poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 17

Wróciłem do pokoju dziewczyny ubrany w szare dresy i T-shirt jej brata. Przeczesałem dłonią swoje wciąż mokre włosy i podszedłem bliżej łóżka, na którym siedziała Melissa.
Przestraszona podniosła gwałtownie głowę, gdy jedna z desek w podłodze skrzypnęła złowieszczo. Najwyraźniej była bardzo zamyślona i nie zauważyła kiedy wszedłem. Zmusiłem mięśnie twarzy do uśmiechu, jednak zniknął on tak szybko jak się pojawił. Czułem się tak fatalnie, że nawet nie miałem siły próbować udawać że już wszystko jest ok.
Melissa przesunęła się delikatnie na bok i poklepała miejsce obok siebie patrząc na mnie z troską. Przełknąłem nerwowo ślinę i zająłem puste miejsce obok dziewczyny, a ona od razu mocno mnie przytuliła.
Niczym małe dziecko wtuliłem się w jej drobne ciałko, tym samym szukając pocieszenia w jej zapachu, dotyku i głosie. Potrzebowałem wsparcie bliskiej osoby i to wsparcie w tym momencie dawała mi Mel. Nie żałuję, że to właśnie do niej przyszedłem.
- Już spokojnie. Jestem przy tobie i nigdy, przenigdy cię nie zostawię. - szepnęła głaskając mnie po włosach.
Zamknąłem oczy, czując jak zbierają się w nich świeże łzy. Przypomniałem sobie, że gdy byliśmy dziećmi, ze Scott'em i Grace w domku na drzewie złożyliśmy sobie przysięgę, że zawsze będziemy się przyjaźnić, że będziemy się wspierać i że nigdy nie odwrócimy się od siebie, choćby nie wiem co. Mimo iż byliśmy wtedy "gówniarzami", naprawdę wiele to dla nas znaczyło. Trzymaliśmy się tego aż do dzisiejszego dnia.
Samotna, słona kropelka spłynęła po moim policzku na samo wspomnienie tamtego wydarzenia. Cholernie chciałbym wrócić do tamtych czasów. Wszystko było prostsze. Jeżeli się kłóciliśmy to o to kto weźmie większą połowę ciastka.
Siedzieliśmy w ciszy przez kilkanaście minut, jednak powoli zaczynała mnie trochę przytłaczać. Odsunąłem się od dziewczyny na kilka centymetrów i bolącymi oczami spojrzałem na jej smutną twarz. Znowu spróbowałem się do niej uśmiechnąć, jednak znowu mi nie wyszło. Melissa ostrożnie położyła swoją malutką  dłoń na moim policzku i delikatnie mnie po nim pogłaskała. Przymknąłem powieki, złapałem ją na nadgarstek, by nie odsunęła ręki i wtuliłem się w jej dłoń rozkoszując się przyjemnym ciepłem zalewającym moje ciało.
- Nathan? - szepnęła chcąc zwrócić moją uwagę. Powoli otworzyłem oczy i spojrzałem w czekoladowe, smutne tęczówki dziewczyny. - Powiesz mi co się stało? - spytała.
Wziąłem głęboki wdech, chwilę przetrzymałem powietrze, a następnie bardzo powoli wypuściłem je. Skinąłem głową odwracając wzrok. Musiałem się chwilę zastanowić od czego mam zacząć. Pewnie około siedemdziesięciu procent ludzi powiedziało by, że najlepiej od początku, ale to wcale nie jest takie proste. Ciężko dokładnie wytłumaczyć o co pokłóciłem się z przyjaciółmi i dlaczego nie chcę teraz wracać do "domu".
Po kilku minutach powoli, zważając na każde słowo, zacząłem opowiadać o wydarzeniach z wczorajszego i dzisiejszego dnia. Melissa słuchała mnie z uwagą, nie przerywając mi ani raz. Potrafiła wysłuchać tego co masz do powiedzenia. Przyznam, że zrobiło mi się lżej na sercu, kiedy powiedziałem jej wszystko. Duszenie w sobie czegoś wcale nie jest dobre i cieszę się komuś wygadałem.
- Czyli wychodzi na to, że po części jestem winna twojej kłótni z przyjaciółmi. - mruknęła cicho Mel, kiedy skończyłem mówić.
- Nie mów tak. - szepnąłem słabym głosem.
- Grace wkurzyła się na ciebie przez to, że się ze mną zadajesz.
- Będzie się musiała z tym pogodzić, bo ja nie mam zamiaru z ciebie rezygnować, tylko dlatego że jej coś nie pasuje. - powiedziałem hardo.
Chwyciłem twarz dziewczyny w swoje dłonie i złożyłem na jej ustach krótki pocałunek. Popatrzyłem w jej piękne oczy, a ona uśmiechnęła się do mnie, czerwieniejąc się na całej twarzy. Oparłem się czołem o jej czoło, oddychając głęboko.
- Obiecaj mi, że porozmawiasz ze Scott'em i z Grace. - szepnęła Mel.
- Nie przeproszę ich. - burknąłem.
- Nie każe ci ich przepraszam. Po prostu z nimi pogadaj, proszę. - powiedziała odsuwając się ode mnie.
Patrzyłem na nią w milczeniu, jednak po chwili poddałem się i skinąłem głową. Melissa uśmiechnęła się do mnie ciepło i złączyła nasze usta w pocałunku. Kiedy po kilku sekundach chciała się odsunąć, przytrzymałem ją i pogłębiłem pocałunek, chcąc trwać w nim aż do rana.

* * *
Obudziłem się, czując potworny ból głowy, gardła i wszystkich mięśni, nawet tych o których istnieniu nie miałem w ogóle pojęcia. Zakaszlałem kilka razy i jęknąłem głośno. Miałem wrażenie, że ból rozwala mnie od środka. Przewróciłem się na prawy bok i zwinąłem w kłębek, gdyż znowu zacząłem kaszleć.
Nagle poczułem na policzku, później na czole chłodną dłoń. Jęknąłem cicho i niechętnie otworzyłem oczy. Przez chwilę obraz był lekko rozmazany, ale już po kilku sekundach wyostrzył się i zobaczyłem pochylającą się nade mną zmartwioną Melissę. Uśmiechnąłem się do niej krzywo i znowu zacząłem kaszleć.
- Wiedziałam, że tak będzie, kiedy zobaczyłam cię wczoraj całego przemoczonego.- mruknęła. - Masz gorączkę. - dodała znowu dotykając mojego czoła.
- Nic mi nie jest, czuję się dobrze. - powiedziałem zachrypniętym głosem.
Dziewczyna zaśmiała się cicho kręcąc głową z dezaprobatą. Przez tą głupią chrypkę chyba nie za bardzo mi uwierzyła. Dobra, może i czułem się jak gówno, ale nie było aż tak źle. Nie raz bywało znacznie gorzej, wręcz nie mogłem się ruszać. Dzisiejszy ból był całkiem znośny.
Melissa nachyliła się nade mną i pocałowała mnie delikatnie w usta. Poczułem jak zalewa mnie dziwna fala pobudzenia i podniecenia jednocześnie. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. To uczucie było cholernie przyjemne, a zarazem straszne.
Kiedy chciała mi uciec, położyłem dłoń na jej karku i przyciągnąłem z powrotem do siebie całując namiętnie.  Z każdą sekundą chciałem więcej i więcej. Całowałem ją łapczywie, jedną ręką nadal ją przytrzymując, a drugą błądząc po jej ciele. Czułem i słyszałem przyspieszone bicie jej serca, które współgrało z moim.
Jednym zwinnym ruchem złapałem ją w tali i przewróciłem tak, że znalazła się pode mną. Oderwała się od moich ust oddychając ciężko i rumieniąc się na całej twarzy. Uśmiechnąłem się łobuzersko na ten widok. Zacząłem powoli i dokładnie całować szyję i dekolt dziewczyny, słysząc jak jej oddech znowu przyspiesza. Uśmiechnąłem się pod nosem, nie przerywając zaczętej czynności.
- Głupku! Masz gorączkę powinieneś odpoczywać, a nie.. - urwała wyraźnie zawstydzona.
Śmiało wsunąłem dłoń pod jej koszulkę i wciąż muskając jej rozgrzaną skórę zacząłem masować jej brzuch, rozkoszując się obecną chwilą.
- Nathan przestań, moi rodzice są na dole, mogą nas usłyszeć. - szepnęła drżącym z emocji głosem. - Oni nie wiedzą, że tu jesteś.
- Przecież nic takiego nie robimy. - mruknąłem wracając do jej ust.
- Cholera bądź poważny! Chcesz, żebyśmy mieli kłopoty? - spytała odwracając głowę w bok, tym samym uniemożliwiając mi pocałowanie w usta.
W tym momencie naszych uszu doszło głośne zamykanie drzwi, a chwilę po tym dźwięk odpalanego silnika. Spojrzałem dziewczynie w oczy unosząc brwi do góry i uśmiechając się półgębkiem. Melissa nie mając pod ręką żadnych argumentów uderzyła mnie w ramię, śmiejąc się pod nosem. Również się uśmiechnąłem i znowu wpiłem się w usta dziewczyny. Nie minęło kilka sekund, a Mel znowu zaczęła mnie odpychać.
- Nie możemy, musimy iść do szkoły, znaczy ja muszę iść do szkoły, a ty masz wrócić do domu i odpoczywać.
Odsunąłem się od niej na kilka centymetrów i zacząłem przyglądać się jej twarzy, głównie oczom w których od razu zauważyłem niepewność, zawstydzenie i strach. Zrobiło mi się głupio i emocje lekko opadły.
- Boisz się mnie? - spytałem cicho, zachrypniętym głosem.
- Nie ciebie, tylko.. tego co się dzieje. - mruknęła drżącym głosem odwracając wzrok.
- Przepraszam, nie powinienem. - burknąłem speszony.
Chciałem położyć się na łóżku obok dziewczyny, jednak ona mi na to nie pozwoliła. Chwyciła moją twarz w swoje drobne dłonie uśmiechając się przy tym niczym anioł, z tym że ona akurat bardziej przypomina diabła niż anioła.
- Może jednak powinieneś. - szepnęła i tym razem to ona wpiła się w moje usta z mocą, której się nawet nie spodziewałem.
Całowaliśmy się zachłannie, jednocześnie z każdą sekundą pozbywając się ubrań oddzielających od siebie nasze spragnione ciała. Znowu czułem się mega pobudzony i podniecony, a to uczucie z każdą kolejną chwilą jeszcze bardziej się powiększało. Z namiętnością całowałem każdy centymetr ciała Melissy, a dłońmi pieściłem jej idealne, kobiece kształty. Wiedziałem, że to co się teraz wydarzy, będzie najlepszą rzeczą, jaką dotychczas przeżyłem i nie myliłem się.

* * *
Siedzieliśmy w kozie, razem z kilkoma osobami. Byłem naprawdę wkurzony. Nie dość, że mamy tu siedzieć po co najmniej godzinie przez dwa tygodnie, to dzisiaj będziemy musieli zostać półgodziny dłużej za rzekome wagary. Miałem ochotę udusić Hoke'a gołymi rękoma. Czy ten facet naprawdę, aż tak bardzo mnie nienawidzi, że musi mi uprzykrzać życie? Jest tylu uczniów w tej pieprzonej szkole, ale on musiał się uwziąć akurat na mnie.
Melissa przez cały czas mocno trzymała mnie za rękę i przyglądała mi się uważnie, jakby się bała że za chwilę stracę przytomność. Owszem czułem się trochę kiepsko i momentami żałowałem, że jednak nie wróciłem do domu, ale nie było aż tak źle. Najgorszy był kaszel i ból głowy, które wciąż nie ustępowały. Nie mówiłem o tym Mel, bo wiedziałem że zacznie się denerwować, a zdecydowanie bardziej wolałem widzieć jej delikatny uśmiech i słodkie rumieńce.
- Nie siedzicie tutaj towarzysko, tylko po to żeby odrabiać zadania domowe, albo robić coś dla szkoły! - w pewnym momencie w sali rozległ się głośny krzyk dyrektora.
Zamknąłem oczy i położyłem głowę na ławce, mając nadzieję że w ten sposób jakoś pozbędę się bólu, jednak nic to nie dawało. Jakby tego wszystkiego było mało, nagle ktoś uderzył jakimś kijem w ławkę z taką  mocą, że ta aż się zatrzęsła, a ja podskoczyłem jak oparzony pocierając dłońmi skronie.
- Panie Knight, nie dość że "spóźnił się" pan dzisiaj na lekcje, to jeszcze ma pan czelność teraz spać?! - wrzasnął na mnie dyro, który stał naprzeciwko nas.
Przycisnąłem dłonie do głowy i oparłem się łokciami o ławkę oddychając ciężko. Dlaczego ten sukinsyn po prostu sobie nie odpuści, przynajmniej dzisiaj. Czy to tak wiele? Jeśli wciąż będzie się tak na mnie wydzierał to niedługo żyłka mu pęknie.
- Proszę go zostawić w spokoju! - naskoczyła na niego moja dziewczyna. - Nie ma pan prawa tak traktować uczniów! Naprawdę nie wystarczy panu, że daje nam kary za jakieś błahostki!? Musi nas pan jeszcze dręczyć!?
Spojrzałem na uczniów, którzy byli w sali razem z nami. Przyglądali się całemu zdarzeniu kiwając głowami na znak aprobaty. Dyrektor najwyraźniej też to zauważył, bo jego twarz przybrała purpurowego koloru, a dłonie trzęsły się jakby miał kogoś uderzyć. Zmierzył nas wszystkich pogardliwym wzrokiem, a następnie wyszedł z sali mrucząc pod nosem wiązankę przekleństw.
Gdy tylko drzwi się zamknęły wszyscy zaczęli się cieszyć, krzyczeć, śpiewać i Bóg wie co jeszcze. Znowu zacisnąłem dłonie na głowie i jęknąłem cicho z bólu. Teraz to naprawdę czuję się do dupy.
- Przyznasz wreszcie że jesteś chory i boli cię głowa, czy nadal będziesz zgrywał macho tak jak rano? - usłyszałem cichy głos Mel, który ledwo przebijał się przez gwar jaki teraz panował w sali.
- Dobra, może faktycznie jestem chory. - burknąłem zrezygnowany. Melissa uśmiechnęła się delikatnie, a następnie cmoknęła mnie szybko w usta. - Przepraszam. Po prostu, nie chciałem cię martwić. Rano było nam tak dobrze. Byłaś szczęśliwa, oboje byliśmy. Nie chciałem, żebyś się przez cały dzień zamartwiała. - próbowałem się tłumaczyć.
- Nie musisz przepraszać. Obiecaj mi tylko, że nie będziesz więcej próbował za wszelką cenę wmówić mi czegoś, jeśli będę widzieć że jest inaczej.
- Obiecuję. - uśmiechnąłem się wesoło.
Melissa odwzajemniła ten gest, a po chwili znowu mnie pocałowała, ale tym razem bardziej namiętnie. Nagle obok nas zmaterializował się chłopak z którym chodziłem do przedszkola, a obecnie wciąż jesteśmy dobrymi kolegami.
- Mmm. Ja też dostanę takiego buziaka? - spytał robiąc dzióbek.
- Spadaj Brian. Znajdź sobie swoją dziewczynę. - powiedziałem uderzając go po przyjacielsku w ramię.
Chłopak zmyślił się chwilę, a następnie podbiegł do jakiejś rudowłosej dziewczyny, która siedziała z nogami na ławce i ją pocałował. Laska była w takim szoku, że aż spadła z krzesła, a to sprawiło że Brian leżał na niej. Po chwili ruda zepchnęła go z siebie i zaczęła go okładać zeszytem.
Wszyscy mieliśmy z nich niezły ubaw, aż do czasu gdy przyszła pani Bennett i z polecenia dyrektora zabrała nas wszystkich do biblioteki, gdzie przez półgodziny pomagaliśmy układać nowe książki. Przyznam, że to była najlepsza kara w moim życiu. Czas spędzony w towarzystwie tych idiotów był naprawdę czymś niezapomnianym.

