sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 2.4

Całą szóstką siedzieliśmy w sekretariacie, oczekując, aż dyrektor w końcu poprosi nas do siebie. Odkąd razem z resztą nauczycieli zobaczyli nas na dziedzińcu, prawie nic nie powiedział, tylko zmierzył nas zimnym, pełnym pogardy spojrzeniem i kazał natychmiast przyjść tutaj.
Teraz dyrektor Hoke był zajęty dzwonieniem do naszych rodziców oraz rozmową z panią Bennett, która i tak była na miejscu z racji tego, że pracuje w bibliotece szkolnej.
Minęło dobre pół godziny, zanim dyro w końcu wyłonił się ze swojej jaskini, jak ostatnimi czasy lubiliśmy nazywać jego gabinet. Nie było z nim pani Lydii. Zapewne kazał jej zaczekać.
Powoli podszedł do nas, a następnie stanął naprzeciwko i z dziwnym wyrazem twarzy zaczął przyglądać się każdemu z nas po kolei. Nagle jego wzrok zatrzymał się na Kevinie.
Chłopak wyglądał strasznie. Jego prawe oko było całe sine, pod nosem miał zakrzepłą krew, do tego rozciętą wargę oraz łuk brwiowy. Scott wyglądał nie lepiej i w sumie ja też, chociaż to był przecież przypadek.
- Jak się nazywasz? – zwrócił się do chłopaka.
- Kevin Montgomery. – odparł, niepewnie patrząc naszemu dyrowi prosto w oczy.
Hoke zamyślił się na moment, nie spuszczając wzroku z nieznanego mu chłopaka ani na sekundę. 
- Nie przypominam sobie, żebyś był uczniem mojej szkoły. – odezwał się wciąż zamyślony.
- Bo on nie jest uczniem tej szkoły. – burknąłem zirytowany.
Mężczyzna zmierzył mnie tak lodowatym spojrzeniem, że przez krótką chwilę czułem zimne dreszcze na kręgosłupie. Zawsze wiedziałem, że Hoke mnie nienawidzi, ale nie miałem pojęcia, że aż tak.
- Nikt cię o zdanie nie pytał, Knight. – rzucił ostrym tonem. – Uważaj sobie lepiej, bo twoja kariera w tej szkole może się w końcu skończyć.
Przez cały czas hardo parzyłem mu w oczy. Nie bałem się już jego pogróżek. Od pierwszej klasy groził mi, że wylecę ze szkoły za swoje zachowanie, a jak widać na załączonym obrazku, nadal tu jestem.
- A ty – teraz znowu zwrócił się do Kevina. – zmiataj stąd. Jeśli jeszcze raz się tutaj pojawisz, wezwę policję.
Chłopak szybko podniósł się na równe nogi i nie oglądając się nawet za siebie, opuścił sekretariat. Wszyscy jak jeden mąż patrzyliśmy w ślad za nim, marząc o tym, żeby tak jak on, móc sobie stąd w końcu pójść. Niby fajnie, bo nie mieliśmy lekcji, ale z drugiej strony na pewno dyro walnie nam jakąś karę.
- Z wami pogadam za chwilę. – głos dyrektora wyrwał mnie z zamyślenia. – Muszę wymyślić dla was odpowiednią karę.
- Jaką karę? Przecież nic nie zrobiliśmy. – zaprotestował Raul.
- Oczywiście. Wy jak zawsze jesteście niewinni. – zakpił mężczyzna.
 Nowa sekretarka Hoke’a, panna Nolan, która „dyskretnie przysłuchiwała się całej rozmowie, zachichotała pod nosem jak nastolatka, którą chyba wciąż była, sądząc po jej wyglądzie. Kiedy jednak spotkała wściekły wzrok Raula, momentalnie zamilkła. Chłopak od samego początku ją przerażał, ale w tej chwili cieszyłem się z tego.
