piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 2.6

- Co się dzisiaj z tobą dzieje? Stało się coś?
Grace spojrzała na mnie wielkimi oczami, małego dziecka, jednocześnie z całych sił starając się, aby nie zdradzić swoich prawdziwych odczuć, na przykład mimiką twarzy. Nigdy nie była w tym jakoś specjalnie dobra, ale akurat dzisiaj udało jej się to. Przez cały dzień nie mogłem rozgryźć, o co jej chodzi.
Właśnie wracaliśmy ze szkoły. Kilka minut temu rozstaliśmy się z naszymi przyjaciółmi i gdy tylko zostaliśmy sami, między nami zapanowała cisza, która powoli zaczynała mnie denerwować. Już dawno nie widziałem Grace tak spokojnej.
- Nie wiem, o czym mówisz. – mruknęła w odpowiedzi.
Z trudem powstrzymałem się przed warknięciem na nią. Przez cały dzisiejszy dzień była po prostu nie do wytrzymania. Kiedy próbowaliśmy z nią rozmawiać, ona burczała pod nosem coś niezrozumiałego i odchodziła jak gdyby nigdy nic.
W pierwszej chwili myślałem, że ma TE dni, jednak szybko przypomniało mi się, że jakieś dwa tygodnie temu Grace zwijała się z bólu, właśnie z tego powodu.
Mniej więcej zrozumiałem sytuację dopiero po południu, podczas odbywania naszej kary w bibliotece. Stało się dla mnie jasne, że Grace pokłóciła się z matką, gdy na wejściu wyminęła kobietę bez słowa, rzucając jej tylko wściekłe, rozczarowane spojrzenie.
Na całe dwie godziny, które spędziliśmy w towarzystwie pani Bennett, Grace zaszyła się gdzieś w kącie biblioteki. Jej zachowanie wydawało się nam wszystkim bardzo dziecinne, mimo, iż Grace nigdy nie była zbyt poważną osobą.
Właściwie, jakby się chwilę zastanowić, zachowanie pani Lydii również uległo zmianie. Wydawała się bardziej radosna i żywsza niż zazwyczaj. O ile dobrze pamiętam, to ostatni raz widziałem ją w takim stanie, gdy jej mąż był jeszcze na wolności. Może coś się zmieniło w jego sprawie? Ale czy w takim przypadku, Grace wściekałaby się na matkę?
- Od rana chodzisz zła jak osa. – burknąłem siadając na ławce, jednocześnie pociągając dziewczynę na swoje kolana. – Wiem, że pokłóciłaś się z mamą. Nie udawaj. -  powiedziałem widząc, że już otwiera usta, by coś powiedzieć. – Co się stało?
Grace spuściła wzrok i poprawiła się na moich kolanach. Zacisnąłem zęby, kiedy się o mnie otarła, ale nic nie powiedziałem. Zdecydowanie nie był to odpowiedni moment.
- Moja mama ma romans. – powiedziała żałośnie.
Otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia. Okej, tego naprawdę się nie spodziewałem. Pani Lydia często powtarzała, jak bardzo kocha swojego męża i że bardzo jej go brakuje. Ale jeśli spojrzeć na to z drugiej strony, pani Bennett to przecież dojrzała, piękna kobieta i ma swoje potrzeby. Nie każdy chce spędzić życie w samotności.
- Skąd o tym wiesz? – spytałem ostrożnie.
- Widziałam wczoraj, jak całuje się z tamtym gościem. – westchnęła. – Jak ona może robić to tacie? I to po tym wszystkim, co już przeszli? Myślałam, że się kochają. Nie chcę, żeby się rozwiedli.
- Grace, jeśli to prawda, będziesz musiała zaakceptować nową sytuację i wesprzeć swoich rodziców. – mruknąłem przeczesując palcami jej włosy.
- Ty nic nie rozumiesz! – pisnęła zrywając się na równe nogi. – Nie wiesz, jak się czuję z tym wszystkim!
- A myślisz, że jak ja się czułem, gdy po śmierci taty, mama zaczęła spotykać się z Gregiem? – spytałem również wstając. – Uważasz, że byłem szczęśliwy? Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to bolało, gdy co rano zamiast ukochanego ojca, widziałem obcego faceta, który na dodatek nienawidził mnie najbardziej na świecie i traktował jak robaka, którego trudno jest się pozbyć. – powiedziałem ze ściśniętym gardłem. – Mimo to starałem się jak mogłem, próbowałem zaakceptować nowy związek mamy, nie chcąc robić jej przykrości. Proszę, nie mów więcej, że nie rozumiem jak się czujesz.
Grace objęła się ciasno ramionami i spuściła głowę, jednak i tak widziałem, jak jej dolna warga drży, a po policzkach spływają łzy. Niewiele myśląc podszedłem do niej i przytuliłem mocno, na co ona odpowiedziała głośnym szlochem.
- Nie płacz. – szepnąłem całując ją w czubek głowy. – Wszystko się jakoś ułoży, ale najpierw musisz porozmawiać z mamą.
Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści na mojej bluzie i pokręciła głową. Stłumiłem westchnięcie i oparłem podbródek o jej głowę.
- Odprowadzę cię teraz do domu i masz mi obiecać, że od razu pogadasz z mamą. – mruknąłem. – Mogę ci zaufać w tej sprawie?
Odsunąłem się od niej na długość ramion, by móc spojrzeć jej w oczy. Grace zacisnęła usta w cienką linię, jednak po krótkiej chwili dała za wygraną i pokiwała głową. Uśmiechnąłem się lekko i szybko cmoknąłem ją w usta, co w końcu wywołało uśmiech na jej twarzy. Nikły, ale jednak był to uśmiech, który kochałem.

* * *
Kiedy szedłem do domu, odczuwałem dziwny niepokój. W głębi duszy czułem, że coś jest mocno nie tak. Nie potrafiłem nawet określić, skąd to się bierze, ale po prostu wiedziałem, że wydarzy się coś złego.
Moje podejrzenia potwierdziły się w momencie, gdy zobaczyłem Lucky’ego leżącego przed domem i popiskującego cichutko. Od razu mnie to zaniepokoiło, ponieważ Lucky, odkąd pojawił się w naszym domu, nigdy nie wychodził sam na podwórko, a o samotnym siedzeniu nie było w ogóle mowy. Luck był strasznym tchórzem.
Gdy mnie zobaczył, zamerdał ogonem, jednak nie ruszył się nawet z miejsca, jakby bał się, że ktoś na niego wrzaśnie albo go uderzy. Podszedłem do niego i pogłaskałem po pysku.
- Co ty tutaj robisz sam?
Psiak spojrzał na mnie swoimi wielkimi, ufnymi oczami, jakby próbował mi w ten sposób odpowiedzieć.  Poklepałem go delikatnie po łbie, a następnie gwizdnąłem, co sprawiło, że Lucky zerwał się, z ziemi i razem ze mną skierował się do domu.
Gdy weszliśmy do domu, momentalnie poczułem zmianę w atmosferze. Pierwsze, co zrobiłem, to wszedłem do kuchni i zamarłem. Przy stole zobaczyłem moją mamę, w towarzystwie… Grega. Na sam jego widok, poczułem ból w żebrach.
- Co ten sukinsyn tutaj robi? – warknąłem.
Mama podskoczyła gwałtownie, na dźwięk mojego głosu. Wstała na równe nogi i podeszła do mnie, uśmiechając się blado.  Greg spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, a na jego ustach błąkał się ironiczny uśmiech.
- Synku, Greg przyszedł przeprosić. – powiedziała moja matka słabym głosem.
- Nie powinieneś teraz gnić w pierdlu? – rzuciłem w jego stronę.
Mężczyzna wstał powoli i podszedł do nas. Serce łomotało mi w piersi jak oszalałe. Widząc, jak góruje nade mną, poczułem ogarniający mnie strach. Wiedziałem już, do czego ten facet jest zdolny.
- Skąd chłopcze w tobie tyle agresji? – spytał patrząc mi prosto w oczy.  – Tak jak wspomniała twoja matka, przyszedłem przeprosić.
- Za co? Za to, że przez lata niszczyłeś naszą rodzinę psychicznie i fizycznie?  Wsadź sobie te przeprosiny w..
- Nathan. – upomniała mnie mama.
Greg zaśmiał się cicho, jednocześnie kręcąc głową. Zacisnąłem zęby ze złości na ten widok.
- Lepiej będzie, jak już sobie pójdę. – powiedział. – Chyba nie jestem tu mile widziany. – dodał patrząc na mnie. Prychnąłem cicho. – Sam dojdę do drzwi.
Pocałował mamę w policzek i wyszedł jak gdyby nigdy nic. Gdy drzwi się za nim zamknęły, odetchnąłem z ulgą. Mama zresztą chyba też.
- Jak mogłaś go wpuścić? – syknąłem. – On nie ma prawa tutaj przychodzić! Ma zakaz zbliżania się. Poza tym, czy nie powinien nadal siedzieć w więzieniu?
Mama usiadła przy stole i przetarła twarz dłońmi. Widziałem, że jest zmęczona, ale nigdy by się na głos do tego nie przyznała.
-Gdzie Lucas? – spytałem.
- U siebie. – odparła. – Tak się biedaczek wystraszył, że pobiegł na górę i zamknął się w pokoju.
- Pójdę do niego. – mruknąłem.
Mama skinęła głową, podchodząc do kredensu, skąd wyciągnęła jakieś tabletki. Rzadko widywałem, żeby brała jakiekolwiek leki. Ta niespodziewana wizyta Grega musiała zrobić na niej spore wrażenie.

* * *
Uwielbiam chodzić do skate parku, kiedy robi się już ciemno i jest tam niewiele osób, albo w ogóle nikogo nie ma.  Dla mnie właśnie wtedy to miejsce ma prawdziwy urok.
Doskonale pamiętam te wszystkie wieczory, które spędziłem tutaj samotnie po kłótniach w domu. Wiele razy byłem przez to przeziębiony, ale nigdy nie żałowałem. Tutaj mogłem pomyśleć o problemach w domu czy w szkole, o uczuciach i tym podobne. Tutaj zawsze byłem sobą i nikt mnie przez to nie oceniał.
Była godzina dwudziesta, może kilka minut po. Tak samo jak dawniej, przyszedłem tu pomyśleć. Po dzisiejszym, zwariowanym dniu, naprawdę tego potrzebowałem.
Z początku wydawało mi się, że oprócz mnie nikogo tutaj nie ma, jednak już po chwili dostrzegłem kogoś siedzącego na rampie.
Kiedy podszedłem bliżej, zorientowałem się, że tym kimś jest dziewczyna, a mianowicie Mia. Rozpoznałem ją po charakterystycznych gestach, jak na przykład poprawianie włosów. Pomimo dziwnych uczuć, które we mnie wzbudzała, postanowiłem się do niej dosiąść.
- Cześć. – powiedziałem wdrapując się na rampę.
Dziewczyna spojrzała na mnie marszcząc czoło, ale prawie natychmiast grymas został zastąpiony słodkim uśmiechem, który dodawał jej uroku.
- Hej. – przywitała się. – Co tu robisz? – zdziwiła się.
- Zawsze tu przychodzę, gdy muszę o czymś pomyśleć. – odparłem siadając obok niej. – A ty?
- Też muszę pomyśleć i wydawało mi się, że to będzie najlepsze miejsce. – mruknęła zerkając na mnie kątem oka.
Wyciągnęła do mnie rękę, w której trzymała puszkę z piwem. Bez słowa wziąłem ją od niej, otworzyłem i pociągnąłem spory łyk. Przez cały ten czasu czułem na sobie spojrzenie dziewczyny.
- Skąd wzięłaś piwo? – spytałem kładąc puszkę z boku.
Mia wzruszyła ramionami, uśmiechając się tajemniczo pod nosem. Wyglądała uroczo, trochę jak jakiś elf albo chochlik.
- Przerażasz mnie. – powiedziałem ze śmiechem.
Dziewczyna dała mi sójkę w bok, uśmiechając się radośnie. Kiedy widziałem jej uśmiech i błyszczące z radości oczy, znowu miałem wrażenie, że widzę dawną Grace. Ona też kiedyś taka była. Cieszyła się ze wszystkich drobiazgów. Ciekawe czy z czasem Mia również straci część tego charakteru.
- Co cię gnębi? – spytała nagle. Spojrzałem na nią pytająco. – Mówiłeś, że przychodzisz tu zawsze, gdy musisz pomyśleć.
- To trochę skomplikowane. – wymamrotałem biorąc puszkę z piwem do ręki.
- Mnie się nigdzie nie śpieszy. – mruknęła Mia kładąc dłoń na moim kolanie.
Nie wiem jak to się stało, bo przecież, jakby nie patrzeć, wcale nie znałem MII, ale zacząłem jej opowiadać o wszystkim, co wydarzyło się w moim życiu w tamtym roku. Mówiłem jej o Gregu, o tym jak traktował naszą rodzinę i o tym, jak się czułem z tym wszystkim. Wyznałem jej również, że zostałem oskarżony o gwałt.
Mia ani razu mi nie przerwała, tylko, co jakiś czas kiwała głową.  Przyznam, że dobrze było wygadać się komuś. Poczułem się dużo lżej, gdy opowiedziałem o wszystkim Mii. Po dzisiejszej wizycie Grega naprawdę tego potrzebowałem.
W między czasie, gdy ja mówiłem, obydwoje wypiliśmy po trzy piwa na głowę. Jako, że już dawno nie piłem alkoholu, zaczęło mi się trochę kręcić w głowie. Mia też wydawała się lekko wstawiona, ale ciężko było mi to określić.
- I twoja mama, po tym wszystkim, tak po prostu wpuściła go do domu? – spytała Mia z niedowierzaniem, gdy skończyłem mówić.
- Greg przez wiele lat poniżał ją i w ogóle.  – wymamrotałem i pociągnąłem łyk piwa. – Wydaje mi się, że zrobiła to ze strachu.
- Nathan posłuchaj. Wiem, że właściwie prawie się nie znamy, ale jesteś ważny dla Melissy, a ona jest ważna dla mnie, więc ty w pewnym sensie jesteś ważny również dla mnie. Zawsze, gdy będziesz miał jakiś problem, z którym nie będziesz mógł sobie poradzić, możesz do mnie przyjść pogadać.
Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. To, co powiedziała Mia, było bardzo miłe, choć wydaje mi się, że zrobiła to tylko z grzeczności.  Chociaż, jakby się nad tym zastanowić, Mia raczej nic nie robiła z grzeczności.
- Dzięki. – powiedziałem patrząc jej w oczy. – To miłe. – dodałem z uśmiechem.
Nagle Mia pochyliła się w moją stronę i już po chwili jej usta opadły na moje. Zaskoczony automatycznie odwzajemniłem pocałunek. W tamtej chwili czułem się tak, jakby mój mózg całkowicie się wyłączył.
Po naprawdę długiej chwili z trudem oderwałem się od ust Mii. Jęknąłem cicho, oblizując wargi. Od tak dawna ja i Grace nie uprawialiśmy seksu, że teraz, gdy Mia całowała mnie z takim zapamiętaniem i pożądaniem, czułem jak mój penis boleśnie napiera na materiał dżinsów. Cholera, chciałem znaleźć z nią wspólny język, ale nie tak dosłownie!
Parę sekund później zorientowałem się, że odsuwając się od dziewczyny, przewróciłem puszkę z piwem. Klnąc cicho szybko ustawiłem ją z powrotem do pionu, cały czas unikając spojrzenia dziewczyny.
- Strasznie cię przepraszam Nathan. – powiedziała skruszona. -  Nie chciałam tego zrobić. Znaczy nie. Chciałam i to bardzo, bo jesteś mega słodki i imponuje mi to, jaki jesteś, ale to nie tak miało być. Wiem, że masz dziewczynę. Zachowałam się jak suka. Nie chcę, żebyś miał o mnie takie zdanie. Może i nie jestem grzeczną dziewczynką, ale zazwyczajtak się nie zachowuję. Nie wiem, co mi się stało. To pewnie przez to piwo.
- W porządku. – przerwałem jej słowotok, w końcu spoglądając w jej stronę. – Może po prostu o tym zapomnijmy, okej? – zaproponowałem.
- Jasne. - powiedziała z uśmiechem.
Pieczętując naszą małą umowę, przybiliśmy tak zwanego „żółwika”. Wolałem nawet nie myśleć, co by było, gdyby Grace dowiedziała się o tym pocałunku.