* * *
Siedziałem przy stole kuchennym czekając aż pani Bennett w końcu zdecyduje się zacząć mówić. Odkąd przyszła po nas, gdy siedzieliśmy w kozie, nie odezwała się do mnie ani słowem. Czułem się naprawdę głupio. Zamiast być jej wdzięcznym za to, że wzięła pod swój dach mnie i mojego brata w tak ciężkim dla nas okresie, to ja sprawiam jej same problemy. Cholernie źle się z tym czuję.
Wziąłem głęboki wdech, a następnie bardzo powoli wypuściłem powietrze z płuc i niepewnie spojrzałem na panią Bennett, która siedziała naprzeciwko mnie ze wzrokiem wbitym w kubek, który stał przed nią. Nie wiedziałem od czego mam zacząć.
- Przepraszam. - zacząłem niepewnie. Kobieta podniosła głowę i spojrzała prosto w moje oczy czekając na ciąg dalszy.- Wczoraj zachowałem się jak gówniarz. Nie powinienem był kłócić się z Grace i uciekać, do tego nie wróciłem na noc. To było nieodpowiedzialne z mojej strony. Pani tyle dla nas robi, a czym ja się odpłacam? - pokręciłem głową zaciskając usta w prostą linię. - Jeszcze raz przepraszam.
Pani Lydia chwyciła moją dłoń i ścisnęła mocno. Uśmiechnąłem się niepewnie, a ona zrobiła to samo. Może nie była na mnie aż tak zła jak przypuszczałem.
- Wiesz jak się o ciebie martwiłam? Gdyby coś się stało tobie albo Lucasowi to była by moja wina, ja bym za to odpowiadała, a poza tym wasza matka rozerwałaby mnie na strzępy.
- Pewnie nawet by się tym nie przejęła. - powiedziałem cicho.
- Nie wolno ci tak myśleć Nathan. Klara was bardzo kocha, ale teraz trochę zabłądziła i potrzebuje waszego wsparcia, tak samo jak wy potrzebujecie wsparcia od niej. Wiem, że jest ci ciężko to wszystko zrozumieć, mimo iż masz już siedemnaście lat, ale proszę nie skreślaj swojej mamy.Zobaczysz że niedługo wszystko się ułoży, jestem tego pewna w stu procentach. - powiedziała uśmiechając się do mnie z czułością.
- Dziękuje. - powiedziałem cicho.
Wstałem na równe nogi i z całej siły przytuliłem się do pani Bennett i mimo iż nie jest ona moją matką poczułem przez chwilę matczyną miłość. Odsunąłem się od niej po kilku minutach i przetarłem oczy, które z jakiegoś powodu były mokre. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i pocałowała w czoło, a następnie wyszła z kuchni mijając się z moim młodszym bratem.
- Nathan pobawisz się ze mną? - spytał Lucas kiedy brałem go na barana.
- Pewnie. - powiedziałem i skierowałem się na górę.
Do późnej godziny siedzieliśmy w "naszym" pokoju udając żółwie ninja i policjantów. Może to dziwnie zabrzmi, ale naprawdę dobrze się bawiłem. Dzięki Lucasowi znowu mogę poczuć się jak dzieciak. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że fajnie jest mieć młodsze rodzeństwo. Głupio mi, że kiedyś wściekałem się na rodziców o to że postanowili mieć drugie dziecko. Stwierdzam, że moje życie było by nudne, gdyby nie ten mały osobnik.
Kiedy o godzinie dwudziestej pierwszej Lucas spał na łóżku jak zabity, zszedłem do kuchni i od razu wpadłem na Grace. Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas, gdy mnie zobaczyła. Zabolało. Nie zaszczycając mnie choćby spojrzeniem, chciała opuścić kuchnię. Pod wpływem impulsu złapałem ją za przedramię i odwróciłem twarzą do siebie. Blondynka patrzyła na mnie z niedowierzaniem i wściekłością, ale to olałem. Obiecałem, że pogodzę się z przyjaciółmi, ale również sam tego chciałem. Bez Scott'a i Grace czułem jaką dziwną pustkę w środku.
- Nadal masz zamiar się do mnie nie odzywać? - spytałem. Dziewczyna wyrwała rękę z mojego uścisku i cofnęła się o krok. - Cholera przestań się tak zachowywać! Chcę się pogodzić, nie widzisz tego?
- Przykro mi, ale nie widzę. - burknęła. - Przyszło ci w ogóle do głowy czy ja chcę się pogodzić z tobą? - spytała. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. - No właśnie.
Zmierzyła mnie jeszcze raz od stóp do głowy, a następnie szybko pobiegła do swojego pokoju. Mruknąłem pod nosem wiązankę przekleństw i oparłem się o blat. O co jej do cholery chodzi? Zmieniła się i to bardzo, odkąd zadaje się z Carlosem. Jeżeli ten skurwiel daje jej prochy to gorzko tego pożałuje. Nie odpuszczę draniowi tego.


______________________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam! Mam nadzieję, że wybaczycie mi iż tak długo nie dodawałam rozdziału i że ten jest trochę krótki. Ostatnio w ogóle nie miałam żadnych pomysłów, a gdy chciałam już coś napisać miałam czarną dziurę w głowie i kompletnie nie mogłam nic wykombinować. Do tego ostatnio mam straszne problemy z internetem, co także strasznie uprzykrza mi życie.
Aniu wiem, że miała być jakaś "scena", ale jak tylko chciałam coś napisać to zaczynałam się śmiać i po prostu nie mogłam ;D W każdym razie, moooże kiedyś takowa się pojawi, ale już nie obiecuję ;p
Pozdrawiam wszystkich i życzę udanego Sylwestra i szczęśliwego nowego 2013 roku ;)
@Twinkleineye

sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 16

Było niedzielne popołudnie, a ja wciąż leżałem w łóżku. Czułem się fatalnie i nie chodzi o to że miałem gorączkę czy coś w tym stylu, tylko o to co działo się w środku. Przez całą noc nie spałem, obwiniając się o wczorajszą kłótnie z Grace. To była moja wina, mogłem odpuścić widząc w jakim była stanie, ale nie. Zawsze najpierw coś robię, a później myślę. Owszem Grace także nie była bez winy, bo to ona zaczęła tą bezsensowną kłótnię, ale i tak mam wrażenie że to ja zawaliłem.
Co do moich uczuć, to kompletnie się pogubiłem. Mówię, że kocham Grace, a teraz spotykam się z Melissą. Mam wrażenie że oszukuję samego siebie i przy okazji wszystkich wokół. Nie wiem co mam robić i źle się z tym wszystkim czuję.
Co jeśli Mel dowie się, że czuję coś do Grace i pomyśli że spotykam się z nią, aby Bennett była zazdrosna, albo żeby o niej zapomnieć, mimo iż to nie jest prawdą. Nie dlatego się z nią spotyka. Melissa jest naprawdę niesamowitą osobą i za każdym razem zaskakuje mnie swoim zachowaniem, poglądami, zasadami. Nie jest taka jak większość dziewczyn i to mi się w niej podoba. Ale kto normalny mi w to uwierzy?
Usłyszałem jak ktoś cicho zamyka drzwi od pokoju, więc przycisnąłem poduszkę mocniej do głowy z nadzieją, że ten ktoś sobie odpuści i zostawi mnie w spokoju. Niestety nie ma tak dobrze w życiu. Mój gość najpierw ściągnął ze mnie kołdrę, przez co zrobiło mi się zimno, a następnie zerwał mi z twarzy poduchę. Niechętnie otworzyłem jedno oko i ujrzałem zmartwioną twarz pani Bennett. Mimo wiedzieć, że ktoś się o ciebie martwi, ale i tak wolałbym żeby zostawiła mnie w spokoju.
- Nathan wstawaj, jest już czternasta. Nie możesz spędzić całego dnia w łóżku. - powiedziała kobieta spokojnym głosem.
- Niby czemu? Nigdzie się dzisiaj nie wybieram. - mruknąłem zachrypniętym głosem.
Kobieta pokręciła głową. Usiadła na skraju łóżka i palcami przeczesała moje włosy. Przymknąłem oczy, przypominając sobie, jak moja mama mi tak robiła kiedy byłem młodszy.
- Wiem, że wczoraj pokłóciliście się z Grace. Pewnie większość sąsiadów słyszało. Jednakże nie możesz przez to zamykać się w sobie i spędzać całego dnia w łóżku. Jestem pewna, że szybko się pogodzicie.
Teraz to ja pokręciłem głową. Pani Lydia nie wiedziała wszystkiego, ale może to i lepiej. Ta cała sytuacja jest zbyt skomplikowana. Szczerze? Nawet ja za bardzo tego wszystkiego nie rozumiem.
Pani Bennett westchnęła zrezygnowana, a następnie podniosła się na równe nogi i podeszła do drzwi. Zanim wyszła spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło.
- Nie będę cię do niczego zmuszała. Zrobisz jak będziesz chciał. A i Scott do ciebie przyszedł, czeka na dole. Powiedzieć mu żeby tu przyszedł? - spytała.
Wzruszyłem ramionami i odwróciłem głowę w stronę okna. Usłyszałem jak kobieta mruczy coś pod nosem, a kilka sekund później moich uszu doszedł charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi. Zamknąłem oczy i na oślep przykryłem się kołdrą po sam nos, a później wymacałem poduszkę i położyłem ją sobie na głowie.
Nie wiem jak długo tak leżałem, kilka minut, może więcej, ale po jakimś czasie ktoś znowu zerwał ze mnie kołdrę razem z poduszką. Tym razem nie musiałem otwierać oczu, żeby wiedzieć że tym ktosiem był mój przyjaciel. Nie ruszałem się z nadzieją, że Scott zostawi mnie w spokoju, ale i tym razem się przeliczyłem.
- Wstawaj kurwa! Nie wydurniaj się idioto! - krzyknął chłopak.
- Spierdalaj. - mruknąłem.
Przewróciłem się na brzuch totalnie olewając Craven'a. Nie chciałem z nim gadać, nie chciałem z nikim gadać. Wiedziałem że i tak nikt nie zrozumie o co tak naprawdę mi chodzi. Zdecydowanie bardziej wolałem dusić wszystko w sobie. Ta cóż za poświęcenie.
Nagle Scott wpadł na "genialny" pomysł, by zepchnąć mnie z łóżku, w efekcie czego znalazłem się na podłodze. Mimo iż wkurzyło mnie to, nie odzywałem się. Może sobie odpuści swoje kazania i wyjdzie.
- Stary weź się ogarnij. Tylko się pokłóciliście! Przejdzie jej! - Boże czemu choć raz nie wysłuchasz moich próśb? - Przecież to nie pierwszy raz kiedy się posprzeczaliście i za każdym razem szybko się godziliście.
- Scott zostaw mnie. Chcę zostać sam. - powiedziałem cicho.
- Nathan..
- Scott zostaw mnie! Chce zostać sam, rozumiesz!? - wrzasnąłem na niego zrywając się na równe nogi. - Weź idź do Alex i odwal się ode mnie! Nie potrzebuję twojej litości!
Chłopak patrzył na mnie przez kilka sekund w milczenia, ale po chwili wyszedł zamykając za sobą drzwi. Stałem jak idiota na środku pokoju przeklinając się w duchu za to, że na niego naskoczyłem. On chciał mi pomóc, a ja zachowałem się jak sukinsyn. Po raz kolejny.

