- Zacznijmy od początku. - odezwał się monotonnym głosem detektyw Marks.
Jęknąłem głośno zrezygnowany i z całej siły uderzyłem głową w blat stolika w pokoju przesłuchań. Siedzieliśmy tu od dobrych trzech godzin i przez ten cały czas w kółko powtarzałem, przebieg tamtej imprezy u Mallory oraz ogólne nasze relacje.
Mam już serdecznie dość. Nie zniosę tego wszystkiego dłużej. Mam wrażenie, że nikt tutaj nie wierzy w moją niewinność i najchętniej od razu wsadziliby mnie za kraty. Do cholery nie jestem żadnym przestępcą! Nigdy w życiu nie zrobiłbym krzywdy żadnej dziewczynie, nawet jeśli jej nienawidzę.
- Mówiłem już panu! Nic mnie nie łączy z Rubby! Nie znoszę jej, owszem. Uważa się za nie wiadomo kogo, bo jest bogata! Przez cały czas poniża i obraża innych w tym moją dziewczynę! Nienawidzę takich ludzi! - wysyczałem zmęczony tym wszystkim.
- Uspokój się! - powiedział lodowatym głosem mężczyzna.
Skuliłem się na krześle i wplotłem palce we włosy. Miałem się ochotę rozpłakać. Miałem już dość, to mnie przerasta. Co jeśli nikt nie będzie chciał mi uwierzyć i pójdę siedzieć za coś czego nie zrobiłem, tak jak pan Bennett? Nie, nie, nie!
- Jak mam się uspokoić, kiedy oskarżacie mnie o coś czego nie zrobiłem? - spytałem cicho. - Nigdy nie skrzywdziłbym Rubby pomimo tego, że jej nie trawię. Ojciec dobrze mnie wychował.
- Nie wątpię. - mruknął facet nawet na mnie nie patrząc.
Odwróciłem głowę i przygryzłem wargę, żeby nie zacząć wrzeszczeć. Cholera to nie jest prawda! To musi być jakiś jebany zły sen! Kurwa ja chcę się już obudzić! Dłużej nie zniosę tego wszystkiego!
* * *
- Ty pieprzona szmato! - krzyknęłam i z całej siły popchnęłam zaskoczoną Rubby na szafkę.
Momentalnie wszystkie rozmowy na korytarzu ucichły, jednak miałam to gdzieś. Byłam tak cholernie wściekła i zrozpaczona iż miałam wrażenie, że zaraz zamorduję tą zołzę. Scott, który mi towarzyszył złapał mnie w talii i na szczęście odciągnął mnie do tyłu. W innym wypadku okułabym buźkę tej wytapetowanej niuni.
- O co ci chodzi idiotko!? - pisnęła.
- Patrzcie ludzie! - krzyknęłam rozglądając się dookoła i pokazując na Mallory. - Właśnie tak wygląda laska, która rzekomo została zgwałcona! - wskazałam na jej mega krótką spódniczkę, białe kozaczki, obcisły top z wielkim dekoltem i sweterek.
Dziewczyna przestraszona rozejrzała się na boki. Spojrzenia wszystkich uczniów były skierowane na naszą trójkę, a właściwie czwórkę, gdyż obok niej stała jej zdzirowata przyjaciółka Harper, która przez cały czas patrzyła na swoją "mentorkę".
- Jesteś zwykłą szmatą Mallory! Oskarżyłaś Nathana o coś czego nie zrobił, bo nie udało ci się go uwieźć wtedy na imprezie? Bo nie mogłaś znieść myśli, że wolał mnie od ciebie? - spytałam. - Jesteś żałosna, rozumiesz? - pokręciłam głową. - Jesteś zwykłą, nic nie wartą szmatą. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, przez cały czas patrząc jej prosto w oczy. - I wiesz co? Ta cała akcja nic ci nie da. Nie zostawię Nathana choćby trafił do więzienia.
- Naprawdę myślisz że to wszystko wymyśliłam? - spytała ze szlochem.
- Nie maleńka. Ja tak nie myślę, ja to po prostu wiem. - burknęłam. - Boże, ty naprawdę jesteś taka głupia czy tylko udajesz? - spytałam z niedowierzaniem.
Mallory wciągnęła gwałtownie powietrze, jakbym ją uderzyła w twarz. Cholera, miałam na to tak wielką ochotę! Zmierzyłam ją zimnym spojrzeniem od stóp do głowy i zaśmiałam się pod nosem.
- Jesteś żałosna Rubby. - warknęłam.