_______________________________
I jest nowy rozdział. Cieszycie się? ;D
Trochę namieszałam, jak zawsze zresztą, ale chyba mi to wybaczycie, prawda? ;)
Jako, że teraz będzie trochę wolnego, mam nadzieję, że uda mi się więcej pisać. Ostatnio niestety trochę zaniedbuję swoje blogi. Jak tak dalej pójdzie, w końcu zapomnę jak się cokolwiek pisze -.-
No nic. To chyba tyle na razie.
Do następnego ;)
Pozdrawiam
@Twinkleineye 

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 2.5

Pewnie jakoś bym przeżył fakt, że zostałem zawieszony w prawach ucznia na tydzień, co w praktyce oznaczało, że nie będę przez ten czas chodził do szkoły, gdyby nie to, że moja mama również postanowiła wlepić mi karę.
Może i sam się na to zgodziłem, ale zrobiłem to tylko dlatego, że w innym wypadku, mama nie pozwoliłaby, żeby Lucky został w naszym domu. Nie mogłem pozwolić na to, żeby Lucas był z tego powodu smutny.
Kara, którą mama mi wlepiła znaczyła tyle, że wolno mi wychodzić z domu, ani nikogo do niego zapraszać, a także nie mogłem oglądać telewizji. Chciała mi również zabrać komórkę, jednak w tej kwestii się nie ugiąłem. Zabranie telefonu oznaczałoby całkowite zamknięcie okna na świat, a w ten sposób przynajmniej mogłem pisać z Grace i ze Scottem.
W czasie, kiedy mój brat chodził do szkoły, a mama do pracy, ja starałem się nauczyć naszego nowego pupila odrobiny posłuszności. Muszę przyznać, że to nawet nie było takie trudne. Lucky okazał się bardzo posłusznym i grzecznym psiakiem, co było dziwne, bo wcale nie był już taki młody.  Na początku myślałem, że będą z nim same kłopoty, bo to przecież przybłęda, ale na szczęście się myliłem i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że przez ten tydzień udało nam się zaprzyjaźnić.
Mama wciąż nie była zadowolona, że w naszym domu pojawił się nowy członek, jednak nie potrafiła już na głos wyrazić swojego sprzeciwu.  Widząc, jak Lucas bardzo cieszy się z tego, że Lucky mieszka z nami, nie miała serca nic mówić, jednak nawet to nie powstrzymywało jej przez mamrotaniem wulgaryzmów pod nosem, kiedy psiak plątał jej się pod nogami.
Za każdym razem, gdy widziałem jak się złości, podśmiechiwałem się pod nosem, jednak w ten sposób pogarszałem tylko swoją sytuację.  Mama była na mnie nieźle wkurzona, przez to, co wydarzyło się w szkole. Paręnaście razy mówiłem jej, jak to wszystko wyglądało, jednak ona za każdym razem tylko wzdychała, bądź kręciła głową.
Dzień, w którym skończyło się nasze zawieszenie, był najszczęśliwszym w moim życiu. Kto by pomyślał, że tak bardzo będę się cieszyć na myśl, że muszę iść do szkoły. Okej, może nie cieszył mnie fakt, że znowu idę do szkoły, lecz to, że w końcu spotkam się z moją dziewczyną i z przyjaciółmi.
Mam wrażenie, że nasi rodzice jakoś się zmówili. No, bo czy to nie dziwne, że moja mama, mama Grace i rodzice Scotta i Alex, zabronili nam wychodzić z domu przez ten tydzień? Nie możliwe jest to, że wpadli na to osobno. Musieli wymyślić to razem.
Kiedy w poniedziałkowy poranek, jakieś dziesięć minut przed dzwonkiem ogłaszającym pierwszą lekcję, pojawiłem się na dziedzińcu szkolnym, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było odnalezienie moich znajomych. Nie było to takie trudne. Wszyscy siedzieli na murku, z dala od wzroku niepożądanych osób.
Grace na mój widok zerwała się na równe nogi i wręcz rzuciła się na mnie, od razu mocno wpijając się w moje usta. Przygarnąłem ją do siebie, ciesząc się jej bliskością.
-Nie myślałem, że tak ucieszę się z faktu, że znowu będziemy zamulać w szkole. – burknął Scott, kiedy podeszliśmy bliżej.
- Dokładnie o tym samym myślałem. – powiedziałem ze śmiechem. – Już miałem dość siedzenia w domu. Mama mnie nawet do sklepu nie chciała wysłać.
- Moja tak samo! – jęknęła Grace. – Nie rozumiem, co jej się stało. Nigdy się tak nie zachowywała, a przecież nie raz gorsze rzeczy robiłam.
- To wszystko wina Hoke’a.
Spojrzeliśmy na Raul’a, który właśnie do nas podszedł. Wyglądał na tak samo znudzonego życiem jak zawsze.
- Twoi starzy też cię przyskrzynili? – spytał go Scott.
- Zawsze mieli mnie w dupie, ale przez ten tydzień pilnowali mnie jak jakieś psy myśliwskie. Zupełnie tego nie ogarniam. – wyrzucił z siebie, jednocześnie z kieszeni spodni wyciągając paczkę papierosów.
- Może faktycznie Hoke nagadał naszym starym jakichś głupot. – zastanawiałem się na głos.
- Ale to się nie trzyma kupy. – burknęła Grace przytulając się do mnie mocniej.  – Pamiętasz, jak Mallory próbowała nas wrobić, że na nią napadliśmy? – zwróciła się do Scotta. – Hoke wtedy też miał coś do nas, ale moja mama broniła nas, chociaż nie wiedziała, jak to było naprawdę. A teraz? Nawet nie próbowała stawać w naszej obronie. Coś się zmieniło.
- Tylko co? – wymamrotał Scott.
Wszyscy się nad tym głowiliśmy. W tym, co powiedziała Grace, było dużo prawdy. Często robiliśmy naprawdę głupie rzeczy, ale za każdym razem pani Bennett stawała za nami murem. Nigdy nie pozwalała, abyśmy byli niesprawiedliwie ukarani. Coś musiało się stać, bo teraz nikt nie chciał nam pomóc. A może chodzi o to, że rodzice uważają nas już za dorosłych i myślą, że sami musimy sobie ze wszystkim radzić?
Podskoczyliśmy jak oparzeni, gdy rozbrzmiał dzwonek ogłaszający rozpoczęcie pierwszej lekcji. Wszyscy z lekką niechęcią spojrzeliśmy w kierunku budynku szkoły. Na samą myśl o tym, z mojego gardła wydobył się jęk.
- Idziemy? – odezwał się Scott. – Może zrobimy wejście w naszym stylu?
- Afera na dobry początek? – zaśmiałem się. – Nie wystarczy ci?
- Nigdy. – mruknął podnosząc się na równe nogi, jednocześnie pociągając za sobą Alex, która przez cały czas kurczowo ściskała jego rękę.
- Jesteś szalony. – skwitowała Grace.
Craven wzruszył ramionami, uśmiechając się łobuzersko pod nosem. Śmiejąc się radośnie skierowaliśmy się w stronę szkoły.  Nawet największe bagno nie mogło odebrać nam humoru.
- Wybierasz się dzisiaj do skate parku? – spytała mnie Grace spoglądając na moją deskorolkę, którą miałem przy sobie.
- Taa, chyba tak. – wymamrotałem całując ją w skroń.
 - Przecież masz jeszcze szlaban. Twoja mama się nie wścieknie?
- I tak jest na mnie wkurzona. Poza tym dzisiaj pracuje do późna, a Lucasa ma odebrać nasza sąsiadka. Tak więc, mam wolną rękę.  Oczywiście dopiero po tym, jak dwie godziny przesiedzimy w bibliotece razem z twoją mamą.
Grace pokręciła głową, ale nic nie powiedziała. Może to i lepiej. Ostatnimi czasy naprawdę dziwnie się zachowuje. Trochę jakby… dorosła? Szczerze? To przerażające. Dorosłość jest przerażająca. Dlaczego to dzieje się tak szybko?