* * *
Godzina dwudziesta, a ja nadal siedziałem zamknięty w pokoju. Nie wyszedłem nawet po to żeby coś zjeść czy choćby do łazienki. Nie chciałem wpaść na Grace. Było mi wstyd. Ta kłótnia to była moja wina. Właśnie do tego wniosku doszedłem leżąc w łóżku.
Poczułem jak żołądek po raz setny domaga się czegoś do jedzenia. Na początku próbowałem to ignorować, ale teraz już było ciężej. Brzuch bolał mnie niemiłosiernie, przez co nawet nie potrafiłem spokojnie leżeć. Czując kolejne kłucie, zdecydowałem się w końcu zejść na dół.
Niechętnie wygramoliłem się z ciepłej pościeli i wolnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi. Zatrzymałem się przy schodach, nasłuchując jakichś dźwięków z dołu, jednak nie było takowych. Zdenerwowany przełknąłem ślinę i zszedłem do kuchni.
Przy stole siedziała pani Bennett. Kobieta uśmiechnęła się troskliwie na mój widok, ale nie odezwała się ani słowem, za co byłem jej wdzięczny. Nie chciałem słuchać jakichś głupich kazań, to i tak by mi nie pomogło.
Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem z niej talerzyk, na którym znajdowało się kilka kanapek. Wziąłem jedną i zacząłem ją konsumować, jednak w tym momencie do kuchni weszła Grace.
Miała podkrążone i podpuchnięte oczy, rozczochrane włosy, a do tego była strasznie blada. Ścisnęło mnie w żołądku na ten widok, przez co odechciało mi się jeść, mimo iż mój brzuch nadal domagał się jedzenia.
Blondynka skrzywiła się na mój widok, przez co poczułem się jeszcze gorzej. Źle się czułem z tym wszystkim. Powoli zaczyna mnie to przerastać i tu nie chodzi tylko o tą kłótnię, ale o wszystko co się dzieje. Cholera ja mam dopiero siedemnaście lat, nie potrafię radzić sobie ze wszystkimi problemami.
- Czy wy naprawdę musicie się tak zachowywać? - odezwała się pani Lydia.
- Nie wiem o co ci chodzi. - odparła Grace zachrypniętym głosem.
- Przestań! Dobrze wiesz o co mi chodzi! Zachowujecie się jak para gówniarzy! Kłócicie się o jakieś błahostki, a później ty płaczesz po kątach, a Nathan siedzi zamknięty w pokoju! - kobieta podniosła głos. - Odkąd pamiętam zawsze trzymaliście się razem, choćby nie wiem co się działo, a teraz?! Nie rozumiem co się z wami dzieje!
Zerknąłem na Grace i zobaczyłem jak w jej oczach pojawiają się łzy. Miałem ochotę podejść do niej i przytulić z całej siły, ale nie mogłem. To by było chyba nie na miejscu.
- Gdyby Nathan był ze mną szczery wszystko byłoby dobrze. Zawsze wszystko musi spieprzyć. - mruknęła gniewnie.
Słysząc to poczułem jak narasta we mnie złość. Tego było za wiele.
- Że co? Że niby ja wszystko niszczę? Chyba się kurwa przesłyszałem! - podniosłem głos. - Ty też nie byłaś ze mną szczera! Nie raz ukrywałaś coś przede mną! To ma być przyjaźń?! Jeśli tak to sorry, ale ja dziękuję! - warknąłem.
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem na korytarz. Założyłem szybko adidasy, wziąłem bluzę do ręki i wybiegłem na zewnątrz trzaskając głośno drzwiami, nie zważając na to, że pani Bennett krzyczała abym został.
Biegłem przed siebie nie myśląc o tym, że jest mi cholernie zimno, że bolą mnie nogi i że nie mam się gdzie podziać. Biegłem, chcąc znaleźć się jak najdalej od wszystkich problemów, choć na chwilę. Chciałem zostać sam, przemyśleć sobie wszystko na spokojnie. Mimo iż w domu Bennettów mogłem posiedzieć sam w pokoju i tak miałem wrażenie jakby ktoś mnie pilnował, obserwował i nie czułem się z tym komfortowo.
Nagle zorientowałem się, że jestem w parku, jakieś trzy kilometry od domu Bennettów. Nigdy nie pomyślałbym, że dam radę tyle przebiegnąć, zwłaszcza że palę papierosy. Zacząłem rozglądać się dookoła, jednak nigdzie nie było żywej duszy. Podszedłem do pobliskiej ławki i usiadłem na niej. Schowałem twarz w dłoniach, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. Przekląłem się w duchu za to, że jestem taki słaby. Nie lubię tego w sobie.
Po chwili poczułem jak na moją głowę spadają pojedyncze kropelki deszczu. Westchnąłem zrezygnowany i spojrzałem w górę. Kolejne krople opadły na moją twarz, ale nie przeszkadzało mi to nawet w najmniejszym stopniu, wręcz przeciwnie.
Nawet się nie zorientowałem, kiedy zaczęło naprawdę mocno padać. W ciągu kilku sekund moje ubrania był przemoczone, a z włosów kapały kropelki wody. Założyłem na siebie bluzę, która również była cała mokra, a następnie wstałem na równe nogi i ruszyłem przed siebie. Po co miałem moknąć na ławce, skoro mogłem robić to samo i jednocześnie iść dalej.
Nie wiedziałem dokąd zmierzam, nie wiedziałem która jest godzina, właściwie nic nie wiedziałem, w tej chwili potrafiłem myśleć tylko o bólu, który przez cały czas mi towarzyszył. Było mi cholernie źle. Pokłóciłem się z najważniejszymi dla mnie osobami i nie wiem jak to naprawić. A co jeśli tego nie da się już naprawić?

* * *
Stanąłem przed wielkimi, białymi drzwiami trzęsąc się na całym ciele. Już od kilku minut zastanawiałem się, czy to aby na pewno był dobry pomysł. Było już naprawdę późno, więc ona na sto procent już spała. Powinienem iść gdzie indziej, ale gdzie? Przecież nie mam gdzie się podziać.
Wziąłem głęboki wdech i niepewnie nacisnąłem dzwonek. Stałem przez kilka sekund nasłuchując jakichkolwiek szmerów po drugiej stronie, jednak przez głośne uderzanie kropel deszczu o szyby nic nie słyszałem. Odwróciłem się na pięcie i miałem już pójść, kiedy moich uszu doszedł dźwięk przekręcanego klucza. Odwróciłem się z powrotem w momencie, kiedy drzwi się otworzyły i w progu stanęła Mel. Spuściłem wzrok nie wiedząc jak się zachować. Poczułem jak do moich oczu znowu napływają łzy.
- Nathan co ty tu robisz? - spytała zdziwiona.- Jest już późno.
- Wiem, przepraszam. Nie powinienem przychodzić. - mruknąłem.
Chciałem sobie pójść, jednak dziewczyna złapała mnie za rękę i wciągnęła do środka.
- Nie ma mowy, teraz nigdzie cię nie puszczę. - powiedziała stanowczo. Zapaliła światło w korytarzu i przyglądnęła mi się uważniej. - Jesteś cały przemoczony i zmarznięty! - mruknęła dotykając mojego policzka. - Nate co się stało? - spytała próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy, jednak ja przez cały czas unikałem jej spojrzenia, by nie zobaczyła łez.
- Nic, tak po prostu przyszedłem. - szepnąłem.
- Nie kłam kiepsko ci to idzie. - warknęła.
Chwyciła moją twarz w swoje ciepłe dłonie tym samym zmuszając mnie, bym na nią spojrzał. Widząc troskę i miłość w jej czekoladowych oczach nie wytrzymałem i rozpłakałem się jak małe dziecko. Melissa od razu przytuliła mnie mocno, a ja wtuliłem się w nią szukając pocieszenia.
- Straciłem ich. Przez swoją głupotę straciłem najważniejsze osoby. Jestem do niczego. - wychlipiałem.
- Nie mów tak! - skarciła mnie.
- Ale taka jest prawda! Niczego nie potrafię zrobić dobrze, zawsze coś zjebie!
Mel odsunęła się ode mnie troszkę, by móc spojrzeć mi w oczy. Po chwili przybliżyła swoje usta do moich i złożyła na nich delikatny pocałunek. Spojrzałem na nią oczami pełnymi łez, a ona uśmiechnęła się do mnie delikatnie i pogłaskała po policzku.
- Pogadamy za chwilę, wtedy wszystko mi wytłumaczysz, a teraz pójdziesz wziąć ciepły prysznic, a ja poszukam ci jakichś suchych ubrań.
Skinąłem głową nie mając siły nawet odpowiedzieć. Melissa złapała mnie za rękę i zaprowadziła na piętro. Pokazała mi, gdzie znajduję się łazienka, a sama zniknęła w jakimś pokoju zostawiając mnie z milionem myśli, które za nic nie chciały zniknąć z mojej głowy.


_______________________________________________
Wiem że krótki, ale nie mam za bardzo kiedy pisać. Mam nadzieję że mi wybaczycie i że was nie zawiodłam.
Postaram się, aby następny był nieco dłuższy, ale niczego nie obiecuję.
Pozdrawiam
@Twinkleineye

piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział 15

Siedzieliśmy z Melissą w gabinecie dyrektora na mojej ulubionej kanapie i już od dobrych dwudziestu minut słuchaliśmy wykładu na temat..seksu. Myślałem, że padnę kiedy zaczął o tym mówić. Jeszcze tego brakowało, żeby dyro mnie uczył jak, gdzie i z kim to robić. A tak w ogóle to nie rozumiem o co mu chodzi, przecież my się tylko całowaliśmy. Owszem bardzo namiętnie i trochę nas poniosło, ale przecież do niczego by nie doszło, nie jestem taki.
Kątem oka zerknąłem na Mel. Siedziała ze spuszczoną głową i wpatrywała się w swoje buty. Głupio mi, bo to przeze mnie tu siedzieliśmy. Jeżeli będzie miała jeszcze większe kłopoty to nie wiem co zrobię. Niechętnie spojrzałem na Hoke'a, który chyba powoli kończył swój interesujący wykład.
- To tak.- mruknął. - Knight przez najbliższe dwa tygodnie po lekcjach będziesz zostawał w kozie na co najmniej godzinę. - powiedział dyro patrząc na mnie. Prychnąłem pod nosem, co chyba mu się nie spodobało. - Ponadto jestem zmuszony porozmawiać z.. panią Bennett na temat tego zajścia. - gwałtownie podniosłem głowę i spojrzałem na niego.
- Po co? Przecież pani Bennett nawet nie jest moją rodziną. Poza tym ona już nie potrzebuje więcej kłopotów. - mruknąłem.
Hoke nie skomentował tego co powiedziałem w żaden sposób, tylko spojrzał na Melissę, która nadal nie podniosła wzroku. Moje usta wykrzywiły się w grymasie. A co jeśli nie będzie chciała ze mną gadać?
- Panno Lorens z tego co wiem, jest to twoje pierwsze wykroczenie, więc nie otrzymasz kary, jednakże jestem zmuszony zadzwonić do twoich rodziców. - powiedział groźnie.
Ciałem dziewczyny wstrząsnął delikatny dreszcz, a po jej policzku spłynęła jedna łza. Na pierwszy rzut oka było widać, że  milion razy wolałaby dostać karę od dyrektora niż żeby dzwonił do jej rodziców. Czyżby bała się tego jak zareagują? Cholera przecież to moja wina i nie mogę tego tak zostawić.
- Proszę nie karać Melissy! To moja wina! - zerwałem z miejsca. Hoke spojrzał na mnie wyczekująco, ale nic nie mówił. - Ja ją namówiłem do wagarów i to ja ją..- urwałem i zmieszany przeczesałem włosy. Głupio tak gadać na "te" tematy z dyrektorem. -.. no wie pan o co chodzi. Niech mi pan da większą karę, może pan nawet powiadomić moją matkę, ale proszę nie karać Mel. Ona nie jest niczemu winna. - nawijałem jak najęty.
- Nathan nie możesz mnie bronić. Ja chciałam iść na te wagary. Wiem że zrobiłam źle i przyjmę każdą karę. - powiedziała cicho Mel.
Hoke wstał na równe nogi, podszedł do wielkiego okna i chyba zastanawiał się co ma zrobić. Kątem oka spojrzałem na Mel, jednocześnie błagając w myślach aby dyro zrobił to o co prosiłem. Po raz pierwszy nie pyskowałem do niego i starałem się być miły, może to coś da. Nagle dyrektor chrząknął znacząco i odwrócił się twarzą do nas.
- Dobrze. Tym razem nie wezwę twoich rodziców, ale tak jak pan Knight będziesz musiała zostawać po lekcjach w kozie przez najbliższe dwa tygodnie. - powiedział poważnym tonem.
Melissa skinęła głową wpatrując się w swoje buty. Cholera, jeśli wszystko spieprzyłem? Jeśli nie będzie się chciała zadawać? Boże, czemu ja myślę o wszystkim po fakcie.
- Idźcie już na lekcje. - mruknął smętnie. - I panno Lorens radziłbym znaleźć lepsze towarzystwo. Jesteś świetną uczennicą i szkoda by było, żebyś się zmarnowała. - powiedział przy tym patrząc na mnie jakbym był kimś gorszym. Przez chwilę czułem się jak w domu i to wcale nie było przyjemne uczucie.
Mel nic nie odpowiedziała tylko wyszła z pomieszczenie, a ja poczłapałem zaraz za nią. Nie miałem ochoty oglądać gęby tego faceta. Jeszcze nigdy mnie tak nie wkurzył jak dzisiaj. Kto mu dał prawo, żeby mówić kto jest lepszy, a kto nie? Przez niego znowu poczułem się jak śmieć.
Właśnie miałem odezwać się do dziewczyny, jednak zobaczyłem zmierzającą w naszą stronę panią Bennett i zapomniałem języka w gębie. Jakim cudem dowiedział się, że znowu trafiłem do dyrektora? Czyżby miała wbudowany jakiś radar? W sumie nie zdziwiłoby mnie to.
- Pani Nelson przyszła do mnie przed chwilą i powiedziała mi że znowu trafiłeś na dywanik do Hoke'a. Co znowu przeskrobałeś? - spytała.
Spojrzałem najpierw na kobietę, a następnie na oddalającą się dziewczynę. To się nazywa szpagat emocjonalny. Musiałem podjąć szybką decyzję. Zgrabnie wyminąłem panią Bennett i w biegu krzyknąłem, że wszystko jej wytłumaczę później. Po kilku sekundach dogoniłem Melissę. Złapałem ją za łokieć i odwróciłem twarzą do siebie. W jej oczach widziałem zdziwienie i.. szczęście?
- Melissa przepraszam. - szepnąłem zdyszanym głosem.
- Nathan po co mnie broniłeś? Przeze mnie narobisz sobie więcej kłopotów. - powiedziała, a jej głos lekko zadrżał.
- Ja cię w to wpakowałem. Wiem, że nie chcesz aby twoi rodzice się o tym dowiedzieli. Może i wybrałem najgorszy z możliwych sposobów, ale po prostu musiałem coś zrobić. Jeżeli teraz mnie zwyzywasz i powiesz, że nie chcesz mnie znać to zrozumiem. - znowu zacząłem nawijać jak najęty.
Melissa nic nie powiedziała tylko wtuliła się mocno w moją klatkę piersiową. Przez kilka sekund nie wiedziałem co zrobić, jednak po chwili przygarnąłem ją do siebie jeszcze bliżej i schowałem twarz w jej włosach, wdychając ich słodki zapach.
- Czemu to zrobiłeś? - spytała cicho odsuwając się ode mnie.
- Tak jak mówiłem, to ja cię w to wpakowałem, a poza tym.. zależy mi na tobie. - powiedziałem szczerze.
Oczy dziewczyny zalśniły niczym małe diamenciki, przepiękny widok. Czułem jak jej serce zaczyna bić mocniej, moje zresztą też nabrało szybszego rytmu. Uśmiechnąłem się delikatnie i przybliżyłem wargi do ust dziewczyny. Po chwili nasze usta złączyły się w jedno. Pocałunek był krótki, ale zdecydowanie lepszy niż ten wcześniejszy. Wiem, że to pewnie dziwnie zabrzmi, ale tamten był zdecydowanie zbyt namiętny, zbyt porywczy.
Oderwałem się od ust dziewczyny i spojrzałem w jej czekoladowe oczy, w których nadal świeciły małe iskierki. Uśmiechnąłem się na ten widok, przez co na policzkach Mel pojawiły się delikatne rumieńce. Położyłem dłoń na jej policzku i przejechałem po nim kciukiem, a następnie jeszcze raz musnąłem jej usta. Właśnie w tej chwili rozbrzmiał dzwonek ogłaszający zakończenie lekcji.