- Panno Nolan. – mężczyzna zwrócił się do kobiety. – Proszę ich pilnować, aby nie opuścili sekretariatu, dopóki nie przyjdę.
Dziewczyna skinęła głową, uśmiechając się słodko. Dyrektor odwrócił się na pięcie i skierował się z powrotem do gabinetu, mocno zatrzaskując za sobą drzwi. Sekretarka ponownie skupiła się na ekranie komputera, raz po raz zerkając w naszą stronę.
- Zajebiście. – burknąłem przecierając twarz. – My będziemy teraz mieć przejebane, a tego sukinsyna dyro puścił jak gdyby nigdy nic.
- I to tylko dlatego, że nie jest z naszej szkoły. – dodał Scott krzywiąc się ze wstrętem na samo wspomnienie swojego rywala.
Alex ścisnęła jego dłoń, a on uśmiechnął się do niej blado i cmoknął ją w skroń. Zamroczenie alkoholowe najwyraźniej już mu minęło, bo teraz zachowywał się już w miarę normalnie. Najważniejsze było jednak to, że on i Alex znowu byli razem.
- Nieźle się porobiło. – westchnęła Grace.
- W sumie to twoja wina. – powiedziałem.
- Chyba się przesłyszałam. – warknęła dziewczyna.
Przygryzłem wargę, nieśmiało spoglądając w oczy swojej dziewczyny.
- To był twój pomysł, żeby zaprosić tu Kevina. – wymamrotała Alex. – Mówiłam, że to kiepski pomysł, ale ty powiedziałaś, że umiesz zapanować nad Scottem i że wszystko będzie okej.
Grace zmierzyła ją zaskoczonym, wściekłym spojrzeniem, a ta tylko przepraszająco wzruszyła ramionami.
- Serio myślisz, że potrafisz nade mną zapanować? – zaśmiał się Craven – Nawet moja własna matka sobie ze mną nie radzi!
- Kretynie, gdyby nie ja, nadal myślałbyś, że Alex cię zdradza z tym kutafonem!
- Gdyby nie ty, nie byłbym teraz spuchnięty jak balon i nikt z nas nie miałby żadnych problemów!
W tym momencie cała nasza czwórka zaczęła się przekrzykiwać i wykłócać, kto ma rację. Chyba jeszcze nigdy nie było między nami takiej sytuacji. Owszem, czasami się kłóciliśmy, przecież nikt nigdy nie jest w stu procentach zgodny, ale teraz byliśmy tak wściekli, że moglibyśmy sobie wydrapać oczy.
Nagle ktoś złapał mnie za bluzę i pociągnął do góry. Po chwili zorientowałem się, że był to Raul i nie tylko mnie pociągnął za fraki, ale również Scotta, który próbował mu się wyrwać, jednak z kiepskim rezultatem.
- Uspokójcie się do kurwy nędzy! – ryknął.
Głos chłopaka był tak silny i pewny, że aż sekretarka oderwała się od komputera i spojrzała na nas przestraszona. Gdyby nie była taką tchórzliwą kurą, pewnie od razu poleciałaby do dyrektorka.
- Jeszcze tego brakuje, żebyście się pokłócili niewiadomo, o co. –kontynuował Raul. – I to mnie uważacie za nieodpowiedzialnego, wrednego dupka. – zakpił. – Wiecie co? Możecie się nawet pozabijać, ale to nie zmieni faktu, że wszyscy mamy teraz przejebane.
Puścił nas tak nagle, że nie zdążyliśmy złapać równowagi, przez co upadliśmy tyłkami na podłogę. Zacisnąłem mocno zęby, żeby nie zakląć z bólu. Scott nie miał tego problemu, bo już po kilku sekundach z jego gardła wydobyła się wiązanka przekleństw.
- Zdaję sobie sprawę z tego, jak to zabrzmi, ale Raul ma rację. – mruknąłem zbolałym głosem. – Kłótnia nic tu nie pomoże.