* * *
Sprzątanie biblioteki nie było tak straszne, jak ostatnim razem, gdy naszą karą była codzienna pomoc tutaj. Może to dlatego, że w tamtym roku byliśmy tu tylko ja i Scott, a teraz były z nami również dziewczyny i Raul.
Przez cały czas wygłupialiśmy się, jak tylko mogliśmy. Włączaliśmy sobie muzykę, tańczyliśmy i śpiewaliśmy, jednocześnie wycierając półki czy podrzucając sobie książki, nie zważając na krzywe spojrzenia pani Bennett, której najwyraźniej nie podobało się nasze wesołe zachowanie.
Wydaje mi się, że dopiero dzisiejszego dnia, Raul poczuł, że należy do naszej paczki. Wiem, że to dziwne, ale przez te dwie godziny, nie zachowywał się jak gburowaty dupek, tylko normalny koleś, z którym można pogadać czy pożartować. Wychodzi na to, że nawet Johanson ma w sobie coś w rodzaju dobroci.
Pomimo miło spędzonego czasu w towarzystwie przyjaciół, cieszyłem się, kiedy w końcu mogłem opuścić szkolne mury i poczuć prawdziwą wolność. Już nie mogłem się doczekać momentu, gdy w końcu znajdę się w skate parku, wśród ludzi, którzy jak samo jak ja, kochają ten sport.
- Nie wiem, czy dobrze robisz. – mruknęła Grace, kiedy byliśmy jeszcze w bibliotece. – Naprawdę nie powinieneś denerwować swojej mamy. Już i tak jest na ciebie wystarczająco wkurzona za tamtą akcję.
- Nie kumam, o co ci chodzi. – burknął Scott. – Szlaban, który dała mu mama jest niesprawiedliwy. – mruknął. - Nic nie zrobiliśmy. – powiedział po raz setny. – W sumie przeszedłbym się tam z tobą. Muszę pogadać z Colinem. Później wpadnę do ciebie. – dodał patrząc na Alex.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego słodko, rumieniąc się przy tym delikatnie. Mimowolnie sam się uśmiechnąłem. Dobrze, że ci dwoje znowu są razem. Nie wiem, jakby to wszystko potoczyło się dalej, gdybyśmy nie wyjaśnili rzekomej zdrady Alex.
- Okej. Zrobisz jak chcesz, tylko później nie narzekaj. – powiedziała lekko poirytowana Grace i podała Alex książkę.
Może i Grace miała trochę racji, jednak nie miałem zamiaru zmieniać zdania. Byłem już zbyt podekscytowany swoim „planem” i zbyt zdeterminowany, żeby teraz odpuścić. Zresztą, chyba wszyscy wiedzą, że jak ja się uprę, to nie ma mocnych.
Tak więc, zaraz po wyjściu ze szkoły i pożegnaniu się z dziewczynami i Raulem, razem z przyjacielem skierowaliśmy się prosto w stronę skate parku. Przez cały czas żartowaliśmy i przepychaliśmy się, śmiejąc się przy tym na całe gardło. Całe szczęście, że w tamtej chwili nie widziała nas pani Bennett, albo moja mama. Już sobie wyobrażam, jak kręciłyby z dezaprobatą głową lub wzdychały z rezygnacją.
- Skąd wiesz, że Collin tu będzie? – spytałem przyjaciela, gdy byliśmy już na miejscu.
- Mówił, że jest tu codziennie, bo coraz więcej dziewczyn jeździ na desce, a większość z nich jest niezła, więc przychodzi popatrzeć na nie. – Scott wzruszył ramionami.
Zerknąłem na przyjaciela i uśmiechnąłem się krzywo. Nie mogłem się nie zgodzić z jego słowami. Faktem jest to, że w naszym kręgu pojawiło się więcej dziewczyn. Część z nich jeździła na desce tylko dla szpanu, ale niektóre były w tym naprawdę dobre, może nawet lepsze od niektórych chłopaków. I szczerze mówiąc, niektóre były całkiem ładne.
- Tam jest. – mruknąłem wskazując na blondyna siedzącego na ławce.
- A tam chyba jest Melissa. – odparł Craven ruchem głowy pokazując mi dziewczynę, stojącą po drugiej stronie parku w towarzystwie jakiejś koleżanki, która poprawiała łańcuch przy swoim BMX’ie.
Mimowolnie na mojej twarzy zakwitł delikatny uśmiech, kiedy zorientowałem się, że ta dziewczyna, którą wskazywał Scott, faktycznie była Melissa. Już dawno z nią nie rozmawiałem. Zawsze się mijamy i jakoś nie ma okazji, mówimy sobie tylko cześć, albo posyłamy szybkie uśmiechy.  Trochę kicha. Najwyższy czas to zmienić.
- Widzimy się później? – spytałem.
- Idziesz do niej? – uśmiechnął się łobuzersko i poruszył brwiami.
- Zamknij się. – burknąłem i uderzyłem go lekko w ramię.
Craven zaśmiał się, jednocześnie dla żartu rozmasowując sobie ramię. Scott, jako jedyny wiedział, że wciąż coś czuję do Melissy i że bardzo mi na niej zależy i bardzo często wykorzystywał ten fakt, żeby mi dokuczyć. Nie robi tego oczywiście złośliwie, ale i tak mnie to denerwuje.
Gdyby Grace dowiedziała się o moich uczuciach, raczej nie byłaby zadowolona. Nigdy nie przepadała za Melissą i to nie uległo zmianie. Teraz tylko toleruje ją i to ze względu na mnie. Cóż, nie można mieć wszystkiego.
Wskoczyłem na deskorolkę i na odchodne pokazując kumplowi język, skierowałem się w stronę dwóch dziewczyn. Byłem gdzieś w połowie drogi, gdy Melissa odwróciła się w moją stronę. Na mój widok, jej słodką twarzyczkę rozświetlił uśmiech.
- Nathan! – pisnęła radośnie, gdy zatrzymałem się obok niej.
Objąłem ją w pasie, a ona zarzuciła mi ręce na szyję i przytuliła mocno, niemal mnie dusząc, co było dziwne, zwarzywszy na fakt, że Melissa jest przecież naprawdę drobną dziewczyną.
- Cześć młoda. – powiedziałem ze śmiechem.
- Ej! Jestem tylko rok młodsza od ciebie. – burknęła odsuwając się ode mnie.
- Dla mnie i tak zawsze będziesz tą szesnastolatką, którą poznałem. – mruknąłem znowu ją przytulając.
Odsunęliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy do naszych uszu doszło ciche chrząknięcie. Spojrzeliśmy w stronę, z którego ono dochodziło i okazało się, że to koleżanka Mel chciała zwrócić na siebie uwagę.
Już na samym początku poczułem dziwną więź z tamtą dziewczyną. Nie odezwała się jeszcze ani słowem, a już wiedziałem, że jest ona taka sama jak Grace była kiedyś. Arogancka, bezczelna i bardzo pewna siebie. Wskazywała na to jej wyluzowana postawa. Różnił je tylko kolor włosów i styl ubierania się.
- Właśnie. – wymamrotała Mel. – Nathan to jest Mia. Mia to jest mój przyjaciel Nathan. – przedstawiła nas sobie.
Uścisnęliśmy sobie dłonie, jednocześnie mówiąc „cześć”. Przez moment wydawało mi się, że dostrzegam dziwny błysk w oczach Mii, jednak wrażenie szybko minęło, gdy zobaczyłem delikatny uśmiech na ustach dziewczyny.
- Więc to ty jesteś ten słynny Nathan, o którym tyle już słyszałam. – mruknęła Mia nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Na to wygląda. – wymamrotałem spoglądając na Melissę, która wzruszyła ramionami, jednocześnie uśmiechając się jakby przepraszająco.
Nie wiem czemu, ale pod czujnym spojrzeniem nowo poznanej dziewczyny, straciłem całą pewność siebie. Czułem się trochę jak mały, zagubiony chłopczyk, którym już przecież nie jestem.
- W porządku.- powiedziała ze śmiechem.-  Po prostu byłam ciekawa. – dodała uspokajającym tonem jednocześnie wtykając dłonie do kieszeni swoich dresowych spodni.
Melissa przytuliła się do mnie, opierając policzek na moim ramieniu. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko. Dzięki jej obecności poczułem się znacznie pewniej. Pewnie gdybym został z Mią sam na sam, zapomniałbym języka w gębie. W tej dziewczynie było coś takiego… nawet nie potrafię tego określić.
- Słyszałam, że zostaliście zawieszeni za jakąś bójkę. – odezwała się Mel. – O co dokładnie chodziło?
- Scott i Alex pokłócili się przez jakiegoś kolesia, byłego chłopaka Alex. Grace zaprosiła go, chcąc wyjaśnić całą sytuację. Nie wszystko poszło jednak po jej myśli i chłopaki zaczęli się bić. Razem z Raulem próbowaliśmy ich rozdzielić, ja oberwałem w nos i gdzieś właśnie w tamtej chwili pojawił się dyro. Tamtego kolesia puścił wolno, a nas zawiesił i zmusił do sprzątania biblioteki przez najbliższe dwa miesiące.
- Powtórka z rozrywki, co? – Mel szturchnęła mnie biodrem.
Zacząłem się śmiać, kiedy zorientowałem się, że powiedziałem dokładnie to samo, gdy usłyszałem, jaką mamy karę za tą całą bójkę. Chyba ja i Melissa naprawdę mamy ze sobą wiele wspólnego.
- Kupiłeś nową deskorolkę? – spytała.
- Musiałem. Tą, którą razem kupowaliśmy, uszkodził mój młody. – powiedziałem kręcąc głową.
- Mogę się przejechać? – zapytała. – Jake zabrał mi moją deskę, znowu. Nie podoba mu się, że jeżdżę. – westchnęła. – Uważa, że to niebezpieczne, chociaż sam jeździ. Hipokryta z niego.
- Po prostu się o ciebie martwi. – wtrąciła Mia opierając się łokciami o kierownicę BMX’a. – W końcu jesteś jego malutką siostrzyczką.
Skinąłem głową, zgadzając się ze słowami dziewczyny. Poznałem Jake’a i wiedziałem, jak bardzo troszczy się o siostrę. Ich rodzice byli zbyt zajęci zarabianiem pieniędzy, by interesować się życiem swoich dzieci. Jake na pewno czuje się odpowiedzialny za Melissę i to dlatego czasami zachowuje się jak nadopiekuńczy tatuś.
- Masz. – mruknąłem podsuwając Melissie deskorolkę.
Dziewczyna pisnęła radośnie, a następnie cmoknęła mnie szybko w policzek i wskoczyła na deskorolkę, uśmiechając się przy tym jak jakiś chochlik.
- To prawda, że ty i Melissa byliście parą?
Zamrugałem zaskoczony i spojrzałem na Mię, która nie spuszczała ze mnie wzroku. Serce zabiło mi mocniej, na widok jej błękitnych oczu. Musiałem odchrząknąć, żeby nie stracić wątku rozmowy.
- Tak, to prawda. Dlaczego pytasz?
- Musi być w tobie coś wyjątkowego, skoro udało ci się ją zauroczyć na tyle, by została twoją dziewczyną. Melissa przecież nie należy do dziewczyn, które lecą na każdego chłopaka, który powie jej komplement.
- Melissa jest świetną dziewczyną. – mruknąłem odwracając wzrok. – A czy jest we mnie coś wyjątkowego? Śmiem wątpić. Jestem do znudzenia normalny. – wymamrotałem. – Od jak dawna się znacie? – spytałem chcąc odwrócić uwagę ode mnie.
- Odkąd wyprowadziłam się z Detroit, czyli od jakiegoś roku. – powiedziała uśmiechając się nieznacznie.  – Od razu znalazłyśmy wspólny język, mimo, iż jesteśmy zupełnie inne.
- To widać.
Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie, przez co w końcu poczułem się w jej towarzystwie znacznie pewniej. Miałem wrażenie, że prędzej czy później i my znajdziemy wspólny język. W końcu jest ona podobna do Grace tak bardzo, jakby była jej zaginioną siostrą, a Grace była najbliższą mi osobą, nie licząc mojej rodziny.
- Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego Melissa się w tobie zabujała. – mruknęła mierząc mnie wzrokiem od stóp do głowy. – Jesteś spoko. I nie chodzi mi tu o wygląd, który nawiasem mówiąc też jest niczego sobie. – powiedziała uśmiechając się łobuzersko.
Zaśmiałem się czując, że moja twarz robi się czerwona. Szczerze mówiąc, ten niespodziewany komplement był całkiem miły.
Mia uśmiechnęła się jeszcze szerzej, widząc rumieńce na moich policzkach. Wetknąłem dłonie do kieszeni bluzy i spojrzałem na Melissę, która śmigała na rampie. Była w tym już naprawdę dobra, ale uczeń jeszcze nie przerósł mistrza.
- Nie chciałam cię speszyć. – mruknęła. – Czasami po prostu mówię, co mi ślina na język przyniesie, nic więcej. Często mam przez to problemy w szkole, zwłaszcza u Stone. Ten koleś ma chyba jakiś problem ze sobą. Kiedyś oberwałam od niego kredą w głowę, bo spytałam czy przyjmuje jakieś żeńskie neurony, gdy gadał z dziewczynami na temat lakierów do paznokci. – nawijała.
- Skąd ja to znam. – wykrztusiłem ze śmiechem. – Ostatnio Stone wywalił mnie z klasy tylko dlatego, że przyjaźnie się ze Scottem. A kredą dostałem tyle razy, że trudno zliczyć. Ten koleś powinien iść się leczyć.
- Chyba wszyscy tak uważają. – zgodziła się ze mną.
W tej chwili podjechała do nas podekscytowana Melissa. Gdybym w ostatniej chwili nie złapał jej za ręce, wjechałaby prosto w Mię. Mel uśmiechnęła się wesoło, próbując złapać równowagę.
- Ale super. – wydyszała. – Matko, jak dawno nie jeździłam.
- Mówiłam, że mogę ci pożyczać moją deskę, bo już jej nie używam, ale mnie nie słuchałaś. – burknęła Mia.
- Wiem, ale nie chciałam, żeby Jake zabrał też twoją deskę. – Mel wzruszyła ramionami.
- Jak słodko. – mruknęła Mia z sarkazmem.
Melissa zaśmiała się wesoło i uścisnęła dziewczynę radośnie. Mia spojrzała na mnie znad ramienia przyjaciółki i uśmiechnęła się do mnie, a w jej oczach znowu dostrzegłem ten sam błysk, co wcześniej i tak samo jak wcześniej, poczułem w środku coś dziwnego. Kiedy jednak zamrugałem powiekami, błysk zniknął i moje odczucia również. Może to wszystko tylko mi się przywidziało?


 _____________________________________
Jesteście tu jeszcze?
Udało mi się napisać ten rozdział w zadziwiająco szybkim czasie i jestem nawet zadowolona z tego rozdziału, co jak dla mnie jest dziwne, bo przecież zawsze narzekam.
Jak widać, pojawiła się nowa postać, Mia. Jeśli ktoś jest ciekawy, jak wygląda, zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach, niech zagląda do zakładki "Informowani".
To chyba tyle na dzisiaj.
Ps. Zapraszam również na  http://another-wworld.blogspot.com/ dawniej but-everythink-you-do-is-magic.blogspot.com
Pozdrawiam
@Twinkleineye 