* * *
Wszedłem do kuchni ziewając głośno i od razu skierowałem się do lodówki. Wyciągnąłem karton z sokiem pomarańczowym i nalałem trochę do szklanki. Oparłem się o blat i spojrzałem na panią Bennett, która siedziała przy stole i czytała jakąś gazetę. Chyba wyczuła, że na nią patrzę bo podniosła głowę i uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Pamiętasz, że w przyszłym tygodniu jest rozprawa? - spytała nadal na mnie patrząc.
Niechętnie skinąłem głową i wróciłem do picia soku. To może wyjaśnię o co chodzi. Tak jak było ustalone w poniedziałek poszliśmy na komisariat, gdzie opowiedziałem o tym jak Greg znęca się nade mną i moim bratem. Oprócz tego dałem im także zaświadczenie od lekarza, które dostałem po tym jak mnie ostatnio urządził ten dupek. Policja i sąd od razu zajęli się tą sprawą. Greg został zatrzymany i obecnie znajduje się w areszcie i w sobotę ma odbyć się pierwsza rozprawa.
Nie boję się rozprawy, bo wiem że na pewno wsadzą tego sukinsyna do pierdla. Boję się, że nasza matka się tam nie pojawi, nie stanie po naszej stronie i że będzie nam miała to wszystko za złe. Nie chcę żyć ze świadomością, że mama ma nas gdzieś.
W tym momencie do kuchni przyczłapał Lucas, przecierając zaspane oczy. Kiedy przechodził obok mnie poczochrałem mu włosy, ale i tak nie zareagował. Zaśmiałem się pod nosem i usiadłem przy stole.
- Młody co ty na to, żeby iść dzisiaj do skateparku? - zagadnąłem braciszka.
Młody od razu się rozbudził i spojrzał na mnie tymi swoimi świecącymi oczyskami. Wiedziałem, że się ucieszy. Uwielbiam patrzeć na ten jego szczery uśmiech, kiedy słyszy o skateparku, deskorolce i wszystkim co z tym związane.
- A Grace idzie z nami? - spytał pochłaniając kanapkę z Nutellą, którą zrobiła mu pani Lydia.
- Przykro mi, ale dzisiaj nie mogę. - oświadczyła moja przyjaciółka wchodząc do kuchni.
Zaśmiałem się pod nosem widząc rozczochrane włosy i różową piżamę dziewczyny. Wyglądała naprawdę uroczo, jak wtedy kiedy byliśmy dziećmi. Chciałbym wrócić do tamtych czasów, wszystko było wtedy łatwiejsze,  jedynym moim problemem było to aby zdążyć na ulubioną bajkę.
- A wybierasz się gdzieś dzisiaj? - spytała pani Bennett patrząc na córkę.
- Wychodzę z Carlosem, nic nadzwyczajnego. - mruknęła blondynka siadając obok Lucasa.
Przyglądałem się dziewczynie przez kilka sekund zastanawiając się, czemu z taką.. niechęcią mówi o swoim.. chłopaku? Trochę to dziwne, ale może tylko mi się wydaje, może po prostu nie chce rozmawiać o tym ze swoją matką. Dobra, kurde Nathan ogarnij się człowieku, zdecydowanie za dużo myślisz.
Po chwili zorientowałem się, że Grace patrzy na mnie jak na idiotę. Poczułem jak na moją twarz uderza ciepło, więc szybko odwróciłem wzrok. Poczułem się co najmniej dziwnie. Mam wrażenie, że ja i Grace oddalamy się od siebie. Znowu.

* * *
Gdy tylko weszliśmy na teren skateparku moją uwagę przykuła szatynka siedząca na ławce. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Dziewczyna chyba usłyszała, że ktoś idzie w jej kierunku i odwróciła się, a gdy mnie zobaczyła także się uśmiechnęła. Kiedy byliśmy już blisko, Melissa podniosła się na równe nogi i podeszła do nas. Objąłem ją delikatnie w pasie i pocałowałem w policzek, przez co się zarumieniła.
- To twój brat? - spytała patrząc na Lucasa.
Skinąłem głową również patrząc na młodego, który swoją drogą wyglądał na lekko zestresowanego. Melissa kucnęła naprzeciwko chłopca i uśmiechnęła się do niego czule.
- Hej jesteś Lucas? - spytała, na co młody skinął delikatnie głową nie spuszczając oczu z dziewczyny. - Ja jestem Melissa. Lubisz jeździć na deskorolce? - Luke znowu skinął głową . - A pokażesz mi?
- Jesteś dziewczyną Nathana? - wypalił.
Dziewczyna zarumieniła się lekko i spojrzała na mnie nie wiedząc co odpowiedzieć. Fakt, nawet nie rozmawialiśmy na ten temat. Chyba czas najwyższy to zrobić.
- Tak, Melissa jest moją dziewczyną. - powiedziałem i puściłem dziewczynie oczko.
Mel przygryzła delikatnie wargę i zaśmiała się cicho. W tym momencie wyglądała naprawdę słodko. Spojrzałem na brata, który ewidentnie nad czymś intensywnie myślał. Chyba nie do końca mi wierzył, bo przecież on cały czas myśli że ja i Grace jesteśmy parą.
Lucas chciał już coś powiedzieć, ale zamknął buzię i znowu zaczął się przyglądać dziewczynie, ale tym razem z dziwnym uśmieszkiem, takim wesołym i szczerym. Już dawno nie widziałem, żeby się tak uśmiechał.
- Co ty na to, żeby iść później na lody? - Mel znowu zwróciła się do Lucasa.
W oczach młodego zaświeciły się wesołe iskierki, kiedy usłyszał magiczne słowo "lody". Luke zaczął energicznie machać głową na zgodę, uśmiechając się przy tym jak chochlik. Mimowolnie zaśmiałem się pod nosem na ten widok.
- Nie jest już za zimno na lody? - spytałem chcąc podrażnić się z braciszkiem.
- Nie! - krzyknęli jednocześnie.
- Dobra zostałem przegłosowany. - zaśmiałem się.
Lukas zaczął wykonywać jakiś szalony taniec szczęścia, przez co zacząłem się śmiać jeszcze bardziej. Coś czuję, że ten dzień będzie naprawdę niezapomniany.

* * *
Była godzina dziewiętnasta,a na zewnątrz robiło się już ciemno i zimno. Odprowadziliśmy Melissę pod dom i jako że Luke nie chciał jej puścić, ślęczeliśmy tam dobre dwadzieścia minut. Dopiero kiedy dziewczyna po raz dziesiąty obiecała młodemu, że niedługo znowu wyjdziemy do skateparku pozwolił jej iść do domu, jednak wcześniej wyściskał ją niczym pluszaka.
Dobrze, że Lukas polubił Mel i to ze wzajemnością. Na wspomnienie tej dwójki kłócących się, kto lepiej jeździ na desce i kto zjadł szybciej lody mimowolnie na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.
Przez całą drogę powrotną młody jeździł na desce i chwalił się, że to on lepiej jeździ. Tu mu muszę przyznać rację, ale cii nie mówcie Mel. Chociaż muszę przyznać, że Melissa radzi sobie naprawdę nieźle, zważywszy na fakt że zaczęła naukę niedawno, a Luke jeździ od ponad roku, jak nie dłużej.
Kiedy weszliśmy do domu młody pobiegł do kuchni i zaczął nawijać o tym jak spędził dzień. Uśmiechałem się pod nosem słysząc to. Przynajmniej nie myśli o mamie, Gregu i tym całym bagnie w jakim się znajdujemy.
Stanąłem w drzwiach kuchni i oparłem się o framugę. Wpatrywałem się w braciszka, który żywiołowo gestykulował rękami i wręcz skakał ze szczęścia. Wyglądało to naprawdę komicznie.
-.. i później poszliśmy na lody! Zjadłem cały pucharek szybciej niż Melissa!
- Naprawdę? To super. - pani Bennett uśmiechnęła się do Lukasa.
Zerknąłem na Grace, która przysłuchiwała się wszystkiemu z dziwną miną, jakby była wściekła że Mel była razem z nami.
- I obiecała mi, że jeszcze pójdziemy! Fajna jest ta dziewczyna Nathana! - Luke zaczął skakać w miejscu niczym piłeczka.
Grace odsunęła gwałtownie krzesło i wyszła z kuchni. Odwróciłem się za nią i zobaczyłem jak wbiega po schodach, a następnie usłyszałem głośny trzask. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc jej zachowania. Obok mnie pojawiła się pani Lydia i także patrzyła na schody marszcząc brwi.
- Co się jej stało? - spytała.
- Pogadam z nią. - mruknąłem i ruszyłem ku górze.
Stanąłem przed drzwiami łazienki, w której zamknęła się dziewczyna i przyłożyłem do nich ucho, jednak nic nie usłyszałem, nawet najmniejszego szmeru. Zapukałem delikatnie, ale dalej nie było żadnego odzewu.
- Grace wszystko w porządku? - spytałem.
- Odwal się Nathan. - usłyszałem w odpowiedzi.
- O co ci chodzi? - zdziwiłem się.
- O nic! Idź do swojej dziewczyny. - warknęła.
Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. Grace była zazdrosna o Melissę? To chyba jakiś sen. Przecież to nie możliwe, albo po prostu znowu sobie coś ubzdurałem.
- Cholera nie rozumiem o co ci chodzi! - tym razem to ja podniosłem głos. - Masz mi za złe, że wyszedłem z Lucasem i Melissą?
Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich Grace. Moje oczy znowu rozszerzyły się ze zdziwienia, kiedy zobaczyłem jak po jej policzkach spływają łzy.
- Nie chodzi o to, że z nią wyszedłeś tylko o to że mi nic nie powiedziałeś, że z nią jesteś. Jesteśmy przyjaciółmi, a ty ukrywasz przede mną tak ważne rzeczy! Nie ufasz mi czy co?
- Ufam ci, ale my dopiero dzisiaj.. - urwałem i przeczesałem dłonią włosy.
Po co ja się zaczynam tłumaczyć? Przecież nie zrobiłem nic złego. Mam prawo spotykać się z kim chce i nie muszę się nikomu z tego spowiadać. Musi chodzić o coś jeszcze niż tylko o to, że nie powiedziałem jej że coś czuję do Mel. Przyglądnąłem się uważniej blondynce, chcąc coś wyczytać z jej twarzy.
- Chodzi o coś innego. - mruknąłem. - Wcale nie masz mi za złe tego że spotykam się z Melissą. - mówiłem powoli. - Jesteś zazdrosna. - wypaliłem widząc zmieszanie w jej oczach.
- Tak jestem zazdrosna! - warknęła po chwili. - Chodzenie do skateparku z Lukasem to było nasze zajęcie, ale teraz ta.. ona odbiera mi wszystko! Zabiera mi przyjaciela!
- Melissa niczego ci nie zabiera! To wy mnie olaliście! Ty, Scott i Alex! W ogóle nie mieliście dla mnie czasu! A teraz czepiasz się mnie, że się z kimś spotykam?! - krzyknąłem. - Mam prawo spotykać się z kim chce i gdzie chce, a wam nic do tego!
- Ach tak? To proszę bardzo! Już nie będę się wpieprzać w twoje życie! - krzyknęła i ruszyła w stronę swojego pokoju.
- I bardzo dobrze! - odkrzyknąłem.
Blondynka z hukiem zamknęła drzwi. Zakląłem pod nosem i poszedłem do "swojej" sypialni. Oparłem się o ścianę i zacząłem kląć na całe gardło, nie zważając na to że pani Bennett może mnie usłyszeć. Byłem wściekły na siebie. Znowu wszystko spieprzyłem i to przez własną głupotę. Czy ta kłótnia oznacza, że to koniec naszej przyjaźni?