W tym momencie zrobił się jakiś szum wśród uczniów. Nie obejrzałam się za siebie, by zobaczyć o co chodzi. Przez cały czas nie spuszczałam wzroku z tej tandeciary. Widziałam jak w jej oczach pojawia się błysk triumfu, kiedy zobaczyła coś ponad moim ramieniem. Wyprostowałam się słysząc za sobą ostry głos dyrektora Hoke'a, jednak wyraz mojej twarzy się nie zmienił. Nie bałam się, że ten frajer wlepi mi jakąś karę, byłam zdeterminowana by osiągnąć to czego chcę.
- Co tutaj się dzieje!? Co to za zbiorowisko!? Proszę natychmiast się rozejść! - uśmiechnęłam się pod nosem. Doskonale znam ten ton. Wszyscy momentalnie zaczęli rozchodzić się w różnych kierunkach. Tchórze. - Och panna Bennett i pan Craven. Dlaczego mnie nie dziwi, że zastaję was w samym środku tego zamieszania. - jego głos był przesycony negatywnymi emocjami. Mój uśmiech stał się jeszcze większy.
Odwróciłam się tak by widzieć i Rubby i dyrektora, a także Scott'a. Mallory udawała teraz skrzywdzoną ofiarę. Ugh miałam już po dziurki w nosie jej zachowania i z tego co zauważyłam to mój kumpel również.
- Dzień Dobry proszę pana. - powiedziałam z obojętnością.
- Co tutaj zaszło? - spytał ostro mierząc nas wzrokiem.
- Stałam sobie spokojnie, kiedy ta dziewucha się na mnie napadła! - mruknęła Rubby pociągając nosem.
- Że co? - spytałam ze śmiechem. - Zamarzł ci ostatni neuron czy co? Napadłam na ciebie? Dobre!
Scott położył mi rękę na ramieniu widząc, że zaczynam się trząść ze zdenerwowania. Co za pieprzona zołza! Jak ona śmie!? Mnie też chce pogrążyć!?
Dyro zmierzył mnie zimnym surowym spojrzeniem, ale miałam go w dupie. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz tak na mnie patrzył. Przywykłam już do tego.
- Rubby nie wiesz co mówisz.. - wymamrotał Scott.
- On jej pomagał! - weszła mu z zdanie.
- Że co!? - krzyknął zszokowany chłopak.
- Craven, Bennett natychmiast do mojego gabinetu! - warknął Hoke. - Rubby idź na lekcję. - dodał łagodniej.
Mallory zaśmiała się pod nosem i uśmiechnęła się złośliwie, a następnie ruszyła korytarzem do sali w której miała lekcję. Patrzyłam w ślad za nią szeroko otwartymi oczami. Nie, to nie możliwe! Kurwa!
* * *
Siedzieliśmy ze Scott'em na wygodnej kanapie w gabinecie Hoke'a i "słuchaliśmy" kłótni mojej mamy i dyrektora. Moja matka walczyła w naszej obranie jak lwica. Ona dobrze wie do czego jestem zdolna, chroniąc tych na których mi zależy, ale wie też, że nie napadłabym na Mallory. Na miłość boską, ja tylko popchnęłam ją na szafki nic więcej!
Właściwie myślami wciąż byłam przy Nathanie. Cholera, od trzech dni trzymali go w areszcie i od tego czasu nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. Nawet pani Knight nie wiedziała co się dzieje z jej synem. Chce mi się płakać, za każdym razem gdy przypomnę sobie moment, kiedy policja pojawiła się w domu państwa Knight. Ciągle miałam w głowie obraz Nathana, tego bólu w jego oczach, gdy go wyprowadzali. Dlaczego wtedy nie zareagowałam? Dlaczego stałam jak idiotka? A jeśli Nate myśli, że mu nie uwierzyłam? Oh, mam nadzieję że nie!
- Czy ma pan świadków, że moja córka i Scott zrobili coś tej dziewczynie? Czy tylko ona tak powiedziała, hmm? - moja matka była naprawdę wściekła. Nigdy nie lubiła Hoke'a, ale nigdy tego nie okazywała.
- Nikogo nie pytałem, ale..
- No to jakim prawem oskarża pan Grace i Scott'a!? Jeśli będzie miał pan świadków to nie będę miała nic przeciwko, ale do tego czasu dzieciaki są uznawane za niewinne. Dziękuję i do wiedzenia!