Niezdarnie stanąłem na równe nogi i pomogłem wstać przyjacielowi, który spoglądał na Raula z mordem w oczach. Otrzepałem spodnie i ponownie usiadłem obok Grace, która wyglądała na skruszoną, co rzadko jej się zdarza.
- Przepraszam, to ja zacząłem całą tą bezsensowną kłótnię. – burknąłem. –Po prostu szlak mnie trafia na myśl o tym, że przez tego dupka znowu mamy problemy.
- Przetrwamy. Jak zawsze. – mruknęła Grace.
Reszta mruknęła coś pod nosem na znak zgody. Cóż, cały czas mam nadzieję, że nam się upiecze, ale mam niemiłe wrażenie, że wcale nie będzie tak dobrze.
Oparłem się o ścianę i uniosłem głowę ku górze wzdychając cicho. Grace przytuliła policzek do mojego ramienia, wpatrując się w plan lekcji, który wisiał na przeciwległej ścianie.
Minęło z dobre dwadzieścia minut, zanim dyrektor wyszedł ze swojego gabinetu. Za nim wyszła pani Lydia. Jej twarz była całkiem bez wyrazu.
Wszyscy wyprostowaliśmy się gwałtownie, jednak wciąż znajdowaliśmy się na swoich miejscach.  No, może nie wszyscy. Raul wyglądał na tak wyluzowanego jak zwykle, chociaż wiedziałem, że on też trochę się bał, ale nie chciał tego okazywać.
- Z pomocą pani Bennett – wzrok  Hoke'a skierował się na Grace. – ustaliłem, że cała wasza piątka zostanie zawieszona na tydzień w prawach ucznia. Ponad to, przez najbliższe dwa miesiące będziecie zostawać po lekcjach, na co najmniej dwie godziny i będziecie pomagać sprzątaczkom, a także w bibliotece.
- To chyba jakiś żart. – wymamrotała Grace.
- Powtórka z rozrywki. – mruknąłem do Scotta.
- Nawet mnie nie denerwuj. – burknął w odpowiedzi.
Pani Bennett skarciła nas wzrokiem, więc od razu zamilkliśmy.
- Wasza kara jest tak łagodna tylko i wyłącznie dlatego, że pani Bennett wstawiła się za wami. – burknął Hoke. – Mam nadzieję, że się pani nie myli co do nich. – zmierzył kobietę wzrokiem. – Możecie już iść. – dodał patrząc na nas z wrednym uśmiechem, od którego zrobiło mi się niedobrze.
Mimo wyraźnego rozkazu, żadne z nas nie ruszyło się nawet z miejsca choćby o milimetr. Byliśmy zgodni, co do tego, że decyzja Hoke’a jest niesprawiedliwa. Nic złego nie zrobiliśmy, a jeśli nawet, to nie ma świadków. Uczniowie, którzy byli wtedy na dziedzińcu boją się zemsty Raula i nie pisnął słówka.
- Ogłuchliście? – warknął. – Zmiatać stąd, zanim zmienię zdanie!
Pani Bennett skinęła głową, dając nam znak, abyśmy zrobili to, co mówi Hoke. Po kolei, bez słowa, zaczęliśmy opuszczać sekretariat. Zanim drzwi się za nami zamknęły, usłyszeliśmy jeszcze nieznoszący sprzeciwu głos dyrektora, mówiący albo raczej wrzeszczący: „Panno Nolan, proszę natychmiast przyjść do mojego gabinetu!”
- Będzie ostro. – mruknął Scott, a ja skinąłem głową z łobuzerskim uśmiechem.
- Coś mi się wydaje, że panna Nolan długo nie będzie mogła siedzieć na tyłku. – skwitował Raul.
- Jesteście obrzydliwi. – warknęła Grace, jednak po chwili zaczęła się śmiać, a my razem z nią.