___________________________________________________
Rozdział pisałam na szybkiego. Wiem, że strasznie krótki i ogółem jakiś dziwny, ale mam nadzieję że nie będziecie mi mieć tego za złe.
Postaram się aby następny był dłuższy i lepszy i żeby coś się działo.
Pozdrawiam
@Twinkleineye

czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 14

Jechałem na deskorolce w stronę domu Bennettów rozmyślając o wszystkim i o niczym, chociaż głównie to o niedoszłym pocałunku moim i Mel. Nie wiem czemu, ale zawsze w skateparku do tego dochodzi, znaczy prawie dochodzi. Tam są chyba jakieś dziwne moce.
Wiecie, kiedy myślę o tym głębiej, to żałuję że nie doszło do tego pocałunku. Może właśnie on by coś zmienił w moich uczuciach, może zakochałbym się w Melissie, a Grace byłaby tylko moją przyjaciółką, tak jak było wcześniej. W każdym razie teraz nie dowiem się tego. Kto wie, może kiedyś.
W pewnym momencie zatrzymałem się i zdałem sobie sprawę, że nie jestem obok domu Bennettów, tylko obok swojego domu. Zauważyłem że w kuchni świeci się światło. Coś mnie podkusiło, aby podejść bliżej i sprawdzić co się tam dzieje. Zatrzymałem się obok wielkiego drzewa, które rosło za naszym płotem i skupiłem wzrok oknie.
Po chwili do kuchni weszła moja matka, a zaraz za nią wściekły Greg. Zaczęli się kłócić, jak zwykle zresztą. Nie wiem jak długo to trwało, ale z każdą sekundą ich krzyki stawały się wyraźniejsze i dało się je usłyszeć na zewnątrz. W tej chwili cieszyłem się, że obecnie mieszkamy u pani Bennett, przynajmniej Lucas nie musi tego wszystkiego oglądać.
Nagle mój ojczym zamachnął się i uderzył moją matkę z taką siłą, że ta poleciała na szafkę, a wszystkie talerze i miski, które na niej stały rozbiły się z hukiem o podłogę. Patrzyłem na to wszystko szeroko otwartymi oczami, jednocześnie drżąc ze strachu. Nie spodziewałem się, że ten dupek posunie się aż do tego stopnia.
Usłyszałem głośny trzask zamykanych drzwi, więc szybko schowałem się za drzewem. Dyskretnie spojrzałem w bok i zobaczyłem jak Greg wsiada do swojego samochodu, a następnie odjeżdża z piskiem opon. Natrętny głosik w głowie mówił mi abym wracał do domu, ale serce mówiło mi żebym sprawdził co z mamą i to właśnie jego posłuchałem.
Niepewnym krokiem wszedłem do domu, cicho zatrzaskując za sobą drzwi. Powoli skierowałem się do kuchni. Zatrzymałem się w progu i zobaczyłem całą podłogę zawaloną rozbitymi talerzami i miskami. Przeniosłem wzrok z podłogi na moją matkę, która siedziała na krześle i cicho szlochała z twarzą schowaną w dłoniach. Po chwili zauważyłem, że po jej skroni spływa krew. Skrzywiłem się na ten widok.
- Mamo? - odezwałem się cicho.
Kobieta podniosła gwałtownie głowę i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Mimo iż byłem na nią cholernie wściekły, za to że pozwala Gregowi traktować mnie i mojego brata jak wyrzutków, to było mi jej żal. W końcu jest moją matką i kocham ją mimo wszystko.
- Nathan? - była naprawdę zdziwiona. - Co ty tu robisz?
- Mamo proszę cię skończ już z tym. - powiedziałem podchodząc bliżej i kucając obok niej. - Nie widzisz jak daleko to wszystko już zaszło?  Jak możesz pozwalać mu żeby tak cię traktował? Jak śmiecia. Rozumiem, że go kochasz, nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo cię rozumiem. Sam jestem zakochany i wiem, że wybaczyłbym wszystko żeby tylko zatrzymać ją przy sobie. - trudno było mi mówić o swoich uczuciach mojej matce, ale miałem nadzieję że to coś da. - Z Lucasem nie możemy nawet mieszkać, we własnym domu. Wiesz jak to boli? - spytałem. Nie odezwała się nawet słowem. - Mamo proszę cię..- chwyciłem się ostatniej resztki nadziei. Czułem jak do moich oczu napływają łzy, ale z całych sił starałem się aby nie pozwolić im wypłynąć.
- Przepraszam. - szepnęła i zaczęła jeszcze bardziej płakać.
Spuściłem głowę w dół, zamknąłem oczy i zacisnąłem mocno zęby. Robiłem wszystko, żeby tylko nie zacząć krzyczeć i płakać. To naprawdę boli, kiedy rodzona matka woli gościa, który ją bije niż własne dzieci. Przełknąłem nerwowo ślinę i podniosłem się z podłogi, a następnie spojrzałem na mamę smutnym wzrokiem.
- W poniedziałek prawdopodobnie idziemy na policję, zgłosić moje pobicie i pobicie Lucasa. Może cię to interesuje. - mruknąłem.- Przemyśl sobie wszystko, o nic więcej nie proszę. Do zobaczenia. - szepnąłem i szybko wyszedłem.

* * *
Kiedy przyszedłem do domu Bennettów było już po dwudziestej. Bez słowa usiadłem w kuchni i wpatrywałem się w swoje dłonie. Czułem na sobie spojrzenia obydwóch kobiet, ale nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Czułem się okropnie przez co zaczynałem żałować, że wszedłem wtedy do domu.
- Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady. - odezwała się pani Lydia stawiając przede mną kubek z herbatą.
Skinąłem głową i wziąłem kubek do ręki. Upiłem łyk nadal na nikogo nie patrząc. Nagle poczułem jak ktoś mnie łapie za rękę. Spojrzałem w bok i okazało się, że tą osobą jest Grace. Splotła nasze palce i ścisnęła mocniej. Najwyraźniej musiała zauważyć, że jednak coś jest nie tak.
- To może powiedz gdzie byłeś, no i kim była ta dziewczyna, która przyszła dzisiaj do biblioteki. - moich uszu znowu doszedł głos pani Bennett.
- Koleżanka. - mruknąłem spuszczając wzrok na kubek, który trzymałem w ręce.
- Yhy. A dowiem się gdzie byłeś?
- W skateparku, a później.. w domu.
- Po co? - zdziwiła się Grace.
- Sam nie wiem, ale to była głupia decyzja. - wzruszyłem ramionami. - Przepraszam, ale chyba pójdę się położyć. - szepnąłem.
Puściłem dłoń przyjaciółki, a następnie szybko pognałem na górę, gdyż nie czułem się najlepiej. Kiedy wszedłem do pokoju zdziwiłem się trochę, że nie było tu Lucasa, ale po chwili zorientowałem się że przecież może spać w pokoju Grace. Położyłem się na łóżku i zakryłem twarz poduszką.
Tak wiem, że ostatnio często to robię, ale to zawsze mi pomaga. Nie minęło kilka minut, a już usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju. Mój gość usiadł na krawędzi łóżka i położył dłoń na moim ramieniu.
- Jest aż tak źle? - moich uszu doszedł głos Grace.
-Ten dupek uderzył dzisiaj moją matkę, ale ona i tak woli go chronić! - warknąłem odrzucając poduszkę na bok. Niezdarnie podniosłem się do pozycji siedzącej. - To boli. - szepnąłem.
Grace nic nie powiedziała tylko po prostu przytuliła mnie do siebie. Wtuliłem się w nią mocno czując jak do oczu napływają łzy. Nie chciałem rozmowy w stylu " zobaczysz wszystko będzie dobrze", potrzebowałem zwykłego przytulenia, bliskości drugiej osoby i tą osobą w tym momencie była Grace.

* * *
Siedziałem w ostatniej ławce na lekcji języka angielskiego, zawzięcie wystukując na klawiaturze mojego telefonu wiadomość do Melissy. Pisaliśmy ze sobą już od jakichś trzech godzin, a mi wciąż było mało. Mimo iż znaliśmy się bardzo krótko, gadaliśmy ze sobą jakbyśmy się znali od zawsze. Dobrze jest mieć kogoś takiego.
W końcu rozbrzmiał długo oczekiwany przez nas dzwonek. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc i zaczęli chować swoje książki, jednak przerwał nam głos naszego ukochanego nauczyciela.
- Pozwoliłem wam się pakować? Dzwonek jest dla nauczyciela. - powiedział surowym głosem.
- To niech go sobie pan kurwa weźmie! - wydarł się Scott.
Cała klasa ryknęła śmiechem, a Daniels nie wiedział co powiedzieć. Zaśmiałem się pod nosem i przybiłem kumplowi tak zwanego żółwika. Nie zwracając uwagi na nauczyciela wszyscy wyszli z klasy, nie wykluczając mnie i moich przyjaciół.
Jako że była godzinna przerwa, jak zwykle wyszliśmy na szkolny dziedziniec i usadowiliśmy się na najbardziej oddalonej od budynku szkolnego ławce. Po kilku minutach Grace ulotniła się do swojego pseudo chłopaka, co sprawiło że zostałem sam z gołąbeczkami.
Nie żeby coś, ale rzygać mi się chciało kiedy widziałem jak robią do siebie maślane oczka. Oddaliłem się szybko od nich pod byle jakim pretekstem, chociaż w sumie wydaje mi się, że nawet tego nie zauważyli.
Usiadłem na murku w cieniu drzewa i wyciągnąłem z kieszeni dżinsów papierosa. Odpaliłem go i zaciągnąłem się głęboko. Przymknąłem powieki i oparłem głowę o metalowy płot. Nagle usłyszałem głośne chrząknięcie. Lekko przestraszony otworzyłem oczy i zobaczyłem uśmiechniętą twarzyczkę Meli.
Odetchnąłem w duchu i także się do niej wyszczerzyłem. Poklepałem zachęcająco miejsce obok siebie, a dziewczyna z chęcią je zajęła.
- Nie mówiłeś że palisz. - odezwała się udając obrażoną.
- Nie ma się czym chwalić. - mruknąłem rzucając niedopałek na ziemię. - Jak tam lekcje?
-  Jakbyś nie wiedział. - zaśmiała się. - Przez ciebie Stone prawie zabrał mi komórkę! - powiedziała uderzając mnie lekko w ramię.
- Jakoś ci to wynagrodzę. - zaśmiałem się.
Siedzieliśmy tak gadając, śmiejąc się i przepychając, a tematy w ogóle się nie kończyły mimo iż miałem wrażenie że powiedzieliśmy już sobie wszystko. Uwielbiam spędzać czas w towarzystwie tej dziewczyny, ona jest naprawdę niesamowita.
W pewnym momencie zauważyłem jak w naszym kierunku zmierza mój "przyjaciel" Raul. Dawno go nie widziałem i wcale się za nim nie stęskniłem. Mimowolnie skrzywiłem się widząc go, co nie uszło uwadze Melissy.
- Knight czyżbyś wyrwał jakąś panienkę? - zaśmiał się szyderczo podchodząc do nas.
- Czego chcesz Raul? - warknąłem stając naprzeciwko niego.
- Chciałem się dowiedzieć jak ci idzie twoja misja pozbycia się Carlosa. - mruknął.
- Co cię to obchodzi? - zdziwiłem się.
- Pytam z ciekawości. - uśmiechnął się ironicznie.
Raul wychylił się lekko i spojrzał na Melissę, a następnie puścił do niej oczko. Nie wiem czemu, ale poczułem się trochę zazdrosny, głupie nie?
- Zajmij się lepiej swoimi sprawami. Grace jest MOJĄ przyjaciółką i sam załatwię tą sprawę. - mruknąłem.
- Jak chcesz, ale pamiętaj że jeśli chodzi o bezpieczeństwo Grace, to zawsze możesz na mnie liczyć. - powiedział poważnym tonem.
- Jasne. - odparłem cicho będąc w lekkim szoku.
Raul jeszcze raz zerknął na Mel i oddalił się w kierunku szkoły. Prochy chyba całkowicie wyżarły mu mózg. Gdzie się do cholery podział koleś z którym mogłem się dissować? Świat schodzi na psy. Wróciłem z powrotem na swoje miejsce, a Mel spojrzał na mnie podejrzliwie. Uśmiechnąłem się niewinnie, ale to jej najwyraźniej nie wystarczyło.
- Kto to był? - spytała.
- Nie ważne. - mruknąłem, na co odpowiedziała uniesieniem brwi. - To długa historia.
- Dobra nie naciskam. - uśmiechnęła się.
 Także się uśmiechnąłem i objąłem ją delikatnie ramieniem. Mel położyła głowę na moim ramieniu wzdychając ciężko. Spojrzałem na nią zdziwiony, ale ona tylko się uśmiechnęła. Zapewne w tym momencie wyglądaliśmy trochę jak para, ale miałem to gdzieś. Właściwie w tym momencie wszystko miałem gdzieś.