Mama gestem pokazała nam abyśmy wstali i wyszli, więc tak też zrobiliśmy. Gdy znaleźliśmy się na pustym korytarzu, nie wytrzymałam i zaczęłam cicho szlochać. Schowałam twarz w dłoniach, a po chwili poczułam jak ktoś mnie przytula. Od razu rozpoznałam Scott'a, po silnym uścisku i świetnym zapachu perfum, które wybierałyśmy razem z Alex.
- Hej, Grace nie płacz. Wszystko się ułoży. - szepnął mi na ucho.
- Nie, dopóki Nathan nie będzie znowu z nami. - wychrypiałam.
- Wypuszczą go. Muszę. Oprócz zeznań Rubby nie mają nic. - mruknął.
Zacisnęłam powieki i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Tak bardzo chciałam, żeby to co mówił było prawdą.
* * *
Siedziałem na niewygodnym stołku, trzymając splecione dłonie na stoliku i czekałem. Podobno miałem jakichś "gości". Zapewne była to moja mama, bo kto inny? Dziwię się, że detektyw Marks zgodził się na to spotkanie. Przecież według niego byłem niebezpiecznym zboczeńcem i w każdej chwili mogę komuś zrobić krzywdę.
Prychnąłem pod nosem i mimowolnie pokręciłem głową. Czułem na sobie spojrzenie gliniarza, który pilnował wejścia, ale miałem go w dupie, niech sobie myśli o mnie co chce. Właściwie to i tak już wiem, jakie zdanie mają o mnie wszyscy gliniarze. Dokładnie takie samo jak detektyw Marks.
W tym momencie po pomieszczeniu rozniosło się echo otwieranych drzwi. Powoli podniosłem głowę i zamarłem widząc stojącą w progu mamę, panią Bennett i.. Grace. Nie, to nie możliwe, przecież ona mi nie wierzyła. To pewnie moja wyobraźnia płata mi figla. Jednak mimo wszystko gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że ona naprawdę tu jest.
- Grace. - szepnąłem bezgłośnie wstając od stolika.
Błękitne tęczówki dziewczyny zalśniły od łez. Po chwili rzuciła się do przodu, a w następnej sekundzie przytulałem ją mocno do siebie. Zacisnąłem mocno powieki, żeby się nie rozpłakać. Tak dobrze było poczuć jej ciepło i zapach, móc ją trzymać w ramionach.
- Grace. - szepnąłem ponownie.
Uniosłem jej podbródek i zachłannie wpiłem się w jej usta. Jej wargi były takie miękkie, a w smaku.. Przyciągnąłem ją mocniej do siebie, by nie dzielił nas choćby centymetr. Kiedy po chwili oderwaliśmy się od siebie, Grace schowała twarz w mojej szyi, szlochając cicho.
- Tak bardzo się boję. - wymamrotała.
Zadrżałem lekko i ścisnąłem ją mocniej. Nie musiała nic więcej mówić, doskonale wiedziałem o co jej chodzi. Ja też się bałem, cholernie się bałem.
Grace odsunęła się ode mnie w momencie, kiedy nasze mamy zatrzymały się obok nas. Bez słowa przytuliłem swoją matkę, która z całych sił starała się powstrzymać łzy, choć przyznam że kiepsko jej szło.
- Wiadomo już coś? - spytała mama, kiedy już siedzieliśmy przy stoliku.
- Nie. - szepnąłem kręcąc głową. - Detektyw Marks w kółko pyta mnie o to samo, a ja w kółko odpowiadam mu tak samo. W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Oni nie mają nic oprócz zeznań Rubby, ale mam wrażenie, że oni zrobią wszystko, żebym tylko trafił za kratki. - mruknąłem.
Grace wciągnęła gwałtownie powietrze i mocniej ścisnęła moją dłoń. Przejechałem kciukiem po jej knykciach, chcąc ją w ten sposób trochę uspokoić. Uśmiechnęła się do mnie blado i wlepiła wzrok w nasze splecione dłonie.
- To jest niedorzeczne. Nie powinni cię tu trzymać skoro nie mają żadnych dowodów. - burknęła zdenerwowana pani Bennett.
Wzruszyłem ramionami i spuściłem wzrok. Teoretycznie nie powinni, ale praktycznie mamy gówno do powiedzenia w tej sprawie. To oni mają władzę, nie my.
- Teraz mogę mieć tylko nadzieję, że Mallory zmieni zdanie i wycofa te oskarżenia. - mruknąłem.
Grace poruszyła się niespokojnie i spojrzała w bok. Patrzyłem na nią przez chwilę i zauważyłem jak na jej policzkach pojawiają się krwiste rumieńce. Czyżby coś mnie ominęło?