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 2.4

Całą szóstką siedzieliśmy w sekretariacie, oczekując, aż dyrektor w końcu poprosi nas do siebie. Odkąd razem z resztą nauczycieli zobaczyli nas na dziedzińcu, prawie nic nie powiedział, tylko zmierzył nas zimnym, pełnym pogardy spojrzeniem i kazał natychmiast przyjść tutaj.
Teraz dyrektor Hoke był zajęty dzwonieniem do naszych rodziców oraz rozmową z panią Bennett, która i tak była na miejscu z racji tego, że pracuje w bibliotece szkolnej.
Minęło dobre pół godziny, zanim dyro w końcu wyłonił się ze swojej jaskini, jak ostatnimi czasy lubiliśmy nazywać jego gabinet. Nie było z nim pani Lydii. Zapewne kazał jej zaczekać.
Powoli podszedł do nas, a następnie stanął naprzeciwko i z dziwnym wyrazem twarzy zaczął przyglądać się każdemu z nas po kolei. Nagle jego wzrok zatrzymał się na Kevinie.
Chłopak wyglądał strasznie. Jego prawe oko było całe sine, pod nosem miał zakrzepłą krew, do tego rozciętą wargę oraz łuk brwiowy. Scott wyglądał nie lepiej i w sumie ja też, chociaż to był przecież przypadek.
- Jak się nazywasz? – zwrócił się do chłopaka.
- Kevin Montgomery. – odparł, niepewnie patrząc naszemu dyrowi prosto w oczy.
Hoke zamyślił się na moment, nie spuszczając wzroku z nieznanego mu chłopaka ani na sekundę. 
- Nie przypominam sobie, żebyś był uczniem mojej szkoły. – odezwał się wciąż zamyślony.
- Bo on nie jest uczniem tej szkoły. – burknąłem zirytowany.
Mężczyzna zmierzył mnie tak lodowatym spojrzeniem, że przez krótką chwilę czułem zimne dreszcze na kręgosłupie. Zawsze wiedziałem, że Hoke mnie nienawidzi, ale nie miałem pojęcia, że aż tak.
- Nikt cię o zdanie nie pytał, Knight. – rzucił ostrym tonem. – Uważaj sobie lepiej, bo twoja kariera w tej szkole może się w końcu skończyć.
Przez cały czas hardo parzyłem mu w oczy. Nie bałem się już jego pogróżek. Od pierwszej klasy groził mi, że wylecę ze szkoły za swoje zachowanie, a jak widać na załączonym obrazku, nadal tu jestem.
- A ty – teraz znowu zwrócił się do Kevina. – zmiataj stąd. Jeśli jeszcze raz się tutaj pojawisz, wezwę policję.
Chłopak szybko podniósł się na równe nogi i nie oglądając się nawet za siebie, opuścił sekretariat. Wszyscy jak jeden mąż patrzyliśmy w ślad za nim, marząc o tym, żeby tak jak on, móc sobie stąd w końcu pójść. Niby fajnie, bo nie mieliśmy lekcji, ale z drugiej strony na pewno dyro walnie nam jakąś karę.
- Z wami pogadam za chwilę. – głos dyrektora wyrwał mnie z zamyślenia. – Muszę wymyślić dla was odpowiednią karę.
- Jaką karę? Przecież nic nie zrobiliśmy. – zaprotestował Raul.
- Oczywiście. Wy jak zawsze jesteście niewinni. – zakpił mężczyzna.
 Nowa sekretarka Hoke’a, panna Nolan, która „dyskretnie przysłuchiwała się całej rozmowie, zachichotała pod nosem jak nastolatka, którą chyba wciąż była, sądząc po jej wyglądzie. Kiedy jednak spotkała wściekły wzrok Raula, momentalnie zamilkła. Chłopak od samego początku ją przerażał, ale w tej chwili cieszyłem się z tego.
- Panno Nolan. – mężczyzna zwrócił się do kobiety. – Proszę ich pilnować, aby nie opuścili sekretariatu, dopóki nie przyjdę.
Dziewczyna skinęła głową, uśmiechając się słodko. Dyrektor odwrócił się na pięcie i skierował się z powrotem do gabinetu, mocno zatrzaskując za sobą drzwi. Sekretarka ponownie skupiła się na ekranie komputera, raz po raz zerkając w naszą stronę.
- Zajebiście. – burknąłem przecierając twarz. – My będziemy teraz mieć przejebane, a tego sukinsyna dyro puścił jak gdyby nigdy nic.
- I to tylko dlatego, że nie jest z naszej szkoły. – dodał Scott krzywiąc się ze wstrętem na samo wspomnienie swojego rywala.
Alex ścisnęła jego dłoń, a on uśmiechnął się do niej blado i cmoknął ją w skroń. Zamroczenie alkoholowe najwyraźniej już mu minęło, bo teraz zachowywał się już w miarę normalnie. Najważniejsze było jednak to, że on i Alex znowu byli razem.
- Nieźle się porobiło. – westchnęła Grace.
- W sumie to twoja wina. – powiedziałem.
- Chyba się przesłyszałam. – warknęła dziewczyna.
Przygryzłem wargę, nieśmiało spoglądając w oczy swojej dziewczyny.
- To był twój pomysł, żeby zaprosić tu Kevina. – wymamrotała Alex. – Mówiłam, że to kiepski pomysł, ale ty powiedziałaś, że umiesz zapanować nad Scottem i że wszystko będzie okej.
Grace zmierzyła ją zaskoczonym, wściekłym spojrzeniem, a ta tylko przepraszająco wzruszyła ramionami.
- Serio myślisz, że potrafisz nade mną zapanować? – zaśmiał się Craven – Nawet moja własna matka sobie ze mną nie radzi!
- Kretynie, gdyby nie ja, nadal myślałbyś, że Alex cię zdradza z tym kutafonem!
- Gdyby nie ty, nie byłbym teraz spuchnięty jak balon i nikt z nas nie miałby żadnych problemów!
W tym momencie cała nasza czwórka zaczęła się przekrzykiwać i wykłócać, kto ma rację. Chyba jeszcze nigdy nie było między nami takiej sytuacji. Owszem, czasami się kłóciliśmy, przecież nikt nigdy nie jest w stu procentach zgodny, ale teraz byliśmy tak wściekli, że moglibyśmy sobie wydrapać oczy.
Nagle ktoś złapał mnie za bluzę i pociągnął do góry. Po chwili zorientowałem się, że był to Raul i nie tylko mnie pociągnął za fraki, ale również Scotta, który próbował mu się wyrwać, jednak z kiepskim rezultatem.
- Uspokójcie się do kurwy nędzy! – ryknął.
Głos chłopaka był tak silny i pewny, że aż sekretarka oderwała się od komputera i spojrzała na nas przestraszona. Gdyby nie była taką tchórzliwą kurą, pewnie od razu poleciałaby do dyrektorka.
- Jeszcze tego brakuje, żebyście się pokłócili niewiadomo, o co. –kontynuował Raul. – I to mnie uważacie za nieodpowiedzialnego, wrednego dupka. – zakpił. – Wiecie co? Możecie się nawet pozabijać, ale to nie zmieni faktu, że wszyscy mamy teraz przejebane.
Puścił nas tak nagle, że nie zdążyliśmy złapać równowagi, przez co upadliśmy tyłkami na podłogę. Zacisnąłem mocno zęby, żeby nie zakląć z bólu. Scott nie miał tego problemu, bo już po kilku sekundach z jego gardła wydobyła się wiązanka przekleństw.
- Zdaję sobie sprawę z tego, jak to zabrzmi, ale Raul ma rację. – mruknąłem zbolałym głosem. – Kłótnia nic tu nie pomoże.
Niezdarnie stanąłem na równe nogi i pomogłem wstać przyjacielowi, który spoglądał na Raula z mordem w oczach. Otrzepałem spodnie i ponownie usiadłem obok Grace, która wyglądała na skruszoną, co rzadko jej się zdarza.
- Przepraszam, to ja zacząłem całą tą bezsensowną kłótnię. – burknąłem. –Po prostu szlak mnie trafia na myśl o tym, że przez tego dupka znowu mamy problemy.
- Przetrwamy. Jak zawsze. – mruknęła Grace.
Reszta mruknęła coś pod nosem na znak zgody. Cóż, cały czas mam nadzieję, że nam się upiecze, ale mam niemiłe wrażenie, że wcale nie będzie tak dobrze.
Oparłem się o ścianę i uniosłem głowę ku górze wzdychając cicho. Grace przytuliła policzek do mojego ramienia, wpatrując się w plan lekcji, który wisiał na przeciwległej ścianie.
Minęło z dobre dwadzieścia minut, zanim dyrektor wyszedł ze swojego gabinetu. Za nim wyszła pani Lydia. Jej twarz była całkiem bez wyrazu.
Wszyscy wyprostowaliśmy się gwałtownie, jednak wciąż znajdowaliśmy się na swoich miejscach.  No, może nie wszyscy. Raul wyglądał na tak wyluzowanego jak zwykle, chociaż wiedziałem, że on też trochę się bał, ale nie chciał tego okazywać.
- Z pomocą pani Bennett – wzrok  Hoke'a skierował się na Grace. – ustaliłem, że cała wasza piątka zostanie zawieszona na tydzień w prawach ucznia. Ponad to, przez najbliższe dwa miesiące będziecie zostawać po lekcjach, na co najmniej dwie godziny i będziecie pomagać sprzątaczkom, a także w bibliotece.
- To chyba jakiś żart. – wymamrotała Grace.
- Powtórka z rozrywki. – mruknąłem do Scotta.
- Nawet mnie nie denerwuj. – burknął w odpowiedzi.
Pani Bennett skarciła nas wzrokiem, więc od razu zamilkliśmy.
- Wasza kara jest tak łagodna tylko i wyłącznie dlatego, że pani Bennett wstawiła się za wami. – burknął Hoke. – Mam nadzieję, że się pani nie myli co do nich. – zmierzył kobietę wzrokiem. – Możecie już iść. – dodał patrząc na nas z wrednym uśmiechem, od którego zrobiło mi się niedobrze.
Mimo wyraźnego rozkazu, żadne z nas nie ruszyło się nawet z miejsca choćby o milimetr. Byliśmy zgodni, co do tego, że decyzja Hoke’a jest niesprawiedliwa. Nic złego nie zrobiliśmy, a jeśli nawet, to nie ma świadków. Uczniowie, którzy byli wtedy na dziedzińcu boją się zemsty Raula i nie pisnął słówka.
- Ogłuchliście? – warknął. – Zmiatać stąd, zanim zmienię zdanie!
Pani Bennett skinęła głową, dając nam znak, abyśmy zrobili to, co mówi Hoke. Po kolei, bez słowa, zaczęliśmy opuszczać sekretariat. Zanim drzwi się za nami zamknęły, usłyszeliśmy jeszcze nieznoszący sprzeciwu głos dyrektora, mówiący albo raczej wrzeszczący: „Panno Nolan, proszę natychmiast przyjść do mojego gabinetu!”
- Będzie ostro. – mruknął Scott, a ja skinąłem głową z łobuzerskim uśmiechem.
- Coś mi się wydaje, że panna Nolan długo nie będzie mogła siedzieć na tyłku. – skwitował Raul.
- Jesteście obrzydliwi. – warknęła Grace, jednak po chwili zaczęła się śmiać, a my razem z nią.
Od początku, gdy w szkole pojawiła się nowa, młoda i do tego seksowna sekretarka, wszyscy wiedzieliśmy, że dyro będzie miał na nią chrapkę. Nie mamy jeszcze dobitnego dowodu, że tych dwoje coś łączy, ale to jest po prostu więcej niż pewne. Panna Nolan bardzo często odwiedza gabinet swojego szefa.
- Miło, że humory wam dopisują, zważywszy na to, jak wygląda wasza obecna sytuacja. – burknęła mama Grace.
Wszyscy zamilkliśmy, spoglądając każdy na każdego. Baliśmy się cokolwiek powiedzieć, nawet najbardziej wyszczekana Grace czy chamski i zbyt pewny siebie Raul. 
- Mamo, po co ta cała szopka? – w końcu odezwała się Grace. - My przecież nic nie zrobiliśmy. To wszystko wina tamtego chłopaka.
-Grace, musiałabym was nie znać. – burknęła kobieta, a my odwróciliśmy wzrok znając prawdę. -  Jesteście jeszcze zbyt młodzi, by wiedzieć, jak to wszystko później odbije się na waszej przyszłości.
- Ale mamo..
- Idźcie do domu. Już po lekcjach. – powiedziała pani Lydia.
Kiedy nie ruszyliśmy się z miejsca, machnęła na nas ręką, a następnie odwróciła się na pięcie i skierowała się z powrotem do biblioteki. Spojrzeliśmy na siebie zdezorientowani.
- Co tu się przed chwilą stało? – wycedziła Grace. – Co niby ma się odbić na naszej przyszłości?
- Nie mam pojęcia, ale chodźmy już stąd. – burknąłem. – Mam dość szkoły na dzisiaj.
Reszta zgodziła się z moimi słowami. Zgodnie, w szybkim tempie opuściliśmy budynek szkolny, a następnie jego teren, by później móc się rozdzielić.

* * * 
- Może wejdziesz? – spytała Grace, kiedy byliśmy pod jej domem. – Mama pewnie wróci za jakieś dwie godziny. To mnóstwo czasu.
Chwyciła mnie za bluzę i przyciągnęła do siebie. Kilka sekund później, jej usta odszukały moje. Kiedy poczułem jej smak, instynktownie objąłem ją ramieniem w talii i przyciągnąłem bliżej siebie. Grace jęknęła cichutko i mocno przygryzła moją wargę.
Z głośnym sapnięciem odsunąłem się od niej, z trudem łapiąc oddech. Dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie, również nie mogąc złapać tchu.
- Mocno kusisz, ale nie mogę. – mruknąłem oblizując usta. – Muszę odebrać Lucasa z przedszkola, bo mama jest w pracy.
Grace wydęła wargi z niezadowolenia niczym mała dziewczynka, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Cmoknąłem ją szybko w usta, chcąc ją jakoś udobruchać.
- Widzimy się jutro w szkole. – powiedziałem robiąc krok w tył.
Dziewczyna skinęła głową z uśmiechem. Odwzajemniłem gest, a następnie odwróciłem się i ruszyłem w drogę powrotną. Kiedy odwróciłem się, by po raz ostatni spojrzeć na swoją dziewczynę, ta pomachała do mnie wesoło, uśmiechając się niczym chochlik. Boże, jak ja bardzo kocham tę dziewczynę.
Idąc w stronę przedszkola, mruczałem pod nosem tekst piosenki, którą niedawno puszczała mi Grace. Może i to nie był mój ulubiony rodzaj muzyki (pop-rock, o ile się nie mylę), ale piosenka naprawdę wpada w ucho. W każdym razie, nie mogę wyrzucić jej z głowy i prawie cały czas ją nucę, czym mocno wkurzam Scotta.
Gdzieś w połowie drogi, przyplątał się do mnie ogromny labrador. Od razu mi się spodobał. Miał kremową, długą sierść i do tego duże, ufne oczy. Spoglądał na mnie z niemą prośbą, krocząc dzielnie u mego boku.
- Jesteś tu sam? – mruknąłem pod nosem, klepiąc zwierzaka po głowie.
Mimowolnie zwolniłem i zaczęłam rozglądać się na boki, mając nadzieję, że zobaczę gdzieś właściciela tego psiaka, jednak ulica była pusta, nie licząc mnie. Po chwili spostrzegłem, że zwierzak nie ma nawet obroży na szyi.
- Zabiorę cię do domu. – powiedziałem pochylając się nad psiakiem. – A potem zobaczymy, co dalej.
Zwierzak zamerdał ogonem, zupełnie tak, jakby rozumiał, co do niego mówię. Uśmiechnąłem się do niego i raz jeszcze poklepałem jego łeb, jednocześnie tarmosząc go za uszami. Ciekawe, co na to powie mama.