* * *
Za każdym razem kiedy patrzę na moich przyjaciół, mam wrażenie że miłość wyżera ludziom mózgi i to dosłownie. Zachowują się naprawdę dziwnie i jeżeli tak ma to wyglądać to sorry, ale ja chyba zrezygnuję.
Jeszcze kilkanaście dni, a Scott przestanie się zachowywać jak on, przestanie być chamski, wulgarny i tak dalej. Jeżeli tak się stanie to chyba zwariuję.
Przez ostatni tydzień moi przyjaciele totalnie mnie olewali, gdyż byli zbyt zajęci sobą i gdyby nie to że zacząłem się przyjaźnić z Mel, kompletnie nie miałbym co ze sobą zrobić. Zacząłem spędzać z nią coraz więcej czasu i jeszcze bardziej ją polubiłem, a może nawet za bardzo.
Trwało to dość długo, ale jakimś cudem udało mi się namówić Melissę, aby nie iść na pierwszą lekcję. Mel jest świetną uczennicą, więc nie chciała opuszczać zajęć, ale w końcu nie mogła się oprzeć mojemu urokowi. A tak serio obiecałem że to będzie pierwszy i ostatni raz.
Siedzieliśmy pod drzewem tam gdzie zazwyczaj, chociaż nie tyle siedzieliśmy co staliśmy. Melissa opierała się o drzewo, a ja stałem naprzeciwko niej, paląc papierosa. Dziewczyna przyglądała mi się krzywiąc się delikatnie. Nagle wyrwała mi z ręki fajkę, rzuciła na ziemię i rozdeptała go.
- Powinieneś to rzucić. - mruknęła.
- Przecież nie jestem nałogowcem, tylko czasami sobie podpalam. - odparłem.
- Nie lubię kiedy to robisz. - szepnęła spuszczając głowę w dół.
Zauważyłem jak na jej policzkach pojawiają się rumieńce. Uwielbiam te momenty, wygląda wtedy tak słodko. Chwyciłem jej podbródek i uniosłem do góry, by móc spojrzeć jej w oczy.
- To naprawdę miłe że się tak o mnie martwisz, ale nie potrzebnie. Jestem już dużym chłopcem i potrafię o siebie zadbać. - zaśmiałem się.
- Może masz rację. - powiedziała unosząc kąciki ust, jednak po chwili ten uśmiech zniknął. - Nathan ja muszę ci coś powiedzieć. - szepnęła.
Spojrzałem na nią pytająco. Mel wyraźnie zakłopotana przygryzła wargę, a po chwili przybliżyła się do mnie i musnęła moje usta. Podobno faceci nie czują motylków w brzuchu tylko ucisk w spodniach, ja nie wiem co czułem, chyba byłem.. szczęśliwy?
Melissa odsunęła się ode mnie, a w jej oczach dało się zauważyć strach, zawstydzenie, miłość i wiele innych uczuć, ale nie potrafiłem ich dokładnie określić. Staliśmy przez chwilę w ciszy nie wiedząc co powiedzieć, ale to ona pierwsza ją przerwała.
- Przepraszam, nie powinnam. - szepnęła, a po jej policzku spłynęła łza.
W tym momencie coś we mnie pękło. Chwyciłem jej twarz  w dłonie, przycisnąłem ją do drzewa i z mocą wpiłem się w jej usta. Dziewczyna przez chwilę była w lekkim szoku, jednak szybko się ocknęła i zaczęła odwzajemniać moje pocałunki. Nasze języki toczyły ze sobą zaciętą walkę, żadne z nas nie chciało się poddać. Położyłem jedną dłoń na jej talii, jednak stopniowo zjeżdżała w dół, aż do uda. Pociągnąłem jej nogę do góry, a następnie oparłem ją na swoim biodrze i przysunąłem się jeszcze bliżej niej, pogłębiając pocałunek. Melissa jęknęła cicho w moje usta, wsunęła rękę pod mój T-shirt i opuszkami palców delikatnie wodziła po moim brzuchu. Ta prosta czynność sprawiła że moje ciało zalała fala podniecenia. Boże co ta dziewczyna ze mną wyprawia.
Nagle naszych uszu doszło głośne chrząknięcie, co sprawiło że odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy nie kogo innego, jak dyrektora Hoke'a.


_________________________________________________
Jej w końcu skończyłam ;)
Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale przecież mogło być gorzej.
Nie wiem kiedy będzie następny, ale chyba nie tak szybko jak ten, chociaż może się mylę ;D
Pozdrawiam cieplutko.
@Twinkleineye

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 13

Kiedy wracałem do domu, byłem pewny że wszyscy będą spali, ale niestety spotkało mnie rozczarowanie. Już z daleka widziałem, że w kuchni świeci się światło. Czyli czeka mnie przesłuchanie jak na komisariacie. Mimo iż cholernie kocham tą rodzinę i lubię spędzać z nimi czas, to nie cierpię kiedy wypytują mnie gdzie byłem, z kim i tak dalej. Westchnąłem ciężko i ruszyłem do drzwi.
Wszedłem do środka zatrzaskując cicho drzwi i chciałem od razu udać się na górę, ale moje plany zniweczył głos pani Bennett dochodzący z kuchni. Wziąłem głęboki wdech i poszedłem do kuchni. Oparłem się o framugę i spojrzałem wyczekująco na kobietę, która siedziała przy stole.
- Gdzieś ty był? Wiesz która jest już godzina? - spytała.
- Byłem w skateparku, a poza tym wcale nie jest tak późno. - mruknąłem.
- Przecież nie masz deski, Greg rozwalił twoją. - odezwała się Grace.
Popatrzyłem na przyjaciółkę zdziwiony i wkurzony jednocześnie. Po kiego grzyba mówi o tym frajerze i jeszcze mi przypomina, że zniszczył jedyną pamiątkę jaką miałem po ojcu? To boli.
- Co z tego. - prychnąłem. - Patrzyłem jak chłopaki jeżdżą. Chociaż tyle mi zostało. - podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej butelkę wody.
- Ale czemu tak długo? - dopytywała się pani Lydia.
- Co to za przesłuchanie!? - nie wytrzymałem i podniosłem głos. - Dobrej nocy. - mruknąłem i skierowałem się na górę.
Wszedłem do pokoju i mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy zobaczyłem śpiącego na łóżku Lucasa. Zazdroszczę mu. Też bym chciał żyć tak bezproblemowo, no może nie do końca jego życie jest bez problemów, bo Greg go bił i w ogóle, ale teraz już będzie ok.
Rzuciłem plecak w kąt pokoju, a następnie usiadłem na krześle, odkręciłem butelkę, którą miałem w ręce i pociągnąłem spory łyk wody. Dopiero wtedy zauważyłem, że ręce mi się strasznie trzęsą, ale to na pewno nie z zimna. Przymknąłem powieki i wziąłem kilka głębokich wdechów, chcąc się uspokoić.
Otworzyłem oczy i wyciągnąłem z plecaka słuchawki, które następnie włożyłem do uszu i włączyłem ulubioną muzykę. Przeniosłem się na łóżko i spróbowałem zasnąć, ale w tym momencie mimo iż muzyka była naprawdę głośna moich uszu doszedł trzask zamykanych drzwi. Mimowolnie się wzdrygnąłem, ale nie otworzyłem oczu. Nagle osoba, która weszła do pokoju zaczęła mnie szturchać w ramię, a następnie wyciągnęła słuchawki z moich uszu.
- Nie udawaj że śpisz. - odezwała się Grace surowo.
Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na jej rozgniewaną twarz. O co jej chodzi? Coś czuję że to nie będzie miła rozmowa.
- Co jest? - spytałem głupio.
- Co jest? - powtórzyła zdziwiona. - Co się z tobą dzieje człowieku?  Od jakiegoś czasu zachowujesz się strasznie dziwnie i jeszcze dzisiaj naskoczyłeś na moją mamę. Ona się o ciebie martwi i w ogóle, a ty się jeszcze czepiasz..
- Nie prosiłem się o pomoc i nie chcę żeby ktoś się o mnie martwił. Potrafię sam o siebie zadbać. - mruknąłem.
- Dobra, mniejsza z tym. Nie przyszłam po to żeby prawić ci kazania. - odparła nie patrząc namnie. - Mama nie zdążyła ci powiedzieć, że jutro po szkole idziemy na komisariat złożyć zeznania przeciwko Gregowi.
- Jutro? - zdziwiłem się. -Nie można tego przełożyć? - spytałem.
- Że co? Chyba się przesłyszałam. Nathan chodzi o twoje pobicie i o pobicie Lucasa do cholery!
- Nie rozumiesz. Nie chodzi o to że nie chcę, żeby poszedł do paki, bo chcę, i to bardzo. Po prostu chodzi o to, że chcę dać czas mojej matce. Chcę, żeby pokazała że jej na nas zależy i żeby to ona pozbyła się tego gnoja i to z własnej woli. - po części nie kłamałem, naprawdę chcę żeby matka sama wywaliła Grega z domu, ale i tak bardziej chodziło mi o to że chcę się spotkać z Melissą.
Grace patrzyła na mnie przez chwilę, analizując w głowie to co powiedziałem i po chwili skinęła głową zgadzając się z tym co powiedziałem.
- Chyba masz rację. - mruknęła w końcu. - Dobrej nocy. - powiedziała po chwili ciszy.
- Dobranoc. - odparłem.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie delikatnie i wyszła z pokoju. Westchnąłem zrezygnowany, a następnie wśliznąłem się pod kołdrę i przymknąłem powieki z nadzieją, że za chwilę zasnę.

* * *
Staliśmy pod główną bramą i czekaliśmy aż pojawi się Scott. Przez cały czas myślałem o tym co mówiła wczoraj Grace, w sensie o tym pójściu na policję. Pani Bennett nie była zbyt zadowolona, gdy jej rano powiedziałem, że chcę z tym jeszcze poczekać. Próbowała mnie jeszcze przekonywać, ale byłem nieugięty (tą cechę odziedziczyłem po ojcu).
Nagle Grace przywaliła mi w ramię. Zdziwiony zamrugałem oczami i spojrzałem na przyjaciółkę, która przyglądała mi się z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Za co to? - spytałem rozmasowując bolące miejsce.
- Bo mnie nie słuchasz. - wystawiła mi język. - Scott i Alex idą. - dodała po chwili.
Odwróciłem się i zauważyłem naszych przyjaciół zmierzających do nas. Przywitałem się ze Scottem typowym męskim uściskiem dłoni, natomiast Alex pocałowałem w policzek, za co dostałem od przyjaciela w ramie w które wcześniej przywaliła mi Grace.
- Kurwa uparliście się, że będziecie mnie dzisiaj bić czy co? - jęknąłem.
- A temu co? - spytał Scott.
- Gówno frajerze. - mruknąłem i przywaliłem mu w ramie.
Właśnie w ten sposób zaczęliśmy się bić, ale oczywiście nie na serio. Po kilku minutach Grace rozdzieliła nas śmiejąc się, że zachowujemy się jak dzieci. Może i tak, ale już wolę zachowywać się jak dziecko niż udawać dorosłego.
W pewnej chwili zauważyłem Melissę zmierzającą do szkoły w towarzystwie swoich koleżanek. Przeprosiłem przyjaciół i szybko podbiegłem do dziewczyny.
- Hej. - uśmiechnąłem się do niej.
- O hej. - odwzajemniła gest. - Zaraz do was dołączę. - zwróciła się do koleżanek, które wchodziły już do budynku szkolnego. - Co tam? - odwróciła się z powrotem do mnie.
- Właściwie to chciałem się zapytać czy nasze spotkanie jest nadal aktualne. - przygryzłem delikatnie wargę. Nie wiem czemu, ale byłem trochę zdenerwowany.
- Tak, chyba że nie chcesz. - wyglądała na trochę smutną.
- Oczywiście że chcę, jak możesz myśleć inaczej. - uśmiechnąłem się. - To może spotkamy się w skateparku? Po lekcjach muszę jeszcze zostać w bibliotece. - mruknąłem krzywiąc się lekko.
- Jasne. - zaśmiała się. - To do zobaczenia później. - powiedziała i puściła mi oczko.
Odwróciła się z gracją i ruszyła w kierunku szkoły. Patrzyłem w ślad za nią przez kilka sekund i po chwili sam się odwróciłem. Myślałem, że dostanę zawału, kiedy przede mną nagle pojawiła się Rubby. Dziewczyna uśmiechnęła się w swoim stylu, a mnie przeszedł dreszcz i to wcale nie było przyjemne uczucie. Jak na zawołanie w mojej głowie rozbrzmiał głos Grace, która opowiadała mi co się stało w dzień imprezy u Mallory. Skrzywiłem się na samo wspomnienie tych słów.
- Hej Nathan. - odezwała się uśmiechając się przy tym zalotnie. Nigdy nie działał na mnie jej "urok".
- Hej Ruby. - uśmiechnąłem się sztucznie. - Co słychać?
- Świetnie, ale ja nie w tej sprawie. Chciałam zapytać czy nie miałbyś ochoty wyjść gdzieś ze mną. - mówiąc to przygryzła "uwodzicielsko" wargę.
- Eeee wiesz, nie bardzo. Mam ostatnio strasznie dużo na głowie i jakiekolwiek wypady odpadają. - mruknąłem i przeczesałem dłonią włosy.
Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną. Chyba po raz pierwszy ktoś dał jej kosza. Po chwili znowu się uśmiechnęła.
- No to innym razem. - wymruczała i to dosłownie, a następnie pocałowała mnie w policzek i poszła do szkoły.
Rękawem bluzy wytarłem policzek i skierowałem się z powrotem do przyjaciół. Mam nadzieję, że nie widzieli mojej krótkiej wymiany zdań z Mallory, w innym wypadku nie dadzą mi żyć. Kiedy stanąłem obok nich, trzy pary oczu momentalnie przeniosły się na mnie.
- Co to za panna była, ta do której poszedłeś? - spytał Scott.
- Melissa. Poznałem ją w skateparku. - wzruszyłem ramionami.
- Niezła jest. - stwierdził mój przyjaciel, a po chwili dostał w głowę od Alex. - No co? Powiedziałem tylko że ładna, a nie że chciał bym ją.. - nie zdążył dokończyć bo znowu dostał w tył głowy. - Dobra już się nie odzywam. - mruknął i założył ręce na piersi.
Uśmiechnąłem się szeroko widząc obrażoną minę przyjaciela i "wściekłą" minę Alex. Oni ją niemożliwi, ale właśnie dlatego tak bardzo ich lubię.