- Co jest? - spytałem cicho wciąż patrząc na swoją dziewczynę. - Coś się stało?
- Owszem. Otóż moja kochana córeczka próbowała zmusić Rubby do wycofania zeznań. - powiedziała ze spokojem pani Lydia. - Jak to powiedział dyrektor Hoke i sama Mallory, ona i Scott napadli na nią na szkolnym korytarzu. Ugh co za wstrętna dziewucha z tej Mallory! Zawsze są z nią problemy.
- Napadliście na Rubby? - z niedowierzaniem zwróciłem się do Grace.
- Niee.. - mruknęła z miną niewiniątka. - Ja tylko trochę jej nawrzucałam przed połową szkoły i powiedziałam, że jest żałosna i..
Pocałowałem ją delikatnie w usta, widząc jak bardzo jest zdenerwowana i przestraszona. Spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jesteś szalona. - szepnąłem jej w usta.
- To dlatego że cię kocham. - odszepnęła i przytuliła się do mnie.
Nasze matki spojrzały na siebie i uśmiechnęły się porozumiewawczo. Chciałem rzucić jaką ripostę, ale powstrzymałem się i po prostu cieszyłem się bliskością mojej dziewczyny.
- Przepraszam, ale będą panie musiały już wyjść. - naszych uszu doszedł spokojny głos mundurowego.
- Oczywiście. - powiedziała moja mama ze smutkiem.
Mama oraz pani Lydia wyściskały mnie mocno, mówiąc że będzie dobrze i że wszystko się ułoży. Naprawdę chciałem w to wierzyć.
Spojrzałem na Grace, która miała całe policzki mokre od łez. Chwyciłem jej twarz w dłonie i kciukami wytarłem kropelki z jej policzków, jednak z każdą chwilą było ich coraz więcej. Oh, nienawidzę patrzeć jak płacze. To boli.
- Nie płacz proszę, wszystko będzie dobrze. - szepnąłem zawisając nad jej ustami.
- Przyznaj że sam w to nie wierzysz. - wymamrotała zerkając to na moje usta to na oczy.
- Jeśli ty będziesz w to wierzyć to ja również. - mruknąłem.
Zacisnęła mocno powieki i przygryzła wargę, a po chwili niechętnie pokiwała głową. Delikatnie musnąłem jej usta, a następnie rozchyliłem je językiem pogłębiając pocałunek, pamiętając że zanim ponownie ją pocałuję, może minąć naprawdę sporo czasu.
- Uważaj na siebie, dobrze. - szepnąłem jej w usta.
- Obiecuję. - wymamrotała.
Przytuliłem ją po raz ostatni, zaciągając się mocno, by zapamiętać jej zapach. Już po chwili patrzyłem jak ona wraz z naszymi mamami wychodzi z pomieszczenia. Kiedy zostałem "sam" poczułem straszną pustkę w środku. Boże, proszę niech znajdzie się jakiś świadek, który oczyści mnie z tych zarzutów. Nie wytrzymam bez Grace.
_____________________________
Obawiam się, że następny rozdział to tak właściwie nie będzie rozdział, a epilog.
W związku z tym, niedługo, tak jak obiecałam, pojawi się drugi rozdział na http://truly-madly-crazy-deeply.blogspot.com/
Mam nadzieję, że będziecie tam czasem zaglądać ;)
Pozdrawiam
@Twinkleineye
Szkoda, że już epilog :((( Opowiadanie jest znakomite <3
OdpowiedzUsuńNie kończ :/
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :)
niech juz bedzie okay blaaagam!
OdpowiedzUsuńO, losie. Co Ty żeś zrobiła ? Jak można napisać tak... idealny rozdział ? Co ? Ja sie pytam; jak ? Nie chcę żebyś kończyła, ale doskonale wiem jak to jest, gdy się piszę opowiadanie i nie wie co dalej zrobić. Potem męczysz się wymyślając to coraz nowsze zdarzenia. Znam to. Wstaw szybko kolejny. Ten jest cudowny.
OdpowiedzUsuńNie mam słów na ten rozdział. Jest tak boski. *o* Szkoda, że już koniec. ; ( Pozdrawiam, @WorldWithMagic
OdpowiedzUsuńsmutny. ;c
OdpowiedzUsuńale co dobre, kiedyś się kończy ♥
będę zaglądać pomimo wszystko.
czekam na 1 rozdział i na epilog.
pozdrawiam.
Super ! Czekam na więcej;)
OdpowiedzUsuńŚwietny, biedny Nathan ;c Zapraszam też na http://totaleclipseoftheheartangel.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAngel xoxo