* * * 
- Jaki fajny piesek! – pisnął Lucas, gdy tylko wybiegł z przedszkola. – Skąd go masz?
- To przybłęda. – mruknąłem, patrząc jak mój brat przytula się do psiaka, który merdał ogonem uszczęśliwiony.
Lucas spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami, uśmiechając się słodko. Nie musiał nic mówić, doskonale znałem już te jego sztuczki.
- Nie patrz tak na mnie. – burknąłem. – To nie ode mnie zależy, czy on zostanie z nami.
- Ale porozmawiasz z mamą? – poprosił.
Zrezygnowany skinąłem głową, chociaż wiedziałem, że to nic nie da. Mama na pewno nie będzie w dobrym humorze, zwłaszcza po tym, jak Hoke zadzwonił do niej do pracy i powiedział, że brałem udział w bójce.
- Co ci się stało w twarz? -  spytał młody, kiedy szliśmy już do domu.
- Nic. – burknąłem. - Nie przejmuj się tym. – dodałem czochrając mu włosy.
Luck wydał głośny jęk protestu, odpychając moją dłoń. Kiedy zaczął poprawiać swoją nastroszoną jak u koguta fryzurę, nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać.

* * *
Poderwałem się na równe nogi, kiedy nagle drzwi wejściowe głośno trzasnęły. Odwróciłem się, czekając, aż mama za moment wejdzie do salonu.
- Nathan? Lucas? – wzdrygnąłem się słysząc jej głos. – Gdzie jesteście?
- W salonie! – odparłem.
Niepewnie spojrzałem na brata, która siedział na podłodze i z lubością w oczach głaskał psiaka, śpiącego w najlepsze na dywanie.
- Dzwonił do mnie dyrektor Hoke. Coś ty znowu nawywijał? – zaczęła na wstępnie.  – Chryste, jak ty wyglądasz?
Podeszła do mnie, złapała moją twarz i zaczęła przyglądać się mojemu sinemu oku i stłuczonemu nosowi, z którego na szczęście nie kapała już krew.
- Nic nie zrobiłem. – broniłem się. – To wszystko, to zwykłe nieporozumienie mamo.  A to.  - wskazałem swoją twarz. – Oberwałem przez przypadek, chcąc rozdzielić Scotta i takiego jednego kolesia.
- Kiedy ty wreszcie dorośniesz i przestaniesz pakować się w kłopoty? – spytała kręcąc głową. W odpowiedzi wywróciłem oczami. - I co tu do jasnej cholery robi ten kundel? – dodała zauważając w końcu włochatą kulkę.
- Przyszedł za mną, kiedy szedłem po Lucasa do przedszkola. – mruknąłem.
- Może z nami zostać? – spytał Lucas czochrając futro psa.
- Przykro mi skarbie, ale to nie możliwe.
Chłopiec wyraźnie posmutniał i wtulił twarz w miękkie futro psiaka, który w odpowiedzi na tę pieszczotę zamerdał lekko ogonem.
- Ale dlaczego? – zdziwiłem się. – Zawsze chcieliśmy mieć jakieś zwierzę. – mruknąłem. -  Mamo, to ja zawaliłem. Nie karz za to także Lucasa. – dodałem rozumiejąc, w co ona gra.
Mama zamyśliła się na krótką chwilę, aż w końcu zrezygnowana pokiwała głową.
- W porządku. – burknęła. – Pies zostanie, ale ty masz szlaban na dwa tygodnie. I będziesz pilnował tego bydlaka. Mnie do tego nie mieszajcie. – powiedziała patrząc na mnie.
- Jupi. – mruknąłem pod nosem .
Lucas uśmiechnął się szeroko, słysząc, że pies zostaje z nami. Z nas dwóch to on najbardziej marzył o jakimś zwierzaku. Kiedyś przyniosłem mu mysz, ale gdy mama się o niej dowiedziała obaj mieliśmy problem.
Może i byłem zły, że mama dała mi szlaban, ale widok szczęścia w oczach młodszego brata rekompensował mi wszystko.
- Jak dasz mu na imię? – spytałem kucając obok niego.
- Lucky. – odparł od razu.
- Czemu tak? – zdziwiłem się.
- Bo jest szczęściarzem, że znalazł taką rodzinę jak nasza. – wyjaśnił.
Zaśmiałem się cicho pod nosem. Nie mogłem się z tym nie zgodzić.


____________________________________
Nawet nie wiecie, jak bardzo lubię wam robić takie niespodzianki jak ta.
Wiem, że rozdział miał być później, ale przysiadłam do niego i napisałam go szybciej niż zamierzałam. Ale to chyba dobrze.
Pewnie niektórzy z was się ucieszą, że postanowiłam od nowa pisać Another World tylko pod inną nazwą.  http://another-wworld.blogspot.com/ to jest link do bloga.
Rozdziały będą się pojawiać pewnie dwa w miesiącu, a to dlatego, że muszę trochę w nich pozmieniać i w ogóle.
To chyba tyle na razie.
Pozdrawiam
@Twinkleineye 

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 2.3

Wyszedłem na szkolny dziedziniec i skierowałem się prosto w stronę murku, na którym kiedyś zwykle siadał Raul. To miejsce wydawało się idealne. Drzewo, które rosło tuż obok, uniemożliwiało nauczycielom zobaczenie osób, które się tam znajdowały. To właśnie dlatego tak strasznie lubiliśmy tam przesiadywać. Na luzie mogliśmy palić papierosy i spisywać pracę domową, a robiliśmy to bardzo często.
Będąc już blisko, zobaczyłem dym papierosowy, unoszący się zza drzewa. W duchu odetchnąłem z ulgą i przyspieszyłem kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się obok kumpla.
Scott siedział na murku, opierając się plecami o żelazny płot. W ręku trzymał papierosa i raz po raz zaciągając się głęboko, wpatrywał się w swoje stopy, którymi uparcie kopał w ziemię.
Chyba usłyszał moje kroki, bo po chwili uniósł głowę i spojrzał mi prosto w twarz. Na jego własnej widniał grymas bólu pomieszany z wściekłością. Niepewnie usiadłem obok niego.
- Co powiedziałeś, żeby Stone wywalił cię z klasy? – spytał ponuro.
Z kieszeni bluzy wyciągnął paczkę czerwonych Malboro oraz zapalniczkę i podał mi je. Wyciągnąłem jedną fajkę i odpaliłem ją szybko, zaciągając się mocno dymem.
- Nic nie musiałem mówić. Wywalił mnie, bo się przyjaźnimy. – mruknąłem. – Co ci strzeliło do tego durnego łba?
Scott spojrzał na mnie kątem oka i wzruszył ramionami, jednocześnie spuszczając głowę.  Wiedziałem, że chodzi o ten liścik od Alex, ale dlaczego aż tak się tym przejął? Przecież nawet go nie przeczytał.
- Ja nie dam rady Nathan. – szepnął nagle. - Nie wiem, jak mam jej spojrzeć w oczy. Nie potrafię. Boję się, że wyrzucę jej prosto w twarz wszystko, co mi leży na sercu i skrzywdzę ją tym, a nie chcę jej skrzywdzić mimo tego, co zrobiła.
- Wiesz, że prędzej czy później, będziesz musiał wszystko z nią wyjaśnić. – mruknąłem. – Nie możesz jej przez cały czas unikać.
Soctt przeklął pod nosem i rzucił niedopałkiem papierosa w bok. Nerwowym gestem wyciągnął z paczki następnego i natychmiast go odpalił. Patrzyłem na jego poczynania z uniesionymi brwiami.
Czekałem cierpliwie, aż Scott powie coś więcej. Cokolwiek. Niestety czekałem na próżno. Unikał mojego spojrzenia i przez cały czas skupiał się na fajce.
Nie odzywałem się, w ten sposób chcąc dać mu czas do namysłu. Wiem, że teraz na pewno jest mu ciężko. Doskonale pamiętam, jak się czułem, kiedy widziałem Grace z Carlosem. Ból jest nie do opisania.
- Wiem, że nie mogę jej unikać. – odezwał się po długiej chwili ciszy. – Ale ja nie mogę. To dla mnie za wcześnie.
- Stary to się nie uda. – burknąłem. – Za chwilę zadzwoni dzwonek na przerwę i dziewczyny tu przyjdą. Co wtedy zrobisz? Po prostu sobie pójdziesz, nie zaszczycając Alex nawet jednym spojrzeniem? Próbowała się z tobą skontaktować przez cały weekend. Jestem pewien, że teraz nie odpuści.
- Wiem. – jęknął i schował twarz w dłoniach.
Patrzyłem na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy nie byłem dobry w pocieszaniu. Zazwyczaj, kiedy próbuję, robi się jeszcze gorzej. Doskonale pamiętam, jak w dzieciństwie przeze mnie Grace się popłakała, gdy próbowałem ją pocieszyć po tym, jak jej złota rybka zdechła.
Właśnie w tym momencie do naszych uszu doszedł dźwięk dzwonka. Scott zerwał się na równe nogi, spoglądając przerażonym wzrokiem w stronę głównego wejścia.
- Zwijam się. – mruknął pod nosem,
Podniósł z ziemi plecak i ruszył w stronę bramy, na szczęście jednak zdążyłem złapać go za łokieć. Chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie ma mowy stary. Nigdzie nie pójdziesz. Musisz to teraz załatwić. – powiedziałem patrząc mu prosto w oczy, z których bił lęk.
Craven westchnął zrezygnowany, ale skinął głową na znak zgody. Po chwili, jak jeden mąż, ponownie spojrzeliśmy w stronę budynku szkolnego. Już po kilkunastu sekundach zobaczyliśmy Grace, a za nią Alex. Ta pierwsza rozejrzała się dookoła, aż w końcu jej wzrok zatrzymał się na nas. Odwróciła się w stronę przyjaciółki i powiedziała coś do niej. Alex również zaczęła się rozglądać i po chwili również ona nam się przyglądała.
- Teraz już nie możesz się wycofać. – szepnąłem, widząc, że dziewczyny idą w naszą stronę.
- Przez ciebie. – syknął w odpowiedzi. – Jakbym opuścił jeden dzień, nic by się nie stało.
- Och zamknij się.
Serce mi się ścisnęło, kiedy widziałem jak Scott cały się spina na widok Alex. To, co zobaczył wtedy w centrum handlowym, naprawdę musiało zrobić na nim wrażenie. Cholera, wciąż nie mogę przyjąć do wiadomości, że Alex mogła zrobić coś takiego. Myślałem, że ona naprawdę kocha Scotta. Cóż, najwyraźniej się myliłem.
- Scott, możemy pogadać? – Alex spytała cicho, kiedy stanęły obok nas.
Grace podeszła do mnie i złapała moją dłoń. Oboje ze wstrzymanym oddechem przyglądaliśmy się naszym przyjaciołom. Bałem się reakcji Scotta.
- Nie mamy, o czym. – powiedział nie patrząc na nią.
Kątem oka widziałem, jak Craven ze zdenerwowania zaciska dłonie w pięści. Grace chyba też to zauważyła, bo spojrzała na mnie błagalnie.
- Owszem, mamy, o czym. – mruknęła Alex.
- Chodzi ci o to, że spotykasz się z innym kolesiem? – warknął Scott. – Daruj sobie. Już wiem. Widziałem was. Raul też, więc nie zaprzeczaj, bo mam świadka.
Alex zaskoczona otworzyła usta i wpatrywała się w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Nie potrafiłem zrozumieć jej reakcji.
- Scott..
- Co chcesz mi powiedzieć? „Scott, to nie tak jak myślisz?” Żałosne. – burknął wściekły.
Craven odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem skierował się w stronę wyjścia, jednak w połowie drogi zatrzymał się. Wyraźnie zawahał się przez moment, aż w końcu ponownie odwrócił się w naszą stronę. Może tylko mi się wydawało, ale chyba zobaczyłem w jego oczach łzy.
- To koniec Alex. Wiesz o tym. – powiedział głośno.
Kilka osób zatrzymało się, by spojrzeć, o co chodzi. Alex próbowała wykrztusić z siebie cokolwiek, jednak nie była w stanie. Scott pokręcił głową, przeczesał włosy palcami i poszedł sobie, nie oglądając się więcej za siebie.
Tkwiliśmy w niezręcznej ciszy, bojąc się cokolwiek powiedzieć. Widziałem, że Alex trzęsie się na całym ciele, ale nie potrafiłem nic z tego zrozumieć. Skoro ma kogoś innego, to dlaczego aż tak przejmuje się rozstaniem ze Scottem?
- Alex? – Grace w końcu odezwała się nieśmiało.
Dziewczyna pokręciła głową, tak jak wcześniej Scott, a następnie odwróciła się i pobiegła w stronę szkoły, popychając przy tym kilka osób.
- Rozumiesz coś z tego? – spytałem zdezorientowany.
- Nie. – mruknęła Grace.- Musimy wziąć sprawy w swoje ręce i wyjaśnić to wszystko. To nie może się tak skończyć.
- Trzeba dowiedzieć się, kim jest ten koleś, z którym spotkała się Alex. – westchnąłem. – Ciężka sprawa. Ona nam nie powie, kto to jest.
- Zostaw to mnie. – powiedziała Grace. – Ty się zajmij Scottem. Lepiej, żeby nie zrobił żadnej głupoty.
- Zwariuję kiedyś przez tego chłopaka. – burknąłem.

