
bliżej. – Nadal jestem wściekła i upokorzona po tym, co zrobiłeś, ale to nie
zmienia faktu, że cię kocham.
Zamarłem, kiedy poczułem, jak nieśmiało przytula się do mnie
od tyłu, przyciskając lewą dłoń do miejsca na mojej klatce piersiowej, gdzie
serce waliło mi jak oszalałe. Zamknąłem oczy, rozkoszując się znajomym
dotykiem.
- Ja też cię kocham. – szepnąłem pokrywając jej dłoń swoją.
– Tak strasznie cię przepraszam. Za wszystko. - łzy zaczęły spływać po mojej
twarzy.
- Nie myśl o tym. – wymamrotała całując mnie w ramię. –
Zapomnijmy o tym. Albo przynajmniej spróbujmy.
Powoli odwróciłem się w jej stronę, a następnie przytuliłem
ją z całej siły, niemal zachłystując się jej delikatnym zapachem. Chciałbym
trzymać ją tak do końca życia.
- Razem jakoś przetrwamy. – powiedziała cicho, patrząc na
mnie z dołu.
Oparłem brodę na czubku jej głowy, zaciskając mocno powieki.
Chciałem jej wierzyć, ale nie umiałem. Czy po czymś takim naprawdę da się
wszystko naprawić?
* * *
Mama dopiero następnego dnia odzyskała przytomność. Kiedy z
nią rozmawiałem, nadal wyglądała na potwornie zmęczoną. Była strasznie blada i
w ogóle ledwo miała siłę mówić. Widząc ją w takim stanie, z trudem
powstrzymywałem łzy.
Właśnie opowiadałem jej o tym, że pogodziłem się z Grace,
kiedy niespodziewanie do moich uszu doszedł głos, który momentalnie zmroził mi
krew w żyłach. Miałem nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiał do słuchać.
- Przeszkadzam?
Spojrzałem w stronę drzwi i zacisnąłem mocno zęby, widząc
stojącego w progu uśmiechniętego Grega. Co u licha on tutaj robi? Nie powinien
być zajęty dręczeniem jakichś biedaków albo coś w tym rodzaju?
- Tak. – warknąłem mierząc go zimnym spojrzeniem.
- Nathan. – skarciła mnie mama. – Nie przeszkadzasz. –
zwróciła się do mężczyzny.
Spojrzałem na mamę z niedowierzaniem, a Greg uśmiechnął się
triumfalnie pod nosem. Krew we mnie zawrzała ze złości.
- Chyba żartujesz. – powiedziałem wściekły.
- Synku proszę cię. Bądź miły. – uśmiechnęła się do mnie
słabo.
- Nie mamo. – pokręciłem głową, jednocześnie podnosząc się
na równe nogi. – Jeżeli on tu zostaje, ja wychodzę.
Patrzyłem na nią przez chwilę, w głębi duszy mając nadzieję,
że każe mu się wynosić, jednak nie zrobiła tego. Po prostu patrzyła na mnie
błagalnie. Miałem tego dość.
- Cześć. – burknąłem, kierując się do drzwi.
Wychodząc zahaczyłem ramieniem o Grega, który wciąż
uśmiechał się głupkowato, jakby właśnie wygrał jakąś pieprzoną nagrodę. Miałem
go już po dziurki w nosie. Jak moja mama może być tak naiwna? Nie rozumiem.
Gdy tylko znalazłem się na świeżym powietrzu, wyciągnąłem z
kieszeni dżinsów paczkę papierosów, a następnie odpaliłem jednego szluga,
instynktownie kierując się w stronę skate parku, byle tylko jak najdalej stąd.
Na miejscu spotkałem kilku znajomych, co było trochę dziwne,
gdyż był środek tygodnia i o tej porze trwają jeszcze lekcje, ale najwyraźniej
wszyscy to olali, jak to często bywa.
Siedziałem na jednej z ławeczek i niewidzącym spojrzeniem
przyglądałem się, jak inni jeżdżą na desce czy BMX’ie, jednocześnie paląc
jednego papierosa za drugim. W głowie wciąż krążyło mi pytanie, dlaczego u
licha moja matka nie wywaliła tego gnojka. Jak w ogóle ona może chcieć z nim
rozmawiać po tym wszystkim, co zrobił naszej rodzinie? To bez sensu. Na pewno już
go nie kocha, przynajmniej mam taką nadzieję. To byłoby chore.
- Cześć.