* * *
Oparłem się o biurko i rzuciłem ścierkę na krzesło, na którym siedział Scott. Chłopak wyglądał jakby właśnie wyszedł z kopalni, a nie ścierał półki w bibliotece. Uśmiechnąłem się widząc kurz na jego twarzy. Wyglądał przekomicznie.
- Mam już dość tego sprzątania. - jęknął prostując się na krześle.
- Ty wiesz że to dopiero początek? - zaśmiałem się cicho.
- Jak mógłbym zapomnieć? Pani Bennett przypomina nam o tym co pięć minut. - mruknął.
Uśmiechnąłem się półgębkiem, a po chwili z powrotem wlazłem na drabinę i zacząłem układać książki na półce, którą wcześniej przetarłem. Tak szczerze to ja też miałem już dość zostawania po lekcjach i sprzątania w bibliotece. Zdecydowanie wolałbym jakoś inaczej spędzać ten czas. Od razu pomyślałem o Meli. Gdyby nie ta głupia kara już od godziny siedziałbym z nią w parku, a tak? Hoke i te jego słynne kary.Jeszcze kiedyś się na nim zemszczę za to wszystko, zobaczycie.
W pewnej chwili usłyszałem jak drzwi się otwierają i że ktoś wszedł do biblioteki. Będąc pewnym że to pani Bennett nawet nie zareagowałem, tylko dalej układałem książki. Po chwili jednak usłyszałem znajomy głos i o mało nie spadłem z drabiny.
- Hej Nathan.
Odwróciłem się i spojrzałem na Melissę, która przyglądała mi się z uśmiechem na ustach i uroczymi rumieńcami na policzkach. Do tego była ubrana w za dużą bluzę z kapturem i full capa. Wyglądała naprawdę słodko.
- Ty jesteś Melissa? - spytał Scott na co dziewczyna odpowiedziała skinięciem głowy. - Scott. Wiesz, chciałbym móc powiedzieć, że wiele o tobie słyszałem, ale mama mówiła że nie wolno kłamać.- podrapał się po głowie, a dziewczyna wybuchnęła śmiechem. - Nathan nic nie chciał powiedzieć na twój temat, oprócz tego że poznaliście się w skateparku.
- W sumie to nie ma co opowiadać, nie jestem ciekawą osobą. - wzruszyła ramionami.
- Bitch please, musi być w tobie coś, bo w końcu zainteresowałaś naszego Nathanka. - zaśmiał się mój przyjaciel.
Jezu zaraz mu coś zrobię i to nie będzie miłe. Zeskoczyłem zgrabnie z drabiny i szybko do nich podszedłem. Nie chciałem żeby ich rozmowa zeszła na dziwne lub niekorzystne dla mnie tematy.
- Ty nie miałeś przypadkiem wycierać półek? - spytałem kumpla. Scott zaśmiał się głośno rozumiejąc o co mi chodzi. Mrugnął do Melissy i poszedł przeglądać książki, które leżały na stoliku. Wywróciłem oczami i spojrzałem na dziewczynę.
- Co tu robisz? Umawialiśmy się w skateparku? - zdziwiłem się.
- No tak, ale zwolnili nas godzinę wcześniej i nie chciałam sama siedzieć w parku, więc przyszłam do ciebie. - uśmiechnęła się wesoło.
- To miło, ale muszę tu jeszcze trochę posiedzieć. - mruknąłem.
- Nic nie szkodzi. Posiedzę z wami, może wam pomogę. - zaśmiała się.
Także się zaśmiałem na dźwięk jej słów, w których dało się wyczuć nutkę sarkazmu. Też często w ten sposób zwracałem się do innych osób, a zwłaszcza do Scotta. Za każdym razem dowiaduję się, że ja i Mel mamy ze sobą wiele wspólnego i to jest całkiem fajne.

* * *
Szliśmy z Melissą w stronę centrum handlowego wygłupiając się i śmiejąc się na całe gardło. Postanowiliśmy że najpierw pójdziemy do sklepu sportowego, gdzie kupię sobie nową deskorolkę, a później do skateparku.
Kiedy pani Bennett zobaczyła naszą trójkę w bibliotece trochę się zdziwiła, ale i tak po chwili zaczęła się śmiać że ma jeszcze jedną osobę do sprzątania. Jednak mimo to przez cały czas dziwnie mi się przyglądała. Nie było to zbyt miłe uczucie, ale nic nie mówiłem.
Weszliśmy do sklepu z uśmiechami na twarzach. Od razu ruszyliśmy na poszukiwania odpowiedniej deski, chociaż właściwie to ja szukałem takiej żeby była podobna do tej, którą kupił mi ojciec. Wiem, że to już nie będzie to samo, ale jak się uprę to nie ma mocnych.
- A ta? - spytała Mel pokazując mi kolejną deskorolkę.
Patrzyłem na nią przez chwilę, zdając sobie sprawę że jest prawie identyczna jak moja stara deska. Uśmiechnąłem się szeroko i skinąłem głową.
- Jest idealna. - powiedziałem.
Melissa uśmiechnęła się dumnie, a ja zacząłem się śmiać. Zanim poszliśmy zapłacić za deskorolkę wziąłem jeszcze kask, który zdecydowanie się dziś przyda. Dziewczyna popatrzyła na mnie dziwnie, co sprawiło że znowu zacząłem się śmiać.
- Po co to? - spytała głupio.
- Dla twojego bezpieczeństwa. - odparłem zakładając jej kask na głowę.
- Wyglądam jak idiotka. - mruknęła zakładając ręce na piersi.
- Wyglądasz na prawdę słodko, a poza tym twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze. - uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
Dziewczyna oblała się rumieńcem i zawstydzona spuściła głowę w dół. A miałem jej więcej nie onieśmielać. Taa, no to mi się udało. Objąłem ją ramieniem i poprowadziłem w stronę kasy. Mela ściągnęła kask z głowy i podała mi go. Zapłaciliśmy za rzeczy i ruszyliśmy do skateparku.
Na miejscu nie było zbyt wiele osób, co w sumie było trochę dziwne ale dla nas lepiej, bo Melissa nie będzie musiała się wstydzić czy coś. Ponownie założyłem jej kask na głowę i zaczęliśmy naukę. Na początek utrzymywanie równowagi, później wytłumaczyłem jak skręcać i zatrzymywać się. Mel słuchała mnie uważnie i łapczywie chłonęła wszystko co mówiłem. Po około dwóch godzinach radziła sobie już całkiem nieźle. Chyba jestem niezłym nauczycielem. Znowu ta moja skromność.
W pewnej chwili Mel chciała wskoczyć na deskę, ale coś jej nie wyszło, bo deskorolka pojechała do przodu a ona prawie wylądowała na betonie. Prawie, bo w ostatniej chwili ją złapałem. Spojrzałem na jej twarz, która okazała się być bardzo blisko mojej. Czułem na szyi jej przyspieszony oddech. Przez kilkanaście sekund patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać, jednak nagle zdaliśmy sobie sprawę z tego co się dzieje i odsunęliśmy się od siebie. Pomogłem jej stanąć na równe nogi, a ona zrobiła krok do tyłu i spuściła głowę w dół. Przeczesałem włosy dłonią i przygryzłem wargę. Co się ze mną dzieje?
- Może spróbuję jeszcze raz. - mruknęłam, ale i tak dało się usłyszeć drżenie w jej głosie.
- Tak, spróbuj jeszcze raz.
Dziewczyna wzięła deskorolkę i próbowała dalej jeździć. Usiadłem na ławce i przyglądałem się jej, jednocześnie walcząc z myślami. Przecież kocham Grace, więc czemu chciałem pocałować Melissę? Lubię ją, nawet bardzo. Jest miła, zabawna i uwielbia jazdę na deskorolce, jest.. idealna, ale nie mogę z nią być. Czemu? Sam nie wiem. Przecież Grace nigdy nie będzie moja, więc dlaczego nie mogę spotykać się z kimś innym? Boże Nathan jesteś zdrowo popierdolony.
- Wszystko w porządku? - spytała Mel siadając obok mnie i ściągając z głowy kask.
- Taa, znaczy nie. Przepraszam za to co się prawie stało. - mruknąłem.
- Nie masz za co, przecież nic się nie stało. - uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
- Może masz rację. - odparłem  - Odprowadzić cię już do domu? - spytałem.
- Czemu nie. - wzruszyła ramionami. - Ale wcześniej w ramach podziękowania zapraszam cię na kawę, albo  pizzę, sama nie wiem. - powiedziała i podniosła się na równe nogi.
- Czemu nie. - zaśmiałem się.
Wziąłem deskorolkę pod pachę, a kask do ręki i ruszyliśmy w stronę najbliższej pizzerii przepychając się i żartując.


_______________________________________________
Tęskniliście? Mam nadzieję ;D
W końcu udało mi się dokończyć  ten rozdział, myślałam że to nigdy nie nastąpi -.-
Postaram się aby następy rozdział był szybciej.
No i mam prośbę, tak jak na tamtych blogach, a mianowicie chciałabym aby każdy kto czyta te bazgroły dał pod tym rozdziałem komentarz ;)
Pozdrawiam ;*
@Twinkleineye

sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 12

Siedziałem przy stole kuchennym i znudzony dłubałem widelcem w jajecznicy. Po tym co wczoraj widziałem nawet nie miałem ochoty nic jeść. Wiem że moje zachowanie jest bez sensu, bo jeszcze niedawno twierdziłem że wystarczy mi przyjaźń z Grace i chcę żeby była szczęśliwa. Owszem chcę, ale nie z nim! Jest tylu normalnym kolesi, ale ona musiała się zakochać akurat w tym. Nie mogę jej przecież powiedzieć prawdy o tym gościu, bo.. Właśnie co wtedy? Na pewno mi nie uwierzy i znowu się pokłócimy, a tego nie chcę.
Usłyszałem charakterystyczny dźwięk odsuwanego krzesła, ale nie odważyłem się podnieść głowy. Dobra, wiem jestem idiotą, egoistą i zwykłą ciotą, ale boję się że powiedziałbym jej co czuję i że wszystko wczoraj widziałem. Grace jest szczęśliwa, a to jest najważniejsze, co nie?
- Co ty taki zmarnowany? - zwróciła się do mnie pani Bennett nalewając sok do szklanki.
- Nie wyspałem się. - mruknąłem cicho nadal wpatrując się w talerz.
Przez chwilę panowała cisza, nie licząc odgłosów smażonych jajek. Czułem się dziwnie, tak jakby to była moja wina.
- Jak było na randce? - tym razem pytanie było skierowane do Grace, ale mimo to poczułem ucisk w żołądku.
- Normalnie, jak na randce, a co byś chciała? - zaśmiała się dziewczyna.
Usłyszałem na pani Bennett mruczy pod nosem "ach te nastolatki" i mimowolnie się uśmiechnąłem. Ta kobieta ma naprawdę złote serce. Niepewnie podniosłem głowę i dyskretnie, a przynajmniej tak mi się wydaje, spojrzałem na moją przyjaciółkę. Wyglądała na zamyśloną.
Właśnie w takich momentach chciałbym mieć super moce, jak na przykład Edward ze Zmierzchu. Tak, tak ja Nathan Knight oglądałem Zmierzch, ale tylko dlatego że Grace mnie do tego zmusiła. Scotta zresztą też więc nie jestem jakiś gorszy.
Westchnąłem cicho i podniosłem się z miejsca. Wszystkie spojrzenia od razu skierowały się w moją stronę. To już nawet nie można wstać od stołu, żeby nikt się na człowieka nie gapił?
- Nie zjadłeś śniadanie. - powiedziała pani Lydia.
- Nie jestem głodny. - odparłem i wyszedłem z kuchni.
Poszedłem na górę do pokoju i zacząłem pakować książki do szkoły, gdyż wczoraj jakoś nie miałem czasu. Chowałem właśnie książkę do angielskiego, kiedy do pokoju jak burza wpadł mój młody. Wdrapał się na łózko i zaczął po nim skakać. Spojrzałem na niego marszcząc brwi, a on uśmiechnął się łobuzersko.
- Nudzi ci się? - spytałem z uśmiechem.
- Noo! - odparł nie przerywając swojej czynności.
Wywróciłem oczami, zasunąłem plecak i przerzuciłem go sobie przez ramię. Zerknąłem kątem oka  na braciszka i uśmiechnąłem się pod nosem. Po chwili złapałem go za nogi i pociągnąłem na łóżko, na co on odpowiedział krzykiem. Już po chwili w drzwiach pojawiła się moja przyjaciółka. Starałem się na nią nie patrzeć, ale szło mi ciężko.
- Co ty tak krzyczysz? - spytała podchodząc bliżej.
- Bawimy się tylko! - odparł zeskakując z łóżka.
- Niech ci będzie. - zaśmiała się. - Gotowy do przedszkola?
Młody zaczął kręcić głową na "nie" śmiejąc się przy tym, niczym jakiś stwór z horroru. Grace wskazała ręką na drzwi, tym samym każąc mu iść się przygotować. Lucasowi od razu uśmiech zniknął z twarzy, Spuścił głowę i wolnym krokiem jak na skazanie wyszedł z pokoju. Patrzyłem w ślad za nim, byle tylko nie musieć patrzeć na Grace, ale wiedziałem że to nieuniknione.
- Co ty taki nie w humorze dzisiaj? - spytała siadając obok mnie.
- Nie wyspałem się i tyle. - powiedziałem to co wcześniej jej mamie. - Jak było na randce? - wydusiłem z trudem.
- Miło. Carlos zapytał mnie czy chcę z nim chodzić. - zaśmiała się. - Poprosiłam go, żeby dał mi czas na zastanowienie się.
- Dlaczego? - zdziwiłem się szczerze.
- Podoba mi się i w ogóle, ale nie wiem czy jestem gotowa na związek. - odparła.
Zerknąłem na jej twarz, ale szybko odwróciłem wzrok. Nie chciałem tworzyć "niebezpiecznych" sytuacji, takich jak wtedy w skateparku, bo to wszystko zjebie, a nie chcę stracić tego co mi pozostało.
- Zbieramy się do szkoły? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos dziewczyny.
- Pewnie. - uśmiechnąłem się sztucznie.