* * *
- Scott!?
Przedzierałem się przez zarośla, próbując przypomnieć sobie drogę, do domku na drzewie, który razem z Grace i Scottem zbudowaliśmy w okolicznym lesie, gdy mieliśmy po dwanaście lat.
Budowla nie była idealna. Właściwie bardzo często coś z niej odpadało i musieliśmy to naprawiać, ale była to nasza kryjówka. Kryliśmy się tu, kiedy rodzicie byli na nas źli, gdy coś przeskrobaliśmy lub po prostu, kiedy mieliśmy kiepski dzień. Mogliśmy tu siedzieć i gadać o wszystkim.
Zostało tak do dzisiaj. Może teraz nie przychodziliśmy tutaj tak często jak kiedyś, ale z tym miejscem łączy się wiele wspaniałych wspomnień i czasami fajnie jest tu wrócić, przypomnieć sobie „stare” dobre czasy.
Scott z nas wszystkich przychodził tutaj najczęściej. Zawsze, kiedy pokłócił się z rodzicami albo, gdy nie układało mu się z jakąś dziewczyną. Tłumaczył to tym, że tutaj może ochłonąć i wszystko przemyśleć na spokojnie.
W duchu miałem nadzieję, że Scott nie zmienił tego zwyczaju i teraz też znajdę go właśnie w naszym starym domku. Wiedziałem, że do domu nie wrócił, bo wtedy jego mama zaczęłaby go wypytywać, co się stało, a on na pewno nie miał ochoty, by jej o tym opowiadać. Jeśli więc nie ma go tutaj, to nie wiem gdzie może być.
Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy po jakimś czasie „wyrosła” przede mną kiepsko wyglądająca, mała drewniana budowla. Doskonale pamiętam, jak bardzo byliśmy z siebie dumni, kiedy udało nam się ją zbudować. Zajęło nam to prawie dwa tygodnie, ale warto było.
- Scott!? – krzyknąłem ponownie.
Po chwili zobaczyłem dym, wyłaniający się z małego, bocznego okienka domku. Od razu puściłem się biegiem, raz po raz potykając się na wystających korzeniach i złamanych gałązkach. Co ten idiota wyprawia?
Wdrapałem się po prowizorycznej drabinie i wśliznąłem się do środka, dziękując w myślach, że Scott nie zablokował klapy, która robiła za drzwi.
Craven siedział oparty o jedną ze ścian, z nogami podciągniętymi pod klatkę piersiową. W jednej dłoni trzymał coś, co na sto procent nie było papierosem, a w drugiej prawie pustą butelkę wódki.  W powietrzu unosił się gęsty, jakby słodkawy i strasznie duszący zapach. Mimowolnie zacząłem się zastanawiać, kiedy on zdążył to wszystko załatwić.
Krztusząc się, podszedłem do przyjaciela, który spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem, a po krótkiej chwili zaśmiał się cicho, jakbym powiedział lub zrobił coś zabawnego.
- Skąd wziąłeś to świństwo? – warknąłem wyrywając mu skręta z dłoni, a następnie rzuciłem nim o podłogę i zgniotłem butem.
- Jakie to ma teraz znaczenie? – spytał powoli, dokładnie wymawiając każde słowo.
- Dla mnie to ma znaczenie! Jesteś moim przyjacielem! – krzyknąłem.
Milczał przez chwilę, jakby analizował to, co mu powiedziałem, aż w końcu na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek.  Pociągnął łyk z butelki i zaśmiał się cicho. Zdusiłem warknięcie i usiadłem obok niego.
- Kocham cię stary. – powiedział opierając głowę o ścianę. – Zawsze mogę na tobie polegać. Jesteś przy mnie, kiedy cię potrzebuję. Dobry z ciebie przyjaciel. Najlepszy, jakiego kiedykolwiek miałem.
- Ja też cię kocham. Zawsze mi pomagasz, chociaż często zachowuję się jak dupek. – mruknąłem uderzając go po przyjacielsku w ramię.
- To ja jestem dupkiem. – szepnął.
Wyciągnął butelkę w moim kierunku, unosząc pytająco brwi. Wziąłem ją od niego i pociągnąłem spory łyk, czując jak chłodna ciecz pali moje gardło. Nigdy nie byłem fanem wódki. Zdecydowanie wolę piwo.
Scott uśmiechnął się krzywo, a następnie zsunął się po ścianie tak, że leżał płasko na drewnianej podłodze. Położył dłonie na brzuchu i tępo wpatrywał się w dziurawy sufit.
- Zostałem sam. – szepnął, a po chwili zaśmiał się, jakby chciał pokazać, że nic go nie obchodzi. Niestety jego głos zadrżał, co sprawiło, że w ogóle mu nie uwierzyłem.
- Wiesz, kiedy mówiłem, że musisz pogadać z Alex, nie miałem na myśli tego, żebyś wykrzyczał jej wszystko prosto w twarz. – mruknąłem.
- Ja wciąż widzę ich razem. – powiedział bełkotliwie. – To, jak on trzymał ją za rękę, dotykał jej zarumienionego policzka. – spojrzałem na niego i spostrzegłem, że po jego twarzy spływają łzy.
Z trudem przełknąłem ślinę, nie mogąc wykrztusić nawet słowa. Ból Scotta był również moim bólem. Craven jest dla mnie jak brat, nie potrafię patrzeć, jak cierpi.
Zerwałem się na równe nogi, odrzucając butelkę gdzieś w kąt. Scott zaskoczony spojrzał na mnie załzawionymi oczami. Podszedłem bliżej niego i wciągnąłem rękę w jego stronę, by pomóc mu wstać.
- To nie może tak być. Musimy coś zrobić. Nie mogę siedzieć tu bezczynnie i patrzeć jak cierpisz. – warknąłem podciągając go do góry. Chłopak chwiał się lekko, nie mogąc złapać równowagi. – Idziemy szukać Grace. Ona miała pogadać z Alex.
- Dlaczego to robisz Nathan? – wykrztusił. – Alex mnie już nie chce. Woli tamtego kolesia. Nie chcę stać na drodze do jej szczęścia.
- Nie uwierzę, że Alex tak po prostu przestało na tobie zależeć. Ona ma totalnego fioła na twoim punkcie i kocha cię. W innym wypadku, nie wytrzymałaby z tobą tak długo.
Scott zaśmiał się cicho na moje słowa. Cóż, to, że ktoś jest takim upartym osłem jak on, wcale nie jest śmieszne, ale lepsze to, niż łzy.
- Trzeba działać brachu. – mruknąłem poklepując go po ramieniu. – Zanim tamten fagas na serio zwinie ci dziewczynę z przed nosa.
Oczy Scotta zabłysły złowieszczo, kiedy to powiedziałem. A może to przez marihuanę? Nie ważne. Ważne natomiast jest to, że Scott w końcu chciał coś zrobić, żeby wyjaśnić całą tą sprawę.

* * *
Powoli przekroczyłam próg cukierni, do której chwilę wcześniej weszła Alex. Po tym, co wydarzyło się przed drugą lekcją, dziewczyna cała we łzach zabrała swoje rzeczy i opuściła teren szkoły. Mimo, iż wiedziałam, że mojej mamie to się nie spodoba, również zwiałam. Nie obchodziły mnie konsekwencje. Musiałam pomóc przyjaciołom i tylko to się liczyło.
Rozejrzałam się po niewielkim pomieszczeniu i już po chwili zobaczyłam Alex, schowaną w kącie knajpki. Dziewczyna raz po raz przecierała mokre od łez oczy oraz nos. Wyglądała jak siedem nieszczęść z potarganymi od wiatru włosami i rozmazanym makijażem.
Powoli podeszłam do stolika, przy którym siedziała i usadowiłam się naprzeciwko niej. Dziewczyna zauważyła mnie dopiero po chwili i tak się przestraszyła, że aż podskoczyła i wydała z siebie pisk.
- G-grace? C-co t-ty t-tu r-robisz? – wyjąkała próbując powstrzymać szloch.
- Przyszłam za tobą, bo się o ciebie martwię. – powiedziałam, chwytając jej dłoń, która spoczywała na stoliku. – Alex co się dzieje? O co chodzi z tym kolesiem, z którym Scott widział cię w centrum handlowym? – spytałam ostrożnie.
Twarz dziewczyny wykrzywił grymas, a po chwili wybuchła głośnym płaczem. Kilka osób, które znajdowało się w cukierni, spojrzało na nas ni to z zaciekawieniem ni to z dezaprobatą. Ignorując ich wszystkich, usiadłam obok Alex i przytuliłam ją mocno, pozwalając jej się wypłakać.
Jej reakcja mówiła wiele na temat tamtego wydarzenia. Po pierwsze, na pewno mocno żałowała tego, że w ogóle spotkała się z tamtym chłopakiem.  Nie mogłam tylko zorientować się, skąd ona w ogóle go znała. To jej były chłopak? A może poznała go niedawno? Musiałam uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż Alex sama mi wszystko wyjaśni.
Kiedy po długiej chwili odsunęła się ode mnie, podałam jej paczkę chusteczek, którą przyjęła z bladym uśmiechem. Nerwowym gestem przetarła twarz i nos. Spojrzała na mnie zapuchniętymi oczyma, miętosząc w dłoniach paczuszkę z chusteczkami.
- P-przepraszam. – powiedziała drżącym głosem.
- Nic nie szkodzi. Rozumiem. – szepnęłam uśmiechając się do niej pokrzepiająco.
Alex milczała przez chwilę, rozważając, co może mi powiedzieć. Dziwnie się czułam z tym, że wciąż nie do końca mi ufa. Przecież nigdy jej nie zawiodłam. Jej tajemnice są u mnie bezpieczne. Nie powiedziałabym o niczym nawet Nathanowi.
- Tamten… tamten chłopak… - zaczęła spokojniejszym już głosem. – Ma na imię Kevin. Byłam z nim dużo wcześniej przed Scottem. – wymawiając imię chłopaka, jej głos zadrżał odrobinę. – Byliśmy razem prawie dwa lata, aż on zdradził mnie z jakąś dziewczyną na imprezie. Nie potrafiłam mu tego wybaczyć i zerwałam z nim. – pokręciła głową i wyjrzała przez okno.
- Dlaczego teraz się z nim spotkałaś? – spytałam cicho.
- On od jakiegoś czasu strasznie nalegał na to spotkanie. – westchnęła. Zamknęła oczy, wykrzywiając usta w grymasie. – Spotkałam się z nim, żeby dowiedzieć się, o co mu chodzi. Później chciałam go spławić. Scott musiał nas zobaczyć akurat w momencie, kiedy on mi mówił, że żałuje tego, co zrobił, że mnie kocha i żebym do niego wróciła.
Urwała i schowała twarz w dłoniach, ponownie szlochając cicho. Było mi jej tak strasznie szkoda. Na początku nie do końca byłam przekonana, czy to, co mówi jest prawdą, ale widząc jej łzy i rozpacz malującą się na jej twarz, zrozumiałam, że ona nie kłamie. Naprawdę zależy jej na Cravenie, a z tamtym kolesiem nic już ją nie łączy. Wiedziałam, że nie będę potrafiła patrzeć na cierpienie tej dwójki i postanowiłam, że trzeba to wszystko wyjaśnić.
- Zadzwoń do tego kolesia i umów się z nim. – powiedziałam.
- Ż-że co? – wyjąkała dziewczyna.
- To co słyszałaś. – mruknęłam zbierając swoje rzeczy. – Jeszcze dzisiaj wyjaśnimy całą tą sytuację.
- Ale jeśli Scott znowu zobaczy mnie z Kevinem… On nigdy mi tego nie wybaczy! – pisnęła spanikowana.
- Spokojnie. Znam Scotta od dziecka. Wiem jak z nim postępować. – uśmiechnęłam się do niej.
Cóż, w każdym razie miałam nadzieję, że wiem jak z nim postępować. Scott od zawsze był trudnym dzieckiem i czasami ciężko było z nim wytrzymać. Nadal nie mam pojęcia, jak Nathan to robi.
Alex niechętnie wzięła ze mnie przykład i podniosła się na równe nogi, jednocześnie wyciągając komórkę, by zadzwonić do tamtego kolesia. W duchu modliłam się, żeby mój plan wypalił.