Od początku, gdy w szkole pojawiła się nowa, młoda i do tego seksowna sekretarka, wszyscy wiedzieliśmy, że dyro będzie miał na nią chrapkę. Nie mamy jeszcze dobitnego dowodu, że tych dwoje coś łączy, ale to jest po prostu więcej niż pewne. Panna Nolan bardzo często odwiedza gabinet swojego szefa.
- Miło, że humory wam dopisują, zważywszy na to, jak wygląda wasza obecna sytuacja. – burknęła mama Grace.
Wszyscy zamilkliśmy, spoglądając każdy na każdego. Baliśmy się cokolwiek powiedzieć, nawet najbardziej wyszczekana Grace czy chamski i zbyt pewny siebie Raul. 
- Mamo, po co ta cała szopka? – w końcu odezwała się Grace. - My przecież nic nie zrobiliśmy. To wszystko wina tamtego chłopaka.
-Grace, musiałabym was nie znać. – burknęła kobieta, a my odwróciliśmy wzrok znając prawdę. -  Jesteście jeszcze zbyt młodzi, by wiedzieć, jak to wszystko później odbije się na waszej przyszłości.
- Ale mamo..
- Idźcie do domu. Już po lekcjach. – powiedziała pani Lydia.
Kiedy nie ruszyliśmy się z miejsca, machnęła na nas ręką, a następnie odwróciła się na pięcie i skierowała się z powrotem do biblioteki. Spojrzeliśmy na siebie zdezorientowani.
- Co tu się przed chwilą stało? – wycedziła Grace. – Co niby ma się odbić na naszej przyszłości?
- Nie mam pojęcia, ale chodźmy już stąd. – burknąłem. – Mam dość szkoły na dzisiaj.
Reszta zgodziła się z moimi słowami. Zgodnie, w szybkim tempie opuściliśmy budynek szkolny, a następnie jego teren, by później móc się rozdzielić.

* * * 
- Może wejdziesz? – spytała Grace, kiedy byliśmy pod jej domem. – Mama pewnie wróci za jakieś dwie godziny. To mnóstwo czasu.
Chwyciła mnie za bluzę i przyciągnęła do siebie. Kilka sekund później, jej usta odszukały moje. Kiedy poczułem jej smak, instynktownie objąłem ją ramieniem w talii i przyciągnąłem bliżej siebie. Grace jęknęła cichutko i mocno przygryzła moją wargę.
Z głośnym sapnięciem odsunąłem się od niej, z trudem łapiąc oddech. Dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie, również nie mogąc złapać tchu.
- Mocno kusisz, ale nie mogę. – mruknąłem oblizując usta. – Muszę odebrać Lucasa z przedszkola, bo mama jest w pracy.
Grace wydęła wargi z niezadowolenia niczym mała dziewczynka, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Cmoknąłem ją szybko w usta, chcąc ją jakoś udobruchać.
- Widzimy się jutro w szkole. – powiedziałem robiąc krok w tył.
Dziewczyna skinęła głową z uśmiechem. Odwzajemniłem gest, a następnie odwróciłem się i ruszyłem w drogę powrotną. Kiedy odwróciłem się, by po raz ostatni spojrzeć na swoją dziewczynę, ta pomachała do mnie wesoło, uśmiechając się niczym chochlik. Boże, jak ja bardzo kocham tę dziewczynę.
Idąc w stronę przedszkola, mruczałem pod nosem tekst piosenki, którą niedawno puszczała mi Grace. Może i to nie był mój ulubiony rodzaj muzyki (pop-rock, o ile się nie mylę), ale piosenka naprawdę wpada w ucho. W każdym razie, nie mogę wyrzucić jej z głowy i prawie cały czas ją nucę, czym mocno wkurzam Scotta.