Podskoczyłem zaskoczony, gdy niespodziewanie usłyszałem już
przy uchu cichy, znajomy głos. Spojrzałem w bok, wyrzucając niedopałek i
zmarszczyłem czoło, widząc siedzącą obok mnie Mię. Była bardzo blada i miała
podkrążone oczy, jakby nie spała od kilku dni.
- Nie powinnaś być teraz w szkole? – spytałem odpalając
kolejnego papierosa.
- Jakie to ma znaczenie? – burknęła. – Jak twoja mama?
Słyszałam, że leży w szpitalu.
- W porządku. – mruknąłem, wypuszczając dym z płuc.
- Wiem, że pewnie teraz nienawidzisz mnie po tym, co ci
powiedziałam, ale… - zaczęła dziewczyna.
- Nie nienawidzę cię. – przerwałem jej. – Po prostu czuję
się oszukany i wykorzystany. Zaufałem ci.
Mia patrzyła na mnie smutnymi oczami, raz po raz zaciskając
dłonie w pięści. W tym momencie chyba
czuła się tak samo zażenowana jak ja.
- Przepraszam za to wszystko. – szepnęła. – Dałam się omamić
i liczyłam na łatwą kasę. Tak strasznie mi głupio.
Spojrzałem na nią kątem oka, ale nic nie powiedziałem. Nie
wiedziałem, co. Może to wredne z mojej strony, ale uważałem, że Mia również
powinna cierpieć przez to, co zrobiła. Przez cały czas mnie okłamywała. To
boli. Naprawdę ją lubię i ufałem jej.
- Grace i ja wróciliśmy do siebie. – powiedziałem cicho.
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, a po chwili na jej
twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który rozgrzał moje serce.
- To dobrze. – odparła. – Czułabym się jeszcze gorzej, gdyby
było inaczej.
Mimowolnie zaśmiałem się pod nosem, a Mia trąciła mnie lekko
ramieniem. Po chwili zmarszczyłem czoło, przypominając sobie coś, co mi
wcześniej powiedziała.
- Rubby na serio jest twoją kuzynką? – spytałem.
- Tak. – westchnęła. – Przerażające, co nie? – zaśmiała się.
– Tak naprawdę dowiedziałam się o tym kilka miesięcy temu. Na początku
myślałam, że to są jakieś jaja, ale potem, mama rozwiała moje wątpliwości.
- Chryste.- wymamrotałem rzucając niedopałek za siebie. – Co
ta dziewczyna jeszcze wymyśli, żeby zemścić się za to, że jej nie chciałem?
Prawie wpakowała mnie do więzienia. Serio jej to nie wystarczy?
- Ona naprawdę jest nienormalna. – bąknęła dziewczyna.
W tym momencie poczułem wibracje w kieszeni dżinsów.
Niezdarnie wygrzebałem z niej komórkę i spojrzałem na wyświetlacz. Zdziwiłem
się, gdy zobaczyłem na nim imię Grace. Natychmiast wcisnąłem zieloną słuchawkę
i przyłożyłem telefon do ucha.
- Gdzie ty jesteś do cholery? – krzyknęła, zanim zdążyłem
cokolwiek powiedzieć.
- W skate parku. – mruknąłem spoglądając na Mię. – Greg przyszedł
do szpitala i..
- Wracaj natychmiast. – przerwała mi.
Dopiero po krótkiej chwili zorientowałem się, że jej głos
brzmi jakoś dziwnie, jakby płakała. Serce zabiło mi mocniej w piersi ze
zdenerwowania.
- Co się dzieje? – spytałem głosem pełnym napięcia.
- Twoja mama.. – zaczęła, ale głos się jej załamał. – Greg on..
on wstrzyknął jej coś... – łzy momentalnie napłynęły mi do oczu, gdy usłyszałem
jej szloch. - Ona nie żyje Nathan.
_________________________________________________
Cześć kochani! ;)
Zapewne nie spodziewaliście się rozdziału tak szybko. W sumie ja też nie. Byłam pewna, że uda mi się coś napisać dopiero pod koniec tygodnia, a tu proszę.
Tak więc, jest ostatni rozdział tego opowiadania, przed nami jeszcze tylko epilog. Trochę dziwnie jest mi to kończyć, ale nie mam już żadnych pomysłów na to opowiadanie, a nie chcę go ciągnąć na siłę. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe.
Epilog powinien pojawić się pod koniec tego tygodnia.
Tyle ode mnie na dzisiaj.
Pozdrawiam ;)