* * *
Kiedy staliśmy w czwórkę na szkolnym dziedzińcu śmiejąc się w najlepsze, podszedł do nas nie kto inny jak pan Carlos Smith, jej. Mimowolnie zacisnąłem dłonie w pięści, co poradzę że ten typek tak na mnie działa. Chłopak przytulił Grace od tyłu i pocałował ją w policzek, przez co na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce.
- Nie obrazicie się jak ją porwę? - spytał uśmiechając się do nas sztucznie.
- Nie czemu. - mruknęliśmy wszyscy cicho. Cóż, najwyraźniej nie tylko mi nie podoba się ten koleś.
- Na razie. - powiedziała Bennett i już ich nie było.
Patrzyłem w ślad za nimi czując ucisk w sercu, dokładnie ten sam co wczoraj, ale był trochę lżejszy niż tamten. Nie żebym narzekał czy coś.
- Stary masz fajki? - zwróciłem się do przyjaciela.
- Pewnie. - odparł jednocześnie wyciągając z kieszeni dżinsów paczkę papierosów.
Wziąłem jednego szluga, odpaliłem go szybko i wpuściłem dym tytoniowy do płuc. Ręce przestały mi się trząść i czułem się zrelaksowany. I pomyśleć że to tylko dzięki jednemu papierosowi.
- Grace chodzi z Carlosem? - zdziwiła się Alex.
Wzruszyłem ramionami zaciągając się po raz kolejny. Na moje nieszczęście właśnie w tym momencie ze szkoły wyszła pani Thomas. Kiedy zobaczyła mnie z papierosem, aż poczerwieniała ze złości. Zawsze uważała mnie za swojego ulubieńca i wszystko mi darowała, ale chyba już się jej odwidziało.
Podeszła do mnie, chwyciła za rękaw bluzy i zaprowadziła do dyrektora, mrucząc pod nosem bliżej nie określone słowa.
Tak więc pierwszą lekcję miałem z głowy. Oczywiście nie przeszkadzało mi to. Dużo bardziej wolę "słuchać" gadania Hoke'a niż Stone'a, plus ta wygodna kanapa. Wszystko by było super, gdyby nie wezwali pani Bennett, która znowu musiała świecić za mnie oczami.
- Nathan ty palisz? - spytała wściekła kobieta, kiedy wyszliśmy z gabinetu dyra. Wzruszyłem ramionami nie wiedząc co mam jej jeszcze powiedzieć. - Twój ojciec nie byłby zadowolony z tego co robisz. - powiedziała smutno.
No i trafiła w czuły punkt. Zawsze jak ktoś mówił że ojciec nie byłby ze mnie dumny czy zadowolony robiło mi się strasznie głupio i przede wszystkim przykro. Skąd oni w ogóle mogą wiedzieć co zrobiłby mój tata? Tak naprawdę nikt nie wie jaki on był naprawdę. Myślą że był surowy, bo tak zachowywał się przy obcych ludziach, ale naprawdę był najwspanialszym człowiekiem na świecie. Zawsze mnie rozumiał i starał się pomagać.
- Dobra idź już na lekcję. - mruknęła. - Nie zapomnij że po lekcjach macie zostać ze Scottem.
- Jak mógłbym zapomnieć. - powiedziałem cicho.
Poszedłem na drugą lekcję, matematykę. Jupi jak ja to kocham. Czuć sarkazm? No ja myślę. Wpadłem spóźniony do klasy, przeprosiłem grzecznie i usiadłem obok przyjaciela. Przez pół lekcji opowiadałem mu co gadał dyro, ale dzięki bogu nauczyciel nie zwracał na nas zbytnio uwagi.
- Dzisiaj też zostajecie po lekcjach? - spytała cicho Alex.
- No. I tak przez dwa tygodnie. - mruknął Scott przepisując jakiś wzór z tablicy.
- Nie marudź. Mnie jeszcze czeka bura od pani Bennett za palenie.
- Ja ci nie kazałem jarać na dziedzińcu szkolnym. - zaśmiał się.
- Wal się. - mruknąłem ze śmiechem.
- Przestaniecie zachowywać się jak dzieci? - spytała niebieskowłosa.
- Nathan, Scott, Alex jedynka za gadanie na lekcji. - odezwał się nauczyciel.
- Chyba pana pojebało! - naskoczył na niego Craven. - Pałe może pan nam dać za nienapisany sprawdzian, a nie za gadanie! - oburzył się.
- Craven, bo pójdziesz do dyrektora. - pogroził mu mężczyzna.
- Ładną dzisiaj mamy pogodę, czyż nie? - chłopak uśmiechnął się wesoło.
Klasa wybuchnęła śmiechem, a nauczyciel wrócił do prowadzenia lekcji. Spojrzałem na przyjaciela, który gniewnie wpatrywał się w siwiejącą głowę mężczyzny, mrucząc przy tym wiązankę przekleństw.
Uśmiechnąłem się pod nosem, a po chwili mimowolnie zerknąłem na Grace, która w najlepsze rozmawiała z Carlosem. Czyżby jednak się zgodziła? Oby nie. Nie zniósłbym tego.

* * *
Kończyliśmy ze Scottem układać książki na półce, kiedy przyszła pani Bennett. Kobieta popatrzyła na mnie groźnie i zaczęła segregować jakieś kartki. Westchnąłem cicho i zabrałem się za ściąganie książek z kolejnej półki.
- Co robisz wieczorem? - spytał Scott.
- A co? Chcesz mnie zaprosić na randkę? - zaśmiałem się.
- Taa jasne. Grace znowu wychodzi z Carlosem. - popatrzyłem na niego zdziwiony. - Alex mi mówiła.
- Mam to gdzieś. Idę do skateparku.
- Nie masz deski. - zauważył.
Spojrzałem na niego gniewnie, a on rozłożył ręce w geście obronnym. Wywróciłem oczami i przetarłem półkę najpierw mokrą, a później suchą ściereczką. To zajęcie było tak monotonne i nudne, że miałem już dość, a to dopiero drugi dzień.
- Dobra chłopcy, na dzisiaj już wystarczy. Zmykać do domów. - kobieta uśmiechnęła się do nas ciepło. Skąd ta nagła zmiana nastroju?
Wzięliśmy swoje rzeczy i szybko wyszliśmy z biblioteki. Scott od razu zadzwonił do Alex że jest wolny i czy mogą się spotkać. Zaśmiałem się widząc jego maślane oczka. Jezu ja też tak wyglądam? Oby nie. Pożegnałem się z kumplem i ruszyłem w stronę skateparku.
Po około dwudziestu minutach byłem już na miejscu. W parku było całkiem sporo ludzi jak na tą porę dnia. Jako że nie miałem deskorolki postanowiłem, że będę się tylko przyglądał jak jeżdżą inni. Podszedłem do ławki na której siedziała jakaś dziewczyna i zająłem miejsce obok niej. Zerknąłem na nią kątem oka i zauważyłem że ona też na mnie zerka. Kiedy zorientowała się, że na nią patrzę oblała się rumieńcem i szybko odwróciła wzrok.
Skorzystałem z sytuacji i przyglądnąłem się jej dokładniej. Miała długie, brązowe włosy i także brązowe duże oczy, a także jasną cerę. Przyznam że była naprawdę ładna, a te rumieńce dodawały jej uroku.
Szatynka dyskretnie zerknęła na mnie i uśmiechnęła się nieśmiało. Odwzajemniłem ten drobny gest, a to sprawiło że dziewczyna zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Wow. Nie wiedziałem że tak działam na dziewczyny. Dobry jestem. Ta, ja i moja skromność.
- Hej, Nathan jestem. - wyciągnąłem do niej rękę i uśmiechnąłem się.
- Melissa. - uścisnęła moją dłoń i odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem.
- Jeździsz na deskorolce? - spytałem.
- Chciałabym. - zaśmiała się. Miała niesamowity głos. - Przyszłam tu z bratem, to on jeździ. Prosiłam go żeby mnie nauczył ,ale on nie chce się zgodzić. - powiedziała smutno. - A ty jeździsz?
- Od kilku lat, ale obecnie nie mam deskorolki.
Gadaliśmy tak przez jakiś czas. Tematy w ogóle się nam nie kończyły. Dowiedziałem się wielu rzeczy na temat Melissy tak samo jak ona na mój. Przy niej w ogóle nie myślałem o tym, że miłość mojego życia pewnie teraz liże się z kolesiem, którego nienawidzę najbardziej na świecie. Dobra, może trochę myślałem, ale nie było to już tak bolesne.
W pewnym momencie zauważyłem, że w naszym kierunku zmierza jakiś chłopak. Melissa też go zauważyła, co sprawiło że na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech.
- Mela zwijamy się. - odezwał się stając naprzeciwko nas.
- Jake ja chyba jeszcze zostanę. - powiedziała zerkając na mnie. - Tak w ogóle poznajcie się. Nathan to jest Jake, mój brat. Jake to jest Nathan.
Uścisnęliśmy sobie dłonie, uśmiechając się przy tym serdecznie. Muszę przyznać, że koleś sprawiał wrażenie naprawdę sympatycznego.
- Czyli zostajecie tutaj razem? - spytał.
- Tak. Chciałam jeszcze popatrzeć jak chłopaki jeżdżą. - dziewczyna uśmiechnęła się do brata.
- Mam rozumieć że odprowadzisz później moją małą siostrzyczkę? - zwrócił się do mnie.
- Oczywiście.
- To spoko. Widzimy się w domu. - Jake uśmiechnął się do siostry i poszedł sobie.
Patrzyliśmy w ślad za chłopakiem jeszcze przez kilka sekund. Zaśmiałem się pod nosem i skierowałem wzrok z powrotem na twarz dziewczyny. Nie wiem czemu, ale wyglądała na lekko zawstydzoną.
- Przepraszam za brata. On tak zawsze. - powiedziała cicho. - Troszczymy się o siebie, bo rodzice nie bardzo się nami interesują. Liczy się dla nich tylko kasa.
- Rozumiem. Ja też bardzo troszczę się o mojego brata. Po śmierci taty, mama wyszła za strasznego tyrana i teraz zawsze trzymamy się razem.
- Przykro mi z powodu twojego taty. - powiedziała cicho.
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i szybko zmieniłem temat na jakiś weselszy. Dziwnie mi się rozmawia o moim ojcu, nawet z osobami bardzo bliskimi takimi jak Scott czy Grace. Nie wiem czemu, po prostu tak mam i już, ale chyba nie ma w tym nic dziwnego, przynajmniej tak mi się wydaje.
Gadaliśmy z Melissą przez bardzo długi czas, poznając się coraz bardziej. Mimo że znałem ją tylko kilka godzin, naprawdę ją polubiłem. Na początku myślałem, że jest cicha i nieśmiała, ale okazała się strasznie rozgadaną i wesołą osobą, z pozytywnym nastawieniem. Przy niej uśmiech w ogóle nie schodził mi z twarzy. Miło spędziłem czas w jej towarzystwie.
Oderwałem wzrok od jej oczu i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jest już naprawdę późno. Sprawdziłem godzinę na telefonie. Było za pięć dziewiąta. Nieźle się zasiedzieliśmy. Wstałem z ławki i odwróciłem się twarzą do dziewczyny.
- Chyba powinniśmy już wracać. - zaśmiałem się. - Odprowadzę cię do domu.
- Nie musisz tego robić. Mieszkam kilkanaście minut drogi stąd.
- Nie rób problemów. Nie chcę, żeby coś się stało takiej uroczej dziewczynie. - uśmiechnąłem się do niej.
Dzięki światłu jakie dawała pobliska latarnia, zauważyłem rumieńce na jej twarzy. Chyba powinienem przestać ją ciągle zawstydzać. Wyciągnąłem do niej rękę, a ona z wahaniem chwyciła moją dłoń. Przez moje ciało przeszedł najpierw dreszcz zimna, gdyż jej dłoń była zimna, a po chwili zamienił się w bardzo przyjemny.
- Masz lodowate ręce. Czemu nie mówiłaś że jest ci zimno? - spytałem i dopiero teraz zauważyłem że miała na sobie koszulkę z krótkim rękawem.
Nie czekając aż coś powie ściągnąłem swoją bluzę i podałem ją jej. Dziewczyna speszyła się trochę i zaczęła się wykręcać, ale byłem nie ugięty. Po kilkuminutowej kłótni w końcu wymiękła i założyła moją bluzę, która była na nią zdecydowanie za duża, ale mimo to wyglądała w niej mega seksownie.
W drodze powrotnej przez cały czas śmialiśmy się, opowiadaliśmy żarty i różne historyjki, popychaliśmy się i ogólnie takie wygłupy. Szkoda że ten dzień był taki krótki.
- Zaraz, czyli chodzisz do tej samej szkoły co ja? - spytałem zdziwiony.
- Tak, do pierwszej klasy. - uśmiechnęła się.
- Jak to możliwe że cię nie zauważyłem?
- Najczęściej siedzę w szkole, a ty z tego co się orientuję to na dziedzińcu.
- No tak. - mruknąłem pod nosem. - Co do jazdy na desce, to może ja mógłbym cię nauczyć. - odezwałem się po chwili ciszy.
- Naprawdę? - Mela wyglądała na naprawdę szczęśliwą. - Byłoby świetnie!
- To co? Jutro w skateparku?
- Pewnie.
W tym momencie zatrzymaliśmy się pod naprawdę wielkim domem. No dobra może nie był ogromny, ale na pewno większy niż mój. Omiotłem spojrzeniem całą posesję nie mogąc wyjść z podziwu. No, ale serio, na co komu tak wielki dom? Bez sensu, przynajmniej jak dla mnie.
- Tak tu właśnie mieszkam. Wolałabym mieszkać w kartonie, ale mieć normalną rodzinę niż żyć tutaj. Same lamusy uważające się za nie wiadomo kogo.
- Nie przejmuj się. Mogło być gorzej.
- Niby tak. - westchnęła. - W każdym razie dzięki za miło spędzony czas, za oprowadzenie i za pożyczenie bluzy. - uśmiechnęła się do mnie i oddała mi moją bluzę.
- Nie ma za co. Ja też się świetnie bawiłem. - też się do niej uśmiechnąłem.
Melissa podeszła bliżej, a następnie pocałowała mnie w policzek. Mówię wam, jak ona pachniała. Niesamowite że jedna, drobna dziewczyna miała tyle plusów. Nie wiem, może mi się to wszystko śni.
- Do jutra. - powiedziała cofając się do tyłu,
- Do jutra. - powtórzyłem i puściłem jej oczko.
Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie i po chwili zniknęła za furtką.


______________________________________________________
Ania zaczęła mi się upominać o rozdział, więc jest ;)
Jak widzicie pojawiła się nowa postać, a nawet dwie. Myślicie że Melissa trochę namiesza?
Dodałam jej zdjęcie do bohaterów. Jej brat raczej rzadko będzie się pokazywał, więc jego zdjęcie nie będzie potrzebne.
Mam nadzieję że rozdział się wam podoba ;)
Pozdrawiam
@Twinkleineye