Gdzieś w połowie drogi, przyplątał się do mnie ogromny labrador. Od razu mi się spodobał. Miał kremową, długą sierść i do tego duże, ufne oczy. Spoglądał na mnie z niemą prośbą, krocząc dzielnie u mego boku.
- Jesteś tu sam? – mruknąłem pod nosem, klepiąc zwierzaka po głowie.
Mimowolnie zwolniłem i zaczęłam rozglądać się na boki, mając nadzieję, że zobaczę gdzieś właściciela tego psiaka, jednak ulica była pusta, nie licząc mnie. Po chwili spostrzegłem, że zwierzak nie ma nawet obroży na szyi.
- Zabiorę cię do domu. – powiedziałem pochylając się nad psiakiem. – A potem zobaczymy, co dalej.
Zwierzak zamerdał ogonem, zupełnie tak, jakby rozumiał, co do niego mówię. Uśmiechnąłem się do niego i raz jeszcze poklepałem jego łeb, jednocześnie tarmosząc go za uszami. Ciekawe, co na to powie mama.

* * * 
- Jaki fajny piesek! – pisnął Lucas, gdy tylko wybiegł z przedszkola. – Skąd go masz?
- To przybłęda. – mruknąłem, patrząc jak mój brat przytula się do psiaka, który merdał ogonem uszczęśliwiony.
Lucas spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami, uśmiechając się słodko. Nie musiał nic mówić, doskonale znałem już te jego sztuczki.
- Nie patrz tak na mnie. – burknąłem. – To nie ode mnie zależy, czy on zostanie z nami.
- Ale porozmawiasz z mamą? – poprosił.
Zrezygnowany skinąłem głową, chociaż wiedziałem, że to nic nie da. Mama na pewno nie będzie w dobrym humorze, zwłaszcza po tym, jak Hoke zadzwonił do niej do pracy i powiedział, że brałem udział w bójce.
- Co ci się stało w twarz? -  spytał młody, kiedy szliśmy już do domu.
- Nic. – burknąłem. - Nie przejmuj się tym. – dodałem czochrając mu włosy.
Luck wydał głośny jęk protestu, odpychając moją dłoń. Kiedy zaczął poprawiać swoją nastroszoną jak u koguta fryzurę, nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać.

* * *
Poderwałem się na równe nogi, kiedy nagle drzwi wejściowe głośno trzasnęły. Odwróciłem się, czekając, aż mama za moment wejdzie do salonu.
- Nathan? Lucas? – wzdrygnąłem się słysząc jej głos. – Gdzie jesteście?
- W salonie! – odparłem.
Niepewnie spojrzałem na brata, która siedział na podłodze i z lubością w oczach głaskał psiaka, śpiącego w najlepsze na dywanie.
- Dzwonił do mnie dyrektor Hoke. Coś ty znowu nawywijał? – zaczęła na wstępnie.  – Chryste, jak ty wyglądasz?
Podeszła do mnie, złapała moją twarz i zaczęła przyglądać się mojemu sinemu oku i stłuczonemu nosowi, z którego na szczęście nie kapała już krew.
- Nic nie zrobiłem. – broniłem się. – To wszystko, to zwykłe nieporozumienie mamo.  A to.  - wskazałem swoją twarz. – Oberwałem przez przypadek, chcąc rozdzielić Scotta i takiego jednego kolesia.
- Kiedy ty wreszcie dorośniesz i przestaniesz pakować się w kłopoty? – spytała kręcąc głową. W odpowiedzi wywróciłem oczami. - I co tu do jasnej cholery robi ten kundel? – dodała zauważając w końcu włochatą kulkę.
- Przyszedł za mną, kiedy szedłem po Lucasa do przedszkola. – mruknąłem.
- Może z nami zostać? – spytał Lucas czochrając futro psa.
- Przykro mi skarbie, ale to nie możliwe.
Chłopiec wyraźnie posmutniał i wtulił twarz w miękkie futro psiaka, który w odpowiedzi na tę pieszczotę zamerdał lekko ogonem.