* * *
Kiedy Grace wysłała mi wiadomość, żebyśmy razem ze Scottem przyszli pod szkołę, od razu wiedziałem, że to nie może się dobrze skończyć. Craven był pijany i nagrzany i było to widać chyba na kilometr. Ledwo trzymał się na nogach i gdybym go nie podtrzymywał, to skończyłby z twarzą przytuloną do chodnika. W każdym bądź razie, wierzyłem, że Grace ma jakiś plan. W drodze powrotnej do szkoły, trzymałem się tej myśli, niczym tonący człowiek gałęzi lub czegoś takiego.
Zobaczyłem ich już z daleka. Mówiąc „ich”, mam na myśli Grace, Alex i jakiegoś chłopaka z ciemnymi włosami, którzy o czymś rozmawiali. W mojej głowie od razu pojawiła się niepokojąca myśl, że jest to ten koleś, z którym Scott widział Alex w centrum handlowym.
Z każdym kolejnym krokiem czułem, że Scott cały się spina. Chyba nie był aż tak pijany i naćpany jak wcześniej myślałem. Kiedy spojrzałem na niego, wyglądał całkiem normalnie, choć był trochę czerwony na twarzy, ale chyba dlatego, że był zdenerwowany widokiem tamtego kolesia.
- To on? – spytałem cicho, ponownie zerkając na trzy osobową grupkę przed nami.
Scott nie odpowiedział, tylko odsunął się ode mnie i przyspieszył kroku, zaciskając dłonie w pięści, jakby przygotowując się do walki.
- Ty skurwysynu! – warknął.
W tym momencie cała trójka spojrzała na nas, jednak wtedy było już za późno. Scott rzucił się z pięściami na zdezorientowanego chłopaka, trafiając go prosto w nos.
Chłopak stracił równowagę i upadł na beton, jednak szybko podniósł się na równe nogi i tym razem to on rzucił się na mojego przyjaciela, który najwyraźniej nie spodziewał się ataku ze strony chłopaka.
 - Scott! – krzyknęliśmy wszyscy.
- Przestańcie! Scott proszę! – krzyknęła Alex ze łzami w oczach. – Kevin zostaw go!
W tym momencie, na szczęście pojawił się Raul. Johanson złapał Kevina, odrywając go od Scott’a, a ja instynktownie złapałem kumpla, który już rwał się, żeby ponownie dobrać się do tamtego kolesia.
Kiedy myśleliśmy, że sytuacja jest już mniej więcej opanowana, Kevin wyrwał się z uścisku Raula i rzucił się na Scotta z pięściami. Craven, mimo iż w jego żyłam płynął alkohol miał całkiem niezły refleks, w przeciwieństwie do mnie. Scott uchylił się przed ciosem przeciwnika, niestety tamten nie zdążył się już zatrzymać i jego pięść wylądowała na mojej twarzy.
Zaskoczony puściłem Scott’a i zatoczyłem się do tyłu, czując ostry ból nosa, a po chwili również zorientowałem się, że po mojej twarzy spływa krew.
- Dość tego! – usłyszałem wściekły głos Grace.
 Zamrugałem kilkakrotnie, żeby mój wzrok się wyostrzył i ponownie spojrzałem na scenkę, rozgrywającą się na oczach setek uczniów.
Grace stała z wyciągniętymi ramionami pomiędzy Scottem i Kevinem, którzy rzucali sobie wściekłe spojrzenia. Raul stał zaraz obok nich, gotowy przywalić temu, który będzie się awanturował. Alex natomiast stała z boku i ze łzami w oczach spoglądała na Scotta.
- Przestańcie zachowywać się jak idioci, którymi rządzi testosteron! – warknęła blondynka. - Zwłaszcza ty Scott! Cholera. Wiesz, że cuchnie od ciebie alkoholem na kilometr? – chłopak w odpowiedzi burknął pod nosem coś nie zrozumiałego. – To ja kazałam Alex zaprosić tutaj Kevina, bo trzeba wyjaśnić tą całą sytuację, ale wy oczywiście wolicie lać się po pyskach jak gówniarze, zamiast normalnie pogadać!
Wierzchem dłoni przetarłem krew kapiącą z nosa, nie spuszczając wzroku z Grace. Wyglądała niesamowicie, taka władcza i pewna tego, co robi. Z każdym dniem kocham tą dziewczynę coraz bardziej.
- Tu nie ma, co wyjaśniać. – warknął Scott rzucając wściekłe spojrzenie najpierw na Kevina potem na Alex. – Jeśli wolisz tego frajera ode mnie, mogłaś to od razu powiedzieć, a nie uprawiać jakieś chore gierki!
- Scott ja… - głos dziewczyny załamał się i lewo powstrzymała się od ponownego płaczu.
- Mnie i Alex już nic nie łączy. Ona mnie nie chce. – odezwał się Kevin.
Scott zamarł słysząc słowa chłopaka. Spojrzałem na Raula, który momentalnie przysunął się do Cravena.
- JUŻ was nic nie łączy? – spytał z niedowierzaniem, mocno akcentując pierwsze słowo. – Ty gnoju!
Scott rzucił się na chłopaka, jednak Raul w ostatniej chwili zdążył go złapać. Natychmiast podbiegłem do nich i pomogłem przytrzymać wierzgającego przyjaciela.
- Scott przestań. – odezwała się Alex słabym głosem podchodząc niepewnie. – Wszystko ci wyjaśnię, ale proszę nie denerwuj się.
Craven zmierzył ją zimnym spojrzeniem, w którym od razu dało się zauważyć potworny ból. Niesamowite było jednak to, że po chwili Scott wyraźnie się uspokoił, cały czas wpatrując się w oczy dziewczyny.
- Kevin jest moim byłym chłopakiem. – wyjaśniła patrząc Scottowi prosto w oczy. - Spotkałam się z nim, ponieważ on strasznie nalegał na to. Kevin chciał, żebyśmy spróbowali od nowa. Ale ja nie chcę już z nim być. – powiedziała zerkając na chłopaka.- To ciebie kocham i z tobą chcę być. Wiem, jak kiepsko to wygląda i że pewnie mi nie wybaczysz, zwłaszcza po tym, co widziałeś, ale… mam nadzieję, że nie będziesz żałował swojej decyzji.
Scott delikatnie, acz stanowczo wyrwał ręce z naszego uścisku, a następnie chwycił twarz Alex w dłonie i pocałował jej drżące usta, nieźle ją tym zaskakując.
Mimowolnie na mojej twarz zakwitł uśmiech, tak samo jak u Grace, a nawet Raula. Chyba tylko ten cały Kevin nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
Jeśli przez tą krótką chwilę byliśmy pewni, że wszystko jest już w porządku, to byliśmy w ogromnym błędzie. W tym momencie przez tłum szepczących uczniów przedarł się dyrektor Hoke w towarzystwie Stone’a i pani Thomas.
- Co tu się do jasnej cholery wyrabia!?


_______________________________________
Jest kolejny rozdział. Cieszycie się? ;)
Następny będzie dopiero w przyszłym miesiący, albo pod koniec tego.
Za jakiekolwiek błędy czy literówki przepraszam.
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach, niech zagląda do odpowiedniej zakładki.
Zapraszam również na http://truly-madly-crazy-deeply.blogspot.com/ gdzie pojawił się nowy rozdział.
To chyba tyle na dzisiaj.
Pozdrawiam
@Twinkleineye 

piątek, 18 października 2013

Rozdział 2.2

Biegłem w stronę domu mojego przyjaciela, czując jak chłodny wiatr, chłosta moje i tak już zmarznięte policzki. W powietrzu już dało się wyczuć, że wolnymi krokami zbliża się zima, choć wciąż była jeszcze jesień.
Chciałem znaleźć się tam jak najprędzej, gdyż wiedziałem, że po zaistniałej sytuacji, Scottowi może wpaść do głowy jakiś okropnie głupi pomysł. Jest mi bliski jak brat i nie chcę, żeby zrobił sobie coś złego. Wiem, jak bardzo kocha Alex i na pewno potwornie boli go to wszystko.
Kiedy po niecałych piętnastu minutach w końcu znalazłem się pod drzwiami domu Scotta, Zapukałem mocno i zrobiłem krok w tył, oddychając ciężko. Po krótkiej chwili usłyszałem charakterystycznie szuranie, a następnie drzwi otworzyła mi mama mojego przyjaciela.
- Dzień dobry pani Craven. – odezwałem się zdyszany. – Czy Scott jest już w domu?
- Och, Nathan. Dobrze, że się pojawiłeś. – powiedziała kobieta wpuszczając mnie do środka. -Scott oczywiście jest już w domu, ale zachowuje się jakoś dziwnie. Martwię się o niego. Zamknął się w swoim pokoju i nie chce ze mną porozmawiać, powiedzieć, co się stało. – mówiła stłumionym głosem. - Może ty spróbuj. Tobie na pewno powie, o co chodzi.
- Ja wiem, o co chodzi, proszę pani. Właśnie, dlatego tu jestem. – mruknąłem wspinając się po schodach.
Kobieta uśmiechnęła się smutno i kiwając ledwo zauważalnie głową, skierowała się do kuchni. Wziąłem głęboki wdech i szybko skierowałem się do pokoju kumpla.
-Scott?! – krzyknąłem naciskając klamkę.
Drzwi jednak okazały się zamknięte. Zacząłem gorączkowo stukać, jednocześnie wciąż krzycząc imię przyjaciela.  Minęło całkiem sporo czasu, zanim otworzył mi drzwi.
Szczęka mi opadła, kiedy zobaczyłem jak bardzo zrozpaczony jest Scott. Jego twarz była blada i naznaczona śladami łez. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby mój przyjaciel płakał, nawet jako dziecko. Zawsze był dowcipny i pewny siebie. Teraz wyglądał jak mały, zagubiony chłopiec.
- Co ty tutaj robisz? – spytał zdławionym głosem.
- Raul do mnie dzwonił. – wyjaśniłem.
- Czyli już wiesz? – burknął.
W odpowiedzi skinąłem głową. Chłopak westchnął zirytowany i odsunął się od drzwi. Kiedy wszedłem do jego pokoju, on zatrzasnął drzwi i rzucił się na łóżko, chowając twarz w poduszce.
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci leżeć na łóżku i użalać się nad sobą. – warknąłem.
Podszedłem do łóżka, złapałem Scotta za kostki i pociągnąłem w swoją stronę. Craven zdezorientowany przewrócił się na plecy, akurat w momencie, kiedy jego ciało poleciało na twardą podłogę.
- Pojebało cię?
- To ciebie pojebało. Zamiast walczyć o dziewczynę, którą kochasz, leżysz tutaj i użalasz się nad sobą jak jakiś gówniarz.
- Nie mam już, o co walczyć Nathan. Ona woli tamtego gogusia.
- Rozmawiałeś z nią? Nie! No to skąd możesz wiedzieć, kogo ona woli? – spytałem.
- To, że się z nim lizała, jest dla mnie wystarczającym dowodem. – warknął.
Podniósł się na równe nogi i zaczął krążyć po pokoju, przeczesując włosy palcami. Przyglądałem mu się, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie umiałem mu w żaden sposób pomóc. On wiedział swoje i inne zdanie do niego nie docierało.
Usiadłem na brzegu łóżka, przecierając twarz dłońmi. Po chwili do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka mojego telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni dżinsów i spojrzałem na wyświetlacz.  Znieruchomiałem, kiedy zobaczyłem na nim imię „Alex”.
Podniosłem wzrok na Scott’a, który patrzył na mnie wyczekująco. Zbladł, kiedy zobaczył wyraz mojej twarzy. Warknął pod nosem wiązankę przekleństw i poszedł do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.
Westchnąłem zrezygnowany, a następnie wcisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Halo?
- Cześć Nathan. – usłyszałem wesoły głos Alex. – Wiesz może, co się dzieje ze Scottem? Nie mogę się do niego dodzwonić. – wydawała się zaniepokojona.
- Nie wiem, przykro mi. Rozstaliśmy się w szkole. Ja właśnie wracam od Grace. – mruknąłem.
Dziwnie się czułem, okłamując ją. Alex jest moją przyjaciółką i bardzo ją lubię, ale z drugiej strony Scotta znam od dziecka i jest mi bliski jak brat. Muszę być wobec niego lojalny.
- W porządku. – odezwała się przygaszona. – Muszę z nim porozmawiać.
- O czym? – zainteresowałem się.
Miałem nadzieję, że może dowiem się czegoś nowego, na temat tego dzisiejszego wydarzenia z centrum handlowego.
- To nic takiego. – zaśmiała się. – Może uda mi się go jeszcze złapać. Do zobaczenia.
- Na razie. – burknąłem i rozłączyłem się.
Opadłem na obrotowy fotel i oparłem łokcie na kolanach, ściskając telefon w dłoni. Po chwili Scott wyszedł z łazienki i spojrzał na mnie marszcząc brwi. Mimo iż bardzo starał się to ukryć, widziałem po jego oczach, że cierpi.
- Co mówiła? – spytał zachrypniętym głosem, siadając na brzegu łóżka.
- Pytała o ciebie. Ponoć musi o czymś z tobą porozmawiać. – mruknąłem.
- Co? Chce ze mną zerwać? – warknął.
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, jednak natychmiast je zamknąłem. Nie wiedziałem już, co mam mu powiedzieć, żeby go pocieszyć. Pamiętam, jak on próbował poprawić mi humor, kiedy Grace spotykała się z Carlosem. Jestem mu za to winien przysługę. 
Scott westchnął zrezygnowany i poirytowany zarazem, a następnie opadł na poduszki. Wstałem powoli i podszedłem do łóżka. Usiadłem obok kumpla, który patrzył na mnie wielkimi przestraszonymi oczami dziecka.
- Nathan, ja nie chcę jej stracić. – szepnął.
- Jeszcze nie wszystko stracone stary. Będziesz musiał z nią porozmawiać. – mruknąłem.
- Tego się właśnie boję.