- Ale dlaczego? – zdziwiłem się. – Zawsze chcieliśmy mieć jakieś zwierzę. – mruknąłem. -  Mamo, to ja zawaliłem. Nie karz za to także Lucasa. – dodałem rozumiejąc, w co ona gra.
Mama zamyśliła się na krótką chwilę, aż w końcu zrezygnowana pokiwała głową.
- W porządku. – burknęła. – Pies zostanie, ale ty masz szlaban na dwa tygodnie. I będziesz pilnował tego bydlaka. Mnie do tego nie mieszajcie. – powiedziała patrząc na mnie.
- Jupi. – mruknąłem pod nosem .
Lucas uśmiechnął się szeroko, słysząc, że pies zostaje z nami. Z nas dwóch to on najbardziej marzył o jakimś zwierzaku. Kiedyś przyniosłem mu mysz, ale gdy mama się o niej dowiedziała obaj mieliśmy problem.
Może i byłem zły, że mama dała mi szlaban, ale widok szczęścia w oczach młodszego brata rekompensował mi wszystko.
- Jak dasz mu na imię? – spytałem kucając obok niego.
- Lucky. – odparł od razu.
- Czemu tak? – zdziwiłem się.
- Bo jest szczęściarzem, że znalazł taką rodzinę jak nasza. – wyjaśnił.
Zaśmiałem się cicho pod nosem. Nie mogłem się z tym nie zgodzić.


____________________________________
Nawet nie wiecie, jak bardzo lubię wam robić takie niespodzianki jak ta.
Wiem, że rozdział miał być później, ale przysiadłam do niego i napisałam go szybciej niż zamierzałam. Ale to chyba dobrze.
Pewnie niektórzy z was się ucieszą, że postanowiłam od nowa pisać Another World tylko pod inną nazwą.  http://another-wworld.blogspot.com/ to jest link do bloga.
Rozdziały będą się pojawiać pewnie dwa w miesiącu, a to dlatego, że muszę trochę w nich pozmieniać i w ogóle.
To chyba tyle na razie.
Pozdrawiam
@Twinkleineye 

5 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, ale to chyba już wiesz :) Z tą karą wyszło trochę ch*jowo, ale w sumie chyba było warto, jeżeli dzięki temu Scott i Alex się zeszli. Zaczynam też coraz bardziej lubić Raul'a, z rozdziału na rozdział zdobywa u mnie większą sympatię. Mam nadzieję, że nowy rozdział już niedługo, bo Twoje opowiadania bardzo dobrze mi się czyta,a to, jest jednym z najlepszych, które czytam czy przeczytałam ♥ Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początku, ojej jak się cieszę, że zrobiłaś nam takową niespodziankę. Bardzo fajnie jest od czasu do czasu takową dostać.

    Wracając do rozdziału widzę, że znów wracamy do przeszłości i do tych 'przesiadywań' u dyrektora, nie kłamiąc tęskniłam za tymi rozmowami przed jego gabinetem. Bardzo miło, że wszystko wyjaśniło się pomiędzy Alex, a Scott'em. Również, miło też, że miłość dwójki zakochanych ludzi czyli Nathan'a i Grace jest coraz to mocniejszym uczuciem. Och zauważyłam też zalążek charakterystyczny dla tej starej jej, tę odrobinkę chamstwa. Zdecydowanie najlepszy wątek jest na koniec z Lukas'em, ojojo tyle słodkości i tej dziecięcej niewinności. :3

    Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się jak najszybciej, życząc weny, również pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! ♥ Czekam z niecierpliwością na następny! ;]
    Zapraszam też na: http://totaleclipseoftheheartangel.blogspot.com
    Angel xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi sie ten rozdział. Przepraszam, że dopiero teraz znalazłam czas żeby skomentować :c
    Weny i czekam na więcej takich niespodzianek ;)

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