* * *
Było już grubo po dwudziestej drugiej. Siedziałem w swoim pokoju i nie mogąc spać, zacząłem uczyć się do egzaminów, które zbliżały się już wielkimi korkami. Niestety znudziło mi się to po jakichś dziesięciu minutach. Darowałem to sobie i postanowiłem zadzwonić do Grace bo w końcu obiecałem jej to, kiedy od niej wychodziłem.
- Hej.- po drugiej stronie telefonu usłyszałem cichy głos Grace. -Co ze Scotem?
- Raczej kiepsko. – burknąłem. – Chyba jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie.
- Alex do mnie dzwoniła. – mruknęła Grace.
Usiadłem gwałtownie na łóżku, na słowa dziewczyny. Aż książka do historii, która leżała obok mnie, upadła na podłogę.
- Co mówiła? – spytałem tak jak wcześniej Scott pytał mnie.
- Najpierw zapytała czy byłeś dzisiaj u mnie, a potem pytała o Scotta. – mruknęła.
- Dziwne.
- No nie?
Milczeliśmy przez chwilę, jakby żadne z nas nie wiedziało, co ma powiedzieć.  Czułem się zmęczony tym wszystkim.
- Mam nadzieję, że ta cała sprawa się wyjaśni. Strasznie się martwię o Scotta. Gdybyś go dzisiaj widziała.
- Obawiam się, że na razie nic więcej nie możemy zrobić. – szepnęła Grace. – Musimy czekać.
- Wiem i to jest najgorsze. – burknąłem.
W tym momencie drzwi od mojego pokoju otworzyły się i do środka wszedł Lucas, ściskając w rękach swoją poduszkę i ulubionego pluszowego misia. Jego włosy były rozczochrane, piżama w lekkim niełazie, a zaspane oczy przecierał wierzchem dłoni.
Młody poszedł do łóżka i wdrapał się na nie niezdarnie, a następnie położył swoją poduchę tuż obok mojej, wśliznął się pod moją kołdrę i ułożył się do spania, jednocześnie ziewając głośno.
Spojrzał na mnie wielkimi oczami i uśmiechnął się nieśmiało, z wahaniem, czego prawie nigdy nie robi. Lucas nie jest nieśmiały i nigdy się nie waha. To mały, kochany rozrabiaka.
- Muszę kończyć. – mruknąłem. – Lucas chyba miał jakiś koszmar, bo właśnie do mnie przyszedł. – zaśmiałem się czochrając jego włosy.
- Widzimy się w poniedziałek w szkole. – powiedziała Grace. -  Kocham cię. – zawsze, kiedy to mówi, jej głos robi się słodki i nieśmiały.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia. – wymamrotałem i rozłączyłem się.
Westchnąłem cicho, kiedy odłożyłem telefon na bok. Mimo, iż jestem z Grace już tak długo, wciąż nie lubię mówić o moich uczuciach do niej. Ona chyba to rozumie, nigdy nie robi problemu z tego powodu. Dobrze wie, że za nią szaleję, a ciągłe powtarzanie tego niczego nie zmienia. Przez to nie będę jej kochał mocniej, ani ona mnie.
Położyłem się na łóżku, obejmując ramieniem mojego brata, który przytulił się do mnie gwałtownie, czego nigdy wcześniej nie robił, nawet wtedy, gdy Greg, były mąż mamy, nasz wstrętny ojczym z nami mieszkał.
- Co się dzieje? – spytałem.
- Nie mogę sprać. – mruknął. – Znowu śnił mi się koszmar.
- Powiesz mi w końcu, co ci się śni?
Mały wahał się przez dłuższą chwilę. Zadrżał, jakby bał się, że jakiś potwór za moment go dopadnie.
- Śni mi się, że mama leży w szpitalu, bo jest bardzo chora, a później w ogóle jej nie ma. Ciebie też nigdzie nie ma, a ja siedzę sam na korytarzu i płaczę, ale nikt się mną nie interesuje. – zakończył płaczliwie.
- Hej,  to tylko złe sen, nic więcej. – powiedziałem obejmując go mocno. – Mama jest zdrowa, a ty nigdy nie zostaniesz sam.
- Na pewno?
- Oczywiście, że tak głuptasie. – zaśmiałem się, chcąc rozluźnić atmosferę.
- Ostatnio śnił mi się Greg. – szepnął.
Na te słowa, uśmiech na moim ustach momentalnie zamarł. Lucas nie ma żadnych miłych wspomnień z tym facetem, więc ten sen nie mógł być przyjemny.
- A, co dokładnie ci się śniło? – spytałem ostrożnie.
- To jak nas bił i krzyczał na nas. I to, że mama wtedy w ogóle na to nie reagowała.
Przełknąłem głośno ślinę. Dużo czasu zajęło mi, aby zapomnieć o tym wszystkim. Teraz wspomnienie bólu, jaki zadawał nam Greg, powróciło do mnie ze zdwojoną siłą.  
Skuliłem się w środku, przypominając sobie, jak ten sukinsyn mnie skopał, kiedy stanąłem w obronie mojego brata, któremu wcześniej złamał rękę. Wtedy najbardziej zabolało mnie to, że mama nic z tym nie zrobiła. Po prostu kazała nam iść do swoich pokoi, a mnie dodatkowo zabroniła następnego dnia iść do szkoły.
Nie sposób zliczyć te wszystkie razy, kiedy dostałem od Grega w twarz, bo wyraziłem swoje zdanie, albo mu się sprzeciwiłem. Mama nigdy nie reagowała. Czasami tylko się z nim o to kłóciła, a później płakała. Dzięki Bogu, tamte czasy mamy już za sobą.
- Nie myśl o tym. – powiedziałem cicho do brata. – To już minęło. Grega nie ma i już nigdy nas nie skrzywdzi. - mały skinął głową, na znak, że rozumie. – A teraz spróbuj zasnąć. Jest już późno. Ja cały czas będę przy tobie.
- Kocham cię Nathan. – szepnął sennie.
- Ja też cię kocham.  – uśmiechnąłem się do niego.
Nie minęło nawet dziesięć minut, a Lucas już smacznie sobie spał. Ostrożnie podniosłem się z łóżka i podniosłem książkę do historii, żeby odłożyć ją na biurko.
Oparłem się o biurko i spojrzałem na śpiącego brata. Czułem dziwny niepokój, myśląc o tych jego koszmarach. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale miałem wrażenie, ze niedługo wydarzy się coś złego.

* * *
Poniedziałek rano. Jak zwykle spóźniony, w pośpiechu wziąłem prysznic i ubrałem się w ciemne dżinsy i szarą bluzę wkładaną przez głowę, a do tego moje ulubione, czarne Nike.
W biegu zjadłem batonik zbożowy, który wcisnęła mi mama, mówiąc, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, (bla bla bla) i pędem ruszyłem do szkoły.
Oczywiście najpierw zahaczyłem o przystanek autobusowy, ze złudną nadzieją, że może jakimś cudem zdążę na autobus, jednak ten akurat odjeżdżał, kiedy byłem już tak blisko. Kierowca zawsze mi to robi, nigdy nie zaczeka, choć widzi, że biegnę. Zaczynam podejrzewać, że koleś nie przepada za mną.
Zrezygnowany wziąłem głęboki wdech i puściłem się biegiem w kierunku szkoły. Jak tak dalej pójdzie, to moje serce tego nie wytrzyma. Nie należę do osób, które uwielbiają zajęcia z wychowania fizycznego oraz które mają świetną kondycję. Grace często z tego powodu naśmiewa się ze mnie, chociaż sama jest nie lepsza.
 Do budynku szkolnego dobiegłem w jakieś piętnaście minut. Na moje nieszczęście, pierwszą lekcję mieliśmy z profesorem Stone’m, którego po prostu uwielbiam i to ze wzajemnością. Czujecie ten sarkazm, co nie?
Zdyszany wszedłem do klasy, nawet nie pukając. Zainteresowane spojrzenia wszystkich uczniów momentalnie skierowały się na moją osobę. Na początku zawsze mnie to krępowało, ale teraz już przywykłem.
Stone odwrócił się od tablicy, na której było już mnóstwo jego bazgrołów i zmierzył mnie zimnym wzrokiem. W odpowiedzi uśmiechnąłem się do niego krzywo i zająłem swoje miejsce obok Scotta.
- Panie Knight. Chyba będę zmuszony zadzwonić do pańskiej matki. – powiedział.
- Dać panu numer? – spytałem.  – Mama zmieniła, więc może pan mieć nieaktualny. – wzruszyłem ramionami.
- Nie zmuszaj mnie do ostateczności. – warknął.
Uniosłem brwi, oczekując, że Stone powie coś więcej, ale się przeliczyłem. Kręcąc głową rozsiadłem się wygodnie i powoli zacząłem notować do zeszytu wszystko, co było na tablicy.
Kątem oka spoglądałem na Scotta, który siedział przygaszony, zupełnie jak nie on. To nie ja teraz powinienem wkurzać Stone’a, tylko on. To on jest klasowym błaznem, nie ja. Zawsze mi to powtarza.
Nagle przed nami wylądowała zwinięta w kulkę karteczka. Wyprostowałem się gwałtownie, a Scott zdrętwiał. Odwróciłem się i napotkałem spojrzenie Alex, która uśmiechała się zakłopotana.
Delikatnie przesunąłem karteczkę w stronę przyjaciela. On spojrzał na mnie, następnie na karteczkę, potem znowu na mnie. Bezgłośnie powiedziałem „ od Alex”, a jego twarz wykrzywił grymas.
Podniósł kulkę od niechcenia, a następnie wystrzelił nią z gumki recepturki, którą miał na ręce w głowę Stone’a. Spojrzałem na niego zaskoczony i rozbawione jednocześnie, jednak on wpatrywał się w mężczyznę stojącego przy tablicy.
Dłoń nauczyciela zamarła w połowie pisanego słowa. Po kilku sekundach, powoli odwrócił się w naszą stronę, a jego spojrzenie cisnęło błyskawice na wszystkie strony.
Stone podszedł do mnie i do Scotta i zmierzył nas uważnym, wściekłym spojrzeniem. Craven hardo patrzył mu w oczy, jednak jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Słyszałem, ja za nami, Alex wstrzymuje oddech.
- Który z was to zrobił? – spytał.
- Ja. – burknął Scott. – I co pan z tym zrobi?
Stone zmierzył mojego przyjaciela spojrzeniem pełnym pogardy. Ten facet naprawdę ma jakiś problem ze sobą.
- Panie Craven, natychmiast marsz to dyrektora.
- Typowe. – zaśmiał się Scott.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Co ten kretyn wyprawia?
- Scott co ty robisz? – z tyłu usłyszałem cichy głosik Alex.
- Słucham? – warknął Stone.
W klasie zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. Uczniowie nawet bali się oddychać.
- Nie umie pan nawet wymyślić żadnej kary. Albo Idziemu do dyra albo zostajemy po lekcjach, żeby sprzątać w bibliotece. Też mi coś.
Stone aż zrobił się cały purpurowy ze złości. Widziałem jak żyłka na jego skroni pulsuje. Zerknąłem na Scotta, który uśmiechał się kpiąco.
- Pana milczenie jest bardzo wymowne. – burknął. – Tak więc spakuję swoje rzeczy, pójdę do pana dyrektora, a po lekcjach pójdę do biblioteki.
Scott podniósł się na równe nogi, przerzucił plecak przez ramię i ruszył do wyjścia. Na moment zatrzymał się przy drzwiach, jakby się zawahał. Po chwili odwrócił się i jeszcze raz spojrzał na klasę, wciąż pogrążoną w grobowej ciszy.
Wzrok mojego przyjaciela mimowolnie powędrował za mnie, na Alex, która nie odrywała od niego oczu. Scott skrzywił się lekko, a w jego oczach zobaczyłem ból, który zmroził mi krew w żyłach.
Po chwili uśmiechnął się kpiąco i całą uwagę skupił na Stone’ie, który patrzył na niego wyczekująco, wściekle.
- Przy okazji, ładne ma pan spodnie. Męskich nie było?
- WYNOŚ SIĘ CRAVEN! – ryknął mężczyzna, cały czerwony na twarzy.
Scott zaśmiał się cicho i wyszedł z klasy, mocno trzaskając drzwiami. Przełknąłem głośno ślinę. Miałem ochotę wybiec z klasy, pobiec za moim kumplem i pogadać z nim. Wiem, że on teraz cierpi. Muszę mu pomóc.
- Knight ty też się wynoś. – wycedził przez zaciśnięte zęby,
- Ale ja nic nie zrobiłem! – zaprotestowałem.
- WYNOŚ SIĘ, BO NIE RĘCZE ZA SIEBIE!
Zdezorientowany spojrzałem na Grace, która gapiła się na Stone’a z rozdziawioną buzią, w sumie jak połowa klasy.
Wziąłem głęboki wdech, żeby się uspokoić. Nie odzywając się słowem, spakowałem swoje rzeczy, a następnie wstałem i skierowałem się do drzwi. Tak jak wcześniej Scott, zatrzymałem się przed samymi drzwiami i spojrzałem na Stone’a.
- Scott miał racę. Ma pan świetne spodnie. – mruknąłem. - W którym sklepie pan je kupił?
- KNIGHT! – ryknął Stone.
Zamachnął się i rzucił we mnie kredą, którą trzymał w ręku. Na szczęście, zdążyłem wyjść, a raczej wybiec z klasy i zatrzasnąć za sobą drzwi. Usłyszałem tylko, jak kreda rozpada się, po tym mocnym uderzeniu.
Mimowolnie zaśmiałem się pod nosem. To była niezła akcja. Ciekawe, jakie będą później tego konsekwencje.
Nie chcąc o tym na razie myśleć, ruszyłem korytarzem w stronę wyjścia, z zamiarem odszukania mojego przyjaciela. Byłem pewien, że nie siedzi teraz w gabinecie Hoke’a, tylko na murku pod wielkim drzewem na dziedzińcu i pali papierosa, żeby się uspokoić.


_____________________________________
Udało mi się dodać kolejny rozdział wcześniej niż planowałam, ale za napewno nie będziecie się na mnie gniewać.
Miałabym prośbę. Chciałabym, aby każdy po przeczytaniu tego rozdziału zostawił po sobie jakiś ślad, w ten sposób będę wiedzieć, ile mniej więcej osób czyta tego bloga. Chcę wiedzieć, czy w ogóle warto pisać dalej.
To chyba tyle.
Każdy kto chce być powiadamiany o kolejnych rozdziałach niech zagląda do zakładki "informowani"
Pozdrawiam
@Twinkleineye